profil

Śluby panienskie-opowiadanie

poleca 85% 408 głosów

Treść
Grafika
Filmy
Komentarze

Dwie panienki przebrane w ubieglowieczne kostiumy rozpaczliwie miotaly sie po scenie. Intryga, która Anielcia i Klarcia knuly przeciwko rodowi meskiemu, zupelnie nie potrafila mnie rozgrzac. Nie dokonala tego nawet zmyslna lapa Roberta sunaca w góre wzdluz mojego uda. Ziewnelam rozpaczliwie, nie liczac sie z tym, ze naraze sie chlopakowi. Jedyne emocje, których mój superman mi dostarczal, wynikaly z tego, czy Zyrafa, nasza wychowawczyni siedzaca o trzy fotele dalej, dostrzeze te dywersje erotyczna. I jak zareaguje... Niestety, Zyrafa byla krótkowidzem. Teraz przyssana do lornetki, sledzila milosne perypetie mlodzienców we fraczkach i dziewczatek w fal baniastych kieckach, niepomna na to, ze jej klasa kona z nudów. Tuz kolo mnie Amelia, wdziecznie zwana "Emalia", plula lupkami od slonecznika, starajac sie trafic do torebki, która siedzacy w nastepnym rzedzie Piotrek trzymal na kolanach. Wy chodzilo jej to srednio. Kryska, dziewczyna Piotrka co chwila otrzepywala sie z pestek. Zdaje sie, ze dojdzie do niezlej draki. Zainteresowalo mnie to o wiele bardziej, niz fakt, ze Robik wlasnie zaatakowal moje majtasy. "Chlopcze, to nie jest blacha pancerna, tylko francuska koronka? Leb ci urwe, jak podrzesz" Paluch chlopaka niemrawo gmeral w moim wnetrzu, nie powodujac prawie zadnych emocji. Chyba musze podniecic sie przez grzecznosc, albo staruszek Fredro zagada mnie na smierc. Co za nuda! Tym okresleniem objelam zarówno teatralna ramotke, jak i zabiegi Roberta. Dobrze wiedzialam, do czego one prowadza. Mozna powiedziec, ze znalam je na pamiec lepiej niz zadawane nam wierszydelka- Chodzilismy ze soba juz ponad pól roku. Zawsze bylo tak samo. Sztampowe palcóweczki bez wyobrazni podniecaly bardziej jego niz mnie. Potem, jesli akurat bylismy w miejscu nie nadajacym sie do dalszych igraszek, zaczynala sie gonitwa w poszukiwaniu jakiejs zyczliwej chaty. Osiagajac cel, najczesciej dzieki tolerancji mojej usamodzielnionej juz siostry, wcale nie mialam wrazenia, ze przyblizam sie do nieba. Jesli juz przy tej symbolice pozostac, to byl to raczej czysciec. Robert bez ladu i skladu sciagal ze omie odzienie, w tym jednym momencie wykazujac sie fantazja. Tyle, ze rzeczona fantazja do niczego mu nie sluzyla. Chyba, ze robil to po to, zeby mnie rozwscieczyc. Pracowicie zdejmowal ze mnie lancuszki, pierscionki, nawet kolczyki, po to, by na smierc zapomniec o rajstopach i majtach. Potem, gdy wsród wielu posapywan i chrzakan w koncu w gramolil sie na mnie, byl okropnie zdziwiony, ze one tam sa. Rozdzianie sie doglebne i ostateczne nie zalatwialo sprawy. Otóz mój ukochany bal sie jak diabel swieconej wody konsumpcji ostatecznej, czyli kopulacji. Jesli o iego szlo, mógl sie za moim posrednictwem onanizowac do konca zycia. A ja równiez do rzeczonego konca pozostalabym nierozdziewiczona. I pewnie by tak bylo, gdyby nie uprzejmosc kolegów mojej starszej siostry... Z Robertem nie chcialam sie rozstawac. Moze to sentymentalizm równy temu, który prezentuja gasiatka hasajace po scenie, ale lubilam tego chlopca. Byl inteligentny, opiekunczy, do obledu przystojny i mily. Zazdroscila mi go cala zenska czesc klasy, trudno wiec bylo z dobrej woli wyrzekac sie takiego skarbu. Liczylam wiec na to, ze zdobede stosowne doswiadczenie i poradze sobie z jego osobliwym mankamentem. Przerwa. Zapalaja sie swiatla. Porzadkuje cokolwiek skoltuniona spódnice. Schodzimy do bufetu i karnie ustawiamy sie kolejce. - Urwiemy sie? - szepcze do mnie Amelka. - No to chodzmy, dziewczyny - podchwytuje Robert. - A ty dokad? - protestuje gorliwie. - Ty masz tu siedziec grzecznie i uwazac. Zyrafa na pewno bedzie pytac o elementy gry aktorskiej, scenografie i te takie rózne. Chlopak wzdycha, ale nie protestuje. Pani kaze, sluga musi. Czuje sie wobec mnie winny. I nie bez powodu... W milej kafejce zamawiamy mala kawe i jakies winsko. Nie lubie tego, ale stojace na stoliku kieliszki dodaja nam powagi. - Ale sie wynudzilam.. - wzdycha Amelka. - Sluchaj Kamila, a moze bysmy tak jak ta Klara z Aniela, zlozyly takie sluby, no.. - rumieni sie skromnie, bo cnotki pozbyla sie raczej dawno - prawie panienskie. Nawet imiona mamy takie wiecej romantyczne. Amelia i Kamila. Pasuje, nie? - Jak piesc do nosa - otrzasam sie oburzona. - Mamy przyrzekac, ze nigdy zadnych chlopów... Zwariowalas, czy co?! - Idiotka! - smieje sie Amelia rozbawiona moim protestem. - Przeciez one tez nie dotrzymaly... - Skad wiesz? - opylilysmy po pierwszym akcie... - Kryska mi powiedziala, ona wsio czyta do przodu. - Idiotka -- rzucam pod adresem nadgorliwej kolezanki - ale po co przyrzekac, zeby nie dotrzymac? - Sama jestes idiotka - lzy mnie Anielka bez umiaru. - My przyrzekniemy odwrotnie. Mam na oku jednego takiego... Znam te historie. Do mieszkania naprzeciwko niej wprowadzil sie niedawno chlopak... sen! Chlopak-marzenie! Muskulatura Schwarzeneggera, uroda Costnera i Pazury razem wzietych. Do tego naukowiec, wiec i porozmawiac byloby o czym, gdyby... byl czas na rozmowe. Amelka oszalala na jego punkcie. Niestety, nie tylko nieszczescia chodza parami. W tym przypadku szczescie mojej przyjaciólki wodzilo za soba malego grubaska, slubna malzonke. -To zboczeniec - dowodzila Ama. - On z niej nie spuszcza gal. Gdy wracaja do domu, albo ja glaszcze po szyjce, albo ugniata zwaly tluszczu w talii. A na mnie patrzy. Jakbym byla przezroczysta. Dowodzilo to, ze zakochany zonkos byl niespelna rozumu. Amelka byla az nadto... nieprzezroczysta. Idealnie zgrabne nogi, duze sprezyste piersiatka, talia spelniajaca wymagania stawiane modelkom. Do tego miodowa czuprynka ostrzyzona na glupiego Jasia i zawsze smiejace sie troche skosne oczeta. Cala historia zaczynala mnie bawic. Chetnie zmierze sie z Amelka. W koncu i ja, ze swoimi czarnymi lokami do pasa, plaskim brzuchem, wypuklym zadeczkiem i malymi, lecz jedrnymi cycusiami, nie jestem od macochy. Walorów, zeby zmiekczyc cnotliwego malzonka, mamy az nadto. Wyciagnelam reke nad blatem. - Przybij piec! - zaproponowalam. - Nim minie tydzien chloptas bedzie nasz! - Mozna sie przysiasc? - dwóch chlopaków pochylalo sie nad naszym stolikiem. Spojrzalam na ich podgolone karki. Wojaki albo skiny. No, jesli to drugie, to ja nie chce miec z tym nic wspólnego. Falszywy alarm. Nasi wielbiciele okazali sie sluchaczami Wojskowej Akademii Medycznej i, co nam wyznali skromnie, wlascicielami wolnej chaty, opuszczonej przez wyjechanego za granice wujaszka. Natychmiast oczulam, ze z lekka nie domagam. Amelka zreszta tez. Musiala to byc gwaltowna niemoc, bo do taksówki przyszli medycy prowadzili nas w objeciach. Cóz, przed generalny natarciem na mezczyzne -.twierdze cnót - przyda sie nam takie ogólnowojskowe szkolonko... Z drugiego pokoju dochodzilo, mnie urywane wycie Amelii. Wycie wyrazajace przejmujaca, wszechogarniajaca rozkosz. Na chwile ucichlo, by wybuchnac ponownie. Poczulam zazdrosc. Stojacy przede mna chlopak musial sie tego domyslac, bo wzruszyl ramionami: - Ja nie jestem taki dobry! Bez przekonania rozpinalam guziki bluzki. Widocznie juz mam szczescie do tych "nie takich dobrych". Ale, skoro juz tu jestem... Rozbieralam sie gruntownie i metodycznie. Bo jesli ten tez jest zapominalski... Nawet na mnie nie spojrzal, pozbywajac sie odziezy. Starannie skladal spodnie wzdluz kantów, mimo ze to byly dzinsy. Ach te nawyki z koszar... Ulozylam sie na kanapce twarza do sciany. Nie
spodziewalam sie niczego nadzwyczajnego. Delikatnie przesunal mnie na srodek poslania i przewrócil na brzuch. Uklakl nade mna. Dobry sobie! A ja wlasnie mialam ochote sie naprezyc, zeby potem rozluznic sie dosc gwaltownie. Ladny chlopak, ten mój partner. Tylko najwyrazniej brakuje mu... woli walki. Jego palce delikatnie uciskaly miesnie moich ramion i pleców. Trwalo to dlugo. Potem mocno przesunal kciukami wzdluz kregoslupa i znów zabral sie do ugniatania, podszczypywania i naciskania moich miesni. To byl regularny masaz. Nawet przyjemny, ale po cholere rozbieral sie do tego? Zsunal dlonie na pupe. Mocno scisnal moje posladki, po to by je puscic. I jeszcze raz. Delikatnie wodzil wskazujacym palcem wzdluz rowka. - Lez spokojnie, bo popsujesz efekt - mruknal, gdy zaczelam sie wiercic. Dobry sobie. Moze to i byl regularny masaz, ale na pewno nie byl zwykly. Teraz dobral sie do moich ud. Naciskal, glaskal, leciutko drapal je po wewnetrznej stronie, az ja, starajac sie caly czas lezec nieruchomo, zaczelam robic wokalna konkurencje Amelce. W koncu polozyl sie na mnie, wciaz odwróconej twarza do poduszki tak ciasno, ze czulam jego poteznych rozmiarów czlonek na mojej pupie. I czulam jak rosnie. Napielam miesnie posladków, zeby je rozluznic. Powtórzylam to pare razy. - Inteligentna jestes - uslyszalam pochwale, od której nabralam ochoty do dalszych eksperymentów. Jestem dosc wygimnastykowana, wiec bez trudu dosiegnelam jego posladków i rozpoczelam masaz, moze nie tak zreczny jak ten, który on serwowal, ale tez nie najgorszy. W tym czasie jego rece zeslizgnely sie po moich biodrach tam, gdzie byly najbardziej oczekiwane. Lekko rozsunal wargi i wsunal oba kciuki do srodka. Natychmiast odnalazly lechtaczke. Robert jest smutas, ignorant, partacz - pomyslalam nie calkiem na temat. Rozsunelam nogi, wlasciwie same sie rozsunely. Odebral ten sygnal bezblednie. Zsunal sie troche z moich pleców i trafil we mnie. Od pierwszego strzalu - stwierdzilam w myslach, trzymajac sie wojskowej terminologii. Uklakl miedzy moimi nogami, przytrzymujac uda. I nabil sie na mnie ostro, zdecydowanie. Raz, potem drugi i jeszcze raz. Chwila przerwy i potem znowu. Nie mialam juz czasu i checi na zadne stwierdzenia, chlonac cala serie pchniec, wirowan i wibracji, która rozgrywala sie w moim wnetrzu. Jeszcze nie otrzasnelam sie z tego cudownego szoku, gdy zostalam przelozona na plecki. Mój masazysta znów kleczal nade mna. Tym razem obiektem jego zainteresowania byly moje piersi. Nie, nie wytrzymam tego dluzej. Ciasno objelam udami jego biodra i po prostu zassalam to, co mnie interesowalo; jego sprezysta, twarda maczuge. A on nadal robil swoje. Dobrze, kotku. Drzalam pod nim, krecilam biodrami, zaciskalam scianki mojej szparki, az w koncu opadl na mnie z tlumionym jekiem. No cóz, byl zdolny, ale i ja mam glowe, czy moze raczej co innego, otwarta na te nauki... Wracajac do domu, obie z Amelka przyznalysmy, ze jeszcze nigdy nie bawilysmy sie tak swietnie w... teatrze. Zaproponowalam, zeby dac sobie spokój z wiernym malzonkiem i skoncentrowac sie na wojskowych konowalach. Zostalam ofuknieta za... brak ambicji. - Przeciez slubowalysmy jak Klara i Aniela - przypomniala mi Amelka. A ja bylam gotowa przypuscic, ze w ogóle nie zwracala uwagi na to, co dzieje sie na scenie. Sztuka moze miec czasem zgubny wplyw na prosty lud. Ale niech nie mysli, ze chce sie wycofac. Nie ze mna takie numery, Amelka. Jeszcze zobaczymy, która sie pierwsza zalamie. Przez caly nastepny tydzien wysluchiwalam opowiesci o niepowodzeniach mojej przyjaciólki. Zalosne to byly historie. Blask Emalii zawodzil. Nie pomagaly ani slodkie oczy, ani ocierania sie o obiekt w ciasnej windzie. Spózniala sie cala godzine do szkoly, by przydybac zonkosia wychodzacego do pracy, ale jedynym efektem, na który mogla liczyc, bylo obnizenie stopnia ze sprawowania i to na poczatku roku. W koncu na podobnej zasadzie, na jakiej tonacy brzytwy sie schwyta, ona chwycila sie szlafroka. Byl przesliczny, ciemno granatowy, jedwabny z dyskretnym polyskiem i calkowicie pozbawiony guzików. Wybrala odpowiedni moment. Klops bedacy niezmiennym obiektem uczuc sasiada wyjechal pod Radom pielegnowac chora mamusie. Rodzice Amelii poszli na brydza, totez moja przyjaciólka miala pelna swobode dzialania. W przeciwnym razie protoplasci zainteresowaliby sie z pewnoscia, czemu ich latorosl idzie pozyczac cukier, skoro u nich pólki kuchennej szafki uginaja sie pod torbami z "biala trucizna". I dlaczego czyni to w stroju niekonwencjonalnym, jakim byl niewatpliwie opisany juz szlafrok, czerwone kabaretki na takimz koronkowym pasku i... nic wiecej. - Nawet mi sie nie przyjrzal - szlochala Amelia w mój sweter - i nie pomylil cukru z sola. Czy ja jestem nienormalna? - Raczej on. Nie becz, bo zniszczysz mi sweter - ze swojej strony nie namierzalam zwierzac sie z moich porazek. Amelia nie wiedziala, ze od tygodnia pracuje. u naszej ofiary, jak dotad dzielnie broniacej sie przed zakusami na swoja cnote, w charakterze sprzataczki. Bardzo uwazalam, przychodzac tam co drugi dzien, zeby nie spotkac swojej wspólniczki od panienskich slubowan na klatce czy w windzie. To mi sie udawalo. I nic wiecej. Angazujac mnie Marek, lubie to imie, wyglosil cala tyrade o tym jak kruchym, watlym i delikatnym stworzonkiem jest jego klopsowata malzonka. - Ja przeciwnie - szepnelam obiecujaco - jestem brutalna, wrecz drapiezna. - To uwazaj, zeby nie potluc szkla, Marysia tak je lubi... Wkrótce okazalo sie, ze Marysia lubi nie tylko szklo. Kochajacy sie malzonkowie dysponowali tez wspanialym zbiorem kaset video. Nie byly to zadne kryminaly, melodramaty, czy pornosy, ale najwspanialsze arcydziela. Uwielbiam klasyke filmowa w przeciwienstwie do teatralnej, totez sprzatanko zaczynalam od malego seansu. Tym razem nieco przesadzilam z jego dlugoscia. Wlasnie czyscilam parapety, psiakrew powinnam to chyba zrobic przed odkurzeniem dywanów i podlóg, gdy uslyszalam zgrzyt klucza w zamku. No, to co z tego? ... Na podloge w przedpokoju zwalil sie jakis ciezar. Moze to wlamanie? Nie myslac o tym, skad wlamywacz mialby klucze, z bijacym sercem, ze szmata od kurzu kurczowo sciskana w dloni cichutko uchylilam drzwi na korytarz. Nawet Janies Bpnd parsknalby smiechem na moim miejscu. Wlamywal sie bowiem mój gospodarz do... skarbca rozkoszy swej polowicy. Ta, powalona impetem, lezala na plecach kompletnie nieruchomo, pomrukujac pod nosem: " Alez ty jestes gwaltowny, Misiu!" A Mis rze; czywiscie byl gwaltowny. Wwiercal sie w nia, dzgal i swidrowala uciskajac jednoczesnie okryte bluzka piersi wielkosci baloników. Nie osiagal finezji wojskowego medyka, ale co za determinacja, co za temperament! Poczulam wilgoc wyplywajaca na uda. Wrazenie bylo mocne. Zacisnelam dlon na swoim podbrzuszu. Bardzo pragnelam byc na miejscu puszystej damy. Jejku! Ja sie tu bede brzydko bawic w kaciku, a oni ochlona z tej namietnosci i nakryja mnie. Korzystajac z tego, ze klops z mina cierpietnicy przymknal oczeta, wyslizgnelam sie z pokoju, a potem z mieszkania, unoszac ze soba nieszczesna sciere do kurzu. Mój medyk w mundurku przygotowywal sie wlasnie do egzaminów. Trudno, musialam mu przeszkodzic. Na gwalt potrzebowalam masazu. Wiedzialam juz, do czego Marek jest zdolny i wcale nie bylo mi z tym lzej. Bylam bowiem pewna, ze cala swoja meskosc, och, pokazna, koncentruje na niemrawym pulpecie. Klelam w zywy kamien teatralny wieczór, kiedy to dalam sie namówic Amelce do tej nieszczesnej rywalizacji. Klelam poranek, kiedy przeczytalam na przystanku autobusowym ogloszenie, z którego wynikalo, ze panstwo tacy i owacy poszukuja "kobiety sprzatajacej". Ze "slubów panienskich" moglam sie oczywiscie wycofac. Najwyzej mnie Amelka obsmaruje przed dziewczynami z klasy. Chrzanie to. Nie musze robic za najwieksza seksiare w calej wsi. Na niedosyt poscielowych przezyc tez nie moglam narzekac. To czego nauczylam sie od dzielnego wojaka, bynajmniej nie Szwejka, przekazywalam mojemu Robertowi. Udalo mi sie nawet go rozdziewiczyc. Takie sa skutki masazu zastosowanego w odpowiednim momencie i... w odpowiednich miejscach. Pekalam ze smiechu, obserwujac gorliwosc, z jaka Robert korzysta z moich nauk. Mialam wiec dwóch swietnych chlopaków, co najzupelniej powinno wystarczyc skromnej panience w moim wieku. Ale... nie mialam Marka. W nocy budzilam sie zlana potem, snilo mi sie bowiem, ze padam jak podcieta jodla w korytarzu pod ciezarem jego doskonale umiesnionego ciala. Musialam go zdobyc, chocbym nawet musiala upasc sie do rozmiarów jego malzonki. Moze on lubi tylko spasne! Gusta nie podlegaja dyskusji, jak zwykle mawia nasz lacinnik, wpajajac nam tolerancje. Zaczelam zrec bez opamietania. Zazwyczaj Marek wczesniej wracal z pracy i czesto juz przy nim konczylam pucowac zaciszne gniazdko. Tak bylo i tego dnia. Wlasciwie wszystko juz mialam zrobione i tylko w sobie znanym celu przedluzalam swoja obecnosc u szczesliwych malzonków. Podeszlam do zaslonietego gazeta, rozpartego w fotelu pana domu i obcesowo usunelam plachte sprzed jego nosa. - Prosze spojrzec, ostatnio okropnie tyje? Mialam na sobie krótkie lycry i bluzeczke nie zakrywajaca pepka, wystarczylo wiec lekko sie naprezyc, aby przed oczami Marka ukazala sie obiecujaca faldka sadla. Spojrzal owszem, ale tym okiem co na psa. - Marysia-zaraz wraca. Moglaby sie pani pospieszyc z tym sprzataniem.... Innego dnia siedzialam spokojnie na barowym stolku w kuchni zaciagajac sie camelem. Zwykle nie pale, ale tym razem potrzebowalam czegos na rozkojarzone nerwy. Postawilam wszystko na jedna karte. Woda z dwóch kurków lala sie na podloge, alewala terakote, wyplywala na korytarz. Gdy uznalam, ze powódz jest juz wystarczajaco efektowna, zakrecilam krany, wykrecilam natomiast numer do pracy Marka. Ciut histerycznie powiadomilam go o awarii: - Cieknie i cieknie, i przestac nie chce! Utopie sie! Ratunkuuuu! Dopadl domu po dwóch kwadransach. Musial po drodze przekraczac wszystkie mozliwe i niemozliwe zakazy. Przywitalam go w czarnym, elastycznym body, odslaniajacym nogi do pachwin. W reku dzierzylam cieknaca szmate. Rzucil sie do zlewozmywaka, ale zastapilam mu droge. - Musi pan zdjac spodnie, zamocza sie i zona bedzie niezadowolona. - Racja! - nie protestowal, gdy rozpinalam mu pasek pewny, ze to tylko nadgorliwosc zrozumiala przy akcji ratunkowej. Zanurkowal pod zlewozmywak i zaczal obmacywac rury. Wylonil sie stamtad calkiem zdezorientowany. - Nie rozumiem - stwierdzil - kolanko cale i zlaczka tez! Ja za to rozumialam doskonale, ale nie zamierzalam mu sie zwierzac. - Tak czy siak te wode trzeba zebrac. Pomoze mi pan? Nie mógl odmówic. Po chwili posuwalam sie przed nim na czworakach, zbierajac wode do miski. On mial za zadanie wycierac podloge do sucha. Przynajmniej mógl sie ludzic, ze takie wlasnie zadanie mu wyznaczylam. I wtedy pekl jedyny guzik przytrzymujacy moje seksowne ubranko. Oczywiscie nie mialam z tym nic wspólnego. Od dawna trzymal sie na jednej nitce.. Zawstydzona nagla demonstracja moich wdzieków poslizgnelam sie; tak, tak, niechcacy na mokrej posadce i doslownie wjechalam pod mojego chlebodawce. No, cóz!. Milosc miloscia, ale odruchy mial prawidlowe. Wszedl we mnie z upragnionym impetem. Woda wokól nas chlupotala, ale nie zwracalismy na to uwagi, pochlonieci tylko tym jednym. Bezgraniczna frajda, niebianska rozkosza. Gdy juz usunelismy skutki powodzi zaprowadzilam go do sypialni. Odrobina finezji mogla mi tylko zaostrzyc apetyt. - Ja naprawde kocham moja zone - powiedzial otrzasnawszy sie z emocji. - Alez oczywiscie! - przytaknelam, glaszczac wewnetrzna strone jego ud.

Czy tekst był przydatny? Tak Nie

Czas czytania: 14 minuty

Teksty kultury