profil

Reportaż z "Dziadów".

poleca 85% 615 głosów

Treść Grafika
Filmy
Komentarze
Adam Mickiewicz

„Czuję, jak jedna kropelka spływa mi po policzku, i spada na ziemię. Ona jakby spragniona symboli życia od razu ją pochłania.”

Jest pierwszy listopada 1985 roku. Dzień zmarłych. Otrzymałem propozycję uczestnictwa w pogańskim święcie zwanym „Dziady”. Po zapoznaniu się z materiałami o tymże święcie udaje się do Oborników Śląskich, gdzie w starej, kościelnej kaplicy ma się odbyć obrzęd Dziadów.

Już jestem. Wioska jakby opuszczona. Przedsionek piekieł. Co krok mam wrażenie, jakby coś – tam w mroku – obserwowało mnie, tylko czekając aby wbić kły z moją aortę. Nadnercza produkują teraz więcej adrenaliny, niż kiedykolwiek. Idę środkiem wsi, a moje kroki odbijają się głuchym echem w pustych domostwach. Gdzieniegdzie można jeszcze dostrzec puste butelki po winach owocowych. Co chwilę słychać jakiś szelest. A może to tylko wytwory mojej wyobraźni, pobudzonej tym strasznym miejscem? Nie wiem.

Podchodzę do kaplicy. Dokoła żadnej żywej duszy. Właśnie... Żywej. Na prawo od kaplicy jest cmentarz. Gdy wiatr zawieje z tamtych okolic, czuć zgniliznę. Cały czas słyszę jakieś szelesty. Moja biedna wyobraźnia. Cały jestem zlany zimnym potem. Czuję, jak jedna kropelka spływa mi po policzku, i spada na ziemię. Ona jakby spragniona symboli życia od razu ją pochłania. Pukam do kaplicy. Nagłe, podniecone głosy i hałasy ze środka świadczą o tym, że jednak jest tu ktoś żywy. Ale czy na pewno? Drzwi otwierają się powoli. Ich skrzyp przeszywa mnie do szpiku kości. W drzwiach stoi mężczyzna. Ma długą, brązową szatę i laskę. Jest tak chudy, że niemalże widać kości policzkowe. Oczy ma zamglone. Zapewne niedowidzi.

- Wejdź, bracie. – sączy przez zęby chrapliwym, cichym głosem, po czym odchodzi zostawiając drzwi na w pół otwarte.
Wchodzę do środka. Kilka postaci ledwo widocznych w ciemności uwija się jak w ukropie.
- Nadchodzi noc. Dziady czas rozpocząć! Zasłońcie okna. Niechaj żaden płomień słońca nie spłynie do środka. – Mówi człowiek w szacie.
Zaczepiam jednego z ludzi. Pytam, kim jest ten człowiek. „Guślarz” – słyszę w odpowiedzi na moje pytanie. Siadam na jakimś kamieniu, wcześniej zrzucając z niego kilka robaków. Dopiero teraz, gdy oczy przyzwyczaiły się do ciemności zauważam trumnę. A może wcześniej jej nie było? Może to też tylko wytwór mojej wyobraźni? Trumna stoi na środku kaplicy. Na stołach przy ścianach są ogromne ilości jedzenia i picia.
- Przykryjcie trumnę. Podajcie kądziel! Niechaj się rozpoczną Dziady! – krzyczy Guślarz.
- Jest kądziel. Trumna przykryta. Jadło gotowe. – zwraca się jedna z postaci do Guślarza.
Guślarz bierze kądziel. Wymawia jakieś zaklęcia. Czuję, że coraz bardziej telepią mi się ręce. Nie wiem, czy napiszę ten reportaż do końca. Już ledwo co trzymam długopis. Czuję zimno. Jakby ktoś otworzył okno, a ja siedziałbym na przeciągu. Straszne. Rozglądam się. Wszystkie okna zamknięte. Czuję, że zaraz się coś wydarzy. I to nie będzie miłe. Co się dzieje?! Widzę światłość. Nieprzeniknioną, czystą, doskonałą światłość. Widzę człowieka. Nie. To nie człowiek. To dusza ludzka. Tak. Guślarz przyzwał pierwszą duszę. Tę z lekkim grzechem. On z nią rozmawia. Tak. Widzę to. Ale nie słyszę nic. Jestem zbyt przerażony. Jestem dobrym reporterem. Podejdę bliżej. Nogi odmawiają mi posłuszeństwa. Trzęsę się jak galareta, ale postaram się podsłuchać grzechy i przestrogi tej duszy. Im bliżej podchodzę tym większe czuję ciepło. Czyste, niewinne ciepło. Przenika moje ciało. Jestem już jakieś trzy kroki od ducha. Teraz będzie relacja na żywo! Rozmowa z duchem!
- Czego pragniesz duszo? Czym zawiniłaś, że nie możesz cieszyć się w niebie? – pyta Guślarz
- Rząąądząąą piiiiieniąąąądza! – wyje(nie wiem czy to poprawnie, ale proszę mi wierzyć nie było innego określenia) duch. – Zaaaa życiaaaa byyyyłem uuuuznanyyyym baaaankieeerem!. Aaaale rząąądza piiieniąąądza byłaaaa śilniejszaaaa od aaaambicjii! Więęęęc kraaaadełem! I zoooostałeeem przyłaaapaaany! Wyyymieeerzyyyli miii chłostęęęę. Teeeeraaaz błąąąkam sięęę po świeeecie szukająąąc ratuuunku! –
- Ale jak można ci pomóc? – pyta niewzruszony Guślarz
- Daaaajcie miii kaaawaaałeeek suuucheego chleeeba! – wyje duch. – Booo ktoo w życiuuu nieee był zmuuuszony do jeeeedzeeenia succchego chlebaaaa ten nieee będzie piiił wiiinaaa w niiebie! –
Jego słowa powtarza chór. Guślarz bierze ze stołu kawałek chleba, i podaje go duchowi. Duch nie kryje radości. Odgryza spory kęs chleba i znika. Teraz Guślarz nakazuje przynieść wielki kocioł wódki.
- Przepraszam... – mówi do niego jeden z uczestników – ale nie mamy wódki. Nie pamięta Guślarz, jak dzisiaj rano wpadli do mojej stodoły ZOMO-wcy i zniszczyli bimbrownie, razem z całym zapasem wódki? –
- Racja. Hmmmm. Co może zastąpić wódkę? – zastanawia się Guślarz. – Wiem! Weźmiemy po prostu benzynę z samochodu tego reportera! – mówi i patrzy na mnie wymownym wzrokiem.
Kiwam mu głową, a on skinąwszy palcem na jakiegoś chłopa odwraca się i mi dziękuje.

Po sekundzie pojawia się w/w chłop z baniakiem benzyny. Wlewa ją co kotła, po czym znowu wszyscy zbierają się dookoła trumny. Guślarz daje znak do zapalenia wó...benzyny. Ale benzyna jest trochę wybuchowa. Oj. Jakiś mężczyzna wrzuca do kotła pochodnię. Bum. Biedny. Odrzuciło go na ścianę kaplicy, ale benzyna się pali! Guślarz przyzywa teraz ducha z ciężkim grzechem. To będzie niesamowite przeżycie. Obrzęd się kończy. Wszyscy czekają na ducha. Nagle jakby z nikąd przez zamknięte okno wlatuje zjawa. Ma straszną, nagą czaszkę. Jej puste oczodoły przyprawiają mnie o gęsią skórkę, mam wrażenie, że ciągle patrzy na mnie. Guślarz zaczyna rozmowę. Słyszę co nie co, ale niewyraźnie. Ta zjawa to dusza kobiety. Ale jaki grzech popełniła? Już wiem. Ona zabijała swoich mężów dla ich pieniędzy. Szczytny cel...ekhm! Chciałem powiedzieć okropieństwo! Ale ona umarła w biedzie. Całe jej gospodarstwo spłonęło, razem z nią. Jak można jej pomóc? Mówi coś. Żeby jej pomóc trzeba dać jej monetę. Drobną, nic nie wartą monetę. Ale jaką przestrogę dała?
- Kto kochał dla pieniędzy ten zawsze umrze w nędzy! – mówi zjawa.
Bardzo mądre. Muszę to zanotować. Guślarz podaje jej monetę. Ona podnosi ją ku sklepieniu kaplicy, po czym znika.

Teraz ostatni duch. Dobrze, bo mam już dosyć wrażeń. Wszyscy zbierają się wokół trumny. Guślarz woła o zioła. Czytałem o tym. Gdy je spali pojawi się ostatni duch. Są zioła. Mężczyzna kładzie je na trumnie. Odmawiane są jakieś tajemne zaklęcia, po czym zioła ulegają spaleniu. Trumna otwiera się. Powoli. Skrzypi okropnie. Nareszcie. Trumna jest otwarta. Z jej środka wychodzi dusza dziecka. Nie całkiem dziecka. Na moje oko to tak 13-15 lat. Ale czym takie dziec.... taka młodzież mogła zawinić?
- Jestem Kaziu. Kaziu Muńczyk. Pamiętacie mnie, prawda? Straszne grzechy ciążą na mojej młodej duszy. Kradłem, kłamałem, łamałem przysięgi. To tylko niektóre. Ale ja naprawdę żałuje i chcę się dostać do nieba! – mówi Kaziu, po czym zaczyna płakać.
- Jak ci możemy pomóc? – pyta go Guślarz
- Dajcie mi dziecko. Małe, niewinne dziecko. Niechaj je pocałuje w czoło. Gdyż kto za młodu jest złym człowiekiem, temu w niebie nie będzie lepiej. – mówi
Chór powtarza jego słowa. Na szczęście dzisiaj w Dziadach uczestniczy mała dziewczynka. Guślarz bierze ją na ręce, po czym podaje chłopcu. Nic z tego! Duch nie utrzyma dziecka! Straszne. Chłopiec zaczyna płakać jeszcze mocniej.
- Przykro mi chłopcze. Nie możemy ci pomóc! Widzisz pański krzyż? Zostawże nas w spokoju, a kysz, a kysz! – krzyczy Guślarz.
Duch znika. Smutne, że taki młody chłopak musi się teraz włóczyć po świecie. Gdyby nie popełnił tych grzechów byłby teraz w niebie. Biedak. Już ranek świta. Koniec Dziadów. Dziękuje Guślarzowi za zaproszenie, i żegnam się z uczestnikami uroczystości. Wychodzę z kaplicy bogatszy o nowe prawdy życiowe. Dziady były ciekawym przeżyciem, jednakże nie chciałbym go przeżyć jeszcze raz.

Czy tekst był przydatny? Tak Nie

Czas czytania: 7 minut

Ciekawostki ze świata
Teksty kultury