profil

O marzeniach i wyobraźni...

poleca 85% 144 głosów

Treść
Grafika
Filmy
Komentarze

Szara ulica. Szarzy ludzie. Brnąc wśród obywateli Paryża napotkamy wielu obcokrajowców. Nas zainteresuje jedynie para biznesmenów. Nie znają się, choć obaj przybyli do stolicy Francji w podobnym celu.
Giełdowy ranek. Mr Smith i herr Shulz podążają szybkim krokiem w tym samym kierunku. Tą samą drogą. Tak blisko, a tak daleko.
Herr Shulz minąl właśnie wieże Eiffel. Nie mógł się powstrzymać aby nie przystanąć na chwilę. Chciał popatrzeć wysoko w górę, w kierunku który wzkazywała iglica. Nie zobaczył nic niezwykłego. Tylko chmury i ptaki. Dla niego „aż” chmury i ptaki. Od razu przypomniały mu się marzenia z dzieciństwa, zawsze chciał zostać pilotem. Szybować między błękitem nieba i wody, topić w falach chmur… w młodości zdobył nawet licencje pilota. Jedyną rzeczą, która tak skutecznie dzieliły go od realizacji marzeń, były pieniądze. Nigdy nie zarabiał tyle co teraz. Jak mówili inni „miał nosa”, czuł gdy nadchodziła hosa, nadpływała besa.
Mr Shmith szedł szybkim krokiem przez ulice Paryża. Wcale nie musiał się spieszyć, ale lubił być zawsze o krok do przodu. Minął wieżę Eiffel. Bał się spojrzeć w górę. Nie lubił wysokich budowli od feralnego 11 września. Był wtedy na parterze pierwszej wieży. Tak jak wszystko, tak i atak terrorystyczny mr Smith przyjął z kamiennym wyrazem twarzy. Uważał, że co ma być to będzie. A jak już będzi to trzeba się z tym zmierzyć. Tak naprawdę to zmagał się jedynie z feralnymi besami. Nie posiadał życia innego niż zawodowe. Jego znajomi ograniczali się do kolegów z pracy. Nie miał rodziny. Całe swoje dzieciństwo spędził w domu dziecka. Nieraz z innymi dzieciakami wymyślali sobie wspaniałych, bogatych i pięknych rodziców. Te marzenia osładzały samotność dzieci. Smith w głębi serca wierzył, że jego rodzice w końcu się zjawią. Tak się jednak nie stało.
Obaj mężczyźni po ciężkim dniu udali się do swoich hoteli. Wypili po lampce drogiego francuskiego wina do obiadu, przebrali się. Przeistoczyli się w zwykłych turystów.
Herr Shulz uważał Luwr za miejsce godne odwiedzenia. W Paryżu był nie pierwszy raz, lecz dopiero teraz znalazł czas aby przyjżeć się choć niektórym z tak wielu obrazów eksponowanych w tym ogromnym muzeum. Postanowił zrobić też parę zdjęć. Dla żony i syna. Zawsze przywoził im coś ze swoich licznych podróży po świecie, chciał w ten sposób uśpić wyrzuty sumienia. Wiedział, że powinien być jak najwięcej w domu przy swoim niespełna czteroletnim synu… jednak chęć zapewnienia rodzinie dobrobytu była silniejsza. Shulz wyciągnął z plecaka najnowszy model aparatu cyfrowego i zaczął robić zdjęcia. Po prostu lubił popatrzeć na staranne pocięgnięcia pędzla, zobaczyć czym zachwyca się ludzkość od pokoleń, jak żyli ludzie. Obrazy ilustrują dzieje ludzkośći. Widać na nich nastroje ludu, kierunki w których zmierzała ludzkość. Tak właśnie twierdził Shulz. Bawiło go odnajdywanie symboli, interpretacja obrazów, porównywanie. Mając parę godzin z lubością oddał się zwiedzaniu.
Smith korzystając z wolnego popołudnia wybrał się do Luwru. Czuł, że było by nietaktem pominięcie tak znmienitego obiektu. Jak z każdej ze swych wypraw przywiezie mnóstwo fotografi. Staranie przykleji je w albumie i podpisze. Przyjemnie czasem powrócić do tego co było… Smith z przyjemnościę oglądał dzieła Da Vinci’ego, Rembranta czy Velazqueza. Nie przepadał natomiast za impresjonistam czy kubistami. Uważał van Gogha za wariata, Picassa zresztą też, nie rozumiał i nie lubił ich dzieł. Oczywiście nigdy nie odważył by się do tego przyznać – bał się ośmieszyć, bał się być inny. Zamiast zastanawiać się nad sobą Smith szybko czytał broszurkę. Miło jest zabłysnąć w towarzystwie ciekawostkami dotyczącymi tajemniczego uśmiechu Mona Lizy. Tymczasem chciał zobaczyć jak najwięcej dzieł w jak najkrótszym czasie. Dziwił się ludziom studiującym wszystkie szczegóły obrazów. Dla niego liczył się ogólny efekt.
Paryż nocą jest magiczny. Pełan świateł i życia staje się zupełnie innym miastem. Smith i Shulz powracali do swych hoteli. Byli zmęczeni lecz zadowoleni ze swych wizyt w Luwrze.
Smith usiadł w fotelu popijając martini, rodem z filmów o Jamesie Bondzie, wstrząśnięte nie zmieszane. Po chwili sięgnął po teczkę z papierami, chciał je przejżeć aby sprawdzić czy wszystko jest na swoim miejscu. Robił to codziennie.
Shulz krzątał się po pokoju pakując bagaże. Miał samolot do Berlina za niecałe czternaście godzin. Był naprawde wykończony. Najchętniej zostałby w hotelu jeszcze kilka dni, aby odcinając się od świata odpocząć.
Smith odkręcił butelkę i dolał sobie trunku. W myślach powracał do przeszłości. Nie było tam zdarzeń szczególnie szczęśliwych, lecz wszystko co stało się kiedyś było nieodwracalne. Nie dało się tego zmienić. Przyszłość była dla niego zagadką. Kiedyś często wyobrażał sobie siebie za pięć, dziesięć lat. Próbował ziścić marzenia. Nigdy się nie udało. Teraz bał się zwojej wyobraźni, przynosiła mu ona jedynie złudne nadzieje, które należało w sobie jak najszybciej uśmiercić. Nie chciał się zawieść po raz kolejny. Tam, w głowie wszystko wyglądało tak pięknie i prosto… Smith żałował, że nie może tak być w rzeczywistości.
Shulz wyciągnął portfel i przysiadł na fotelu. Jak wielu innych ojców i mężów nosił w nim zdjęcia rodziny. Patrzył na dwie uśmiechnięte twarze ludzi których kochał. Już jutro ich zobaczę – pomyślał. Popatrzył w sufit. Znów odezwały się w nim niespełnione ambicje. Wiedział, że nie może ich na razie zrealizować, ale już sam fakt ich istnienia sprawiał, że czuł się szczęśliwszy. Shulz wierzył w realizacje marzeń. Ufnie patrzył w przyszłość, lecz gdzieś w głębi serca tliła się obawa przed utratą wyobraźni, stania się posępnym, dbającym jedynie o pieniądze biznesmenem. Widział co pieniądze robiły z ludzmi.
Dla Shulza i Smitha kończył się kolejny dzień. Marzenia wraz ze zbyt bujną wyobrażnią odebrały jednemu z nich siebie. Stał się pospolitym pracoholikiem. Drugiemu zaś dają nadzieje na lepsze jutro. Obaj wiedzą, że należy twardzo stąpać po ziemi, wiedzą, że część marzeń to jedynie złudzenia. Łączy ich piosenka która obaj często nucą stojąć w korkach.

„Jedyne co mam to złudzenia,
że mogę mieć własne pragnienia.
Jedyne co mam to złudzenia,
że mogę je mieć.”

Czy tekst był przydatny? Tak Nie

Czas czytania: 5 minut