profil

Byłam żoną św. Aleksego

poleca 85% 2494 głosów

Treść
Grafika
Filmy
Komentarze

Poranek. Budzę się w cieple męża. Nieśmiałe promienie słońca lekko oświetlają ściany mej sypialni. W oddali słyszę cichy płacz. Przechodzę do pobliskiej komnaty. Tam, w drewnianym łóżeczku leży, słodko pochlipując, piękne dzieciątko. Płowe kosmyki opadają mu na główkę. Zauważa mnie i od razu zmienia wyraz swojej twarzyczki. Staje się ona radosna, duże brązowe oczy spoglądają na mnie ciekawie. Siadam koło niego. Zaczynam myśleć, jaki też będzie mój synek za kilka, kilkanaście lat. Całuję różowe czółko, a w chwilę potem, pulchne rączki już trzymają moje włosy. Ha, pewnie wyrośnie na niezłego urwiska. Wtem czuję jakieś nieudolne szarpanie. Ciemnowłosa dziewczynka pokonuje fałdy mojej szaty, by wdrapać się na me kolana. Posyłam jej uśmiech. Rozpiera mnie duma, gdy patrzę na te pociechy. Lekkie pukanie do drzwi. To mój mąż zauważył mą nieobecnosć. Przyszedł więc. Czego można jeszcze pragnąć? Jestem taka szczęśliwa. Och ...
Kiedyś, gdy byłam młoda, często miewałam ten sen. Wówczas uważałam go za zapowiedź niedalekiej przyszłości. Budziłam się zadowolona i z niecierpliwością czekałam momentu, kiedy pójdę do łóżka, aby ponownie móc marzyć całą noc.
Poranek. Wstaję. Jestem sama, czuję zimno. Wchodzę do pokoju obok. Nie mam dzieci. Teraz rano płaczę. Nienawidzę tego koszmaru!

Czy ten schemat musi się powtarzać?
Czy zawsze będę wstawała z nadzieją, że ujrzę wokół siebie rodzinę? Moją własną RODZINĘ!
Każda kobieta tego pragnie. Ja również potrzebuję mieć bliskich.
Mąż mnie opuścił zaraz po ślubie. Wolał żyć wśród żebraków, o bosych stopach i z kijem na ramieniu. Dużo już czasu minęło od tamtego momentu. Często zadaję sobie pytanie o przyczyny, dla których mnie porzucił. Nie potrafię na nie jednak odpowiedzieć.
Nie mogę żyć normalnie. Próbuję udawać istnienie.

Spojrzenia innych, czasem litosne, niekiedy pełne kpiny. Znoszę wszystko z pokorą. Kłaniam się, mijam sąsiadów. Przy posiłkach podejmuję rozmowę. Wymieniam swe zdanie o pogodzie, potakuję kiedy trzeba – nie chcę mieć wrogów. Jadę w odwiedziny, znowu dyskusja, włączam się.
Spacerując zbieram kwiatki, lecz potem je wyrzucam, nie mogę na nie patrzeć. Rozdaje uśmiechy. Zachowuję pozory.
Wchodzę do domu, biegnę do pokoju. Tu zrzucam maskę. Przeglądam kartki swego życia. Zaczynam odczuwać cierpienie. Okropna jest świadomość mej nicości. Bo kim ja jestem? Jedna z milionów. Kolejna samotna aktorka. Męczy mnie to granie, ale jest ono jedynym ratunkiem. Zakrywa targające mną uczucia: złość, smutek, żal, tęsknotę. Chowa prawdę.

Zastanawiam się nad sobą, nad swym losem. Nie powinnam narzekać. W końcu zgodziłam się na to, nie mogłam negować woli męża. Daremnie go poszukiwałam. Jakiekolwiek próby nie przynosiły żadnych efektów. Powoli zaczęłam przestawać się łudzić, że kiedyś może powróci do mnie i od początku zaczniemy nowe życie, któremu towarzyszyło by szczęście i miłość. Pogłoski o jego świętości ostatecznie odebrały mi płomyk nadziei na możliwość zmiany mej sytuacji. Nie mogę przecież przeciwstawiać się wyrokom bożym, próbować z nimi walczyć.
Zazdroszczę innym ludziom. Widząc ich radość czasami odczuwam wewnętrzny ból. Nie chcę mieć chłodnego serca, obojętnego na cierpienia bliźnich. Usiłuję zapominać o mych troskach. Czas pomału leczy rany. Zostawiły jednak one trwałe ślady w mej duszy.
Cóż to się dzieje, biją same dzwony kościelne? Na czyją cześć rozbrzmiewają te dźwięki, kogo chwalą? Pewnie jakiś męczennik oddał swego ducha. Wychodzę przed dom. Wokoło stoi wielu ludzi. Wciąż słychać dzwonienie. Zgraja usytuowana obok schodów pochyla się nad nieżywym żebrakiem.

„Tego oto człowieka Bóg umiłował, na jego sławę dzwonią kościelne wieże”- słyszę z oddali. Podchodzę bliżej ciała. Mężczyzna ma w rękach kartkę papieru. Przybył papież z biskupami. Chcą wyciągnąć list zmarłego – nie potrafią. Gospodarz, wraz z teściową, też nie mogą tego uczynić. Nadeszła moja kolej. Pochylam się... a biała strona sama wsuwa mi się w dłonie. Czytam ... .
A więc mój mąż, niepoznany, latami mieszkał pod schodami domu swego ojca. Znosił dzielnie wszelkie upokorzenia.
Nie pojmę chyba nigdy zasad twego postępowania, Aleksy.
Jestem bezsilna wobec mocy Boga. Bądź błogosławiony, mężu.





Czy tekst był przydatny? Tak Nie

Czas czytania: 3 minuty

Podobne tematy