profil

Zaprezentuj własną interpretację motywu „upadku Ikara”

poleca 85% 133 głosów

Treść
Grafika
Filmy
Komentarze

Było już późne popołudnie. Ptaki zmęczone piekącym żarem słońca za dnia, zlatywały się powoli do swych gniazd, by tu bezpiecznie spędzić wieczór. Na niebie nie pokazały się jeszcze pierwsze gwieździste perły nocy, ale słońce powoli, powoli zatapiało się w błękitną otchłań.

Ze wszech stron otaczał mnie złocisty piasek. Plaża ciągnąca się wzdłuż brzegu morza przez dziesiątki kilometrów była dla mnie miejscem wymarzonym i szczególnym. Za każdym razem kiedy tu przychodziłem, czułem, jakbym przeżywał nową przygodę, odkrywał nieznane dotąd ludziom tajniki cudownego miejsca. Otaczające mnie widoki były zawsze nowe, jakieś inne. Zadumany potrafiłem godzinami, siedząc na wyrzuconej przez wodę kłodzie, wsłuchiwać się w cichy szept morskich fali, oraz lament mew i innych przybrzeżnych ptaków. Odwiedzanie plaży było dla mnie swojego rodzaju rozrywką, która pozwalała mi oderwać się choć na chwilę od monotonnego życia na wyspie.

Pewnego dnia uwagę mą przyciągnął odpływający z wyspy statek handlowy. Zabawne było śledzenie uwijających się z wielkimi żaglami człowieczków. Na pierwszy rzut oka praca na statku sprawiała wrażenie chaotycznej, lecz gdy przyjrzałem się dobrze, zauważyłem, że każdy członek załogi pełni jakąś określoną funkcję. Sternik energicznie i pośpiesznie obracał dużym kołem, kapitan wydawał załodze krótkie i zwięzłe komendy, a na samym szczycie masztu, w bocianim gnieździe stał obserwator, majtek, który przez długą lunetę wpatrywał się uważnie w odległe lądy. Każdy miał swoje zadanie, które sam, bezpośrednio wypełniał i nie zwracał uwagi na pracę innych.

Z kołyszącego się na falach okrętu wzrok mój przeniosłem na powoli ciemniejące niebo. Zanurzające się pod wodę różowe słońce pozostawiało na nierównej tafli rozmyte odbicie. Lekki wiatr powoli spędzał z nieba delikatne chmury. Wtem ku swemu zdziwieniu ujrzałem szybujący w dół duży kształt. Nie przyjrzałem się mu dobrze, gdyż zachodzące słońce oślepiało jeszcze swym blaskiem. Zdołałem jedynie ujrzeć jego zarys, oraz wyraźne kontury, ciała które wtem z ogromną siłą uderzyło w powierzchnię wody. To coś miało skrzydła, lecz nie, to nie mógł być ptak. Nie widziałem dotychczas i nie znałem ptaka takiej wielkości! Miejsce wypadku znaczyła masa pływających piór, które powoli, flegmatycznie rozprzestrzeniały się, każde w innym kierunku. Cokolwiek to mogło być, potrzebowało natychmiastowej pomocy.

Nie mogłem obojętnie przyglądać się całemu zdarzeniu z daleka. Niezwłocznie podbiegłem do chłopa orzącego ziemię na pobliskim polu i bez chwili wytchnienia starałem się przedstawić mu całą zaistniałą sytuację. Gestykulując, pośpiesznie przedstawiałem mu to, co zabierał mi dech w piersiach. Gdy wskazałem mu miejsce upadku nieszczęśliwego stworzenia, ku swemu zdziwieniu dojrzałem dwie wyzierające z wody nogi. Więc był to człowiek!

Niestety reakcja oracza nie była taka, jaką spodziewałem się ujrzeć. Beztrosko machnął on ręką i jakby nigdy nic powrócił do swego codziennego zajęcia. Czyżby naprawdę nikt poza mną nie dostrzegł tej straszliwej tragedii? Starałem się krzyczeć na pasterza, który leniwie patrzył w niebo, zwołać pomoc dla potrzebującego. Wszystko na nic. Nawet majtek, który przez lunetę obserwował horyzonty i który musiał dostrzec nieszczęśliwy upadek, nie zrobił nic, by ratować topielca.

Ten powoli zanurzył się całkowicie. W miejscu, gdzie przed chwilą człowiek walczył o życie, teraz na falach swobodnie kołysały się lekkie, ptasie pióra. Czas płynął dalej normalnym biegiem. Oracz rozcinał ziemię, pasterz pilnował swego stada, a statek, który miał swój punkt docelowy, spokojnie płynął dalej.

Czy tekst był przydatny? Tak Nie
Opracowania powiązane z tekstem

Czas czytania: 3 minuty

Podobne tematy