profil

"Stary człowiek i morze". Powrót Santiago z pamiętnego połowu - opowieść Manolina.

poleca 85% 809 głosów

Treść
Grafika
Filmy
Komentarze

Już dwie noce nieprzespane. Trzeci dzień oczekiwań. Nie wiem co się dzieje z Santiago, ciągle go nie ma. Do głowy przychodzą mi najgorsze myśli. Jaki byłem głupi, że go opuściłem w takiej chwili. Mogłem z nim zostać. Teraz nikt nie wie co się z nim dzieje. Siedzę na molo i wpatruje się w puste morze – nigdzie nie widać łodzi mogę przyjaciela. Ostatni dzisiejszy samolot poszukiwawczy wraca do bazy. Ja jednak dalej zostanę, nie mogę przestać o tym myśleć. Cały czas mam nadzieje, że nic mu nie jest i niedługo wróci. Przesiaduję tak już dłuższy czas, jest już dość późno. Wspominam wszystkie dni spędzone z Santiago, wszystkie najlepsze chwile. Nie znam człowieka, który lepiej by się znał na swoim zawodzie. Niestety przez ostatnie trzy miesiące miał naprawdę wielkiego pecha. Większość rybaków śmiała się z niego, chociaż niektórzy mu współczuli. Ja nie poddawałem się, starałem się podtrzymać go na duchu. Jednak nie mogłem postawić się rodzicom, musiałem zmienić nauczyciela – nie chciałem tego lecz musiałem.
Byłem pochłonięty myślami, gdy na horyzoncie pojawiła się łódź. Na początku jej nie zauważyłem, lecz gdy była już lepiej widoczna, od razu wróciłem do rzeczywistości. Tak, nareszcie! Od razu rozpoznałem tą łódź z charakterystycznym żaglem (całym połatanym). Wiedziałem, że nic mu się nie stanie. Strasznie się cieszyłem, jak nigdy. Po prostu nie wiedziałem co robić. W jednym momencie zrzuciłem z siebie cały smutek i zdenerwowanie. Nie tylko ja rozpoznałem ten żagiel. Większość ludzi, która była w porcie także go znała i wiedziała do kogo należy. Nagle wszyscy zebrali się na molo, zaraz za mną lub przy mnie. Santiago wreszcie cumuje, wygląda beznadziejnie, cały poszarpany z zakrwawionymi rękoma, widać, że stał na resztkach sił. Nagle oszołomienie wśród ludzi. Mój najlepszy przyjaciel wyciąga szkielet ogromnego marlina. Był niesamowity, pierwszy raz widziałem coś takiego ( i pewnie nie tylko ja). Starzec zostawił go na brzegu i poszedł do domu. Nie chciałem iść za nim, wiedziałem, że chce spokojnie odpocząć, po walce z tak wielką rybą. Nikt nie miał wątpliwości, że jest jego. Świeże ślady po zębach rekinów i brak harpuna czy wiosła świadczyły o tym, że to nie była łatwa walka. Gdy wszyscy już się rozeszli, ja zostałem jeszcze na chwilę, aby się pozbierać. Wreszcie byłem spokojny, choć dalej się przejmowałem stanem Santiago. Postanowiłem, że będę się uczył tylko u niego, bo nie ma lepszego – bez względu na to co będą mówić rodzice. Zebrałem się i poszedłem do domu dumny z mego przyjaciela.

Czy tekst był przydatny? Tak Nie

Czas czytania: 2 minuty