profil

Podróż w świat sztuki, czyli recenzja spektaklu „Antygona” Jerzego Gruzy.

poleca 85% 126 głosów

Treść
Grafika
Filmy
Komentarze

W naszych czasach zalewani jesteśmy wszelkiego rodzaju komercją. Filmy coraz częściej podobne fabułą, nie mówiące o niczym, nie przekazujące żadnych ważniejszych wartości, stworzone po to, by przyciągać jak największą liczbę ludzi prostych, a tym samym by zarobić na nich jak najwięcej pieniędzy. Nie wiem dlaczego odbiorcy nie czuja się urażeni, że są traktowani jak zupełnie bezmyślny tłum, który nie zrozumie niczego głębszego. Co innego z teatrem – tam istnieje pełne poszanowanie dla widza – a najlepszym tego przykładem jest chociażby spektakl Jerzego Gruzy pt. „Antygona” zaprezentowany w Polskim Teatrze Telewizji.
Już od początku czuć, iż jest się świadkiem czegoś ważnego, że spektakl, który ma zostać zaprezentowany jest nietuzinkowy i kryje w sobie jakąś wielka tajemnicę, pewne przesłanie będące niezwykle istotne. Nastój i takie poczucie nadaje fenomenalna muzyka – pełna napięcia, przerażająca w pewnym sensie, ale także zaciekawiająca widza, dla którego jest niczym obietnica jakiś niezwykłych wydarzeń.
Później atmosferę te podtrzymuje scenografia (dzieło Ewy Łanieckiej) – czarna scena, słabo oświetlona, dziwna atmosfera. Jeden tylko stół, wokół niego krzesła, w tle dziwne sieci, jakby akcja działa się w jakieś piwnicy, miejscu opuszczonym. Gdyby nie identyczny tytuł, nawet przez myśl by nie przyszło, że spektakl, który właśnie oglądamy jest na podstawie tak znanej tragedii napisanej przez Sofoklesa.
Sztuka w istocie mówi o historii zaprezentowanej w „Antygonie” Sofoklesa, jednak wizja i zamysł reżysera stanowczo inny. Jerzy Gruza pozwolił tu sobie na pewne odchylenie od wersji książkowej, aktorzy mówią tekstem tłumaczenia Stanisława Hebanowskiego, wszystko jest symboliczne, a niektóre rzeczy jakby podkreślone, wyolbrzymione, dlatego widzem a osobą czytającą książkę, targają inne, silniejsze uczucia. Jednak fabuła zostaje taka sama – spór pomiędzy reprezentującą prawa boskie i moralne Antygoną, a władca mającym na uwadze dobro państwa Kreonem.
Gra aktorska, mimo iż przez wielu wysławiana, mi osobiście nie przypadła do gustu. Nie mowa tu o samym sposobie grania, bardziej o doborze aktorów, który był według mnie trochę zbyt wybuchową mieszanką, mimo iż zaprezentowali się nieprzeciętni aktorzy. W role głównych bohaterów wcielili się Marek Walczewski (Kreon) i Justyna Kulczycka (Antygona), osoby drugoplanowe były wypełnieniem tragedii, jak m.in. Ismena (Barbara Bursztynowicz), Koryfeusz (Jerzy Kamas), czy Tyrezjusz (Daniel Olbrychski). Kolejnym dobrym pomysłem reżysera było symboliczne przedstawienie chóru niezbędnego w tragediach antycznych – zagrała te rolę jedna tylko kobieta, Elżbieta Kijowska, która nie dość, że komentowała wydarzenia dziejące się na scenie, to jeszcze wdawała się w rozmowy z aktorami.
Jerzy Gruza przedstawił tu wszystkie te postacie w wersji współczesnej, jako zwykłych ludzi, ubranych zgodnie z ubiorem ludzi dzisiejszych, niczym się właściwie nie różniącym od przechodniów jakich spotykamy na ulicy. Nie było to bez powodu – takie ciekawe przedstawienie tego antycznego dramatu miało dowodzić o uniwersalności tragedii. Dzięki temu każdy widz może łatwo utożsamić się z bohaterem, szybciej wiec wychwytuje przesłanie sztuki, bo przecież dotyczy i jego. To niekonwencjonalny, bardzo sprytny pomysł reżysera.
Jak już wspomniałam wcześniej, Jerzy Gruza pozwolił nam na nieco inna interpretacje „Antygony” poprzez silne wyróżnienie pewnych rzeczy – według niego – najważniejszych. Oglądając sztukę, miałam czasem wrażenie, że jest to spektakl filozoficzny czy psychologiczny, że do prawdziwych wniosków muszę dość sama, jednak wnioski te są mi nieco sugerowane. Tak bardzo wyraźnie zobrazowaną rzeczą jest na przykład różnica zdań, charakterów, skali wartości i szczególnie poglądów Antygony i Kreona. Silnie ukazany spór, strona moralna dramatu, wreszcie pokazana wielka tragedia obu tych bohaterów. Kilka zbliżeń w chwilach decydujących, kiedy to możemy zobaczyć na ich twarzach przeżycia wewnętrzne – ból, cierpienie, walkę wewnętrzną – i już inaczej, silniej odbieramy te historię. Przestaje ona być dla nas tylko staroświeckim tekstem, aczkolwiek bardzo mądrym – mamy ukazane to w innym wymiarze, bardziej rzeczywistym, bardziej ludzkim.
Reżyser pozwolił sobie na wiele symboliki w spektaklu, dlatego niektórych rzeczy widz musi się sam domyślać, zmuszony jest do zastanowienia i refleksji, dochodzenia rożnych znaczeń, prób prawidłowej interpretacji sztuki. Jednym z takich właśnie symboli jest stół, stanowiący centrum całej akcji, mimo, iż rozgrywa się ona również w innych miejscach. Wokół stołu siedzą wszyscy bohaterowie, każdy tłumaczy i uzasadnia swoje racje. Dlatego silniej ukazane są również postawy bohaterów, cały ten spór o zasady, stanowiący temat inscenizacji.
I na koniec tragizm w pełniej okazałości – śmierć aż trzech bohaterów – Antygony, Hajmona (Zbigniew Grusznic) i Eurydyki (Izabela Pieńkowska), zobrazowany w sposób naprawdę poruszający widza, pozostawiający to specyficzne uczucie, że należy głębiej zastanowić się nad sensem tego, co właśnie się obejrzało.
„Antygona” Jerzego Gruzy to spektakl przeznaczony dla ludzi, których nie interesują banalne filmy, jakich teraz pełno. To spektakl dla ludzi z wyrafinowanym gustem scenicznym, innych może po prostu nudzić. Dla mnie jest to przede wszystkim dowód, że istnieje jeszcze na tym świecie prawdziwa sztuka – w pełnym tego słowa znaczeniu. Wyrażam wielkie słowa uznania dla reżysera, który z antycznego dramatu Sofoklesa zrobił coś zupełnie nowego, współczesnego, wzbogacając te historię o jeszcze większe przesłanie wartości.
Gdybym miała postawić ocenę temu spektaklowi, byłaby to stanowczo szóstka z małym tylko minusem. Koniecznie trzeba zobaczyć.

Czy tekst był przydatny? Tak Nie
Opracowania powiązane z tekstem

Czas czytania: 4 minuty

Podobne tematy
Gramatyka i formy wypowiedzi