profil

Szczęście

poleca 85% 103 głosów

Treść
Grafika
Filmy
Komentarze

Szczęście najogólniej określane jest jako układ życia w najwyższym stopniu pomyślny i zadowalający. W mowie potocznej wyraz ten jest używany niejednoznacznie. Mówi się o szczęściu w wypadku wielkiego zadowolenia, nie zastanawiając się nad przyczyną jego wystąpienia. Albo odwrotnie, nazywa się szczęściem bardzo pomyślny układ życia, nie pytając czy rzeczywiście wywołał zadowolenie. Szczęściem nazywa się też posiadanie najwyższych dóbr (tak rozumieli szczęście starożytni), pomyślny układ w jakiejś jednej dziedzinie życia (np. „szczęście w kartach”, „szczęście u kobiet”), albo nawet poszczególne pomyślne wydarzenia („miał szczęście, że wyszedł cało z katastrofy samochodowej”). Jedni rozumieją szczęście jako maksimum powodzenia i upojenia, inni zaś uważają za szczęśliwego człowieka, w którego życiu jest tylko dostateczna przewaga powodzeń nad niepowodzeniami, radości nad przykrościami.
Pojęcie szczęście, używane jest najczęściej w osobistych rozmyślaniach i marzeniach. Społeczeństwa różnych kultur i czasów snuły marzenia o szczęściu w innych światach, innych epokach, innych warunkach np.: w świecie nadziemskim – w niebie, raju, Walhalli, na Polach Elizejskich; w świecie bajecznym – w Szlarafii czy Edenie; w czasach minionych – w Wieku Złotym; w miejscach niedostępnych – w Eldorado czy Arkadii. W kulturach innych niż nasze – Europejczycy XVII w. i XVIII w. wyobrażali sobie, że szczęśliwe były ludy pierwotne. Jeszcze inne koncepcje przenosiły ludzkie szczęście w przyszłość, pod warunkiem, że ludzie żyć będą rozsądnie. Program takiego życia ułożył Platon w „Rzeczpospolitej i Prawach”, potem podobne utopie snuli F. Bacon, Th. Morus, T. Campanella aż po E. Bellamy’ego w XIX w.
Szczęście jest też tematem filozofii, w wywodach o celu i bilansie życia. Było ono głównym pojęciem starożytnej filozofii moralnej, której podstawę stanowiła teza, że szczęście jest największym dobrem, a przez to też celem człowieka. Stanowisko to bywa nazywane EUDAJMONIZMEM . Wątpliwości w stosunku do eudajmonizmu pojawiły się dopiero w czasach nowożytnych.
Już w starożytności wypowiadane były niezgodne opinie w dwóch wielkich zagadnieniach dotyczących szczęścia: czy można je w ogóle osiągnąć, a jeśli można, to jak? Platon miał wątpliwości, czy jest ono osiągalne w ziemskim życiu, a Arystoteles uważał je za cel zupełnie realny. Hegezjasz ze szkoły cyrenajskiej nawoływał do odbierania sobie życia, bo życie jest nieszczęściem, a bliscy cyrenaikom epikurejczycy sławili życie jako dobre i radosne. Przekonanie o osiągalności szczęścia nazwano później optymizmem, a o jego nieosiągalności pesymizmem (wyraz „optymizm” pojawił się w literaturze w 1757 r, a „pesymizm” dopiero w 1815 r). Za klasyka nowożytnego optymizmu uchodzi G.W. Leibniz. Pogląd jego – z przeciwnego, pesymistycznego stanowiska – ośmieszał Wolter w „Kandydzie”. Klasykiem pesymizmu stał się później A. Schopenhauer. Bywał też wypowiadany trzeci pogląd, że w rzeczywistości nie ma przewagi cierpień nad radościami ani radości nad cierpieniami, lecz istnieje równowaga między szczęściem a nieszczęściem. Pogląd ten rozwinął P.H. Azaïs (1776 – 1845). Pogląd czwarty głosi, że kwestii tej nie sposób rozstrzygać w sposób ogólny. Dla jednych szczęście jest osiągalne, dla innych nie, zależy to od ich natury i od warunków życia.
Drugim wielkim zagadnieniem było i jest, jak postępować, by osiągnąć szczęście. Można zagadnienie to rozbić na dwa: jakie właściwości życia czy charakteru są niezbędne do szczęścia oraz jak właściwości te osiągnąć? Na pierwsze pytanie były dawane odpowiedzi skrajnie rozbieżne. W starożytności filozofowie epikurejscy twierdzili, że do szczęścia potrzebne są przyjemności i tylko przyjemności. Filozofowie zaś stoiccy utrzymywali, że potrzebna jest cnota i tylko cnota. Arystoteles natomiast sądził kompromisowo, że potrzebnych jest wiele rzeczy, a we wszystkich umiar. W czasach nowożytnych rozbieżność poglądów była i jest nie mniejsza: jako warunek szczęścia podawana jest zarówno cnota, jak obojętne serce, wyładowanie i opanowanie namiętności, swoboda i poddanie się regułom, napięcie i relaks, pełnia życia i umiar, życie spokojne i życie w ryzyku, posiadanie i zdobywanie, przeżycia głębokie i przeżycia przyjemne. Pogląd filozofów niejednokrotnie odbiega tu od poglądu potocznego, zwłaszcza gdy chodzi o stosunek do przeszkód stojących na drodze do szczęścia: do cierpień duchowych i fizycznych. Potoczny pogląd zna tylko jeden sposób: przeszkody usuwać. Wielu zaś filozofów mówi: przeszkody nie zawsze dają się usunąć, ale zawsze można je zignorować. Gdy człowiek wyzbędzie się zbędnych potrzeb i błędnych poglądów, niepokojów i kompleksów, będzie szczęśliwy. Była to podstawowa teza starożytnej filozofii, zarówno epikurejczyków, jak i stoików. Filozofia szczęścia miała zawsze intencję nie tylko teoretyczną, ale również praktyczną – chciała znaleźć przepisy na szczęście. Przepisów tych formułowała wiele. Przeważnie okazywały się skuteczne dla jednych, nieskuteczne dla innych – zależnie od usposobienia danego człowieka i od warunków jego życia.
W poważnym brytyjskim czasopiśmie naukowym "Journal of Medical Ethics" w czerwcu 1992 roku ukazał się artykuł Richarda Bentalla, starszego wykładowcy psychologii klinicznej na uniwersytecie w Liverpool. Jego tytuł - Propozycja klasyfikacji szczęścia jako zaburzenia psychiatrycznego - wzbudził zrozumiałe zainteresowanie w kręgach pozanaukowych.
Szczęście - pisał Bentall - jest objawem, na który psychopatolodzy zwracali, jak dotychczas, bardzo mało uwagi, być może dlatego, że kondycja ta nie jest normalnie uważana za wystarczającą podstawę do terapeutycznej interwencji. Z tej też zapewne przyczyny, badania koncentrujące się na zjawisku szczęśliwości były raczej ograniczone i wszelkie dotyczące go ustalenia muszą, przynajmniej częściowo, oparte być na niekontrolowanych obserwacjach klinicznych. Niemniej, jak będę starał się wykazać, istnieją prima facie uzasadnione podstawy do zakwalifikowania szczęścia jako zaburzenia psychiatrycznego, którego opis powinien zostać włączony do przyszłych wydań podręczników diagnostycznych. (...)
Stan szczęśliwości charakteryzuje się zwykle pozytywnym nastrojem, niekiedy opisywanym jako uniesienie lub radość, choć przejawy te nie zawsze towarzyszą łagodniejszym stanom szczęścia, niekiedy zwanymi zadowoleniem. Behawioralne komponenty szczęśliwości są trudniejsze do scharakteryzowania, choć często obserwowany jest szczególnego typu grymas twarzy zwany uśmiechem; interesującym faktem jest to, że ten typ ekspresji wydaje się występować we wszystkich kulturach, co sugeruje, że jego podłoże może być biologiczne. Obserwacje dokonane w niekontrolowanych warunkach i opisane w poza- naukowych źródłach, takich jak sztuki teatralne i powieści, sugerują, że szczęśliwi ludzie są często lekkomyślni, impulsywni i nieprzewidywalni w swych działaniach. Istnieją także opisy pewnych rodzajów społecznych zachowań towarzyszących szczęściu, takich jak wzmożona częstotliwość interpersonalnych kontaktów rekreacyjnych i pro społeczne działania wobec innych ludzi zidentyfikowanych jako mniej szczęśliwi. (...)
Choć wydaje się, że szczęście jest zjawiskiem stosunkowo rzadkim, (...) istnieją pewne dowody wskazujące na to, że występowanie szczęścia nie jest rozłożone równomiernie wśród różnych klas społecznych: osobnicy należący do wyższych grup społeczno-ekonomicznych na ogół wykazują wyższą zapadalność, co może być spowodowane faktem, że są oni częściej wystawieni na ryzyko środowiskowe zwiększające niebezpieczeństwo wystąpienia objawów.
Liczni filozofowie sugerowali, że najwłaściwszym kryterium odróżniającym zaburzenia psychiatryczne od typów zachowań nie zasługujących na psychiatryczną interwencję jest ustalenie, czy dany typ zachowania jest racjonalny. (...) Irracjonalność może zostać wykazana poprzez wykrycie takiego czy innego rodzaju deficytu poznawczego bądź zaburzeń postrzegania. Istnieją znakomite empiryczne dowody świadczące o tym, że szczęśliwi ludzie są irracjonalni w opisanym wyżej sensie. Udowodniono, że szczęśliwi ludzie, w porównaniu z ludźmi nieszczęśliwymi lub będącymi w stanie depresji, są upośledzeni, jeśli chodzi o długoterminową pamięć negatywnych zdarzeń. U szczęśliwych ludzi wykryte także zostały liczne wypaczenia trafności sądów, które uniemożliwiają im uzyskanie realistycznej wiedzy na temat ich fizycznego i społecznego środowiska. Istnieją bezsprzeczne dowody, że szczęśliwi ludzie przeceniają stopień posiadanej przez siebie kontroli nad zdarzeniami środowiskowymi (...), wykazują zawyżone oceny własnych osiągnięć, wierzą, że ich opinie o samych sobie podzielane są przez innych, a także wykazują generalną stronniczość, kiedy porównują siebie z innymi. Jakkolwiek brak tych objawów wśród ludzi w stanach depresji sprawił, że wielu badaczy zainteresowało się zjawiskiem znanym jako realizm depresyjny, to raczej brak realizmu u ludzi szczęśliwych jest bardziej interesującym fenomenem, który z pewnością stanowi sam w sobie wystarczającą przesłankę dla traktowania takich ludzi jako dotkniętych zaburzeniem psychicznym.
Istniejące dowody wskazujące więc na to, że stan bycia szczęśliwym spełnia wszystkie rozsądne kryteria choroby umysłowej. Jest on, statystycznie biorąc, nienormalny i towarzyszy mu swoisty zespół objawów; niektóre przynajmniej dane sugerują, że jest on przejawem zakłócenia w funkcjonowaniu ośrodkowego układu nerwowego; jest on, wreszcie, połączony z rozmaitymi zaburzeniami aparatu poznawczego - w szczególności z oderwaniem od rzeczywistości.
Dr Bentall jeszcze po latach musiał wyjaśniać w wywiadach dla prasy, że jego artykuł miał żartobliwą intencję i że celem jego było jedynie wykazanie, jak trudno jest ustalić niedwuznaczne kryteria odróżniające zdrowie umysłowe od psychicznej choroby (była to też, po części, satyra na psychiatrów, którzy we wszystkich ludziach widzą mniej lub bardziej łagodnych wariatów). Niektóre brytyjskie gazety - wspomina - pisały o mnie tak, jakbym sam był psychicznie chory. Inne potraktowały całą sprawę z kamienną powagą, jakby było to prawdziwe naukowe odkrycie. (...) Moja własna matka nie chciała ze mną rozmawiać...
Dobry żart ma właśnie to do siebie, że przekonująco imituje rzeczywistość. Albo staje się rzeczywistością.
W świetle modnej obecnie psychologii ewolucyjnej względna rzadkość stanów euforycznych i wysoki walor moralny przypisywany cierpieniu i nieszczęściu znajdują racjonalne darwinowskie wyjaśnienie. Jak twierdzi Randolph Nesse, profesor psychiatrii na Uniwersytecie stanu Michigan, większość ludzi przez sporą część swego życia odczuwa mniej lub bardziej silne przygnębienie i niepokój, które niekiedy przeradzają się w ataki paniki. Jest to, twierdzi on, całkowicie normalne i tłumaczy się faktem, że ludzki układ nerwowy osiągnął swój dzisiejszy ewolucyjny poziom komplikacji w epoce kamiennej, kiedy strach i poczucie ciągłego zagrożenia spełniały ważną funkcję przystosowawczą.
Zdaniem psychologów ewolucyjnych, ludzie skłonni są doznawać uczucia szczęścia wtedy, gdy otwiera się przed nimi sposobność do osiągnięcia sukcesu przystosowawczego (dla którego rozród jest nieporównanie ważniejszy niż samo przetrwanie). A dlaczego wydaje nam się, że rodzimy się tylko po to, by cierpieć i umrzeć? Odpowiedź dr. Nesse'a: Dlatego, że ci, którzy cierpieli i umarli - skuteczniej się rozmnożyli.
Fred H. Goldner, socjolog z Queens College w Nowym Jorku, zwrócił uwagę na fakt, że ludzie przesadnie szczęśliwi także i w naszych dzisiejszych warunkach środowiskowych niekoniecznie są najlepiej przystosowani do życia społecznego. Wychodząc z podobnych co Bentall przesłanek, w eseju ogłoszonym w czasopiśmie "Social Problems" ("Problemy Społeczne") Goldner zdefiniował przypadłość psychiczną o bardziej specyficznej symptomatyce niż uogólniony (i często trudny do ścisłego zdiagnozowania) stan ogólnej szczęśliwości. Przypadłość tę nazwał "pronoją". Objawowo, pronoja jest przeciwieństwem paranoi, która, jak wiadomo, przejawia się obsesyjnym przeświadczeniem, że za naszymi plecami ludzie opowiadają o nas straszliwe rzeczy. Ludzie dotknięci pronoją, odwrotnie - według definicji Goldnera - cierpią na złudzenie, że inni dobrze o nich myślą.
Na pierwszy rzut oka pronoja wydać się może zgoła niewinnym zaburzeniem percepcji, ale w istocie, ostrzega Goldner, jej ofiary żyją w niebezpiecznie zdeformowanym świecie, w którym zwyczajni znajomi jawią się jako serdeczni przyjaciele, zdawkowa uprzejmość zaś interpretowana jest jako wyraz głębokiego przywiązania i obietnica dozgonnej wierności.
Pronoicy są tak zadowoleni z siebie, że ujemne sprzężenie zwrotne pozbawione jest, w ich przypadku, zbawiennej funkcji przystosowawczej. Może to prowadzić do fatalnych błędów zarówno w życiu osobistym, jak i zawodowym.
Czy pieniądze dają szczęście?
Do czołowych amerykańskich "szczęściologów" należy psycholog David Myers, którego wydana przed trzema laty książka Pogoń za szczęściem jest przeglądem stanu tej dyscypliny badawczej i podsumowaniem jego własnej wieloletniej pracy. Zdaniem Myersa, który pisząc owe dzieło przestudiował wyniki 916 badań przeprowadzonych w 45 krajach, wokół kwestii "kto jest szczęśliwy?" narosło wiele mitów. Pierwszym, oczywiście, pytaniem, jakie ciśnie się na usta, jest: "czy rzeczywiście pieniądze szczęścia nie dają?" Rzeczywiście - nie dają, odpowiada Myers. Z kilkoma jednak zastrzeżeniami. Ludzie żyjący w nędzy i głodzie istotnie są mniej szczęśliwi od ludzi zamożnych, ale z chwilą osiągnięcia poziomu dobrobytu zapewniającego zaspokojenie podstawowych potrzeb bytowych dalszy wzrost bogactwa tylko marginalnie poprawia nasze poczucie szczęścia. Mieszkańcy bogatych krajów (na szczycie listy znajdują się kraje skandynawskie i Szwajcaria) są statystycznie bardziej szczęśliwi niż, na przykład, Grecy czy Portugalczycy (porównania dotyczą głównie państw europejskich). W tych samych jednak krajach występuje najwyższa skłonność do samobójstw - wydaje się, że łatwiej jest nam pogodzić się z cudzym (a także własnym) nieszczęściem niż z cudzym szczęściem.
W sumie niewiele jest obiektywnych, zewnętrznych okoliczności, które istotnie wpływają na nasze szczęście. Zaliczyć można do nich rodzaj wykonywanej pracy (i sam fakt posiadania takowej). Praca umysłowa z reguły jest bardziej satysfakcjonująca od fizycznej - a zatem Arystoteles nie mylił się twierdząc, że używanie rozumu istotnie sprzyja zadowoleniu z życia. Ludzie samotni są mniej szczęśliwi od tych, którzy mają rodzinę (oczywiście, jeśli jest to rodzina szczęśliwa). Poza tym szansa osiągnięcia szczęścia wydaje się nie zależeć od wieku, płci i rasy. Niespodziewana wygrana na loterii nie ma długofalowego wpływu na nasze zadowolenie z życia, podobnie jak efekt nagłych nieszczęść (nawet wypadków prowadzących do trwałego kalectwa!) jest zadziwiająco szybko kompensowany przez nasze przystosowanie do nowych warunków. Znów, z zastrzeżeniem, że kalectwo to nie powoduje chronicznego cierpienia fizycznego. Największym mitem, zdaniem Myersa, jest powszechna wiara, że szczęście to, jak napisał Bentall, przypadłość występująca stosunkowo rzadko. Przeciwnie, występuje ono raczej epidemicznie i wśród Amerykanów, na przykład, około 90% to ludzie "w miarę szczęśliwi", choć może nie do upojenia. Około jednej trzeciej natomiast jest jednak "bardzo szczęśliwa".
Optymizm jest cechą charakteryzującą szczęśliwych ludzi. Pozytywne myślenie pomaga osiągnąć sukces, ale prowadzić też może do utraty poczucia rzeczywistości i tym bardziej dotkliwej klęski.
Kolejną cechą charakteru sprzyjającą osiągnięciu szczęścia jest ekstrawertyzm. Czy to Amerykanie, czy Brytyjczycy, czy Australijczycy - ludzie towarzyscy są z reguły szczęśliwsi. Ekstrawertycy mają też, oczywiście, na ogół lepsze mniemanie o samych sobie i nie krępują się nadmiernie narzucać innym swego towarzystwa. Są też z reguły większymi optymistami i sądzą, że inni także cenią sobie sposobność spędzenia z nimi wieczoru. Mają także kontrolę nad swym życiem, bo zamiast siedzieć w domu i czekać na telefon, sami przejmują inicjatywę. Rzecz jasna ekstrawertycy, którzy są zakompleksionymi, biernymi pesymistami rzadko mają szansę eksponować swój ekstrawertyzm. A jeśli to robią, psują równocześnie wszystkim całą zabawę.
Czy więc szczęście jest - jakby to powiedzieć - kwestią szczęścia? Efektem wrodzonej predyspozycji niezależnym od naszej woli? Wątpliwe, czy na to pytanie istnieje uniwersalna odpowiedź, poglądy bowiem zarówno na temat istoty szczęścia, jak i najskuteczniejszych sposobów jego osiągnięcia są różne w różnych kulturach.
Mówiąc o naukowej teorii szczęścia musimy jednak starać się spojrzeć na ludzką naturę chłodnym okiem i wstrzymać się, przynajmniej chwilowo, od moralnych osądów. Filozofowie nie mają tego obowiązku, a nawet, przeciwnie, rozważają ludzką kondycję w jej całokształcie. I stąd, w definicji Tatarkiewicza zawarte jest zastrzeżenie, które służyć może jako moralny zawór bezpieczeństwa. Szczęście jest takim stanem zadowolenia z życia, który ma nie tylko cechę trwałości, ale jest też "uzasadniony."
W jaki sposób szczęście może być uzasadnione, przez kogo, i jakie niespodzianki mogą przytrafić się człowiekowi, którego poczucie szczęśliwości jest całkowicie nieuzasadnione, to już jednak filozoficzne pytania, na które nauka nie ma odpowiedzi.


Bibliografia:
· 13 tomowa „Wielka Encyklopedia Powszechna” PWN
· Encyklopedia multimedialna PWN – edycja 1998
· „Słownik wiedzy obywatelskiej” – PWN
· Internet




Czy tekst był przydatny? Tak Nie

Czas czytania: 14 minuty