profil

"Romantycy muszą zginąć...Dzisiejszy świat nie dla nich...” (B. Prus). Twoje refleksje o wartościach upowszechnianych przez pisarzy epoki romantyzmu.

poleca 85% 210 głosów

Treść
Grafika
Filmy
Komentarze

„Romantycy muszą zginąć...”. Taką opinię wypowiada jeden z bohaterów powieści Prusa. Z takim stwierdzeniem zgadza się zapewne sam autor – wnikliwy obserwator polskiej rzeczywistości lat 70. ubiegłego wieku. Współczesny autorowi „Lalki” – „poeta przełomu dwóch epok” – A. Asnyk – wyznaje:

„Bezsilne gniewy, próżny żal!
Świat pójdzie swoją drogą”.

Droga, którą wybierze w II połowie ubiegłego wieku zdecydowana większość naszych rodaków, została w znacznej mierze wyznaczona specyficzną, trudną sytuacją polskiego narodu w epoce postyczniowej, gdy klęska powstania legła ciężkim brzmieniem na losach tysięcy jednostek i całej zbiorowości. Następuje „przewartościowanie wartości”. W czasach, kiedy zaczyna się liczyć rozsądek, trzeźwość umysłu, przedsiębiorczość, doraźny utylitaryzm działania przynoszący wymierne efekty – zaczyna brakować miejsca dla tych, co „mierzyli siły na zamiary”. Za nieprzydatnych dziwaków są teraz uważani idealiści, marzyciele i fantaści, podobni do rycerza z La Manczy, którzy, tak jak bohaterowie romantyczni, rzucają światu wyzwanie, bo widzą, że jest „źle urządzony”.
Nic więc dziwnego, że w świecie, w którym przyszło im żyć, przeżyją gorycz klęski – ich romantyczne iluzje nie przylegają do realiów życia. „Dzisiejszy świat” nie dla takich jak, Rzecki, Wokulski, Ochocki.
Wokulski, postrzegając ukochaną kobietę oczyma Wertera i Gustawa, zapomniał, że „to tylko ziemia” – przyszło mu więc podzielić los swych romantycznych poprzedników.
Stary subiekt – ochotniczo walczący w czasie Wiosny Ludów w imię hasła „ o wolność naszą i waszą” – przez długie lata naiwnie wierzył, że nie na darmo zginęli jego kamraci. Ufał, że przyjdzie wkrótce czas, kiedy potomkowie Napoleona „zrobią porządek” na tym świecie. Niestety, romantyczny marzyciel umiera ze świadomością wiary daremnej, z gorzką świadomością bankructwa swoich marzeń.
Powieść Prusa – sceptyka – kończymy z przeświadczeniem, które autor wyraźnie sugeruje – że nastaje oto era Szlangbaumów, Suzinów i Mraczewskich – „romantycy muszą zginąć...”. Czy na pewno? Jerzy Byron powiedział: „Walka o wolność, gdy się raz zaczyna, Z ojca krwią spada dziedzictwem na syna”.
Sądzę, że słowom tego poety możemy nadać szersze znaczenie i odnieść je nie tylko do romantycznego ukochania wolności (wyzwalających postawę buntu wobec wszelkiej tyranii i zniewolenia). Odnoszę je także do całego romantycznego dziedzictwa, do tych wszystkich wartości, które były bliskie „osobowości romantycznej”. Postrzeganie świata przez pryzmat „czucia i wiary” kazało jej podważyć zaufanie do oświeceniowej potęgi rozumu, widzieć jego ograniczoność w poznawaniu „prawdy żywej”. Pryzmat uczucia, wiary, intuicji, absolutyzacja idealnej miłości do kobiety, tęsknota za wolnością jako niezbywalnym prawem jednostki i narodu, dążenie do przeobrażenia świata na miarę własnych marzeń – to cechy wyznaczające osobowość bohaterów romantycznych. Są to jednostki nieprzeciętne, zdolne do najwyższych ofiar, ale jednocześnie tragiczne, bo przeżywające dramat niespełnienia i poczucie samotności.
Wydawało się autorowi „Lalki” i jego rówieśnym, że postyczniowa epoka ludzi „trzeźwych” i kolejne dziesięciolecia przyniosą kres etosowi romantycznemu. A przecież stało się inaczej. Stefan Żeromski kreuje dr. Piotra Jana Rozłuckiego, Judyma – bohaterów wyraźnie obarczonych romantycznym dziedzictwem. Przy czym to romantyczne „skażenie” staje się miarą ich heroizmu i wielkości. Wyróżnia ich wśród ludzi małodusznych, sytych „zjadaczy chleba”, wygodnie „zadomowionych”, dokładnie obojętnych na całe zło tego świata. W tym czasie to co Tomasz Judym – wykreowany zostanie przez J.Conrada jeszcze jeden spadkobierca wartości romantycznych – Lord Jim. Człowiek, który podobnie jak Kordian i Hrabia Henryk, godność, honor i wierność uznał za niezbywalne składniki życia, który wciąż „szedł za marzeniem” i próbował kreować swe życie na miarę mglistego ideału życia.
Gdy w czasie pierwszej wojny światowej młodzi chłopcy ochotniczo wstępowali do legionów Piłsudskiego „na stos rzucając swój życia los” – przyświecały im te same pragnienia, co braciom Korczyńskim, Bohatyrowiczom i staremu subiektowi z „Lalki”. Tak jak oni – śnili o wolnej Polsce – inaczej niż tamci – doczekali jej wolności. A czym innym, jeśli nie wiernością wobec romantycznych ideałów można by wyjaśnić bezprzykładowy heroizm i tragizm pokolenia Baczyńskiego? To przecież ludzie wychowani na poezji Słowackiego i Norwida, którzy w decydującej dla narodu chwili umieli powiedzieć owo męskie, Conradowskie „tak trzeba” i tak jak romantyczni podchorążowie szli, „jak kamienie przez Boga rzucane na szaniec”.
Wydaje się więc, że wartości preferowane przez twórców epoki romantyzmu nie podlegają tak łatwo unicestwieniu. Każda epoka – w większym lub mniejszym stopniu – kreuje na nowo swych Konradów i Kordianów.
Ale II połowa XX wieku, czasy, w których żyjemy, wydają się potwierdzać sceptyczną opinię, że „dzisiejszy świat nie dla nich”. Wiele przejawów współczesnego życia wskazuje na to, że wypełniają się prorocze wizje Witkacego o „zaniku uczuć metafizycznych”. W świecie kolorowych fetyszy, dominacji seksu coraz mniej miejsca dla tych co „patrzą sercem” i potrafią nadać pojęciu miłość jego prawdziwy sens. Postępująca wciąż technicyzacja i uniformizacja stają się zagrożeniem dla tych wartości, które wysoko cenili romantycy – prawa jednostki do własnej autentyczności i odrębności. Tandetna, choć nowoczesna ulica Krokodyli, tępa i głupia, ale władcza siła swego erotyzmu Adela stanowią zagrożenie nie tylko dla Jakuba Schulza ze „Sklepów cynamonowych”.
Romantyczni poeci – zwłaszcza ci, którzy nie zostali w pełni docenieni przez współczesnych im czytelników – wierzyli, że „ich będzie za grobem zwycięstwo”, a siła oddziaływania ich twórczości „zjadaczy chleba w anioły przerobi”. Niestety, dalecy od aniołów są „ludożercy patrzący wilkiem na drugiego człowieka”, ludzie, których marzenia sięgają pułapu „małej stabilizacji”. Wisława Szymborska w jednym ze swoich ostatnich wierszy zadaje pytanie:

„Kto dziś czyta poezję?”.

Wśród wartości bliskich poetom romantycznym istotne miejsce zajmuje miłość – pojęcie w szerokim znaczeniu tego słowa – uczucie wszechogarniające, przeciwstawione postawie egoizmu i nienawiści, mające siłę twórczą. W czasach nam współczesnych, w dobie szalejącego terroryzmu i różnych odmian fanatycznej zaciekłości warto pamiętać o przesłaniu „Nie – Boskiej komedii”, że tylko miłość jest siła zdolną do twórczego przeobrażania świata i zaprowadzenia w nim harmonijnego ładu. „Patrzenie sercem” pomaga – jak sądzę – w odnajdywaniu prawdy i autentycznego piękna – bo przecież rangę uniwersalną mają słowa autora „Promethidiona”, że

„Kształtem miłości piękno jest – i tyle (...)”.

Gdy mam wyrazić opinię na temat wartości upowszechnianych przez romantyków, muszę na koniec postawić pytanie, dlaczego ludzie, którzy byli uosobieniem tych wartości – szlachetni idealiści, buntownicy i marzyciele, byli i są nadal skazywani na dramat niespełnienia? Od dziesięcioleci trwa do dziś nieustający spór na ten temat. Przecież nie tylko w czasach Prusa przegrywali Rzeccy i Wokulscy. Podobny los spotyka szlachetnego marzyciela Jima w starciu z przebiegłym i cynicznym Brownem. Poczucie klęski towarzyszy nie tylko romantycznemu podchorążemu, ale jest także udziałem Artura z Mrożkowego „Tanga”, który przegrywa swą buntowniczą walkę o „uładzanie świata” z osobnikiem tępym i bezgranicznie głupim, ale dysponującym „silnym ciosem” i cynicznym sprytem”. Nasuwa się pytanie, czy szlachetnym idealistom i marzycielom, tak jak Hamletowi, dawany będzie w nagrodę jedynie „tren Fortynbrasa” – lub co najwyżej – będą się stawać „przedmiotem tragedii””?
W odwiecznym sporze o prymat serca i rozumu, marzenia i trzeźwego pragmatyzmu trudno o jednoznaczne rozstrzygnięcie. Czesław Miłosz stoi na stanowisku, że:

„(...) Głos namiętności lepszy jest niż głos rozumu
Bo beznamiętni zmieniać nie potrafią świata”.

Sądzę, że bez romantycznych ideałów nasz świat będzie światem martwym, „obszarem gnuśności” i „płazów w skorupie”. Na szczęście wciąż o tym przypominają pisarze i poeci. Jedna z bohaterek prozy J. Conrada mówi dokładnie to, pod czym podpisaliby się romantycy: „Życie, by nie było nikczemne, musi być marzeniem, nieustannym marzeniem i buntem”. Może jednak nie tylko „złote runo nicości” byłoby nagrodą dla szlachetnych idealistów, gdyby potrafili połączyć romantyczne cele i dążenia z pozytywistycznymi metodami ich realizacji? Może bardziej efektywna stawałaby się każda próba „naprawy świata” przy harmonijnym współistnieniu rozumu i serca?

Czy tekst był przydatny? Tak Nie

Czas czytania: 7 minut