profil

Obcy

poleca 85% 165 głosów

Treść
Grafika
Filmy
Komentarze

Albert Camus Obcy

Dzisiaj umarła mama. Albo wczoraj, nie wiem, Dostał depeszę, że matka umarła w przytułku. Jutro pogrzeb oraz wyrazy współczucia. Przytułek był w Marengo. Cała akcja dzieje się w Algierii. Przytułek był 80 kilometrów od Algieru. Poprosił szefa o dwa dni zwolnienia. Popatrzył dziwnie na niego, więc wytłumaczył się że to nie jego wina. Gdy szef się nie odezwał pomyślał po co się tłumaczył. Już myślał jak dojedzie do Marengo. Wsiądzie do autobusu o drugiej i dotrze po południu. Zjadł jak zwykle obiad u Celestyna. Wszyscy mu współczuli. Ma się w końcu tylko jedną matkę. Pożyczył czarny krawat od Emanuela i opaskę. Emanuel stracił niedawno wuja więc miał. W czasie jazdy słońce, zapach paliwa, odblask szosy spowodował, że usnął. Przytułek był dwa kilometry od miasta. Przeszedł drogę piechotą. Chciał zobaczyć matkę, ale dozorca powiedział, że czeka na niego dyrektor. Dyrektor, mały człowieczek z Legią Honorową, przyjął go w swoim biurze. Matka Pana Meursault przybyła do przytułku trzy lata temu. Dyrektor czytał to z kartoteki. Chciał coś powiedzieć, ale dyrektor powiedział aby się nie tłumaczył. Wiedział, że nie był jej w stanie utrzymać z małej pensji. W przytułku znalazła przyjaciół, wspólne z nimi zainteresowania. W pierwszych dniach pobytu w przytułku jego matka płakała. W ostatnim roku jej nie odwiedzał. Dyrektor coś jeszcze mówił, ale on go nie słuchał. Na pytanie czy chciałby zobaczyć matkę wstał. Matka była w małej kostnicy. Tam dyrektor go zostawił. Pogrzeb miał być o 10 rano na drugi dzień. Przyszedł dozorca, który chciał odkryć trumnę, ale on nie pozwolił. Zdziwiony dozorca zapytał "nie chce pan?", odpowiedział nie. Zapytany dlaczego odpowiedział nie wiem. Dozorca powiedział, że wieczorem przyjdą pensjonariusze, aby również czuwać przy trumnie. Zaproponował mu kawę, na którą się zgodził. Dozorca był kiedyś również pensjonariuszem przytułku. Pochodził z Paryża. Przybył do Marengo jako biedak. Nie wiedział czy można tu palić, zastanawiał się. Poczęstował dozorcę i razem zapalili. Obudził go szelest. Do kostnicy weszli staruszkowie. Czekały na nich krzesła i gorąca kawa. Wszyscy pili. Przyglądał się tym staruszkom, siedzącym naprzeciwko niego po drugiej stronie trumny. Twarze mieli jak z popiołu. Jedna ze staruszek zaczęła łkać. Dość głośno. Płakała długo. Dozorca powiedział mu, że to była przyjaciółka mamy. Rano dozorca zaprowadził go do pokoju, gdzie mógł się odświeżyć. Przybył ksiądz. Na cmentarz było około 45 minut marszu. Od dawna nie był na wsi, więc myślał jakby było cudownie iść na spacer. Pomyślał również o kolegach z pracy, którzy właśnie muszą wstawać do pracy. Szef pewnie jest wściekły, bo on będzie miał cztery dni wolnego. Przecież jest piątek, a w soboty nigdy nie pracował. Dyrektor powiedział, że zaraz będą zamykali trumnę, czy chce zobaczyć matkę ostatni raz. Odpowiedział nie. Na pogrzeb miał również iść jeden z mieszkańców przytułka Perez. On i jego matka nigdy się nie rozstawali. Nawet pozwalano im chodzić na spacery z pielęgniarką. Mówili, że to jego narzeczona a on się wtedy śmiał. Wyruszyli. Słońce świeciło okropnie. Pocił się i męczył. Staruszek pozostawał z tyłu. W końcu znikł mu z oczu. Po pewnym czasie, ukazał się koło niego. Szedł na skróty. To powtarzało się kilka razy. Z samego pogrzebu który przebiegł pośpiesznie nic nie zapamiętał. Ziemia koloru krwi spadająca na trumnę, biały miąższ korzeni pomieszanych z ziemią, ludzie, autobus wjeżdżający w światła Algieru. Pomyślał, że będzie spał dwanaście godzin. Przy goleniu myślał co będzie dziś robił. Postanowił iść się wykąpać. W wodzie spotkał na byłą maszynistkę z jego biura. Maria Cardana, na którą miał kiedyś ochotę, ale ona zmieniła posadę. Bawili się razem w wodzie, pocałował ją. Zaprosił ją do kina i zgodziła się. Wyjaśnił jej że umarła mu matka, na jej pytanie odpowiedział, że wczoraj. Cofnęła się krok do tyłu, ale nic nie powiedziała. Wieczorem o wszystkim zapomniała. Gdy rano się obudził, nie było jej już w domu, wyszła. Spał do dziesiątej, potem trochę się nudził. Nie chciał wychodzić z domu, zrobił sobie coś szybko do jedzenia. Przebywał na balkonie i palił. Oglądał ulicę. Widział udających się na mecz, do kina. Następnie ulica opustoszała. Wieczorem ponownie zaludniła się powracającymi. Szef był miły, pytał czy nie jest zmęczony. Pytał o wiek mamy. On odpowiedział że około sześćdziesiątki. Dużo pracował. Z Emanuelem zjedli obiad u Celestyna. Poszedł do siebie, przespał się, a następnie wrócił do biura. Pracował długo. Wracając potrącił Starego sąsiada Salamano. Od ośmiu lat wychodził na spacer ze swoim psem. Spaniel miał jakąś chorobę skór, bez sierści i brunatnymi strupami. Sąsiad, chyba zaraził się od psa, gdyż też na rękach miał strupy. Od ośmiu lat nie zmienili trasy. Z byle jakiego powodu bił psa strasznie, lżąc go straszliwe. Do klatki wszedł drugi sąsiad. W dzielnicy mówili, że żyje z kobiet. Zapytany o zawód mówił, że jest magazynierem. Nazywał się Rajmund Sintes. Weszli razem na piętro, i chciał się pożegnać, ale sąsiad zaprosił go na krwawą kiszkę i wino. Zgodził się. Pokuj był brudny , łóżko rozgrzebane. Sąsiad opowiadał mu o spotkaniu z Arabem, którego pobił gdy wysiedli z tramwaju. Pobity Arab był bratem jego kochanki. Rajmun spytał go, czy chce być jego kumplem. On odpowiedział że mu wszystko jedno. Rajmun był zadowolony. Opowiadał mu o tej kobiecie. Dawał jej na utrzymanie. Kupował pończochy i inne prezenty. Pytał się jej dlaczego nie podejmie pracy. Zrobił jej awanturę, że on ją utrzymuje, a ona pije kawę z przyjaciółkami. Zbił ją. Zbił ją do krwi. Ale jego zdaniem nie została dostatecznie ukarana. Poprosił go o napisanie do niej listu, aby ją zwabić do siebie. Na pożegnanie, Rajmund powiedział, że mężczyźni powinni się trzymać razem. Pracował dużo przez cały tydzień. Rajmund powiedział mu, że wysłał list. Chodził do kina z Emanuelem, bo tamten nie zawsze wiedział co się dzieje na ekranie. Pojechał z Marią kilka kilometrów za Algier, na plażę. Kąpali i bawili się dobrze. Wrócili do Algieru, a Maria została nawet rano z nim. Opowiedział jej historię starego sąsiada i jego psie śmiała się. Zapragnął jej. Ona zapytała się czy ją kocha. Odpowiedział że to nie ma żadnego znaczenia, ale sądzi że nie. Zrobiła smutną minę. Jednak przygotowując obiad znów zaczęła się śmiać. Usłyszeli krzyk. On doszedł do wniosku, że to Rajmund bije kobietę ,która jednak przyszła do niego. Wezwano policję. Dziewczyna oskarżyła go o pobicie. Policja źle potraktowała Rajmunda. Jeden go nawet uderzył, gdy Rajmund nie chciał wyjąć papierosa z ust. Rajmund groził dziewczynie. Po południu Rajmund przyszedł do niego. Poprosił aby został jego świadkiem. Wystarczy że powie, że dziewczyna go obraziła. Zgodził się zostać świadkiem Rajmunda. Rajmund postawił mu koniak. Przegrał z nim zasłużenie w bilard, a gdy Rajmund zaprosił go do domu publicznego, on odmówił. Wrócił do domu, gdzie na schodach spotkał starego sąsiada ale bez psa. Stary powiedział , że pies mu uciekł. Był bardzo zdenerwowany, że mu zabiorą psa, ponieważ jest chory. Poradził mu aby poszukać hycla, a ten za pewną zapłatą odda mu psa. Pożegnał go podając mu swą zastrupiałą rękę. Rajmund zadzwonił do niego do biura, że opowiadał o nim swemu przyjacielowi, a ten zaprosił ich na niedzielę do swego domu pod Algierem. Potem dodał, że jak zobaczy pod domem brata tej Arabki, niech go ostrzeże. Potem wezwał go szef. Zaproponował mu pracę w terenie. Mieszkał by w Paryżu, a jednocześnie podróżować przez większą część roku. Powiedział, że życia się nie zmienia, a to prowadzone w Algierze całkiem mu odpowiada. Szef powiedział mu, że nie posiada ambicji. Tego samego wieczoru przyszła Maria i spytała się go czy się z nią ożeni. Znów odpowiedział, że mu wszystko jedno, ale jak ona chce, to mogą się pobrać. Dopytywała się uparcie, czy ją kocha, on drugi raz jej powiedział, że nie, a ożeni się z nią, jeśli ona tego pragnie. Gdy spytała czy z inną też by się ożenił, odpowiedział oczywiście. Wtedy Maria powiedziała, że go kocha. Opowiedział jej o propozycji szefa. Maria oświadczyła, że chciałaby poznać Paryż. Odpowiedział, że jest brudny, są gołębie i ciemne podwórza. W niedzielę z trudem się obudził, Maria musiała go potrząsać.. Zapukali do Rajmunda, aby się również zbierał. Przed domem czekali Arabowie, jednak ich nie zaczepiali. Wsiedli do autobusy i pojechali za Algier. Poprzedniego dnia byli w komisariacie, gzie zaświadczył, że dziewczyna obraziła Rajmunda. Został zwolniony z upomnieniem. Dom Massona, był niedaleko dworca autobusowego. Mieszkał on w małym drewnianym domku na skraju plaży. Gospodarz domu powiedział, że na obiad będzie ryba, którą dzisiaj złowił. Poszli we trójkę się wykąpać. Rajmund z żoną Massona zostali w domu. On z Marią popłynął bardzo daleko w morze, Masson wróciła na plażę. Oni po pewnym czasie, też wrócili, aby iść na obiad. Zjedli obiad, potem pili kawę i on dużo palił. Panie zostały w domu aby posprzątać po obiedzie , a oni poszli na spacer. Na spacerze spotkali Arabów na plaży. Rajmund powiedział to on. Podzielili między siebie przeciwników i poszli dale. Rajmund podszedł do Araba. Zamienił z nim parę słów, a potem uderzył. Masson zajął się drugim przeciwnikiem. Obaj wygrywali z Arabami. Rajmund odwrócił się i powiedział zobacz jak go urządzę. On krzyknął, że Arab ma nóż. Ale Rajmund miał już rozcharatane ramię i kącik ust. Mason rzucił się do przodu, ale ich dalej chronił nóż. Arabowie cofali się. Poszli do lekarza, który spędzał na plaży każdą niedzielę. Wrócili po godzinie. Lekarz powiedział, że to nic groźnego. Rajmund powiedział, że idzie na plażę, ponieważ chce się przejść. On poszedł z nim. Zdawało mu się, że Rajmund wie gdzie idzie, ale szedł za nim. Doszli do małego źródełka, tam zastali ponownie Arabów. Rajmund wyciągnął z kieszeni pistolet i powiedział wykończę go. On bał się powiedzieć nie, aby jeszcze bardziej nie rozłościć Rajmunda. Powiedział, żeby mu oddał pistolet, a załatwił go ręcznie. A jeżeli Arab wyciągnie nóż, to on mając pistolet wykończy go. Rajmund oddał mu swój pistolet. Ale Arabowie wycofali się. On odprowadził Rajmunda do domu. On zatrzymał się na schodach. Wielki żar słońca lał mu się na głowę. Zawrócił na plażę. Szedł powoli w kierunku skał. Zobaczył, że ten facet Rajmunda powrócił. Kiedy go zobaczył Arab, wsunął rękę do kieszeni. On również, ściskając w niej pistolet Rajmunda. Pomyślał, że kiedy odejdzie wszystko się skończy, ale tętniąca słońcem plaża, spływający pot, zmusił go iść w kierunku źródła. Arab wyciągnął nóż. On czuł tylko obuchy słońca na czole, nieco zatarty świetlisty miecz dobywający się z noża. Ta ognista szpada raniła mu rzęsy i raniła obolałe oczy. Wszystko się zakołysało. Strzelił. Zrozumiał, że zburzył równowagę dnia oraz niezwykłą ciszę plaży. Więc strzelił jeszcze cztery razy. Zastukał do wrót nieszczęścia. Natychmiast po aresztowaniu był wielokrotnie przesłuchiwany. Za pierwszym razem ta sprawa na komisariacie, zdawała się nikogo nie interesować. Ale osiem dni później sędzia śledczy spoglądał na niego z ciekawością. Na początku spytał go tylko o nazwisko i adres. Powiedział również śledczemu, że uważając swoją sprawę za prostą, nie wybrał sobie adwokata. Śledczy odpowiedział, że jak kto uważa, ale prawo wymaga aby miał adwokata. Odpowiedział, że poczytuje to za wielką wygodę, że prawo zajmuje się takimi drobiazgami. Przyznano mu adwokata z urzędu. Na drugi dzień, odwiedził go adwokat. Powiedział, że zostały zebrane informacje o jego życiu osobistym. Wie o zmarłej w przytułku matce, że funkcjonariusze dowiedzieli się tam, że dał tam dowody nieczułości. Adwokat spytał czy cierpiał tego dnia. On by nigdy nikomu takiego pytania nie zadał, ale skoro musiał odpowiedzieć, powiedział ,że kochał matkę, ale to niczego nie zmienia. Wszyscy mniej czy bardziej życzyli śmierci tym, których kochali. Adwokat zdawał się być wzburzony. Kazał mu przyrzec, ze nigdy tego nie powtórzy na śledztwie. Powiedział również adwokatowi, że jego potrzeby fizyczne mącą jego uczucia. Patrzył na adwokata i z jego twarzy sądził, że budzi w nim wstręt swymi odpowiedziami. Adwokat na odchodne, powiedział, że chyba nigdy nie miał do czynienia ze sprawiedliwością. Zaprowadzono go do śledczego. Ponieważ nie było adwokata, śledczy powiedział, że nie musi odpowiadać na pytania. Odrzekł, że może odpowiadać. Wszedł młody protokolant. Na pytanie, że słyszano o nim jako o człowieku zamkniętym, odpowiedział że skoro nie ma nic do powiedzenia to milczy. Dorzucił, że to nie ma żadnego znaczenia. Następnie już któryś raz z rzędu opowiadał o tym pamiętnym dniu. Znów śledczy tym razem spytał czy kochał mamę. Odpowiedział, że tak. Jak wszyscy. Znów odpowiadał. Nie - strzeliłem raz, a po pewnym czasie jeszcze cztery razy. Dlaczego? - nie odpowiedział. Dlaczego do leżącego ciała? - nie odpowiedział ponieważ nie wiedział. Śledczy wyciągnął krucyfiks. Spytał go czy poznaje go. Odpowiedział że tak. Nieuważnie śledził co czyni śledczy, przeszkadzało mu, że było gorąco i latały muchy. Z całej rozmowy zrozumiał, że był tylko jeden niejasny punkt śledztwa. Fakt że odczekał nim strzelił drugi raz. Odpowiedział śledczemu że nie wierzy w Boga. Ten zaprzeczał, że wszyscy wierzą. Gdy spytał go śledczy, czy on chce, aby życie śledczego nie miał sensu, odrzekł że to nie jego sprawa. Na koniec powiedział, że nie widział drugiej tak zatwardziałej duszy. Później jeszcze wiele razy odwiedzał śledczego, al. W obecności adwokata. Zdawało mu się że ton przesłuchań uległ zmianie, a sędzia przestał się nim interesować. Po jedenastu miesiącach śledztwa jego jedyną radością było to, że odprowadzając go do drzwi po przesłuchaniu, sędzia klepał go po ramieniu mówiąc, to wszystko na dzisiaj panie Antychryście. W pierwszych dniach właściwie nie był w więzieniu ( nie czuł że jest ). Oczekiwał niejasno jakiegoś wydarzenia. Dopiero po wizycie Marii. Była to jej jedyna wizyta. W liście pisała, że nie pozwalają jej go odwiedzać ponieważ nie jest jego żoną. Od tego dnia poczuł, że w celi jest u siebie, że jego życie tam się zatrzymało. Po paru dniach od chwili aresztowania znalazł się w celi sam, najpierw był w celi z Arabami. Powiedzieli mu że ma widzenie. Maria była otoczona Mauretankami. Powiedział że ma wszystko, Maria uśmiechała się do niego, powiedziała że pozdrawia go Rajmund i inni. Ich rozmowę zagłuszali inni rozmówcy. Czuł się trochę chory, chciał odejść, ale z drugiej strony chciał nacieszyć się widokiem Marii. Ta mówiła, że go uniewinnią, że będą się jeszcze kąpać w morzu. Krótko po wizycie napisała list. Po tym zaczęły się inne myśli. Łatwiej mu to przychodziło niż innym. Najcięższymi myślami były myśli człowieka wolnego. Pragnął być na plaży i wejść do morza. Gdy sobie to wyobrażał, przygniatały go natychmiast mury więzienne. Trwało to kilka miesięcy. Następnie to już myśli więzienne. Oczekiwał spaceru, odwiedzin obrońcy. Doszedł do wniosku, że gdyby go zamknęli w pniu suchego drzewa, też by się przyzwyczaił. Rozmawiał ze strażnikiem o kobietach, których brak w więzieniu był odczuwalny. Dokuczał mu również brak papierosów. Nawet ssał suche kawałki drewna, aż w końcu oduczył się palić. Teraz cały problem polegał na zabijaniu wolnego czasu. Spał dość długo, aby reszty dania było jak najmniej. W łóżku znalazł gazetę, w której wyczytał historię mającą miejsce w Czechosłowacji. ( Matka z córką prowadziły zajazd. Jej syn, po długiej nieobecności w kraju, powraca. Pozostawił żonę i dzieci w hotelu, a sam udał się do zajazdu. Matka nie poznała go. On chwalił się dużą ilością pieniędzy. W nocy, matka z siostrą go zamordowały i wrzuciły do rzeki. Rano przyszła żona i wszystko im powiedziała. Matka z córką powiesiły się. ) On doszedł do wniosku, że syn był winny, bo po co udawał. Dla niego lato przeszło w lato. Rozprawę wyznaczono na czerwiec. Tego dnia o ósmej rano, karetka więzienna zawiozła go na rozprawę. Ciekawiło go zobaczyć proces, nigdy go nie widział. Zdjęli mu kajdanki i wprowadzili go na salę. Był trochę oszołomiony tym tłumem. Odniósł wrażenie, że siedzi w tramwaju, gdzie inni pasażerowie śledzą z ławek nowego pasażera. Na procesie była również prasa. Przyszedł jego adwokat, który radził mu odpowiadać krótko i na temat, nie rozwodzić się. Wszedł sędzia. Przeczytano nazwiska świadków. Byli to dyrektor przytułku, dozorca, stary Perez ( narzeczony jego matki), Rajmund, Masson, Salamano (właściciel chorego psa), Maria, Celestyn (właściciel knajpki gdzie jadł obiady). Nastąpiło jego przesłuchanie. Ponownie musiał podawać swoje dane. Następnie przewodniczący zadawał mu pytania związane z morderstwem, On odpowiadał tak jak doradził mu adwokat. Odpowiadał tak panie przewodniczący. Następnie padły pytania dlaczego umieścił matkę w przytułku, czy mu było przykro z tego powodu. ( odpowiedział, że ani on ani matka nie oczekiwali od siebie niczego). Przewodniczący spytał się go, czy po to wrócił do źródła, aby zabić - odpowiedział nie. Więc dlaczego - przypadek. Sprawę zawieszono do popołudnia. Wtedy mieli przesłuchiwać świadków.. Pierwszy zeznawał dyrektor przytułka. Opowiadał, że jego matka skarżyła się na syna, za oddanie do przytułka. Gdy przyjechał na pogrzeb, nie chciał widzieć matki, ani razu nie zapłakał, po pogrzebie natychmiast wyjechał bez chwili skupienia i zadumy. Następnie zeznawał dozorca. Mówił że palił przy trumnie ( oskarżony ), pił kawę z mlekiem, spał. Następnie zeznawał Tomasz Perez. Mówił, że znał tylko jego matkę. Perez mówił, że nie płakałem. Obrońca spytał, czy Perez widział że oskarżony nie płakał, padła odpowiedź że nie. Po kilkunastominutowej przerwie zeznawał Celestyn. Celestyn odpowiadając mówił, że on był nie tylko jego klientem, ale także przyjacielem. Czy regularnie płacił rachunki - odpowiedź - to zawsze była sprawa między nimi. Co Celestyn sądzi o zbrodni - odpowiedź - przypadek. Następnie zeznawała Maria. Uważał że wyglądała pięknie. Zeznała, że była jego przyjaciółką, że mieli się pobrać. Przyznała, że ich data znajomości datuje się od następnego dnia po pogrzebie matki. Prokurator przestudiował repertuar kin do których chodzili, i okazało się że to były komedie. Potem prokurator krzyczał, że on po pogrzebie zażywał kąpieli, nawiązywał nielegalny stosunek i poszedł pośmiać się do kina. Rozpłakana Maria, twierdziła że wszystko wyglądało inaczej. Masson twierdził, że on był w porządku gościem i uczciwym człowiekiem. Rajmund na samym początku powiedział, że oskarżony jest niewinny. Kazano mu opowiadać jakie związki go z oskarżonym łączyły. Zdenerwowany prokurator powiedział w końcu - Oskarżam ze spokojem tego człowieka, że pogrzebał matkę ze spokojem zbrodniarza. Zaczynały się ostatnie mowy w sądzie. On zdziwiony był, że decydowano o nim bez zapoznania się z jego zdaniem. Wszystko toczyło się bez jego udziału. Prokurator przypominał obojętność oskarżonego, nawet to że nie znał wieku matki. Jego mowa była długa, poddawał jego zeznania pod krytykę, skłaniając się nawet to hipotezy że wszystkie te działania były zaplanowane, popełnione z pełną premedytacją. W końcu ogłoszono wyrok. W imieniu ludu francuskiego, zostaje skazany na karę śmierci. Nie miał nic do powiedzenia. Już trzy razy nie przyjął kapelana. Nie miał mu nic do powiedzenia i nie miał chęci na rozmowę. Zmieniono mu clę. Żałował, że tak mało czasu poświęcił lekturze o egzekucji. Czytał wszystkie sprawozdania z dzienników i czekał na odpowiedź o ułaskawieniu. Zastanawiał się dlaczego wyrok odbywa się przy pomocy gilotyny, a nie na przykład zastrzyku, który działałby na dziewięciu spośród dziesięciu skazanych. Miało to dać jakąś szansę skazanemu. Miał również złe pojęcie o gilotynie. Myślał, że znajduje się na jakimś podwyższeniu, a nie na ziemi. Zastanawiał się również nad różnicą zejścia z tego świata w wieku 30 lat, a wieku późniejszym. Doszedł do wniosku, że chciałby przeżyć jeszcze te dwadzieścia lat. Ale inni będą jeszcze żyli i to oni mogą umierać później lub żyć całą wieczność. Lecz te przemyśliwania doprowadzały go do bolesnego skurczu w, jakiego doznawał na skutek tych dwudziestu lat. Zastanawiał się również co będzie gdy go ułaskawią. Zyskiwał wtedy chwilę spokoju. Wreszcie zgodził się na przyjęcie kapelana. Gdy go ujrzał poczuł lekki dreszcz. Ksiądz tak jakby to zauważył, powiedział, aby się go nie bał. Na pytanie księdza, dlaczego go nie chciał przyjmować, powiedział że nie wierzy w Boga. Na pytanie czy jest tego pewien, odpowiedział, że nie zadaje sobie takich pytań. Mówił do niego ksiądz mój synu, mój przyjacielu, a w nim się coś buntowało, że przecież nie jest ani jego synem ani przyjacielem. W końcu coś w nim pękło, zaczął krzyczeć. Wylał na księdza wszystko co miał w sercu. Mówił, że żył tak, bo nie żył inaczej, robił takie rzeczy, bo innych nie robił, Mówił, że tych uprzywilejowanych co go skazali również skażą, księdza także, pytał go jaka byłaby różnica, gdyby go skazali na śmierć za to że nie płakał na grobie matki. Pytał jakie są znaczenia normalnych zdarzeń, jak to kto kogo całuje, kto z kim się żeni. Ksiądz miał oczy pełne łez, wyszedł. On odzyskał spokój . Po raz pierwszy od bardzo dawna pomyślał o matce, chyba zrozumiał czemu na koniec znalazła sobie narzeczonego. Przypuszczał, że będąc tak blisko śmierci jak on, poczuła się od niej wolna, chciała zacząć wszystko od początku. Czuł się tak jakby ten wybuch złości oczyścił go ze zła Zapragnął, aby w dniu jego śmierci było dużo widzów i aby powitali go oklaskami.

Albert Camus Obcy

Dzisiaj umarła mama. Albo wczoraj, nie wiem, Dostał depeszę, że matka umarła w przytułku. Jutro pogrzeb oraz wyrazy współczucia. Przytułek był w Marengo. Cała akcja dzieje się w Algierii. Przytułek był 80 kilometrów od Algieru. Poprosił szefa o dwa dni zwolnienia. Popatrzył dziwnie na niego, więc wytłumaczył się że to nie jego wina. Gdy szef się nie odezwał pomyślał po co się tłumaczył. Już myślał jak dojedzie do Marengo. Wsiądzie do autobusu o drugiej i dotrze po południu. Zjadł jak zwykle obiad u Celestyna. Wszyscy mu współczuli. Ma się w końcu tylko jedną matkę. Pożyczył czarny krawat od Emanuela i opaskę. Emanuel stracił niedawno wuja więc miał. W czasie jazdy słońce, zapach paliwa, odblask szosy spowodował, że usnął. Przytułek był dwa kilometry od miasta. Przeszedł drogę piechotą. Chciał zobaczyć matkę, ale dozorca powiedział, że czeka na niego dyrektor. Dyrektor, mały człowieczek z Legią Honorową, przyjął go w swoim biurze. Matka Pana Meursault przybyła do przytułku trzy lata temu. Dyrektor czytał to z kartoteki. Chciał coś powiedzieć, ale dyrektor powiedział aby się nie tłumaczył. Wiedział, że nie był jej w stanie utrzymać z małej pensji. W przytułku znalazła przyjaciół, wspólne z nimi zainteresowania. W pierwszych dniach pobytu w przytułku jego matka płakała. W ostatnim roku jej nie odwiedzał. Dyrektor coś jeszcze mówił, ale on go nie słuchał. Na pytanie czy chciałby zobaczyć matkę wstał. Matka była w małej kostnicy. Tam dyrektor go zostawił. Pogrzeb miał być o 10 rano na drugi dzień. Przyszedł dozorca, który chciał odkryć trumnę, ale on nie pozwolił. Zdziwiony dozorca zapytał "nie chce pan?", odpowiedział nie. Zapytany dlaczego odpowiedział nie wiem. Dozorca powiedział, że wieczorem przyjdą pensjonariusze, aby również czuwać przy trumnie. Zaproponował mu kawę, na którą się zgodził. Dozorca był kiedyś również pensjonariuszem przytułku. Pochodził z Paryża. Przybył do Marengo jako biedak. Nie wiedział czy można tu palić, zastanawiał się. Poczęstował dozorcę i razem zapalili. Obudził go szelest. Do kostnicy weszli staruszkowie. Czekały na nich krzesła i gorąca kawa. Wszyscy pili. Przyglądał się tym staruszkom, siedzącym naprzeciwko niego po drugiej stronie trumny. Twarze mieli jak z popiołu. Jedna ze staruszek zaczęła łkać. Dość głośno. Płakała długo. Dozorca powiedział mu, że to była przyjaciółka mamy. Rano dozorca zaprowadził go do pokoju, gdzie mógł się odświeżyć. Przybył ksiądz. Na cmentarz było około 45 minut marszu. Od dawna nie był na wsi, więc myślał jakby było cudownie iść na spacer. Pomyślał również o kolegach z pracy, którzy właśnie muszą wstawać do pracy. Szef pewnie jest wściekły, bo on będzie miał cztery dni wolnego. Przecież jest piątek, a w soboty nigdy nie pracował. Dyrektor powiedział, że zaraz będą zamykali trumnę, czy chce zobaczyć matkę ostatni raz. Odpowiedział nie. Na pogrzeb miał również iść jeden z mieszkańców przytułka Perez. On i jego matka nigdy się nie rozstawali. Nawet pozwalano im chodzić na spacery z pielęgniarką. Mówili, że to jego narzeczona a on się wtedy śmiał. Wyruszyli. Słońce świeciło okropnie. Pocił się i męczył. Staruszek pozostawał z tyłu. W końcu znikł mu z oczu. Po pewnym czasie, ukazał się koło niego. Szedł na skróty. To powtarzało się kilka razy. Z samego pogrzebu który przebiegł pośpiesznie nic nie zapamiętał. Ziemia koloru krwi spadająca na trumnę, biały miąższ korzeni pomieszanych z ziemią, ludzie, autobus wjeżdżający w światła Algieru. Pomyślał, że będzie spał dwanaście godzin. Przy goleniu myślał co będzie dziś robił. Postanowił iść się wykąpać. W wodzie spotkał na byłą maszynistkę z jego biura. Maria Cardana, na którą miał kiedyś ochotę, ale ona zmieniła posadę. Bawili się razem w wodzie, pocałował ją. Zaprosił ją do kina i zgodziła się. Wyjaśnił jej że umarła mu matka, na jej pytanie odpowiedział, że wczoraj. Cofnęła się krok do tyłu, ale nic nie powiedziała. Wieczorem o wszystkim zapomniała. Gdy rano się obudził, nie było jej już w domu, wyszła. Spał do dziesiątej, potem trochę się nudził. Nie chciał wychodzić z domu, zrobił sobie coś szybko do jedzenia. Przebywał na balkonie i palił. Oglądał ulicę. Widział udających się na mecz, do kina. Następnie ulica opustoszała. Wieczorem ponownie zaludniła się powracającymi. Szef był miły, pytał czy nie jest zmęczony. Pytał o wiek mamy. On odpowiedział że około sześćdziesiątki. Dużo pracował. Z Emanuelem zjedli obiad u Celestyna. Poszedł do siebie, przespał się, a następnie wrócił do biura. Pracował długo. Wracając potrącił Starego sąsiada Salamano. Od ośmiu lat wychodził na spacer ze swoim psem. Spaniel miał jakąś chorobę skór, bez sierści i brunatnymi strupami. Sąsiad, chyba zaraził się od psa, gdyż też na rękach miał strupy. Od ośmiu lat nie zmienili trasy. Z byle jakiego powodu bił psa strasznie, lżąc go straszliwe. Do klatki wszedł drugi sąsiad. W dzielnicy mówili, że żyje z kobiet. Zapytany o zawód mówił, że jest magazynierem. Nazywał się Rajmund Sintes. Weszli razem na piętro, i chciał się pożegnać, ale sąsiad zaprosił go na krwawą kiszkę i wino. Zgodził się. Pokuj był brudny , łóżko rozgrzebane. Sąsiad opowiadał mu o spotkaniu z Arabem, którego pobił gdy wysiedli z tramwaju. Pobity Arab był bratem jego kochanki. Rajmun spytał go, czy chce być jego kumplem. On odpowiedział że mu wszystko jedno. Rajmun był zadowolony. Opowiadał mu o tej kobiecie. Dawał jej na utrzymanie. Kupował pończochy i inne prezenty. Pytał się jej dlaczego nie podejmie pracy. Zrobił jej awanturę, że on ją utrzymuje, a ona pije kawę z przyjaciółkami. Zbił ją. Zbił ją do krwi. Ale jego zdaniem nie została dostatecznie ukarana. Poprosił go o napisanie do niej listu, aby ją zwabić do siebie. Na pożegnanie, Rajmund powiedział, że mężczyźni powinni się trzymać razem. Pracował dużo przez cały tydzień. Rajmund powiedział mu, że wysłał list. Chodził do kina z Emanuelem, bo tamten nie zawsze wiedział co się dzieje na ekranie. Pojechał z Marią kilka kilometrów za Algier, na plażę. Kąpali i bawili się dobrze. Wrócili do Algieru, a Maria została nawet rano z nim. Opowiedział jej historię starego sąsiada i jego psie śmiała się. Zapragnął jej. Ona zapytała się czy ją kocha. Odpowiedział że to nie ma żadnego znaczenia, ale sądzi że nie. Zrobiła smutną minę. Jednak przygotowując obiad znów zaczęła się śmiać. Usłyszeli krzyk. On doszedł do wniosku, że to Rajmund bije kobietę ,która jednak przyszła do niego. Wezwano policję. Dziewczyna oskarżyła go o pobicie. Policja źle potraktowała Rajmunda. Jeden go nawet uderzył, gdy Rajmund nie chciał wyjąć papierosa z ust. Rajmund groził dziewczynie. Po południu Rajmund przyszedł do niego. Poprosił aby został jego świadkiem. Wystarczy że powie, że dziewczyna go obraziła. Zgodził się zostać świadkiem Rajmunda. Rajmund postawił mu koniak. Przegrał z nim zasłużenie w bilard, a gdy Rajmund zaprosił go do domu publicznego, on odmówił. Wrócił do domu, gdzie na schodach spotkał starego sąsiada ale bez psa. Stary powiedział , że pies mu uciekł. Był bardzo zdenerwowany, że mu zabiorą psa, ponieważ jest chory. Poradził mu aby poszukać hycla, a ten za pewną zapłatą odda mu psa. Pożegnał go podając mu swą zastrupiałą rękę. Rajmund zadzwonił do niego do biura, że opowiadał o nim swemu przyjacielowi, a ten zaprosił ich na niedzielę do swego domu pod Algierem. Potem dodał, że jak zobaczy pod domem brata tej Arabki, niech go ostrzeże. Potem wezwał go szef. Zaproponował mu pracę w terenie. Mieszkał by w Paryżu, a jednocześnie podróżować przez większą część roku. Powiedział, że życia się nie zmienia, a to prowadzone w Algierze całkiem mu odpowiada. Szef powiedział mu, że nie posiada ambicji. Tego samego wieczoru przyszła Maria i spytała się go czy się z nią ożeni. Znów odpowiedział, że mu wszystko jedno, ale jak ona chce, to mogą się pobrać. Dopytywała się uparcie, czy ją kocha, on drugi raz jej powiedział, że nie, a ożeni się z nią, jeśli ona tego pragnie. Gdy spytała czy z inną też by się ożenił, odpowiedział oczywiście. Wtedy Maria powiedziała, że go kocha. Opowiedział jej o propozycji szefa. Maria oświadczyła, że chciałaby poznać Paryż. Odpowiedział, że jest brudny, są gołębie i ciemne podwórza. W niedzielę z trudem się obudził, Maria musiała go potrząsać.. Zapukali do Rajmunda, aby się również zbierał. Przed domem czekali Arabowie, jednak ich nie zaczepiali. Wsiedli do autobusy i pojechali za Algier. Poprzedniego dnia byli w komisariacie, gzie zaświadczył, że dziewczyna obraziła Rajmunda. Został zwolniony z upomnieniem. Dom Massona, był niedaleko dworca autobusowego. Mieszkał on w małym drewnianym domku na skraju plaży. Gospodarz domu powiedział, że na obiad będzie ryba, którą dzisiaj złowił. Poszli we trójkę się wykąpać. Rajmund z żoną Massona zostali w domu. On z Marią popłynął bardzo daleko w morze, Masson wróciła na plażę. Oni po pewnym czasie, też wrócili, aby iść na obiad. Zjedli obiad, potem pili kawę i on dużo palił. Panie zostały w domu aby posprzątać po obiedzie , a oni poszli na spacer. Na spacerze spotkali Arabów na plaży. Rajmund powiedział to on. Podzielili między siebie przeciwników i poszli dale. Rajmund podszedł do Araba. Zamienił z nim parę słów, a potem uderzył. Masson zajął się drugim przeciwnikiem. Obaj wygrywali z Arabami. Rajmund odwrócił się i powiedział zobacz jak go urządzę. On krzyknął, że Arab ma nóż. Ale Rajmund miał już rozcharatane ramię i kącik ust. Mason rzucił się do przodu, ale ich dalej chronił nóż. Arabowie cofali się. Poszli do lekarza, który spędzał na plaży każdą niedzielę. Wrócili po godzinie. Lekarz powiedział, że to nic groźnego. Rajmund powiedział, że idzie na plażę, ponieważ chce się przejść. On poszedł z nim. Zdawało mu się, że Rajmund wie gdzie idzie, ale szedł za nim. Doszli do małego źródełka, tam zastali ponownie Arabów. Rajmund wyciągnął z kieszeni pistolet i powiedział wykończę go. On bał się powiedzieć nie, aby jeszcze bardziej nie rozłościć Rajmunda. Powiedział, żeby mu oddał pistolet, a załatwił go ręcznie. A jeżeli Arab wyciągnie nóż, to on mając pistolet wykończy go. Rajmund oddał mu swój pistolet. Ale Arabowie wycofali się. On odprowadził Rajmunda do domu. On zatrzymał się na schodach. Wielki żar słońca lał mu się na głowę. Zawrócił na plażę. Szedł powoli w kierunku skał. Zobaczył, że ten facet Rajmunda powrócił. Kiedy go zobaczył Arab, wsunął rękę do kieszeni. On również, ściskając w niej pistolet Rajmunda. Pomyślał, że kiedy odejdzie wszystko się skończy, ale tętniąca słońcem plaża, spływający pot, zmusił go iść w kierunku źródła. Arab wyciągnął nóż. On czuł tylko obuchy słońca na czole, nieco zatarty świetlisty miecz dobywający się z noża. Ta ognista szpada raniła mu rzęsy i raniła obolałe oczy. Wszystko się zakołysało. Strzelił. Zrozumiał, że zburzył równowagę dnia oraz niezwykłą ciszę plaży. Więc strzelił jeszcze cztery razy. Zastukał do wrót nieszczęścia. Natychmiast po aresztowaniu był wielokrotnie przesłuchiwany. Za pierwszym razem ta sprawa na komisariacie, zdawała się nikogo nie interesować. Ale osiem dni później sędzia śledczy spoglądał na niego z ciekawością. Na początku spytał go tylko o nazwisko i adres. Powiedział również śledczemu, że uważając swoją sprawę za prostą, nie wybrał sobie adwokata. Śledczy odpowiedział, że jak kto uważa, ale prawo wymaga aby miał adwokata. Odpowiedział, że poczytuje to za wielką wygodę, że prawo zajmuje się takimi drobiazgami. Przyznano mu adwokata z urzędu. Na drugi dzień, odwiedził go adwokat. Powiedział, że zostały zebrane informacje o jego życiu osobistym. Wie o zmarłej w przytułku matce, że funkcjonariusze dowiedzieli się tam, że dał tam dowody nieczułości. Adwokat spytał czy cierpiał tego dnia. On by nigdy nikomu takiego pytania nie zadał, ale skoro musiał odpowiedzieć, powiedział ,że kochał matkę, ale to niczego nie zmienia. Wszyscy mniej czy bardziej życzyli śmierci tym, których kochali. Adwokat zdawał się być wzburzony. Kazał mu przyrzec, ze nigdy tego nie powtórzy na śledztwie. Powiedział również adwokatowi, że jego potrzeby fizyczne mącą jego uczucia. Patrzył na adwokata i z jego twarzy sądził, że budzi w nim wstręt swymi odpowiedziami. Adwokat na odchodne, powiedział, że chyba nigdy nie miał do czynienia ze sprawiedliwością. Zaprowadzono go do śledczego. Ponieważ nie było adwokata, śledczy powiedział, że nie musi odpowiadać na pytania. Odrzekł, że może odpowiadać. Wszedł młody protokolant. Na pytanie, że słyszano o nim jako o człowieku zamkniętym, odpowiedział że skoro nie ma nic do powiedzenia to milczy. Dorzucił, że to nie ma żadnego znaczenia. Następnie już któryś raz z rzędu opowiadał o tym pamiętnym dniu. Znów śledczy tym razem spytał czy kochał mamę. Odpowiedział, że tak. Jak wszyscy. Znów odpowiadał. Nie - strzeliłem raz, a po pewnym czasie jeszcze cztery razy. Dlaczego? - nie odpowiedział. Dlaczego do leżącego ciała? - nie odpowiedział ponieważ nie wiedział. Śledczy wyciągnął krucyfiks. Spytał go czy poznaje go. Odpowiedział że tak. Nieuważnie śledził co czyni śledczy, przeszkadzało mu, że było gorąco i latały muchy. Z całej rozmowy zrozumiał, że był tylko jeden niejasny punkt śledztwa. Fakt że odczekał nim strzelił drugi raz. Odpowiedział śledczemu że nie wierzy w Boga. Ten zaprzeczał, że wszyscy wierzą. Gdy spytał go śledczy, czy on chce, aby życie śledczego nie miał sensu, odrzekł że to nie jego sprawa. Na koniec powiedział, że nie widział drugiej tak zatwardziałej duszy. Później jeszcze wiele razy odwiedzał śledczego, al. W obecności adwokata. Zdawało mu się że ton przesłuchań uległ zmianie, a sędzia przestał się nim interesować. Po jedenastu miesiącach śledztwa jego jedyną radością było to, że odprowadzając go do drzwi po przesłuchaniu, sędzia klepał go po ramieniu mówiąc, to wszystko na dzisiaj panie Antychryście. W pierwszych dniach właściwie nie był w więzieniu ( nie czuł że jest ). Oczekiwał niejasno jakiegoś wydarzenia. Dopiero po wizycie Marii. Była to jej jedyna wizyta. W liście pisała, że nie pozwalają jej go odwiedzać ponieważ nie jest jego żoną. Od tego dnia poczuł, że w celi jest u siebie, że jego życie tam się zatrzymało. Po paru dniach od chwili aresztowania znalazł się w celi sam, najpierw był w celi z Arabami. Powiedzieli mu że ma widzenie. Maria była otoczona Mauretankami. Powiedział że ma wszystko, Maria uśmiechała się do niego, powiedziała że pozdrawia go Rajmund i inni. Ich rozmowę zagłuszali inni rozmówcy. Czuł się trochę chory, chciał odejść, ale z drugiej strony chciał nacieszyć się widokiem Marii. Ta mówiła, że go uniewinnią, że będą się jeszcze kąpać w morzu. Krótko po wizycie napisała list. Po tym zaczęły się inne myśli. Łatwiej mu to przychodziło niż innym. Najcięższymi myślami były myśli człowieka wolnego. Pragnął być na plaży i wejść do morza. Gdy sobie to wyobrażał, przygniatały go natychmiast mury więzienne. Trwało to kilka miesięcy. Następnie to już myśli więzienne. Oczekiwał spaceru, odwiedzin obrońcy. Doszedł do wniosku, że gdyby go zamknęli w pniu suchego drzewa, też by się przyzwyczaił. Rozmawiał ze strażnikiem o kobietach, których brak w więzieniu był odczuwalny. Dokuczał mu również brak papierosów. Nawet ssał suche kawałki drewna, aż w końcu oduczył się palić. Teraz cały problem polegał na zabijaniu wolnego czasu. Spał dość długo, aby reszty dania było jak najmniej. W łóżku znalazł gazetę, w której wyczytał historię mającą miejsce w Czechosłowacji. ( Matka z córką prowadziły zajazd. Jej syn, po długiej nieobecności w kraju, powraca. Pozostawił żonę i dzieci w hotelu, a sam udał się do zajazdu. Matka nie poznała go. On chwalił się dużą ilością pieniędzy. W nocy, matka z siostrą go zamordowały i wrzuciły do rzeki. Rano przyszła żona i wszystko im powiedziała. Matka z córką powiesiły się. ) On doszedł do wniosku, że syn był winny, bo po co udawał. Dla niego lato przeszło w lato. Rozprawę wyznaczono na czerwiec. Tego dnia o ósmej rano, karetka więzienna zawiozła go na rozprawę. Ciekawiło go zobaczyć proces, nigdy go nie widział. Zdjęli mu kajdanki i wprowadzili go na salę. Był trochę oszołomiony tym tłumem. Odniósł wrażenie, że siedzi w tramwaju, gdzie inni pasażerowie śledzą z ławek nowego pasażera. Na procesie była również prasa. Przyszedł jego adwokat, który radził mu odpowiadać krótko i na temat, nie rozwodzić się. Wszedł sędzia. Przeczytano nazwiska świadków. Byli to dyrektor przytułku, dozorca, stary Perez ( narzeczony jego matki), Rajmund, Masson, Salamano (właściciel chorego psa), Maria, Celestyn (właściciel knajpki gdzie jadł obiady). Nastąpiło jego przesłuchanie. Ponownie musiał podawać swoje dane. Następnie przewodniczący zadawał mu pytania związane z morderstwem, On odpowiadał tak jak doradził mu adwokat. Odpowiadał tak panie przewodniczący. Następnie padły pytania dlaczego umieścił matkę w przytułku, czy mu było przykro z tego powodu. ( odpowiedział, że ani on ani matka nie oczekiwali od siebie niczego). Przewodniczący spytał się go, czy po to wrócił do źródła, aby zabić - odpowiedział nie. Więc dlaczego - przypadek. Sprawę zawieszono do popołudnia. Wtedy mieli przesłuchiwać świadków.. Pierwszy zeznawał dyrektor przytułka. Opowiadał, że jego matka skarżyła się na syna, za oddanie do przytułka. Gdy przyjechał na pogrzeb, nie chciał widzieć matki, ani razu nie zapłakał, po pogrzebie natychmiast wyjechał bez chwili skupienia i zadumy. Następnie zeznawał dozorca. Mówił że palił przy trumnie ( oskarżony ), pił kawę z mlekiem, spał. Następnie zeznawał Tomasz Perez. Mówił, że znał tylko jego matkę. Perez mówił, że nie płakałem. Obrońca spytał, czy Perez widział że oskarżony nie płakał, padła odpowiedź że nie. Po kilkunastominutowej przerwie zeznawał Celestyn. Celestyn odpowiadając mówił, że on był nie tylko jego klientem, ale także przyjacielem. Czy regularnie płacił rachunki - odpowiedź - to zawsze była sprawa między nimi. Co Celestyn sądzi o zbrodni - odpowiedź - przypadek. Następnie zeznawała Maria. Uważał że wyglądała pięknie. Zeznała, że była jego przyjaciółką, że mieli się pobrać. Przyznała, że ich data znajomości datuje się od następnego dnia po pogrzebie matki. Prokurator przestudiował repertuar kin do których chodzili, i okazało się że to były komedie. Potem prokurator krzyczał, że on po pogrzebie zażywał kąpieli, nawiązywał nielegalny stosunek i poszedł pośmiać się do kina. Rozpłakana Maria, twierdziła że wszystko wyglądało inaczej. Masson twierdził, że on był w porządku gościem i uczciwym człowiekiem. Rajmund na samym początku powiedział, że oskarżony jest niewinny. Kazano mu opowiadać jakie związki go z oskarżonym łączyły. Zdenerwowany prokurator powiedział w końcu - Oskarżam ze spokojem tego człowieka, że pogrzebał matkę ze spokojem zbrodniarza. Zaczynały się ostatnie mowy w sądzie. On zdziwiony był, że decydowano o nim bez zapoznania się z jego zdaniem. Wszystko toczyło się bez jego udziału. Prokurator przypominał obojętność oskarżonego, nawet to że nie znał wieku matki. Jego mowa była długa, poddawał jego zeznania pod krytykę, skłaniając się nawet to hipotezy że wszystkie te działania były zaplanowane, popełnione z pełną premedytacją. W końcu ogłoszono wyrok. W imieniu ludu francuskiego, zostaje skazany na karę śmierci. Nie miał nic do powiedzenia. Już trzy razy nie przyjął kapelana. Nie miał mu nic do powiedzenia i nie miał chęci na rozmowę. Zmieniono mu clę. Żałował, że tak mało czasu poświęcił lekturze o egzekucji. Czytał wszystkie sprawozdania z dzienników i czekał na odpowiedź o ułaskawieniu. Zastanawiał się dlaczego wyrok odbywa się przy pomocy gilotyny, a nie na przykład zastrzyku, który działałby na dziewięciu spośród dziesięciu skazanych. Miało to dać jakąś szansę skazanemu. Miał również złe pojęcie o gilotynie. Myślał, że znajduje się na jakimś podwyższeniu, a nie na ziemi. Zastanawiał się również nad różnicą zejścia z tego świata w wieku 30 lat, a wieku późniejszym. Doszedł do wniosku, że chciałby przeżyć jeszcze te dwadzieścia lat. Ale inni będą jeszcze żyli i to oni mogą umierać później lub żyć całą wieczność. Lecz te przemyśliwania doprowadzały go do bolesnego skurczu w, jakiego doznawał na skutek tych dwudziestu lat. Zastanawiał się również co będzie gdy go ułaskawią. Zyskiwał wtedy chwilę spokoju. Wreszcie zgodził się na przyjęcie kapelana. Gdy go ujrzał poczuł lekki dreszcz. Ksiądz tak jakby to zauważył, powiedział, aby się go nie bał. Na pytanie księdza, dlaczego go nie chciał przyjmować, powiedział że nie wierzy w Boga. Na pytanie czy jest tego pewien, odpowiedział, że nie zadaje sobie takich pytań. Mówił do niego ksiądz mój synu, mój przyjacielu, a w nim się coś buntowało, że przecież nie jest ani jego synem ani przyjacielem. W końcu coś w nim pękło, zaczął krzyczeć. Wylał na księdza wszystko co miał w sercu. Mówił, że żył tak, bo nie żył inaczej, robił takie rzeczy, bo innych nie robił, Mówił, że tych uprzywilejowanych co go skazali również skażą, księdza także, pytał go jaka byłaby różnica, gdyby go skazali na śmierć za to że nie płakał na grobie matki. Pytał jakie są znaczenia normalnych zdarzeń, jak to kto kogo całuje, kto z kim się żeni. Ksiądz miał oczy pełne łez, wyszedł. On odzyskał spokój . Po raz pierwszy od bardzo dawna pomyślał o matce, chyba zrozumiał czemu na koniec znalazła sobie narzeczonego. Przypuszczał, że będąc tak blisko śmierci jak on, poczuła się od niej wolna, chciała zacząć wszystko od początku. Czuł się tak jakby ten wybuch złości oczyścił go ze zła Zapragnął, aby w dniu jego śmierci było dużo widzów i aby powitali go oklaskami.

Czy tekst był przydatny? Tak Nie
Opracowania powiązane z tekstem

Czas czytania: 39 minut