profil

"Tristan i Izolda" - oczami Gorwenala.

poleca 85% 420 głosów

Treść
Grafika
Filmy
Komentarze

Historia, którą za chwilę mości panowie usłyszycie, działa się dawno temu, gdym młodym był jeszcze. Jako koniuszy nie krótko już służyłem swemu panu- zacnemu królowi Riwalenowi- władcy pięknej ziemi lońskiej. Pewnego razu, lat ze trzydzieści temu, pan mój dowiedział się o nieprzyjacielskich waśniach w królestwie Kornwalii, gdzie władcą był serdeczny jego przyjaciel- król Marek. Wraz z najwspanialszymi rycerzami król Riwalen przebył morze spiesząc towarzyszowi na ratunek. Chwalebne zwycięstwa tam odnosząc pan mój otrzymał jako nagrodę przecudnej urody niewiastę- siostrę króla Marka- Blancheflor, którą już w Kornwalii pojął za żonę. Jednakże gdy tylko kochankowie ślub wzięli, do Riwalena wieści doszły, iż wróg jego dawny- diuk Morgan- pustoszy piękne królestwo lońskie paląc grody i miasta. Pospiesznie powróciwszy do dalekiej ziemi lońskiej, król w Kanoel już powierzył brzemienną już Blancheflor pieczy marszałka Rohałta. Następnie zebrawszy baronów i lenników wyruszył na wojnę z Morganem.

Niestety królowi Markowi nie było pisane powrócić z tej wojny. Podstępem okrutnym i nie godnym rycerza diuk Morgan zamordował pana mojego, wspaniałego króla Riwalena. Płakało po nim całe królestwo, wszyscy poddani, którzy kochali sprawiedliwego władcę, dwór cały, tylko nie jego żona- Blancheflor. Nie uroniła ani łzy za swym mężem, ale po jego śmierci nie przypominała już dawnej, radosnej królowej. Na nic zdały się piękne słowa Rohałta. Czwartego dnia od piekielnej wieści królowa na świat wydała dawno upragnionego syna, któremu nadawszy imię Tristan, jako że na świat przyszedł przez smutek, ducha wyzionęła. Księcia naszego przygarnął wierny Rohałt Dzierżący Słowo. Podawał go za swego syna i razem ze swymi dziećmi wychowywał.

Gdy Tristanowi, który na pięknego wyrastał młodzieńca, minęło siedem wiosen, przyszedł czas by go niewiastom odebrać i przekazać rycerzowi. Tu właśnie rozpoczyna się przygoda moja z Tristanem- księciem lońskim. Lat niewiele minęło, a niezwykle pojętny młodzieniec nauczon przeze mnie został wszystkich umiejętności baronowi przystojących. Tristan jak nikt mieczem wywijał i z niespotykaną siłą ciosy wszelakie zadawał; strzałów jego z łuku nie powstydziłby się nawet niejaki Robin z Locksley, uchodzący za najwspanialszego łucznika wszechczasów. Wszelako nie tylko sztuki wojennej był przeze uczon młody książe. Od lat najmłodszych wpajałem mu nienawiść do wszelakiej zdrady czy kłamstwa, które najgorszą hańbą rycerza okryć w stanie. Chłopiec ambitny był niezwykle, choćby gdy razu pewnego minstrela ujrzał i posłyszał piękną jego grę, tak się zachwycił, iż sam chciał grać, czego w niedługim czasie się nauczył. Wtedy nikt jeszcze oprócz Rohałta nie wiedział iż Tristan, jedynym jest potomkiem króla Riwalena. Dlategoż Rohałt kochał młodzieńca jak syna, ale potajemnie czcił jak pana.

Dnia jednego owóż zdarzyło się, iż kupcy norwescy podstępem Tristana powiedli na swój statek, porywając jako zdobycz piękną. Jako się potem od Tristana szlachetnego dowiedziałem, ośm dni i ośm nocy na oślep statek gnany był przez wichry potężne. Dopiero wtedy marynarze błąd swój zrozumieli i młodzieńca wypuścić na czółnie przysięgli. Od razu bałwany się uspokoiły, a wichry ucichły. Pachole Riwalenowe obudziło się dopiero dobijając do brzegu piaszczystego. Nie wiedział wtedy jeszcze, iż kraina w której przebywa jest Kornwalią, z której pochodzi jego nieboszczka matka. Dzięki swym wspaniałym umiejętnościom łowieckim, którymi zabłysnął, dostał się przed oblicze samego króla Marka- swego wuja. Trzy lata wiernie Markowi Tristan służył na łowach i sądach. Sypiał nawet w komnacie jego przygrywając na lutni w czasie zgryzoty. Razu pewnego, w dniu gdy pierwszy śnieg spadł, do Kornwalii wraz z Rohałtem przybyłem w towarzystwie kilku jeszcze zacnych rycerzy lońskich. Na bezprawie panujące na ziemiach lońskich przez diuka Morgana powołując się, Rohałt zachęcił w pełni już dojrzałego Tristana do wydarcia z rąk tyrana należnych mu z więzów krwi ziem. Otrzymawszy od wuja najwspanialszy oręż rycerski na statkach kornwalijskich morze przebył Tristan, i wyzwawszy diuk Morgana w uczciwej walce na ubitej ziemi go pokonał. Mimo, iż miał powody do radości wychowanek mój nie był szczęśliwym. Był w rozterce- ojczyznę i władzę w niej wybrać, czy służbę u potrzebującego go Marka, króla Kornwalii. Zadecydował wreszcie ziemie lońską oddać Rohałtowi Dzierżącemu Słowo i baronom, a wraz ze mną do Kornwalii, do tęskniącego Marka pospiesznie płynąć.

Tam nie zastaliśmy jednakże radości, ino smutek i rozpacz, gdyż król Irlandii zbroił flotę i do corocznej łupieżczej wyprawy się szykował. Jako posła król Irlandii wysłał postawnego i niepokonanego w boju rycerza wspaniałego- Morhołta. Zarówno mi jak i wszystkim Kornwalijczykom na sam dźwięk tego imienia dęba włosy stawały. Jeden Tristan się go nie uląkł i pokonawszy olbrzyma kraj swój uwolnił z płacenia haraczu. Mimo zwycięskiej walki odważny młodzieniec rany odniósł niezwykle poważne, od których ani chybi każdy inny śmiertelnik by zginął. Ale cóż poradzi wytrzymałość w obliczu trucizny, jaką oręż Morhołta był pokropiony. Licząc znów na przychylność morza, umierający kazał się spuścić w czółnie na wodę. Wiele dni tak dryfował, pozostawiając nas wszystkich w Kornwalii w niepewności czy już ducha wyzionął, czy może pomoc jaką od samego Boga otrzymał. Ku mej radości otrzymał ponowną szansę, a ratunek przyszedł w osobie Izoldy Jasnowłosej- księżniczki Irlandii, z której pochodził pogromiony przez Tristana Morhołt. Przed jej oblicze doprowadzon został przez rybaków, którzy posłyszeli cudowną muzykę i przedziwną płynącą z łodzi, w której nieprzytomny leżał Tristan. Wspomniana przeze mnie Izolda, niewiasta przecudnej urody, od swej matki nauczyła się niespotykanej wiedzy o ziołach i eliksirach, którymi jak mawiano, nawet martwego potrafiła z grobu wydobyć. Czy to prawda?- nie wiem, ale kompana mojego z objęć śmierci ani chybi wydarła. Po kilkudziesięciu dniach do Tyntagielu powrócił znów piękny i zdrowy Tristan i opowiedział najbliższym co go w Irlandii spotkało.

Beztroska zapukała do drzwi Tristana niestety na czas niezwykle krótki, oto czterech najpodlejszych baronów Kornwalii nienawidzących Tristana za jego męstwo i względy króla zbuntowali się przeciw bezdzietnemu zestarzeniu się króla i odziedziczeniu ziem przez siostrzeńca. A imiona zdrajców brzmiały: Andret, Gwenelon, Gondoin i Denoalen. Za swą zdradę ponieśli wszyscy najsurowszą karę- śmierć. Gwenelona jam zabił, ale o tym później... Szlachetnego towarzysza mego, Tristana, posądzali o konszachty z samym diabłem, tłumacząc się cudownym jego ozdrowieniem w beznadziejnej sytuacji. Szantażem Marek zmuszon został do przystania na warunki baronów i, nie znając jej jeszcze, zgodził się pojąć niewiastę o złotych włosach- wybawicielkę Tristana- Izoldę. Ten niezwłocznie podjął się przywiedzenia Pięknej o Jasnym Warkoczu, by Marek za żonę ją mógł podjąć. Wraz ze mną i setką innych rycerzy wspaniałych, statek zaopatrzywszy w towary kupieckie wyruszył Tristan ku odległej Irlandii; do Weisefort. Tam pokonawszy smoka gnębiącego te ziemie, znów rany niemal śmiertelne odniósł mężny rycerz, i jadem smoczym zmroczon upadł nieprzytomny w trawę. Na nic zdały się poszukiwania, gdyż nikt nie wiedział gdzie się udać mógł Tristan. Znalazła go przypadkiem Izold Jasnowłosa, podczas przejażdżki konnej. Drugi już raz swymi umiejętnościami znachorskimi uratowała Tristana od niechybnej śmierci. Troskliwie się nim opiekując, dowiedziała się o prawdziwej tożsamości nieznajomego, rozpoznając w nim pogromcę Morhołta i lutnistę, którego uratowała czas jakiś temu. Chytrym niezwykle podstępem, acz nie bez pomocy Boga, Tristan oczyścił się z „win” przed królem Irlandii i jego baronami, oraz zdobył Izoldę dla króla Marka. Matka pięknej Izoldy dała Brangien- jej wiernej i oddanej służce- mały bukłak z winem. Nie było to jednak zwykłe wino, acz miłosny eliksir. I niech przeklęty będzie moment, w którym sporządzon został.

Na statku, gdy do Kornwalii już kierowaliśmy się, podczas okrutnego upału, gdy pod ręką nic innego do picia nie mieli, Tristan i Izolda wypili razem eliksir przeznaczony dla Marka i przyszłej jego żony, a z nim śmierć własną wypili. W tymże przeklętym momencie dwójkę ową miłość tak silna połączyła, że nic na tym świecie z jej siłą nie mogłoby się równać. Niedługo po powrocie do Tyntagielu Marek pojął Izoldę za żonę, ale królowa nie była szczęśliwa. Szczerą miłością kochała Tristana, jak i on ją kochał. Choć nikt nie przyłapał kochanków razem, każdy niemal widział co do siebie czuli, żądze którymi pałali. Czterej zdrajcy w owym momencie szczególnie byli czujni. Już biegli do króla z wieściami o występnej miłości najdroższych mu osób. Bez siebie usychali kochankowie i, com sam widział, ich dusze w ciałach pozostawać nie chciały. Rozwiązaniem spotkania stały się w zaczarowanym sadzie nieopodal zamku. Jednak zdrajcy nie próżnowali i wciąż szukali drogi jakowej by pogrążyć Tristana. Jednak dzięki sprytowi kochanków i, niechybnie, pomocy Boga, starania niegodziwców na niczym się kończyły. Pewnego razu jednak spryt karła Forcyna zdał się przewyższyć intelekt Tristana i tak oto oboje, wraz z królową, skazani na śmierć zostali. Nie kończy się tu jednak opowieść moja, gdyż w pieczy swojej Bóg Wszechmogący miał kochanków.

Czy tekst był przydatny? Tak Nie

Czas czytania: 8 minut

Teksty kultury