profil

Powstanie Warszawskie 1944

poleca 90% 101 głosów

Treść
Grafika
Filmy
Komentarze

W piątkowy poranek, pierwszego dnia września roku 1939, Polska została napadnięta przez III Rzeszę Niemiecką. Mimo gwarancji zachodnich sojuszników, dotyczących pomocy zbrojnej w wypadku agresji III Rzeszy, II Rzeczpospolita była zmuszona walczyć sama przeciw potężnemu mocarstwu. Czarę goryczy przechyliło wkroczenie wojsk radzieckich 17 września tegoż samego roku. Mimo heroicznego boju, jaki Polacy toczyli przez cały wrzesień, nie udało się uratować niepodległości ojczyzny. Dnia 28 września skapitulowała Warszawa, i od tego momentu obie potęgi - III Rzesza i ZSRR -wprowadziły swoją administracje i terror na ziemiach polskich. Zgodnie z dekretem z dnia 12 października 1939 roku Warszawa weszła w skład nowo powstałego tworu państwowego, zwanego Generalnym Gubernatorstwem (GG. Bardzo często w Warszawie dokonywano łapanek, czyli zatrzymywania ludności cywilnej i wywózki jej do Niemiec na roboty przymusowe. Zaczęto także stopniowo dokonywać mordów na Żydach i polskiej inteligencji. Służyć miało temu wiezienie Gestapo przy Al. Szucha. Osoba odpowiedzialną za te bestialskie traktowanie ludności był Hans Frank, urzędujący w Krakowie na Wawelu. Wszystko to było częścią planu wschodniego, który zakładał, że przez 15 do 20 lat GG stanie się w pełni zgermanizowane a Polaków wywiezie się na tereny podbitej Rosji. Plany te jednak nigdy nie zostały zrealizowane.

Represje te nie przeszkodziły jednak Polakom w zbudowaniu, chyba jedynego takiego w Europie, państwa podziemnego. Było ono świetnie zakonspirowane, do tego stopnia, że nawet wywiad niemiecki nie był w stanie go rozpracować. Możliwe to było między innymi dlatego, że Polska była „krajem bez Quislinga”. Nie było na ziemiach polskich osoby, która by jawnie chciała współpracować z okupantem niemieckim. Dlatego właśnie polskie państwo podziemne mogło tworzyć nie tylko podziemna administracje, ale i specjalne oddziały wojskowe, szerzące działania dywersyjne na terenach ziem okupowanych. Była to Armia Krajowa, utworzona 14 lutego 1942 roku. Dowodzili nią tacy patrioci jak gen. „Grot’ Rowiecki, gen. „Bór” Komorowski czy gen. „Niedźwiadek” Okulicki. Przez cały ten czas AK wsławiła się wieloma akcjami zbrojnymi skierowanych przeciw Niemcom. Akcje te nie miały wielkiego znaczenia militarnego czy też politycznego. Powodowały jedynie chwilowe problemy komunikacyjne, oraz represje wobec ludności polskiej. Przełom nastąpił dopiero w roku 1943, gdy Niemcy utracili inicjatywę strategiczną na froncie wschodni. Po przegranych bitwach na łuku Kurskim, pod Stalingradem i odrzuceniu ich od Moskwy, Wehrmacht był cały czas w odwrocie. Wtedy to też zrodził się plan „Burza”, który zakładał uderzenie na wycofujących się Niemców i przejęcie władzy na ziemiach polskich przed wkroczeniem na nie wojsk Armii Czerwonej. Było to o tyle ważne, że za postępującą Armią Czerwoną posuwali się także dygnitarze, którzy na terenach zdobytych wprowadzali ustrój komunistyczny. W wypadku oswobodzenia ziem polskich przez Armię Krajową, Sowieci byliby witani jako sojusznicy, a nie wyzwoliciele, co nie umożliwiło, lub znacznie przeszkodziło by im uzależnienia Polski od Moskwy. Początkowo do planu „Burza” nie włączono Warszawy. Walka z Niemcami miała się toczyć wszędzie, ale nie w dawnej stolicy Polski. W wielu miejscach plan ten powiódł się. Niemcy byli atakowani przez oddziały AK. Jednak najtragiczniejsze było to, że po udanych akcjach często do akcji wkraczało NKWD, które rozbrajało żołnierzy AK, następnie ich aresztowało i stawiało przed wyborem: wstąpienia do armii gen. Berlinga, lub wywózki na Syberię, co oznaczało śmierć. Szybki marsz wojsk sowieckich w kierunku Wisły doprowadził do zmiany decyzji dotyczących Warszawy. Dokładnie 21 lipca została ona włączona do planu „Burza”. Postępy wojsk radzieckich nie były jedyną przyczyną, która doprowadziła do takiej zmiany. Jak wiadomo Armia Czerwona spychała Niemców, a Ci postanowili bronić się w Warszawie. Chciano zamienić w Warszawę w twierdze, gdyż wyznaczono ok. 100 tyś. mężczyzn do kopania umocnień, w większości zapór przeciwczołgowych. Coraz bardziej obawiano się odkrycia całej siatki konspiracyjnej, co skończyło by się masowymi egzekucjami i wywózką ludności na roboty do Niemiec lub, co gorsza, do obozów zagłady. Także żołnierze AK jak i warszawiacy nie chcieli być tylko biernymi obserwatorami. Istniała groźba, że ich chęć do walki mogą wykorzystać komuniści. Było to o tyle realne, iż coraz większe znaczenie zaczął odgrywać PKWN. Walka w Warszawie miała także być ważną „kartą przetargową” dla Mikołajczyka, który był w tym czasie na rozmowach w Moskwie. Dotyczyły one przyszłego rządu i granic Rzeczypospolitej. Były to główne przyczyny wybuchu powstania warszawskiego. Przygotowania do niego trwały od dłuższego czasu. Żołnierze AK byli uzbrojeni w pistolety („Błyskawica”), karabiny maszynowe („Sten”), granaty („filipinki”, „sidorówki”). Sprzętu było jednak za mało i tylko niektórzy powstańcy posiadali wyposażenie bojowe. W czasach wojny błyskawicznej, bardzo mobilnej, szczególnym problemem był brak artylerii, czołgów (poza powstańczym „Kubusiem”), wozów opancerzonych, nie wspominając o wsparciu lotniczym. Tego wszystkiego powstańcy nie mieli, Niemcy natomiast wręcz przeciwnie. Ich garnizon w stolicy liczył ok. 20 tyś. żołnierzy. Większość z nich wyposażona w sprzęt bojowy (karabiny maszynowe M 40, M 44; granaty), a co najważniejsze - mogli korzystać z czołgów, pojazdów opancerzonych, artylerii, a nad niebem niepodzielnie panowała Luftwaffe. Wehrmacht miał także na stanie wiele innych środków służących do mordowania ludzi: samobieżne, sterowane czołgi „Goliath”, miotacze ognia, karabiny snajperskie K 98, mające zasięg do 1 500 m. Pod względem wyposażenia powstańcy od początku znajdowali się na straconej pozycji. Ta dysproporcje chcieli zmniejszyć zabierając broń Niemcom. Powstańcy wytyczyli sobie także jasne cele ich akcji: opanowanie mostów na Wiśle, zdobycie kluczowych budynków w mieście, zajęcie jak największej powierzchni miasta. Liczyli przy tym na pomoc Sowietów, którzy podobno 31 lipca mieli pojawić się na Pradze. 25 lipca AK ogłosiła gotowość do powstania, a rząd RP na emigracji wydał zgodę na jego rozpoczęcie, decyzje mieli podjąć członkowie Komendy Głównej AK. Jednak już 26 lipca pojawiły się trudności, gdyż nie udało się uzyskać pomocy od Brytyjczyków, którzy twierdzili, że nie będą się mieszać w sowiecką strefę wpływów. Dnia 31 lipca gen. ‘Bór” Komorowski, po konsultacjach z Delegatem rządu na kraj, Janem Stanisławem Jankowskim podjął decyzje. Głównodowodzącym miał być płk. Antoni „Monter” Chruściel. Powstanie miało wybuchnąć następnego dnia o godzinie 17 00. Godzina ta nazwana była godziną „W”. Przeciwni wybuchu powstania byli m.in. generałowie K. Sosnkowski oraz W. Anders. Samo powstanie warszawskie można by rozpatrywać na dwóch płaszczyznach: militarnej (wojskowej) i politycznej.

Powstanie miało wybuchnąć 1 sierpnia o godzinie 17 00. W rzeczywistości często było tak, że na kilka godzin wcześniej żołnierze AK podejmowali akcje zbrojne przeciw okupantowi. Spowodowało to mobilizacje żołnierzy nieprzyjaciela, wzmogło jego czujność i pozwoliło przygotować się do odparcia głównego ataku. Należy wspomnieć, że wojska niemieckie od dłuższego czasu były ciągle w pogotowiu bojowym, gdyż spodziewano się uderzenia Armii Czerwonej na Warszawę. Dlatego garnizon warszawski został wzmocniony przez oddziały liniowe Wehrmachtu - SS, Waffen SS, SA, których łącznie z garnizonem w Warszawie było ok. 50 tysięcy żołnierzy. Walką w przeciw powstańcom miał dowodzić Erich von dem Bach - Zelewski. Początkowo wszystko szło zgodnie z planem - zlikwidowano niemieckie patrole na ulicach, zdobyto wiele budynków, wznoszono umocnienia, barykady przeciwczołgowe. Akcja nabierała coraz większego tempa. Aby poruszać się szybciej wybijano nawet ściany w budynkach. Wkrótce na ulicach dało się zauważyć flagi biało-czerwone, pieśni patriotyczne, w walkę angażowała się ludność nie związana bezpośrednio z AK. Służyli oni pomocą medyczną czy aprowizacyjną. Jednym z symboli walki powstańczej była radiostacja „Błyskawica”, działająca od 8 sierpnia do 4 października 1944. W pomoc powstańcom przyszli harcerze, roznosząc pocztę polową, rozkazy. Wśród nich znajdowało się dużo dzieci, które z łatwością przeciskały się między ruinami budynków. Nie udało się jednak osiągnąć wszystkich początkowych założeń. Nie zdobyto ani jednego mostu na Wiśle, Cytadeli, Dworca Gdańskiego i lotniska na Okęciu. Powoli zaczynało brakować amunicji. Nie sprawdziła się także koncepcja szybkiego zwycięstwa (powstanie miało trwać 3-4 dni). Przez te pierwsze dni sierpnia udało się zdobyć zająć dzielnice: Mokotów, Sadybę, Śródmieście, Czerniaków, Ochotę, Powiśle, Wolę, Żoliborz i Stare Miasto. Od 5 sierpnia inicjatywę zaczęli przejmować Niemcy. Już 11 sierpnia zmusili do kapitulacji obrońców Woli i Ochoty. Zamordowali przy tym ponad 40 tyś. cywilów. Dochodziło do tego, że żołnierze niemieccy pędzili kobiety i dzieci przed pojazdami jako żywe tarcze! Szczególnym okrucieństwem wykazywały się oddziały składające się z Ukraińców. Mimo heroicznej walki powstańców Niemcom udało się rozdzielić oddziały AK na 3 różne grupy. Obejmowały one Starówkę oraz Śródmieście rozdzielone przez nieprzyjaciela na 2 części - północ i południe. Na pierwszy plan wysunęła się chęć zdobycia Starówki. Jako, że znajdowała się tam tylko zwarta zabudowa oddziały niemieckie zrezygnowały z otwartego szturmu, a skoncentrowały się na burzeniu tej części Warszawy przy pomocy artylerii oraz Luftwaffe, która korzystała z bierności lotnictwa Armii Czerwonej. Znajdujący się pod nieustannym ostrzałem wojsk nieprzyjaciela ok. 4,5 tyś. żołnierzy AK przedostało się kanałami do Śródmieścia. Nie powiodło się także kontruderzenie wojsk AK idące znad Kampinosu. Stare Miasto upadło 2 września. Rozwścieczeni hitlerowcy nie oszczędzili nawet ciężko rannych w szpitalach. Wymordowali kilkadziesiąt tysięcy ludzi. Wysadzili pozostałe budynki, których nie udało się zburzyć wcześniej - m.in. Zamek Królewski i katedrę św. Jana. Wszystkie te działania miały na celu odcięcie wojsk AK od brzegów Wisły i przygotowanie się na odparcie ataku wojsk radzieckich. W ramach tego planu uderzono na Powiśle, które upadło 7 września. Wypada także wspomnieć, że ludność cywilna była pozbawiona dostaw żywności z zewnątrz. Często było tak, że zjadano koty, psy. Niekiedy wodę czy też pożywienie odzyskiwano z ludzkich odpadów. Ponadto 1 Armii Wojska Polskiego nie udał się desant na Czerniakiowie (zaczął się ok. 16 września) i ich przyczółek został zlikwidowany już pod koniec września. Odcięty i otoczony przez wroga padł Mokotów (27 września). Taki sam los spotkał obrońców Żoliborza, którzy skapitulowali 30 września. Ostatnim bastionem powstańców stało się Śródmieście. Broniło się najdłużej, bo aż do 2 października. Tego właśnie dnia gen. „Bór” Komorowski podpisał kapitulacje. Data ta jest uznawana za koniec powstania warszawskiego.

Jak widać walka ta była dłuższa o ponad 2 miesiące niż wcześniej zamierzano. Mogła by się zakończyć inaczej, jednak przeszkodziła im w tym swego rodzaju gra dyplomatyczna Aliantów zachodnich, jak i nieugięta postawa Stalina. Jak wcześniej zostało napisane już 26 lipca, tuż przed wybuchem powstania, pojawił się pierwszy sygnał, że powstańcy będą zmuszeni radzić sobie sami. Było to wynikiem porozumień zawartych przez „Wielką Trójkę” w Teheranie. Ponadto Brytyjczycy, jak i Amerykanie nie chcieli drażnić Stalina, na barkach którego był cały front wschodni, gdzie Armia Czerwona wiązała walką najwięcej wojsk niemieckich. Druga sprawą był fakt, iż od 6 czerwca, w Normandii obecni byli Amerykanie i Brytyjczycy, oraz w mniejszym stopniu inne narody zaangażowane w wojnę (w tym i Polacy - 1 DPanc gen. S. Maczka czy udział 1 Samodzielnej Brygady Spadochronowej gen. Stanisława Sasabowskiego w operacji „Market Garden”). Przedstawiając sytuacje Aliantów w tej części Europy, musieli oni zaopatrzyć ponad 1,5 miliona żołnierzy walczących z doborowymi oddziałami pancernymi i dywizjami SS. Był to ciężki bój, który wymagał dostarczeniu tysięcy ton prowiantu, broni, amunicji, medykamentów i przerzut dalszych dywizji z Wielkiej Brytanii do północnej Francji. Oddziałom tym należało zapewnić wsparcie lotnicze, co wiązało się z użyciem dużej liczby bombowców i myśliwców dalekiego zasięgu (eskortujących) startujących z baz w WB, przynajmniej do czasu, gdy nie były zdobyte lotniska we Francji. Kolejną sprawą była, trwająca wtedy od 3 lat, wyczerpująca i trudna w prowadzeniu wojna z Japonią. Mimo, iż podobnie jak w Europie chyliła się ku końcowi, pochłaniała wiele ofiar i potencjału przemysłowego USA, jak i WB. Dodać też należy bombardowania strategiczne zakładów przemysłowych w III Rzeszy, w których RAF jak i US AF ponosiły znaczne straty w ludziach i sprzęcie. Te wszystkie czynniki doprowadziły do tego, że zachodni sojusznicy, nie pomogli bezpośrednio wojskom powstańczym w sierpniu jak i początkach września. Z drugiej strony Wisły stacjonowała, będąca w ofensywie od 1943 roku, Armia Czerwona, która nagle wytraciła ten impet, z jakim walczyła od dłuższego czasu. Nie był to wcale przypadek. Po prostu nagle, w tym sektorze działań wojennych nastąpił spokój. Sam Józef Stalin nazwał powstanie „awanturą warszawską”. Można by rzec, że odnosi się wrażenie, jakby Sowieci i Niemcy „rozumieli się bez słów”. W praktyce, nie obowiązywało ich żadne porozumienie czy też traktat, mówiący o wspólnym wyniszczaniu narodu i państwa polskiego. Jedynym takim dokumentem mógłby być pakt Ribbentrop-Mołotow, z 23 sierpnia roku 1939, jednak jak wiadomo, został on zerwany przez stronę niemiecką z dniem 22 czerwca roku 1941. Nie zmienia to jednak faktu, że bierna postawa Armii Czerwonej umożliwiła Niemcom eksterminacje ludności cywilnej Warszawy. Oddziały radzieckie, znajdujące się na przedmieściach stolicy były liczniejsze, dobrze wyposażone. Posiadały czołgi (T-34), artylerie (np. rakietową - katiusza), czy lotnictwo, które zachowywało bierność w chwilach, gdy bombowce Luftwaffe niszczyły Stare Miasto. Stalin zabronił nawet lądowania na lotniskach radzieckim samolotów, które prowadziły zrzuty dla powstańców. Decyzje taką wydał 13 sierpnia. Mimo to Alianci wspomagali z powietrza powstańców, a ich samoloty startowały z baz we Włoszech. Jako, że były to loty niebezpieczne i długie często zgłaszali się na ochotników Polacy, służący w lotnictwie sprzymierzonych. Ze statystyk wynika, że do powstańców trafiło tylko ok. 20% zrzutów, resztę przejęli Niemcy. Samoloty startowały z baz alianckich we Włoszech. Co ciekawe, jak twierdzi prof. Norman Davis, Stalin nie miał pojęcia kto dowodzi powstaniem. Nawet zrzucony agent wywiadu radzieckiego nie potrafił dowiedzieć się, ani znaleźć siedziby sztabu AK, co świadczyło o doskonałym przygotowaniu powstania pod względem organizacyjnym. Także USA nie posiadały wystarczającej wiedzy na temat powstania. Z tego co wiadomo dzisiaj, do Roosvelta docierały informacje na temat działań w Warszawie tylko do 2 września, czyli do dnia kapitulacji załogi Starego Miasta. Jak wiadomo powstanie trwało jeszcze miesiąc. Mimo tych ogromnych trudności, aliantom udało się osiągnąć pewien sukces, można by rzec, że nawet dwa. Po pierwsze, z dniem 30 sierpnia roku 1944 każdy żołnierz AK stawał się żołnierzem wojsk sprzymierzonych. Powodowało to, że od tego momentu hitlerowcy nie mogli bezkarnie mordować żołnierzy AK, lecz musieli respektować postanowień konwencji genewskiej o jeńcach wojennych. Był to znaczący sukces, gdyż po kapitulacji Polacy szli marszowym krokiem do obozów jenieckich, gdzie byli traktowani jak ludzie. Inny los czekał warszawiaków, którzy byli mordowani, bądź wywożeni daleko od Warszawy. Drugim sukcesem aliantów było wymuszenia na Stalinie zgody, na lądowanie na radzieckich lotniskach samolotów, zrzucających pomoc dla powstańców. Był to 18 wrzesień. Wcześniej Stalin zagroził, że każdy samolot, wraz z załogą, zostanie internowany. Dopiero 14 dnia września udało się zdobyć Sowietom Pragę, jednak było to już za późno, by ocalić dogorywające powstanie.

Ten wielki zryw, jakim było powstanie warszawskie, pozostanie jednym z najkrwawszych epizodów drugiej wojny światowej. Jego klęskę można upatrywać w wielu sprawach: ponowne zachowanie bierności przez sojuszników zachodnich, jak i ZSRR; słabe uzbrojenie wojsk powstańczych, przewaga technologiczna wroga. Wszystko to niestety przypomina nam kampanie wrześniową, o losie której zadecydowały podobne czynniki. Jednak nie sama klęska powstania była rzeczą aż tak tragiczną. Zdecydowanie bardziej smutny był los mieszkańców, jak i samej stolicy. Warszawa była jednym z nielicznych miast, które zostało aż tak zrujnowane (porównać można je chyba tylko z Berlinem i Leningradem
- gdzie zginęło ok. 1,5 miliona ludności cywilnej). Przerażające są statystyki: w powstaniu, trwającym 63 dni zginęło lub zaginęło ok. 18 tyś. żołnierzy AK. Rannych było natomiast ok. 20 tyś. Po stronie niemieckiej straty wydają się mniejsze: 10 tyś zabitych, 9 tyś rannych i ok. 6 tyś zaginionych. Dopisać do tego należy także utratę przez nich dużej liczby sprzętu (m.in. 300 czołgów), które zmniejszyły ich potencjał w walce z Sowietami w późniejszych miesiącach. Jeszcze bardziej przerażająca jest liczba zabitej ludności cywilnej - szacuje się ją na ok. 150 do 200 tyś osób. Kolejne 150 000 wywieziono do Niemiec na roboty przymusowe, natomiast 50 tyś wysłano do obozów koncentracyjnych. Resztę warszawiaków rozesłano po całym GG. Była to istna gehenna niewinnych ludzi. To jednak nie wystarczyło nazistom. Zdecydowano się zrównać Warszawę z ziemią. Doskonale oddaje to przemówienie H. Himmlera z dnia 21 września 1944 oku:
„Uważam za szczęśliwe zrządzenie losu, że Polacy to czynią. Za 5-6 tygodni opuścimy te obszary. Wtedy zniszczona będzie Warszawa, stolica i serce tego 16-17 milionowego narodu, który od siedmiuset lat blokuje wschód, a od bitwy pod Grunwaldem stale zagradza nam drogę w tym kierunku. Warszawa zniszczona zostanie z jej inteligencją. W konsekwencji problem polski przestanie być problemem dla naszych dzieci, naszych potomków, a nawet już dla nas. Wydałem natychmiast rozkaz, aby Warszawę zniszczyć gruntownie. Jeżeli chcecie, to możecie sobie pomyśleć, że jestem straszliwym barbarzyńcom. Tak, jestem nim, jeżeli tak musi być. Rozkaz brzmiał: każdy dom należy wypalić i wysadzić w powietrze tak, aby Warszawa nie stanowiła więcej strefy tyłów operacyjnych.”

Jakby na potwierdzenie tych słów zabudowa Warszawy została zniszczona w czasie powstania w ok. 25%, dalsze 60% zniszczono do 17 stycznia roku 1945, czyli do oswobodzenia Warszawy przez wojska radzieckie, wojska, na które czekali warszawiacy jeszcze kilka miesięcy wcześniej. Napotkali oni jedynie gruz, zgliszcza i niezliczone pożary miasta, które jeszcze nie tak dawno było stolica nowopowstałego państwa polskiego.

Podsumowując, w mojej opinii powstanie warszawskie było klęską. Klęską, jeśli brać pod uwagę czynnik polityczny jak i militarny. Nie przyniosło ono nic znaczącego, nie zrealizowało celów, jakie przy wybuchu powstania postawiła sobie Komenda Główna AK. W wyniku walk, zginęło blisko 200 tyś. Polaków, zniszczono niemal całe miasto, a dalsze setki tysięcy warszawiaków zostało zmuszonych do opuszczenia Warszawy, a raczej jej pozostałości. Z politycznego punktu widzenia nie zrealizowano niczego, co wcześniej zamierzono. Warszawę oswobodzili Sowieci, narzucając w późniejszym czasie władze komunistyczną i doprowadzając do utraty suwerenności na 45 lat... Jednak myśląc jako jednostka, jako Polak, chyba każdy z nas podjął by taką samą decyzje jak Ci wszyscy młodzi ludzie, którzy w sierpniowe popołudnie chwycili za broń i rzucili się na okupanta. Chyba w każdym z nas znajduje się taki „duch narodowy”, który nakazywał by nam walczyć za coś, co kiedyś zbudowali i o co walczyli nasi przodkowie, a im przyświecało hasło BÓG - HONOR - OJCZYZNA... za które często płacili najwyższą cenę - własne życie...

Czy tekst był przydatny? Tak Nie

Czas czytania: 17 minut