profil

Krucjata dziecięca

poleca 85% 120 głosów

Treść
Grafika
Filmy
Komentarze

19 maj 1212

Pamiętnik Marietty

Obudziłam się. Podeszłam do okna i ujrzałam tłum dzieciaków zebranych przy pobliskim murku. Ubrałam się szybko i wyszłam na zewnątrz. Na murze zaczepiona była karta:

Uwaga dzieci tej ziemi!
W tych ciężkich czasach
Kiedy to muzułmanie rządzą Ziemią Świętą,
My dzieci musimy się temu przeciwstawić.
Organizuję KRUCJATĘ DZIECIĘCĄ
Dla wszystkich młodych do 16 roku życia
Jeszcze dwa dni temu dostałem list od samego Chrystusa.
Nasza niewinność i bezgraniczna wiara pomogą nam przetrwać.
Nie lękajcie się przygód.
Walczcie o Jerozolimę.
Niech Bóg ma was w opiece!
Stephen z Cloyes

Mam 16 lat, więc chyba mogę wziąć udział w takiej krucjacie?
Muszę walczyć! Nie mogę pozwolić, aby to muzułmanie zawładnęli całym światem.

Godzinę później na ulicy gdzie mieszkałam odbyło się wielkie zgromadzenie. Starzy ludzie opowiadali o dawnych krucjatach i namawiali młodzież do uczestnictwa w Krucjacie Dziecięcej. Na tym spotkaniu omawialiśmy szczegóły naszej wyprawy. Stephen zebrał swoich zwolenników, a było ich z jednego miasta aż trzystu. Następnego dnia mieliśmy ruszyć w drogę...


Wyruszyliśmy z naszego rodzinnego miasta. Szliśmy w bardzo długim szeregu. Wokół mnie było dużo moich rówieśników. W krucjacie uczestniczyły dzieci mające zaledwie 10 lat! Na początku nie kierowaliśmy się od razu na Jerozolimę, ponieważ musieliśmy zebrać więcej dzieci z naszego kraju. Wędrowaliśmy po kilkunastu miastach. Wszędzie dzieciaki były chętne do uczestnictwa w krucjacie. W sumie było nas około 30 tysięcy! Stephen, nasz 12 letni dowódca obrał kierunek na wschód. Ludzie, których spotkaliśmy po drodze błogosławili naszą podróż. Często dawali nam jedzenie lub wodę. Nie wiem dlaczego, ale Krucjata Dziecięca nie dostała błogosławieństwa od papieża? To jednak nas nie zniechęciło. Wiedzieliśmy, że musimy walczyć! Stephen powiedział, że przejście przez Morze Śródziemne będzie proste, wody bowiem rozstąpią się i pod Boską tarczą przejdziemy do Ziemi Świętej.

Niestety podróż z Vendome do Marsylii dla wielu uczestników skończyła się tragicznie. Mieliśmy bardzo mało zapasów wody i jedzenia. Wiele dzieci pierwszy raz w swoim życiu pokonywała tak wielkie dystanse. Z żalem patrzyłam jak kolejne dziecko umiera z wyczerpania. Nie mogłam im pomóc. Musieliśmy iść dalej. Kiedy kolejne dziecko umierało, wzbierała w nas coraz większa nienawiść do muzułmanów. To przez nich musieliśmy wyruszyć w tą wędrówkę. To przez nich umarło tak wiele młodzieży. Ale głód, pragnienie, wyczerpanie i żal po śmierci kolegów nie zniechęcało nas do dalszej wędrówki i walki o Ziemię Świętą. Czuliśmy, że Bóg czuwa nad nami.

Zbliżaliśmy się do Morza Śródziemnego. Wszyscy z niecierpliwością czekali na obiecane przez Stephen?a rozstąpienie się wód morza. Czekaliśmy na brzegu przez dwa dni i dwie noce. Wody morza nie rozstąpiły się. Byliśmy załamani. Przecież nie umiemy sterować łodziami! Poza tym skąd weźmiemy pieniądze na ich kupno. Stephen był bardzo przedsiębiorczy, nie wiem w jaki sposób zakupił od dwóch kupców 7 wielkich okrętów.

Czułam się bardzo źle, kiedy zaczęliśmy płynąć. Bolał mnie brzuch, miałam odruchy wymiotne, straciłam wiarę w całą tą wyprawę. Tęskniłam za rodzinnym domem. Przeczuwałam, że to jest mój kres. Myślałam, ze Bóg woła mnie już do siebie...

Myliłam się. Następnego dnia odwiedził mnie Stephen. Leżałam, a on modlił się nade mną przez pół godziny. Robił to z wielkim poświęceniem. Myślę, że zależało mu na mnie. Dzień po tej modlitwie ból ustąpił i czułam się o wiele lepiej. Wcześniej ludzie opowiadali mi, że Stephen czyni cuda, jednak wtedy im nie wierzyłam. Teraz przekonałam się na własnej skórze, że to prawda.

Płynęliśmy przez wiele dni i nocy. Wiele dzieci umarło z głodu. Na statku było bardzo mało jedzenia. Najgorszy był jednak dzień, w którym rozpętał się sztorm. Pierwszy raz widziałam tak fascynujące, groźne i nieobliczalne zjawisko. Bałam się. Nie mogłam tego okazywać, ponieważ na statku były młodsze dzieci, które trzeba było wspierać. Woda zalała nam pokład. Nagle ujrzałam jak wielki maszt spada na mnie

Obudziłam się dopiero drugiego dnia, kiedy było już po wszystkim. Bardzo bolało mnie moje lewe ramię i głowa. Nie mogłam ruszać lewą ręką. Dowiedziałam się, że dwa okręty zostały zatopione. Czułam się źle. Z 30 tysięcy uczestników, zostało zaledwie 5 okrętów.

Następnego dnia zorganizowano wielką spowiedź dla wszystkich uczestników wyprawy. Przeczuwałam, że to już koniec naszej wyprawy, ze wszyscy zginiemy pochłonięci przez Morze Śródziemne. Ksiądz podczas spowiedzi dodawał nam otuchy i wiary, opowiadał o innych zwycięskich krucjatach, wspominał waleczność i wierność poległych już dzieci. Mówił, że my nie jedziemy zdobywać Jerozolimy dla pieniędzy tak jak nasi poprzednicy. Jesteśmy wierni i naszą czystością i niewinnością możemy zmienić świat. Te słowa niestety mnie nie pocieszyły.

Wkładam ten list do butelki. Mam nadzieję, że ten, kto go znajdzie zrobi z niego pożytek.
Nie wiem co stanie się za miesiąc, co stanie się jutro czy za godzinę. Boję się śmierci, dlatego chcę aby wszyscy ludzie na ziemi wiedzieli o Wielkiej Krucjacie Dziecięcej.

Czy tekst był przydatny? Tak Nie

Czas czytania: 5 minut