profil

Erotyczna przeszłość Justyny Orzelskiej i Zygmunta Korczyńskiego.

poleca 87% 104 głosów

Treść Grafika
Filmy
Komentarze
Eliza Orzeszkowa

Był piękny, słoneczny poranek. Justyna szybko wstała, przecież dzisiaj miała tyle rzeczy do zrobienia. Umyła się i długo nie potrafiła się zdecydować, którą suknię ubrać. Nie miała ich zbyt wiele, ale dzisiaj musiała zrobić wszystko, aby wyglądać jak najpiękniej i najniewinniej. Przecież do Korczyna miał przyjechać jej ukochany. Jej radość z tego powodu była nieopisana. „Dla niego mogłabym zrobić wszystko” – myślała.
- Marto, nie wiesz może, gdzie jest moja beżowa suknia? Nigdzie nie umiem jej znaleźć- zapytała Justyna.
- Przecież wisi na wieszaku - odpowiedziała Marta - Ty dla Zygmunta straciłaś głowę, Justynko. Ja ci mówię, że będziesz tego żałowała.
Justyna szybko włożyła prześliczną, koronkową suknię, cały czas myśląc o swoim ukochanym.
- Co mówiłaś droga Marto?- zapytała po chwili.
- Czy ty nigdy nie słuchasz jak się do ciebie mówi?- odpowiedziała Marta
- Ależ Marto przepraszam. Po prostu jestem bardzo szczęśliwa.
I tak zakończyła się ich poranna rozmowa. Justyna musiała jeszcze uporać się ze swoimi długimi włosami. Postanowiła, upiąć je w kok, ponieważ Zygmunt kiedyś powiedział, że taka podoba mu się najbardziej. Poszła do kuchni i zajęła się przygotowaniami do obiadu. Jednak wszystkie jej myśli były skierowane w kierunku jednego człowieka. „Zygmunt jest przecież takim przystojnym, wykształconym i wspaniałym mężczyzną. Na dodatek ma wielki majątek. Jestem ciekawa, dlaczego zainteresował się właśnie mną”- myślała nakrywając wielki, stary stół obrusem. Zaczęła przypominać sobie, jak to pierwszy raz go ujrzała, kiedy przybył w odwiedziny do swojego stryja, jak patrzył na nią podczas obiadu, opowiadając
o swoich podróżach po Europie. Byłą zachwycona nim, jego słowami i jego przeżyciami. Często marzyła, że kiedy zostanie jego żoną wybiorą się w podróż poślubną do Paryża i Londynu. Będą podróżować razem po całej Europie, ona i Zygmunt. Nagle jakiś okrzyk wyrwał ją z krainy marzeń.
- Justyno, obudź się wreszcie - zawołała łagodnie Marta- I szybko posprzątaj po sobie!
Justyna nawet nie zauważyła, że w czasie, gdy snuła plany na przyszłość, przez nieuwagę wypuściła talerz z rąk.
- Przepraszam, już nie będę- odpowiedziała skruszona.
Stwierdziła, że nie jest tu do niczego potrzebna, więc postanowiła wyjść na spacer, aby zaczerpnąć świeżego powietrza i trochę sobie porozmyślać. Wąską ścieżką udała się do lasu, do którego zawsze chodzą razem na spacery. Wydawało jej się, że wszystko wokół jest tak szczęśliwe jak ona. Ptaki ćwierkały, wiewiórki przeskakiwały z drzewa na drzewo, a promienie słońca docierały nawet do najbardziej zacienionych miejsc. Przysiadła na najbliższej polance. „Pamiętam ja dobrze, że po tym pamiętnym pierwszym spotkaniu, Zygmunt coraz częściej pojawiał się w Korczynie i ja dobrze wiem, że tylko po to, aby mnie zobaczyć”- wspominała z uśmiechem. „Ile to razy, kiedy nikt nie widział przychodził do mojego pokoju, spoglądając na mnie zalotnie i prawiąc mi komplementy. Wiedziałam już, że to ten, ten jedyny.” Rozejrzała się dokoła. Nagle przebiegła przed nią malutka sarenka. Justyna bardzo lubiła i przyrodę i dlatego jej radość dodatkowo zwiększyła się. Zamknęła oczy i rozpamiętywała, jak to spotykali się potajemnie w tym właśnie lesie, jak to Zygmunt mówił, że kocha ją ponad życie i dla niej zrobiłby wszystko. Bardzo dobrze pamiętała, że właśnie na tej polance pocałował ją po raz pierwszy. Od tamtej chwili oboje nie mogli bez siebie wytrzymać, on obdarowywał ją kwiatami, przysyłał miłosne bileciki, a ona z dnia na dzień była coraz bardziej szczęśliwsza, bo w końcu znalazła cel swojego życia. „I właśnie dzisiaj Zygmunt ma przyjechać na obiad do Korczyna i poprosić Benedykta o moją rękę. Przecież tyle kobiet, dużo piękniejszych ode mnie i dużo bogatszych starało się o jego względy, a on wybrał właśnie mnie”- myślała spacerują po lesie. Była tak szczęśliwa, że zaczęła tańczyć i wydawało jej się, że drzewa, ptaki i słońce tańczą razem z nią. Nie wiedziała jednak, że to wszystko było tylko ciszą przed burzą, nie wiedziała jeszcze, że jej marzenia legną w gruzach.
Kiedy wróciła do dworu, wszystko już było gotowe i tylko czekało na wyjątkowego gościa. Jeszcze raz spojrzała do lustra, wpięła we włosy maleńkiego fiołka zerwanego w lesie, poprawiła sukienkę. „Muszę wyglądać prześlicznie, nie, ja wyglądam prześlicznie”- uśmiechnęła się i usiadła na krześle.

W chwilę później pod dwór podjechał duży, czarny powóz.
- Marto! Czy wszystko już jest gotowe? Przecież gość już jest!- zawołała Justyna ze wzruszeniem
- Tylko spokojnie moje dziecko. Przecież nic nie ucieknie – odpowiedziała Marta, która uwijała się pomiędzy garnkami.
I wtedy wszedł on. Wyglądał przystojniej niż zawsze. Wszedł z tym swoim cudownym, zniewalającym uśmiechem. Przywitał się ze stryjem, Emilią, rzucił Justynie krótkie spojrzenie i usiadł do stołu. Justyna stanęła na środku pokoju zdezorientowana. „Co się stało? Przecież zawsze patrzał na mnie tak zadziwiająco długo i z takim błyskiem w oku. A teraz tylko takie krótkie spojrzenie?”- pomyślała zrozpaczona. Jednak po krótkiej chwili uznała to za błahostkę i również usiadła do stołu. „Poprosi mnie o rękę, to pewnie z nerwów”- przeleciało jej przez myśl. Zygmunt wymienił z Benedyktem kilka słów i wszyscy zabrali się do posiłku. Zygmunt raczył obdarzyć Justynę kilkoma spojrzeniami. Po obiedzie podano smaczny deser i rozpoczęła się rozmowa przy stole. Justyna jednak była myślami gdzie indziej. „Co się stało? Wprawdzie patrzył na mnie, ale to przecież nie było to długie, zniewalające spojrzenie co zawsze, nawet zniknął błysk z jego oka. I na dodatek jeszcze nic nie wspomniał o nas. Przecież ma mnie poprosić o rękę”. Z rozmyślań wyrwał ją Benedykt
- Justynko, ten tego tamtego, zabierz Zygmunta na spacer. Po jedzeniu trzeba wyjść troszku na świeże powietrze – powiedział.
- Dobrze- odpowiedziała
Miała złe przeczucie. Wiedziała, że coś złego się wydarzy, nie wiedziała tylko co. Szli
w milczeniu do lasu, tego samego, w którym Justyna wcześniej rozmyślała. Justyna starała się uśmiechać, jednak jakiś żal ściskał jej serce.
- Justyno muszę ci coś wyznać- odezwał się w końcu Zygmunt
Nerwowo próbowała domyśleć się, co to może być. Miał poprosić ją o rękę i tego nie zrobił.
I teraz jego głoś był taki szorstki, chłodny i odległy.
- Słucham - odpowiedziała starając się ukryć narastający w niej gniew i żal.
- Nie wiem, od czego mam zacząć… - przerwał – Nie chcę cię urazić, ale ja się bardzo zmieniłem i poznałem moją drugą połowę – znowu zamilkł na chwilę – Mam nadzieję, że zrozumiesz.
Justyna nie wiedziała, co się dzieje. Na chwilę zamgliło się jej przed oczami. Ogarnął ją ogromny smutek przeplatany złością. „Moją drugą połowę, moją drugą połowę, moją drugą połowę!”- wciąż słyszała te słowa. Popatrzyła na niego z niedowierzaniem. „Przecież mówił, że kocha mnie ponad życie, że nigdy mnie nie opuści” – powtarzała sobie w myślach. Spojrzała na niego po raz ostatni i ze łzami w oczach powiedziała:
- Łajdak!
Szybko pobiegła w głąb lasu nie patrząc pod nogi. Przed oczami widziała swojego ukochanego Zygmunta z inną kobietą. Widziała, jak ją całuję i obiecuje miłość na wieki.
A potem wyśmiewa się z niej. To było za ciężkie do uniesienia. Zapłakana i zmęczona usiadła na skraju lasu. Nie potrafiła zrozumieć, dlaczego jego uczucia wygasły, wiedziała tylko, dlaczego nie poprosił o jej rękę. Po jej drobnej twarzy spływały duże łzy. „A wszystko miało być tak pięknie, przecież ja kochałam go a on mnie. Dlaczego?”- myślała. Jeszcze nigdy nikt nie skrzywdził jej tak jak on; chciała wyrzucić go ze swojej pamięci, ale nie potrafiła. Dopiero teraz zaczęła dostrzegać, jaki jest naprawdę. Przedtem była tak zaślepiona miłością, że patrzyła w Zygmunta jak w obrazek i wierzyła w każde jego słowo. Teraz pozostał jej tylko ból i łzy.
Siedziała tam dosyć długo, słońce zbliżało się ku zachodowi i zaczęło robić się jej zimno. Uspokojona, z ogromnym smutkiem na twarzy spojrzała przed siebie. Dostrzegła malownicze łany zbóż i chłopów, którzy jeszcze pracowali. Usłyszała śpiew i bardzo się zdziwiła, że pomimo ciężkiej pracy ktoś może być szczęśliwy i do tego jeszcze śpiewać.
I wtedy zobaczyła młodego mężczyznę z uśmiechem na ustach i pracującego w pocie czoła. Zaczęła mu się przyglądać…

c.d.n

Czy tekst był przydatny? Tak Nie

Czas czytania: 8 minut

Teksty kultury