profil

Jeden dzień z życia Dedala

poleca 87% 111 głosów

Treść
Grafika
Filmy
Komentarze

Ach... jakże piękny dzień dzisiaj. Słońce obdarowuje nas swoim blaskiem, świecąc na błękitnym, bezchmurnym niebie. Jest to wręcz idealny dzień na realizację niespodzianki, którą już od tak dawna szykuję dla mojego syna ? Ikara. Mój potomny to bardzo poczciwy chłopiec. Jak to dziecko trochę łobuzerski i nierozważny, ale ja w jego wieku niewiele od niego się różniłem. Wiem, że bardzo mnie kocha i ciekawy jest mojego dzieła, przez które od tygodni nie wychylałem nosa ze swojej pracowni. Dziś przekona się co dla niego uczyniłem...

Ikar pracował na dworze kiedy zawołałem go do mojej pracowni. Jaki blask i niedowierzanie ujrzałem w jego oczach. Tak bardzo ciekawy był efektu mojej pracy. Gdy przekroczył próg szopy nie wiedział co powiedzieć. Nie wiedział, dlatego że nie miał pojęcia co leży na stole. Przypatrywał się temu z zaskoczeniem, aż w końcu spojrzał na mnie z pytającym wyrazem twarzy. Skąd mógł wiedzieć na co patrzy, skoro był pierwszym, który ujrzał moje dzieło. Nie chciałem dłużej trzymać go w niepewności, więc odparłem: ?Skrzydła. Synu mój, to są skrzydła.? Ikar o mało nie wybuchł śmiechem. ?Tatku skrzydła to ptaki mają. Człowiek nie może latać!? ? odparł. Jednak po wytłumaczeniu mu całej konstrukcji uwierzył w moje słowa. Jego śmiech zamienił się w ogromną ciekawość. Chęć spróbowania nowej rzeczy. Nie dochodziło do niego jak to jest możliwe. Mało nie ?wyfrunął? z pracowni aby jak najszybciej się przekonać.

Stanęliśmy ze skrzydłami na wzgórzu. Przez całą drogę tłumaczyłem mu jak to wszystko działa. Powtarzałem mu kilkakrotnie w jaki sposób wystartować, jak lecieć bezpiecznie i jak dobrze wylądować. Najważniejsze było to, aby nie leciał zbyt wysoko. Skrzydła sklejone były woskiem, które zbyt bliskie promienie słoneczne mogły z łatwością rozpuścić. Przestrzegałem go jak mogłem, lecz on zbyt podniecony możliwością lotu, nie słuchał mnie uważnie.

Wystartowaliśmy bez większych problemów. Wszystkie moje obliczenia, tygodnie żmudnej pracy nie poszły na marne! Lecieliśmy oboje bezpiecznie, patrząc na naszą Kretę jak ją widzą ptaki. Gdy spojrzałem na Ikara, łzy stanęły mi w oczach ze szczęścia. Jakże on był rozradowany! Jego wielki uśmiech wynagrodził mi wszystkie męki. Cieszyłem się że zdołałem zrobić mu tak wielką frajdę. Nie mogę tutaj nawet opisać jak bardzo był uszczęśliwiony.

Lecieliśmy coraz dalej. Ikar niebezpiecznie wzbijał się ku górze, żeby jeszcze lepiej wykorzystać szansę bycia ptakiem. Krzyknąłem za nim żeby był ostrożny, on jednak tego nie dosłyszał... Na nic nie zdały się moje prośby i uwagi. Pchnęła go młodzieńcza nierozwaga. Nawet nie zauważyłem kiedy odleciał wysoko nade mnie. Modliłem się w duchu, aby wosk wytrzymał. Aby zdążył pomyśleć i wrócić na bezpieczną wysokość. Niestety, promienie słońca były bezlitosne. Zaczęły rozpuszczać wosk szybciej niż się tego spodziewałem. Poczułem na sobie gorące krople spadające z góry. Usłyszałem krzyk mojego dziecka: ?Tatusiu! Pomóż!?. Nie miałem jak pomóc. Z bólem serca patrzyłem jak konstrukcja skrzydeł rozpada się na części. Widziałem Ikara, który leciał w dół... Byłem zmuszony patrzeć na nierozważną śmierć mojego dziecka... Jeszcze przed chwilą jego twarz spowijał szeroki uśmiech, teraz pozostał tylko grymas strachu.

Nie mogłem wylądować w miejscu jego upadku. Byłem zmuszony zawrócić do domu. Po przekroczeniu progu, usiadłem i zacząłem płakać. Płakać jak małe dziecko. Straciłem ukochanego syna, a chciałem go tylko uszczęśliwić. Obwiniam siebie za to. Może gdybym zrobił coś więcej, uniknąłby tragicznej śmierci. Na nic się nie zdadzą teraz moje gdybania. Mojego syna nie ma już ze mną. Ikar zginął. Zostałem sam z własnym poczuciem winy...

Czy tekst był przydatny? Tak Nie
Opracowania powiązane z tekstem

Czas czytania: 3 minuty

Teksty kultury