profil

Przypowieść o Synu Marnotrawnym z punktu widzenia Ojca

poleca 85% 307 głosów

Treść
Grafika
Filmy
Komentarze

Miałem dwóch synów, Jakuba i Jana. Młodszy Jakub był kochanym dzieckiem. Chłopakiem rozmażonym, pełnym niecodziennej wrażliwości. Jan natomiast to przeciewieństwo brata. Zawsze trzeźwo myślący, odpowiedzialny, pracowity... Rzec by się chciało ,,idealne" dziecko. Gdy Jakub poprosił o swoją część majątku, nie mogłem mu tego zabronić. W końcu miał pewne prawo by niezależnie od czasu odebrać dobytek. Nie ukrywam że zasmucił mnie ów fakt... przecież tu chodziło o mojego syna.!!!! Po paru dniach odszedł. Żyłem nadzieją... Myśl, że może kiedyś wróci, pozwalała mi trwać przy życiu. Ufałem Bogu. Co dzień modliłem się o łaskę powrotu Jakuba. Kilka lat później, gdy płomyk nadziei w mym sercu powoli dogasał-nadszedł upragniony dzień. Siedziałem przed domem (jak co dzień) wypatrując syna. Nagle zobaczyłem cień na piaskowej drodze. Postać była coraz wyraźniejsza. Po chwili rozpoznałem go. Nie dowierzałem własnym oczom. To nie mógł być on.! Zgarbiony, wynędzniały mężczyzna w łachamanach prawie niczym nie przypominał Jakuba, tylk ote jego oczy... Pełne miłości i skruchy... Zbliżył się do mnie i rzekł ,,Ojcze, zgrzeszyłem przeciwko Bogu i względem Ciebie, już nie jestem godzien nazywać się Twoim Synem". Bez słowa przebaczyłem mu... Zrozumiałem, że nie byłbym w stanie gniewać się na niego. W przypływie nieokiełznanej radości i miłości do odnalezionego syna rozkazałem sługom przygotować przyjęcie powitalne. Po drógiej zabawie Kuba opowiedział nam jak toczyły się jego losy poza domem. Mówił o tym jak roztrwonił majątek, jak cierpiał głód. Przyznał się że pasł świnie. Bóg wusłuchał moich modlitw. Pozwolił mu wrócić do domu...


Ps. Niech tego opowiadania nie pisze nikt z Gimnajzum nr 10 w Łodzi z klasy IIe. ;)

Czy tekst był przydatny? Tak Nie

Czas czytania: 1 minuta