profil

Kabaret "Zielony balonik".

poleca 85% 1121 głosów

Treść
Grafika
Filmy
Komentarze

1.Czynniki wpływające na powstanie „Zielonego balonika”.

Pochodzenie „Zielonego balonika” było przede wszystkim malarskie. Bo też w Akademii Sztuk Pięknych, zaszły w owej dobie wielkie przemiany. Po śmierci Matejki, mimo żalu, jaki obudził zgon genialnego malarza, Akademia zakwitła nowym życiem. Przedtem obowiązywały gipsy i „kobyły” mniej lub więcej historyczne, dystans i respekt; obecnie z przybyciem plejady młodych jeszcze profesorów - Pankiewicz - wszystko wywróciło się do góry nogami. Słońce, światło, natura, plener, wesołe koleżeństwo, radość współpracy. Równolegle, poza murami Szkoły, zdobywała teren sztuka ludowa, sztuka stosowana. Ale w Szkole już kiełkował bunt przeciw nowej „tyranii”, tyranii pejzażu: już najbardziej utalentowani uczniowie Szkoły, szukali swoich dróg, w karykaturze, w sztuce dekoracyjnej, w pogardzonej „fabule” obrazu. Słowem, w światku malarskim wrzało życie, że zaś plemię to odznaczało się często talentem mimów, zabawy „plastyków” w owej epoce bywały już szkicem przyszłego kabaretu. Generalną kwaterą tej cyganerii była cukiernia Michalika.

Inny zarazem czynnik, zespalający po trosze wszystkie sztuki , miał stanowić cement „ Zielonego Balonika”: cyganeria Przybyszewskiego miała ona wiele ostrego humoru. Stosunkowo dużo przybyszewczyków weszło w skład „Zielonego Balonika”.

„Zielony Balonik” czerpał soki z wszystkich spraw, które się rozegrały w artystycznym światku Krakowa w poprzednim dziesięcioleciu.

A wreszcie jeszcze jednym elementem, niewidzialny wprawdzie i nieuchwytny, niemniej przeto obecny: Paryż. Coraz bardziej życie nasze artystyczne i intelektualne ocierało się o Paryż. Z Paryża przybyli wszyscy prawie nowie profesorowie młodej akademii malarskiej; tam też wysyłali młodzież wyjeżdżającą za granicę.

Data inauguracji : jesień 1905. Data, która niejednego zdziwi, może nawet zgorszy. Mimo to sądzę, że nie było przypadkiem , iż „Zielony Balonik” powstał niemal w tej samej chwili, gdy wypadki warszawskie wstrząsnęły Polską. Życie miewa takie paradoksy w reagowaniu na wydarzenia. Dodajmy jedną okoliczność: rewolucja w Warszawie zdwoiła jeżeli nie zaludnienie, to z pewnością siłę witalną Krakowa. Z jednej strony uchodziła doń ścigana młodzież, z drugiej chroniła się zaniepokojona obrotem wypadków burżuazja. Kraków ledwie mógł pomieścić tylu przybyszów; teatr był stale przepełniony, toż samo kawiarnie, restauracje....... W powietrzu była gorączka, dreszcz oczekiwania. To wszystko wyładowało się w „Jamie Michalikowej”.

2. Powstanie.

Powstanie było dziełem szczęśliwego natchnienia. W stolik malarskim rzucił hasło „kabaretu artystów” Jan August Kisielewski, świeżo przybyły z Paryża. W cukierni Michalika, bliskiej Szkole Sztuk Pięknych, istniał od paru lat stolik malarski, gdzie rodziły się żarty, karykatury, parodie, gdzie siadywali młodzi. Kiedy, około ósmej rano, radzący nad tą doniosłą sprawą wyszli na Rynek, spotkali chłopca niosącego pęk dziecinnych baloników; któryś rzucił: „Ot, mamy nazwę: <<Zielony Balonik>>!”.

3. Organizacja.

Był to raczej klub artystów, który urządzał swoje wieczory od czasu do czasu, bez okolicznych terminów, o charakterze półimprowizowanym. Zebrania zaczynały się około północy, po premierze teatralnej, która z reguły odbywała się wówczas w soboty. Część „kabaretowa” trwała mniej więcej do trzeciej rano; część towarzyska znacznie dłużej... Żadnej kurtyny; estradą było maleńkie podium tuż koło pianina. Programu nie powtarzało się nigdy, każdy wieczór był premierą. Wstęp był bezpłatny, natomiast obowiązywało bardzo ściśle zaproszenie, bez którego nikt się na salę dostać nie mógł. „Zaproszenia” te były zawsze ozdobione przez któregoś z malarzy-karykaturzystów. Sala zebrań była bardzo mała, obejmowała jakieś sto do stu dwudziestu osób, przy czym już było straszliwie ciasno, część stała w otwartych drzwiach, niemal w bramie. Była to pierwsza sklepiona sala cukierni Michalika, drugiej, dużej, jeszcze nie było. Publiczność siedziała przy stolikach; spożycie alkoholu było znaczne. Rdzeń publiczności stanowiły przeważnie te same osoby: była to elita ówczesnego Krakowa, profesorowie Akademii Sztuk Pięknych, artyści i ich przyjaciele, sporo profesorów uniwersytetu, teatr , dziennikarze itd. Byli entuzjaści, którzy przybywali na wieczór „Zielonego Balonika” z Wiednia, ze Lwowa, z Warszawy.

4. Twórczość

Drugi wieczór. Malarze przygotowali dowcipny cykl karykatur, poświęcony „odnowieniu Wawelu”, które właśnie zaczynało być aktualnością - wedle rozmaitych projektów. „Zielony Balonik” znalazł własną nutę, która mimo jej paryskiego rodowodu nie była z goła naśladownictwem. Kabaret, który zaczynał od troski o restaurację Wawelu, był rdzennie krakowski.

Było to późną jesienią. Zbliżały się święta Bożego Narodzenia. Pomysł Szopki „Zielonego Balonika” okazał się bardzo szczęśliwy. Laleczki dały pole do dowcipnej karykatury znanych osobistości, tekst zaś prawdziwej szopki stał się ramą, w której doskonale się zmieściły aktualności polityczne i artystyczno-literackie: Herodem był ówczesny prezydent miastka Krakowa Leo. Nie powtórzono tego przedstawienia, jak nigdy żadnego. Taki był artystyczny szyk „Zielonego Balonika”, gdzie wszystko było premierą.

Jan Stanisławski beznadziejnie chory, nie mogąc ruszać się z łóżka, jeszcze zaprosił do siebie balonikowych wesołków, aby mu chociaż w domu odśpiewali ostatni program.

Żona jednego z malarzy, później dygnitarza urzędowego , była w odmiennym stanie, w dobrze zaawansowanym dziewiątym miesiącu. Mimo to , nie mogąc znieść myśli, aby miała opuścić wieczór w „Jamie”, wybrała się do Michalika; otóż w czasie wieczoru zaledwie zdołano ją wyprowadzić z sali i odwieźć do domu; maluczko, a byłaby urodziła w „Jamie Michalikowej”.

Już w trzecim roku wieczorów „Zielonego Balonika” było ledwie kilka, potem bywało nie więcej niż dwa wieczory na sezon. Wykształciliśmy smak publiczności, co obróciło się przeciw nam, stała się wybredna, wymaganie jej były wysokie. Woleliśmy tedy rzadziej, a dobrze. Ponieważ jednak potrzeba wspólnych zabaw była większa niż pracowitość dostawców programu, urządzana przynajmniej raz na rok wieczory kostiumowe, taneczne, parodie modnych wówczas redut prasy w formie tzw. „Redut Prasy Hydraulicznej”, w których znowuż pomysłowość malarska mogła się wyładować w obmyśleniu kostiumów i dekorowaniu sali.

5. Estrada i publiczność.

Z charakteru „Zielonego Balonika” wynikało, że szczególniej w początku nie było tam ścisłego rozdziału między estradą a publicznością. Siedzieli wszyscy przy stolikach i popijali; kto chciał i miał co do powiedzenia, wchodził na estradę, Kiedy miał nieszczęście znudzić publiczność, ta nie krępowała się w wyrażeniu swego niezadowolenia; parę razy nawet zdarzyło się, że mówcę, który zwłaszcza pod wpływem spirytualiów nadużywał wolności słowa i ględził zbyt długo, „osiłki kabaretowe”- byli to dwaj rośli malarze- łagodnie znosili z estrady. Ale ten ostateczny środek stosowano wyjątkowo i na wyraźne żądanie publiczności.

Ciemny Kraków zareagował na wieść o wieczorach w „Jamie Michalikowej” oburzeniem. Dewotki i matrony puściły języki w ruch. Obiegały groźne plotki: o orgiach, o tańcach nago itp. , podczas gdy nie było chyba bardziej ascetycznej instytucji niż ten „kabaret”, w którym ledwie parę razy, przygodnie pojawiła się na estradzie kobieta. Przyczynił się do oburzenia dość zagadkowy istotnie w swojej stylizacji napis, nakreślony na ścianie:
W Polszcze jest zwyczaj haniebna
Czcić ścierwa, gdy eunuchy wołają . że jest podniebna.

Później w miarę jak intelektualne i towarzyskie „szczyty” Krakowa zaczęły się ubiegać o zaproszenia i dawać autentyczne świadectwo prawdzie, w miarę jak dzienniki w całej Polsce, zaczęły rozbrzmiewać echami „Zielonego Balonika”, nastroje te odmieniły się: „Zielony Balonik” stał się pieszczochem Krakowa, stał się swego rodzaju autorytetem, zwłaszcza w kwestiach artystycznych. I później , kiedy po innych miastach zaczęła się namiętna agitacja pod hasłem „Precz z kabaretem”, w Krakowie tego zjawiska zupełnie nie było.

„Zielony Balonik” był pierwszym zbiorowym wybuchem śmiechu, jaki od niepamiętnych czasów rozległ się w Polsce; nic więc dziwnego, że śmiech ten stał się epidemiczny. Wieść o tym zdarzeniu obiegła wnet cały kraj; niebawem wydane drukiem tomiki Boya uchyliły rąbka tajemnicy. Zaczęła się fala naśladownictwa: w Warszawie „Momus”, we Lwowie różne „Wesołe Jamy”, „Ule” itd. Rozmnażały się „szopki”: poznańska, tarnowska, lwowska, paryska itd, Nie było prawie miasteczka w Galicji, gdzieby garstka młodszej inteligencji nie próbowała stworzyć swego „kabaretu”.

Czy tekst był przydatny? Tak Nie

Czas czytania: 7 minut

Teksty kultury