profil

Narkotyki - nasz a może mój problem

poleca 88% 102 głosów

Treść
Grafika
Filmy
Komentarze

Ten dom to zwykłe mieszanie trzypokojowe w bloku z lat siedemdziesiątych, takie jakich wiele w polskich miastach. A w tym domu zwykła rodzina ? rodzice, siostra i On ? Artur. Szczupły, wysoki, wysportowany szatyn o zielonych oczach, po prostu przystojny. Chłopak spokojny, opanowany, może trochę romantyczny ? taką miał etykietkę wśród znajomych. Nie lubił rzucać się w oczy, może nawet trochę za bardzo starał się o to i czasami zostawał trochę z tyłu. Nie był też taką ostatnią ciamajdą, która by zawsze stała z boku i tylko wszystkich obserwowała ? to też nie. Powiedzmy, że był zwykły, jak zresztą wszystko w jego życiu. Miał 16 lat i był dzieciakiem z tzw. dobrego domu.
Jedyne co go dręczyło to to, że nie mógł dogadać się z rodzicami. Chciał prowadzić luźne, beztroskie życie jak niektórzy jego kumple, ale w domu mu na to nie pozwalano. Miał obowiązki. Jego siostra ? Ania była o 8 lat od niego młodsza, więc po szkole musiał ją odbierać. Często robił też zakupy, bo jego matka nie miała na to czasu. Nie pasowało mu, że musi pokazywać się kumplom z osiedla z dzieciakiem i opakowany torbami z zakupami. Często się kłócił się o to z matką. Czuł się też niedocenianym. W szkole szło mu średnio, nie mógł się odnaleźć w nowym otoczeniu. Niektórzy powiedzieliby, że takie kłopoty to nie kłopoty, jednak w jego oczach były one gigantyczne. Przez to w ostatnim czasie jeszcze bardziej zamknął się w sobie.
Ta sobota miała być jak większość tzn. miał siedzieć w domu i oglądać z rodzinką kolejny nudny film w TV. Tym razem nawet się nie buntował. Jednak stało się inaczej. Około dziewiątej przyszedł po niego Paweł i chciał wyciągnąć go na małe disco, lecz Artur był tego dnia dość oporny i nie chciał nigdzie wychodzić.
Po pół godziny namawiania zgodził się. Dostał pozwolenie na opuszczenie domu na zaledwie 2 godziny co mu się nie uśmiechało. Ale lepsze to niż nic.
Wyszli.
Pod blokiem czekało na nich paru kumpli.
- No Arturo, co tak długo cię nie było? ? zaczęli się dopytywać jak tylko wyszli z klatki.
- Nie mógł zdecydować się w jakich łaszkach ma wystąpić ? wyręczył go Paweł. ? Wiecie, on jest gorszy od dziewczyny.
Po krótkiej wymianie zadań ruszyli na melanż po mieście. W końcu dotarli na jakąś imprezkę. Artur nie czuł się tam najlepiej, więc po chwili zostawił kolegów i wyszedł.
Choć urodził się i całe swoje życie mieszkał w Płocku, teraz kiedy szedł ulicami tego miasta wydawały mu się one tak obce, jakby nigdy wcześniej ich nie widział.
W jego głowie kłębił się natłok myśli. Myślał o swoim ( jak uważał) pospolitym i marnym życiu. Chciał czegoś więcej, lecz jeszcze sam nie wiedział czego.
Od czasu kiedy wyszedł na ulicę czuł, że ktoś za nim idzie. Nie obracał się. Myślał, że to ktoś przypadkowy, kto go zaraz minie bądź wejdzie do swojego domu.
Skręcił w pierwszą, drugą, trzecią ulicę, lecz ten ktoś nadal za nim szedł. Doszedł do parku. Podążał słabo oświetloną alejką, aż w końcu przysiadł na ławce obok fontanny. Miał nadzieję, że ta osoba minie go i pójdzie dalej. Nie miał ochoty na niczyją obecność.
Pomylił się. Nieznajomy, właściwie nieznajoma, zamiast go minąć przysiadła się do niego.
- Siema! Jestem Kasia. ? była dość bezpośrednia i nie zwracała uwagi na zaskoczenie chłopaka. ? Miałam nadzieję, że wcześniej się zatrzymasz i poczekasz na mnie. Muszę przyznać, że żółwiego tempa to ty nie masz. A pytałam się już jak cię zwą? Jestem trochę zakręcona i jeśli nawet to już nie pamiętam.
Odpowiedziała jej cisza.
- Hej, no luzik. Przecież nie pytałam się o jakieś intymne szczegóły twojego życia, tylko o to jak cię wołają. Tyle chyba możesz mi powiedzieć? Co nie?
- Artur. Szczęśliwa? No to się teraz zajmij swoimi sprawami i odczep się ode mnie! ? w jego głosie nie było życzliwości. ? Chcę być sam, rozumiesz?
Kasia to niska, chuda, piwnooka dziewczyna z długimi, kręconymi, rudymi włosami, które wiaterek rozwiewał we wszystkie strony. Miała może 14 albo 15 lat.
Kasia siedziała tam dalej i raczej nie miała zamiaru w najbliższym czasie się stamtąd ruszać. Arturowi się to raczej nie uśmiechało, potrzebował teraz samotności, a jakaś obca dziewczyna się do niego przyczepiła jakby od zawsze się znali, a on przecież widział ją pierwszy raz.
Po chwili milczenia zaproponowała mu papierosa. Początkowo nie chciał, lecz ona była coraz bardziej nachalna. W końcu się zgodził, czuł bowiem, że jeśli tego nie zrobi ta dziewczyna nie da mu spokoju. Kumple już wcześniej namawiali go na to żeby z nimi zapalił lecz on zawsze miał jakąś wymówkę. Kiedyś nawet spróbował lecz mu nie smakowały. Tym razem zapalił i czuł się jakoś inaczej, nie krztusił się, zaciągał się dymem jakby robił to od lat. Sam był zaskoczony tym co się z nim działo. Poczuł się w towarzystwie Kasi bardzo dobrze. Nie wiedział dlaczego, ale był przekonany, iż mógłby jej powiedzieć o wszystkim co czuje a ona by go zrozumiała. Tylko, że sam nie do końca wiedział co to za uczucie. Umilkli więc i rozkoszowali się paleniem.
W pewnym momencie Artur zaczął opowiadać Kaśce o swoim życiu. Mówił, że nikt go nie rozumie. Ludzie czegoś od niego chcą, lecz nikt nie chce zrobić niczego dla niego. Czuł się osamotniony.
Nagle spostrzegł, że od 45 minut powinien być już w domu. Nie chciał wracać, dobrze mu był w towarzystwie tej dziewczyny. Wiedział, że nawet jeśli zaraz by wrócił do domu to i tak musiałby znów słuchać wymówek rodziców w stylu: ?o której to należy wracać do domu?, ?rodzicom należy się szacunek? i ?martwiliśmy się?. To miał zagwarantowane, wiedział o tym dobrze, bo niejednokrotnie przez to przechodził. O tym też powiedział Kasi. Ona wysłuchała go z uwagą. Na koniec zaproponowała mu, żeby tej nocy nie wracał do domu i nie mówił nic rodzicom, żeby się czasem troszkę o niego pomartwili. Artur nie był pewien czy to jest dobre wyjście z sytuacji. W końcu się zgodził. W tym samym momencie zadzwonił jego telefon. Dzwoniła matka. Powiedział jej, że jeszcze nie wraca, bo głupio mu teraz się wyrwać , jest taka fajna atmosfera i dopiero co się wkręcił w towarzystwo. Nie zamierzał słuchać uwag, więc zaraz się rozłączył.
Chwilę jeszcze siedzieli na tej ławce, lecz niedługo. Kasia wiedziała gdzie Artur będzie mógł się wyluzować. Było to też jej ulubione miejsce, w którym spotykała swoich znajomych. Szli ulicą, potem skręcili w jedną z bram, wyszli na jakimś podwórzu przy zniszczonej kamienicy. Droga prowadziła do jednej z klatek schodowych. Zapach i atmosfera nie były tam zbyt przyjemne. Po ciemnych schodach weszli na drugie piętro. Kaśka zapukała dwukrotnie do drzwi. Wkroczyli choć nikt ich nie zaprosił. W pomieszczeniu znajdowało się pięć lub sześć osób, ale Artur nie był pewien ,bo był dość ciemno. W powietrzu unosił się zapach moczu, piwa i jakiś jakaś słodkawa, której Artur nie mógł do niczego dopasować.
Kasia zaraz podeszła do jednego z chłopaków siedzących na podłodze i wzięła od niego skręta, zaciągnęła się i usiadła obok, tak jakby zapomniała, że z kimś przyszła. Artur nie wiedział, czy ma się odezwać a jeśli tak, to co ma powiedzieć. Pomyślał, że może lepiej byłby postać w drzwiach i czekać aż ktoś go zauważy. Z rozmyślania wyrwał go niski, krępy, oszpecony trądzikiem chłopak, który stanął mu za plecami i znienacka zapytał kim jest. Artur był tak zaskoczony, że nie potrafił w pierwszej chwili nic powiedzieć. Szybko się jednak ocknął i powiedział zwyczajnie: ?jestem Artur?, na co ten drugi odparł, że nazywa się Filip i gestem zaprosił go do środka. Towarzystwo od razu przypadło mu do gustu. Tu też poczęstowali go tym specyfikiem, który wcześniej dała mu Kasia w parku. Teraz już wiedział co to było i nie zamierzał się przejmować tym co mówili mu w szkole na nudnych lekcjach z pedagogiem, czuł się po tym cudownie. Zaczęli go pytać gdzie poznał Kasię i dlaczego miała do niego tyle zaufania, że go tu przyprowadziła. On jednak nie znał odpowiedzi na to pytanie.
Artur bardzo szybko poznał historię Kuby, Bartka, Maćka i Magdy. Dziwiło go trochę, że od razu mu zaufali, ale nie zastanawiał się nad tym zbyt długo. Postanowił przyjemnie spędzić czas. Siedzieli, rozmawiali i zajadali się ciasteczkami, które przyniósł Bartek. Były naprawdę dobre. Po jakimś czasie wszystko dokoła wydawało się Arturowi jakieś dziwne i inne niż było do tej pory. Nie wiedział czy mu się to wydaje, ale wszyscy mieli takie szczęśliwe miny jak on się czuł. Miał odlot po tych ciasteczkach, bo były po prostu z dodatkiem haszu.
Kolejnego dnia zbudził śpiących po całym mieszaniu ludzi krzyk Kapsla (właściwie: Kacpra), on też był w mieszkaniu kiedy wczoraj przybyli, lecz cały czas spał.
- Jezus, Maria gdzie jest mój prawie nowiutki trampek?! Kto widział mojego kochanego trampeczka?! - (one wcale nie wyglądały na nowe i takie też nie były).
Pierwsza doszła do siebie Magda ? Kapsel! Czego się tak drzesz po nocy? Ludzie usiłują zregenerować siły! A propos trampków to masz je k... za sobą na blacie, Gamoniu! ?Była dość zdenerwowana tym, że ktoś śmiał wybudzić ją z błogiego snu.
Kiedy Artur się obudził i włączył telefon zobaczył, że ma 12 nieodebranych połączeń z domu Było już południe. Wiedział, że musi teraz wrócić do domu i będzie jeszcze gorzej wytłumaczyć się niż byłoby wczoraj z godzinnym spóźnieniem. Dobrze zdawał sobie z tego sprawę, lecz nie przejmował się tym. Czuł iż znalazł nowych przyjaciół i miał nadzieję, że będzie mógł wrócić do nich. I tak też mógł zrobić o czym dowiedział się, kiedy wychodził z tamtego mieszkania.
Nie wracał prosto do domu. Nie chciał tak od razu tracić dobrego humoru. Poszedł do tego samego parku gdzie wczoraj poznał Kasię, przysiadł na tej samej ławce i po prostu tam siedział starając się nie myśleć co go czeka. Potem powłóczył się jeszcze po mieście i dopiero wtedy poszedł do domu.
W drzwiach czekała już na niego matka. Wściekła i szczęśliwa jednocześnie. Wiedział czego może się spodziewać. Ostra wymiana zdań trwała ponad godzinę. Skończyło się na tym, że musi wychodzić tylko do szkoły, po zajęciach wracać zaraz do domu, dostał kategoryczny zakaz korzystania z wszelkich przyjemności.
Chłopak jednak nie zamierzał się tym przejmować.
Kolejnego dnia nie mógł wysiedzieć w szkole, więc po 2 lekcji poszedł na miasto. Maszerując ulicami nudnego Płocka w jednej z bram zauważył znajomą twarz. To był Kapsel.
- No proszę ktoś jest bardzo pilnym uczniem. ? zagadał do niego Kapsel ? ja nawet nie wiem jak ?moja? szkoła wygląda. A tu proszę grzecznie maszeruje sobie taki z plecaczkiem wzbogacać swoją wiedzę ? mówił to oczywiście z wielką ironią. ? a myślałem, że jesteś normalny gość a tu taki wyskok!
Kiedy Artur podszedł bliżej zauważył, że Kapsel nie jest sam. W bramie przebywali wszyscy, których poznał poprzedniego dnia. Przysiadł się do nich nie czekając na zaproszenie. Mieli 1 fajkę i podawali sobie wzajemnie, Artura też nie ominęli. Siedzieli tam z groźnymi minami co sprawiało, że ludzie w strachu omijali ich w pośpiech a niektórzy nawet przechodzili na drugą stronę.
Około pierwszej przenieśli się na dworzec, żeby zarobić trochę. Artur stał z boku i obserwował co się będzie działo. Nie był pewien po co tak właściwie tam poszli. Zauważył, że na dworcu jest więcej ludzi wyglądających podobnie jak Bartek, Maciek, Kapsel, Magda, Kasia i Kuba. Nie bywał często w tym miejscu, ale kiedy tu był wcześniej nie zauważał tych ludzi. Widział jak podchodzą do różnych osób i z nimi rozmawiają. Reakcje tych ludzi były różne, jedni się od razu odwracali, inni coś im dowali, a jeszcze inni oburzali się po chwili rozmowy. Około drugiej poszedł do domu.
Sytuacja powtarzała się przez tydzień tylko, że nowych znajomych spotykał w różnych miejscach raz w bramie, raz gdzieś na mieście, ale najczęściej byli w mieszkaniu, do którego zaprowadziła go Kasia pierwszego dnia. Z czasem zostawał tam coraz dłużej i dłużej. Chodził razem z nimi do sklepów, gdzie zaopatrywali się w żywność i nie tylko, bo często też brali ze sobą ?butapren?. Początkowo obserwował czy nikt nie patrzy lub jak ustawione są kamery, a z czasem i sam nauczył się jak należy robić zakupy bez płacenia. Coraz częściej nie wracał do domu na noc, a jak wracał i zaczynała się awantura o to gdzie był, Artur w odwecie wychodził i nie wracał przez następne dwa dni. Rodzice zastanawiali się czy nie zgłosić zaginięcia syna na policji. Lecz do taj pory się na to nie zdecydowali. Obawiali się, że jeśli teraz mają takie kłopoty z dzieckiem to po akcji z policją mogą mieć jeszcze większe.
Artur po kilku tygodniach całkiem odpuścił sobie szkołę i nie pokazywał się nawet na pojedynczych lekcjach.
Na początku kiedy się spotykał z kumplami tylko z nimi palił i ewentualnie wąchał klej nawet kiedy byli w większej grupie. Z czasem jednak zaczął robić to co inni. On też zaczął wciągać biały proszek, łykał tabletki a nawet dawał sobie w żyłę. Był taki jak pozostali z jego paczki, która zaczęła się stopniowo wzbogacać w nowe osoby. Był nawet szczęśliwy, że inni też doceniają te wspaniałe rzeczy po których rzeczywistość przybiera różowe barwy.
Kiedy nie wystarczało na nową działkę nie miał oporów żeby pobić i okraś jakiegoś dzieciaka lub babcie co szła na zakupy. Pełen luzik, najważniejsze żeby się najarać i mieć odlot. Czasem wracał do domu po jakąś drobną zapomogę a jeśli nie chcieli mu w domu dać pieniędzy to zabierał jakąś wartościowszą rzecz, np. radio, złotą biżuterie matki albo jeszcze coś innego co dało się sprzedać. Ale czasem nie starczało dla wszystkich, więc jeszcze dziewczyny musiały dorobić własnym ciałem. Kaśka z Magdą często musiały wychodzić na ulicę, czasem szły z którymś z chłopaków, bo nierzadko zdarzali się ?klienci? co nie chcieli płacić. Trzeba było im wtedy przypomnieć, że należy płacić za przyjemności, a jeśli się nie chce to należy oddać z procentem.
I tak toczyli przyjemne życie, aż do czasu kiedy to Kapsel za mocno się zaciągnął i nie obudził się następnego dnia. Dla wielu to nic nie znaczyło, ale Arturowi dało do myślenia czy na pewno chce umrzeć jak Kapsel.
Nie chciał.
Wrócił do domu. Miał mocne postanowienie, że się zmieni. Wyjechał do Łodzi gdzie zaczął nowe życie, skończył szkołę, poznał nowych ludzi. Szło mu całkiem nieźle. Znalazł przyjaciół, którzy pomogli mu w odnalezieniu się w innej rzeczywistości. Zaczął legalną pracę jako kelner w kawiarni. Był na dobrej drodze do oderwania się od przeszłości.
Latem, kolejnego roku przyjechał w odwiedziny na kilka dni do rodzinnego miasta. Byli kumple nie zapomnieli o Arturze. Na powitanie przynieśli mu stylową roślinkę doniczkową, z której zawsze mógł skorzystać po wysuszeniu kilku liści jeśli chciał się odstresować lub poprawić sobie humor. Nie był nawet zaskoczony, że przynieśli mu ?Marysię?, wcześniej bardzo lubił upalać się tym specyfikiem. To było takie miłe, że nie wypadało mu odmówić wyjścia z nimi na miasto. Myślał, że jest już na tyle silny, że nic mu nie grozi. Mylił się. Uległ namową i wypalił jednego skręta ? wiedział, że jego problemy kiedyś też zaczęły się od jednego skręta, jednak to zrobił. Na jednym skręcie jednak nie skończyło się, dla wzmocnienia efektu wziął jeszcze tabletkę.
Kiedy wracał do domu taki szczęśliwy nie zauważył nadjeżdżającego auta i wyszedł na ulicę. Chłopak stanął na środku pasa patrząc na nadjeżdżający pojazd do samego momentu uderzenia, tak jakby czekał na śmierć. Samochód nie wyhamował.
Niestety, Artur zginął na miejscu. Nie udało mu się wyrwać i przetrwać bez nałogu. Jego słaba wola doprowadziła go do kresu życia

Czy tekst był przydatny? Tak Nie
Opracowania powiązane z tekstem

Czas czytania: 14 minuty