profil

Problem głodu i przejedzenia na świecie w XXI wieku- otyłość, anoreksja i bulimia

poleca 85% 479 głosów

Treść
Grafika
Filmy
Komentarze

Światowa Organizacja Zdrowia bije na alarm: u progu XXI wieku zaburzenia odżywiania w krajach rozwiniętych przybierają rozmiary epidemii. Jedni umierają z przejedzenia, inni dobrowolnie skazują się na śmierć głodową.
Głód stał się przedmiotem szczególnie wnikliwych badań fizjologicznych i psychologicznych. Jednym z pierwszych uczonych, który wyjaśnił, na czym polega jego mechanizm, był znany amerykański fizjolog, prekursor badań nad czynnościami przewodu pokarmowego oraz zależnościami między emocją a głodem, nieżyjący już profesor Walter B. Cannon. Setki przeprowadzonych eksperymentów nasunęły mu wniosek, że "nieprzyjemne bóle głodowe" są spowodowane silnymi skurczami pustego żołądka.
Późniejsze badania, wykonywane przy użyciu coraz to nowocześniejszego sprzętu, wykazały, że odczuciem głodu i sytości rządzi mechanizm znacznie bardziej skomplikowany. Dziś wiadomo już, że głównym centrum kontrolującym apetyt są ośrodki zlokalizowane w podwzgórzu. Nieustannie monitorują one stężenie glukozy we krwi dopływającej do mózgu: jeśli jest ono zbyt niskie, motywują człowieka do poszukiwania pożywienia, gdy wzrośnie - nakazują mu zaprzestanie jedzenia. Z kolei takie hormony, jak insulina, glukagon, leptyny, dopamina, serotonina czy cholecystokinina, odgrywają rolę stymulatorów łaknienia. Kiedy wszystkie te mechanizmy sprawnie funkcjonują, zdrowi ludzie jedzą, gdy są głodni, a nie jedzą, gdy już nasycili głód.

Nałóg jedzenia

Współcześnie naturalna granica między głodem a sytością została zakłócona. Dla wielu ludzi jedzenie stało się obsesją. Na efekty nie trzeba było długo czekać. Otyłość - według ekspertów WHO - przybrała dziś rozmiary prawdziwej epidemii. Na nadwagę cierpi miliard ludzi na świecie, na otyłość - ponad 300 milionów. Jednym z najbardziej otyłych jest społeczeństwo amerykańskie. Ostatni raport Narodowego Instytutu Zdrowia (National Institute of Health) podaje, że w USA z nadwagą lub otyłością boryka się niemal 130 milionów osób, czyli 65 procent populacji! Jeśli nie uda się przekonać Amerykanów, by ograniczyli liczbę spożywanych kalorii, za dwieście lat USA będą zamieszkiwały same grubasy. W innych krajach rozwiniętych sytuacja nie jest o wiele lepsza. W Europie, a nawet Azji, liczba osób z nadwagą już dawno przekroczyła 25 procent. Dane te są tak alarmujące, że świat wypowiedział wojnę inwazji tłuszczu.
Jak na razie, batalię tę zdecydowanie przegrywa na wszystkich właściwie frontach. Nawet w USA, gdzie na zwalczanie otyłości Narodowy Instytut Zdrowia w 2004 roku przeznaczył niebagatelną sumę ponad 400 milionów dolarów, każdego roku choroby wywołane nadprogramowymi kilogramami - przede wszystkim cukrzyca, zaburzenia krążenia i niektóre nowotwory - zabijają ponad 350 tysięcy osób. Na liście przyczyn zgonów otyłość ustępuje miejsca tylko nikotynie. Koszty leczenia chorób będących jej bezpośrednim następstwem przekraczają tam rocznie 80 miliardów dolarów. Konsekwencje otyłości są nie tylko fizjologiczne, ale również psychospołeczne.
Przeprowadzona przez Instytut Gallupa ankieta wykazała, że otyli znacznie częściej niż osoby o prawidłowej masie ciała cierpią na depresję, a nawet podejmują próby samobójcze. W wieku nastoletnim zwykle są ignorowani przez rówieśników, w dorosłym życiu desperacko usiłują ukryć swoją wagę, albo udają, że są zadowoleni ze swojego wyglądu. Gdzie się więc podziały pogodne, jowialne grubasy? Ważący ponad 150 kilogramów Jim Fries obala ten mit w artykule opublikowanym na łamach San Francisco Chronicle: "Świat oczekuje, że ludzie otyli muszą być weseli. Jednakże my wcale nie jesteśmy zadowoleni. Otyłość to nieszczęście. Otyłość to samotność".
Jeśli więc nadwaga jest takim dramatem, co sprawia, że ludzie tyją? Głównym czynnikiem są przede wszystkim zmiany wzorców jedzenia. Dawniej, gdy żywność była towarem deficytowym, a jej zdobycie wiązało się ze sporym nieraz wysiłkiem, człowiek jadł rzadko i niewiele. W wyniku ewolucji ludzki organizm wykształcił więc mechanizm umożliwiający odkładanie na zapas tkanki tłuszczowej. Dziś w zamożnych krajach pożywienia jest pod dostatkiem, a każdy je to, co lubi, bez najmniejszych ograniczeń. Równocześnie zmieniła się ludzka aktywność. Przeciętny nastolatek, nie mówiąc już o dorosłym, niechętnie rusza się i ćwiczy. Felietonistka dziennika Atlanta Journal-Constitution tak opisała to zjawisko: "Do legionu kanapowych ziemniaków, które wyrosły, oglądając za dużo telewizji, dołączyła ostatnio rzesza internetowych grzybów, zapuszczających korzenie przed komputerem, których jedynym ćwiczeniem fizycznym jest gimnastykowanie palców wskazujących na klawiaturze". Brak ruchu i nadmiar jedzenia wystarczą, by tyć. Zwłaszcza jeśli jedzenie jest bogate w tłuszcz, cukier i konserwanty. Największe spustoszenie w organizmie czyni tak zwana szybka żywność, serwowana przez koncerny McDonald's, Pizza Hut, Burger King i inne, na którą Amerykanie wydają rocznie ponad 110 miliardów dolarów (30 lat temu nie więcej niż 6 miliardów). Junk food, czyli śmieciowe jedzenie, największą popularnością cieszy się wśród dzieci i młodzieży, zachęcanej nie tylko reklamami, na które McDonald's przeznacza rocznie kilkaset milionów dolarów, ale też kolorowymi gadżetami dołączanymi do jedzenia. Podstawą diety najmłodszych stały się tłuste hot dogi, ociekające majonezem hamburgery i bomby kaloryczne w postaci pizzy, obficie przegryzane czekoladowymi batonami i popijane słodkimi napojami gazowanymi. Trudno się więc dziwić, że w USA w ostatnich dwudziestu latach liczba dzieci z nadwagą wzrosła ponadtrzykrotnie, a problem ten obejmuje coraz młodsze grupy wiekowe. Czyżby wszyscy otyli byli żarłokami, którym brakuje silnej woli? To byłoby za proste.
Badania prowadzone już w latach 70. przez Richarda Nisbetta z University of Michigan sugerują, że otyłość, przynajmniej w pewnym stopniu, jest uwarunkowana genetycznie. Zależy od liczby i wielkości wyspecjalizowanych komórek tłuszczowych w organizmie. Osoby otyłe mają ich zwykle znacznie więcej niż te o przeciętnej wadze ciała. To zaś, ile komórek magazynujących tłuszcz będziemy mieli w dorosłym wieku, zależy nie tylko od sposobu odżywiania we wczesnym dzieciństwie (przekarmianie noworodków i małych dzieci, opróżnianie talerzy od czysta "za babcię i dziadka"), ale przede wszystkim od genów (otyli rodzą otyłych). Jeśli więc ktoś ma stosunkowo niewiele komórek tłuszczowych, nie grozi mu otyłość, nawet gdy będzie się objadał, jeśli zaś natura obdarzyła go ich nadmiarem, będzie mu bardzo trudno nie stać się grubasem.

Śmierć głodowa

Podczas gdy jedni walczą z otyłością i umierają z przejedzenia, inni doprowadzają się do krańcowego wycieńczenia i kończą życie z powodu narzuconej sobie głodówki. Ci drudzy cierpią na rzadkie i bardzo trudne do wyleczenie zaburzenie odżywania, zwane anoreksją lub jadłowstrętem psychicznym. Jego ofiarą padają niemal wyłącznie młode dziewczęta w wieku od kilkunastu do dwudziestu kilku lat.
Zazwyczaj wszystko zaczyna się od zwykłego odchudzania. W wieku szkolnym, gdy nastolatka poszukuje akceptacji w grupie rówieśniczej, a zbędne kilogramy skazują ją na niepowodzenie, sięga po coraz to bardziej drastyczne diety. U osób o określonych cechach osobowości: skłonności do perfekcji, depresji, obniżonym poczuciu własnej wartości, może to doprowadzić do zaburzeń łaknienia. W opinii, że od doskonałej sylwetki zależy szczęście, aprobata społeczna i ogólne powodzenie, utwierdzają ją media, przemysł filmowy, reklamowy i odzieżowy. I nie tylko ją, ale rzesze innych kobiet. Trudno się więc dziwić, że co czwarta przedstawicielka płci pięknej, dążąc do osiągnięcia idealnej wagi, jest od czasu do czasu albo nawet większą część życia na diecie. A przecież kobiet o wymiarach przeciętnej modelki, czyli mających 175 cm wzrostu i ważących 55 kilogramów, jest zaledwie 2 procent.
Początkowo niegroźna walka z lekką nadwagą z czasem może przybrać postać choroby, a utrata kolejnych kilogramów stać się bodźcem stymulującym mózgowy układ nagrody w nie mniejszym stopniu niż narkotyki. W wyniku drakońskiej diety masa ciała anorektyczek gwałtownie spada, ich skóra przybiera szarawy odcień, włosy wypadają, pojawiają się nagłe zawroty głowy, oseteoporoza i kołatania serca. Niedobór glukozy, głównego paliwa energetycznego mózgu, powoduje zaburzenia koncentracji i myślenia, niczym nieuzasadnione wahania nastroju, problemy w relacjach z innymi i skłonność do izolowania się. Z czasem chore stają się tak osłabione, że nie mogą podnieść się z łóżka i jedzenie trzeba im podawać dożylnie. Leczenie jest jednak często nieskuteczne: według statystyk, mimo podejmowanych prób ratunku co piąta młoda kobieta cierpiąca na anoreksję umiera.
Pomocy lekarskiej wymagają nie tylko anorektyczki, ale i osoby cierpiące na wiele innych zaburzeń łaknienia, między innymi bulimię (przy której głodówki przeplatają się z atakami nadmiernego jedzenia), jedzenie kompulsywne (niekontrolowane pochłanianie ogromnej ilości pokarmów), chorobę Kleine-Levina (której poza zaburzeniami odżywiania towarzyszy nadmierna aktywność seksualna) czy syndrom nocnego objadania się. W każdym z tych przypadków wskaźniki śmiertelności dochodzą do 20 procent. Według Narodowego Stowarzyszenia Anoreksji i Chorób Pokrewnych (National Association of Anorexia and Associated Disorders - ANAD), w USA trzy osoby na sto mają problem z zaburzeniami odżywiania (poza otyłością).

Nadzieja w genach

Nie tylko zła kondycja psychiczna ma wpływ na zaburzenia odżywania, ale, jak już wspomniano, genetyka. Jednak nikt, jak na razie, nie potrafił jednoznacznie odpowiedzieć, w jakim stopniu. Jedni uczeni są skłonni twierdzić, że czynnik dziedziczny odgrywa tu rolę aż w 80 procentach, zdaniem innych - w 50, jeszcze innych - 30. Próbują też zidentyfikować geny odpowiedzialne za tycie. Wielką nadzieję wzbudziło w połowie lat 90. wykrycie genu kodującego leptynę, potocznie zwanego genem otyłości lub "ob". Leptyna jest bowiem hormonem wydzielanym przez tkankę tłuszczową, który, po pierwsze, zmniejsza apetyt, a po drugie, zwiększa energetyczne wykorzystanie zmagazynowanego tłuszczu. Gdy wykazano, że u gryzoni uszkodzenie genu ob zwiększa odkładanie się tłuszczu, wydawało się, że skuteczny lek na otyłość jest w zasięgu ręki. Niestety, dalsze badania dowiodły, że sama tylko leptyna problemu nie rozwiązuje. Od tego czasu lista genów mogących decydować o zaburzeniach odżywiania i poziomie przemiany materii znacznie się wydłużyła.
Badania amerykańskich uczonych z Massachusetts General Hospital w Bostonie, pracujących pod kierunkiem profesora Gary'ego Ruvkuna nad nicieniami, zdają się dowodzić, że z procesami odkładania tkanki tłuszczowej jest być może związanych ponad 400 genów. Trudno nie zadać pytania, co o otyłości ludzi mogą wiedzieć specjaliści od nicieni. Gary Ruvkun na łamach Nature wyjaśnił, że około 600 milionów lat temu człowiek i te małe bezbarwne robaki mieli wspólnego prapraprzodka - organizm wielokomórkowy podobny do dzisiejszych meduz, który w procesie ewolucji wykształcił zdolność do odkładania nadmiaru tłuszczu. Dlatego geny odpowiedzialne za otyłość u ludzi i nicieni są bardzo do siebie podobne, choć sam metabolizm jest, oczywiście, nieporównywalny. Ostatnio szczególne poruszenie w świecie nauki wywołały analizy szwedzkich uczonych z Karolinska Institute, który twierdzą, że anoreksja i bulimia mogą mieć podłoże autoimmunologiczne, a więc takie samo jak na przykład stwardnienie rozsiane czy reumatologiczne zapalenia stawów. Okazało się bowiem, że w krwi anorektyczek znajdują się przeciwciała skierowane przeciwko własnym komórkom nerwowym podwzgórza, w którym znajdują się ośrodki głodu i sytości, oraz przysadki mózgowej odpowiedzialnej za wytwarzanie hormonów regulujących wydatki energetyczne organizmu.

Trzeba mieć nadzieję, że z czasem, krok po kroku, nauka przybliży nas do momentu, w którym problem otyłości, anoreksji, bulimii i wielu innych zaburzeń łaknienia przestanie istnieć, a jedzenie stanie się tylko i wyłącznie wielką przyjemnością.

Czy tekst był przydatny? Tak Nie

Czas czytania: 10 minut