profil

Mój pierwszy krok na obcej planecie.

poleca 85% 1044 głosów

Treść
Grafika
Filmy
Komentarze

Lecąc w stronę Marsa, czułem wielkie zaciekawienie, co tam spotkam i czego mogę się spodziewać? Reszta wycieczki odczuwała to samo, a Mars był coraz bliżej!
Zamyśliwszy się, nie zauważyłem poruszenia, jakie nastąpiło po słowach pilota:,,Zaraz lądujemy...”. Wszyscy wpatrywali się w malutkie okienka promu, chcąc zobaczyć teraz już wielką czerwoną planetę. Stewardesa pośpiesznie pomagała mniej zręcznym zapiąć pasy. Zaniepokojone poruszeniem dziecko, płaczem poszukiwało swojej matki. Ktoś zaczął odmawiać pośpiesznie różaniec. Nie wiadomo, z jakiej przyczyny, nagle wszyscy ucichli. Nie trwało to długo, ponieważ cisze przerwały słowa pilota:,, Uwaga, lądujemy, proszę się przygotować”.
Prom zaczął się trząść, jakby miał atak padaczki. Ludzie na nowo zaczęli szemrać. Dziecko zaczęło płakać z powrotem. Nagła zmiana ciążenia była odczuwana przez każdego z nie chęcią. Wyglądając przez okienko, widać było jak statek kosmiczny unosi się nad czerwoną planetą. Choć lot się uspokoił, poruszenie wzmogło. Rozbłysły flesze, wzmogły się rozmowy na temat już zwiedzanych orbit. Sam ja byłem tak podniecony nadchodzącą chwilą wyjścia na orbitę. Chcąc nie chcąc, aby zaspokoić swoje nerwy, dołączyłem do rozmowy.
Kapitan wybrawszy najodpowiedniejsze miejsce do opuszczenia maszyny, rozpoczął lądowanie. Wszyscy zapomnieli o tym, że jeszcze są w promie i nie zważali na malutkie turbulencje. Po wylądowaniu wszyscy rozpięli swoje pasy, a stewardesa wyczytywała kolejno osoby po swój skafander. Kiedy wszyscy ubrali się, a ciśnienie w kabinie się wyrównało, właz wyjściowy powoli zaczął się otwierać. Wraz z otwieraniem się włazu dostrzegałem coraz więcej czerwonego lądu. W końcu drzwi się otworzył.
Wśród ogólnego niezadowolenia, jako pierwszy wyszedł kapitan podróży. Po wyjściu wszystkich, stewardesa objaśniła podstawowe zasady bezpieczeństwa, polegające na nie odchodzeniu od grupy, itp. Prawie każdy robił fikołki, wykorzystując dziwną grawitację. Nie mogąc się powstrzymać, sam spróbowałem. Wrażenie było niesamowite. Czułem się jakbym latał na Ziemi pod chmurami, nie mając żadnej granicy. Ogarniała mnie euforia na myśl, że to, co było nie osiągalne, teraz jest w tak powszechnym użyciu. Radowałem się, kiedy udawały mi się kolejne ewolucje. Ciekawość była moim motorem napędowym, do szukania granicy. Na moje szczęście jeszcze jej nie znalazłem. Czułem się jak małe dziecko, ciekawe nieznanego świata.
Powoli flesze przestały rozbłyskiwać pobliskie pagórki, które przyciągały największą uwagę zwiedzających. Kapitan wraz ze stewardesami nawoływali przez mikrofony najciekawszych, chcących zbadać, co jest za kolejnym pagórkiem. Po zebraniu wszystkich w grupę i po przeliczeniu, gęsiego zaczęliśmy wracać do wehikułu. Na pożegnanie rozbłysły ostatnie flesze. Na pamiątkę brano kolejne marsjańskie kamienie. Sądzę, że nie tylko mnie, było żal opuszczać tej planety, ubogiej, ale pięknej w jej prostocie.
Siedząc i spoglądając w okienko, czułem, że jeszcze kiedyś tu powrócę. Start powrotny przebiegał wyjątkowo spokojnie, z powodu zadumy i przemyśleń zaprzątających głowy wycieczkowiczów. Chcąc poprawić nastrój, stewardesa puściła, niestosownie do sytuacji, film o pięknej podróży. Niestety przyniosło to efekt odwrotny.
Siedząc już w domu, z łezką w oku wspominałem tą piękną i niezapomnianą podróż. Według mego przeczucia powracałem tam jeszcze kilka razy, żeby w końcu osiąść tam na stałe, jako jeden z pierwszych kolonizatorów Marsa.


Karol Jurkowski III g

Czy tekst był przydatny? Tak Nie

Czas czytania: 3 minuty