profil

Życie ma sens!

poleca 85% 101 głosów

Treść
Grafika
Filmy
Komentarze

Czy kiedykolwiek zastanawialiście się, jaki to ma sens? I czy w ogóle go ma? Mowa tutaj oczywiście o życiu. Niektórzy mówią, że każdy dzień jest jak cud i nie można go marnować, ale... To najczęściej słowa wybrańców, dla których życie było dość przychylne i nie mieli w nim problemów... Ja natomiast osobiście nie uważam, aby moje życie miało jakiś sens. Bo co można innego powiedzieć, gdy wstaje się rano. Idzie do szkoły. Wraca się do domu, albo idzie gdzieś do miasta. Potem kładzie się spać. Jest to jedyny moment, w którym można udać się do świata marzeń. A gdy przychodzi pragnienie pozostania w nim na zawsze otwiera się oczy po raz kolejny i dociera do nas szara rzeczywistość następnego dnia...
Tak właśnie było ze mną. Nie miałem przyjaciół, uważałem, że jestem brzydki i byłem nieszczęśliwie zakochany, chociaż... Miłość to chyba zbyt poważne określenie tego, co czułem do Ashley... A tak w ogóle to powinienem się przedstawić. Nazywam się Jared Corsino, mam osiemnaście lat i jestem życiowym nieudacznikiem... Z Ashley chodziłem do jednej klasy od samego początku. Zawsze mi się podobała i miękły mi kolana jak tylko moje oczy spotykały na swej drodze jej wzrok. Nic w tym dziwnego... Była najładniejszą dziewczyną w szkole i każdy z moich kumpli chciał być jej chłopakiem. W połowie ostatniej klasie szkoły średniej zacząłem się zastanawiać jak by wyglądał świat beze mnie. Po co komu byłem potrzebny. W domu w centrum uwagi zawsze byli starszy brat i siostra. Więc, po co jeszcze ja? Czasem zastanawiałem się czy moi rodzice w ogóle mnie chcieli... To znaczy czy byłem zaplanowanym dzieckiem... Nigdy jednak nie miałem odwagi o to spytać. "Co ja tutaj robię?" - ta myśl nie opuszczała mnie nawet na krótką chwilę. Z każdym dniem dochodziłem do wniosku, że nie ma sensu dłużej tego ciągnąć... W ostatnim tygodniu marca zastanawiałem się już tylko jak to zrobić, a nie jak by to było... Muszę powiedzieć, że to był nie lada problem... Mogłem wziąć tabletki, ale przecież mógłbym je zwymiotować i nic by z tego nie wyszło. Mogłem się powiesić, ale nie miałem sznura i odpowiednio wysokiego drzewa... W ostateczności postanowiłem zakończyć swój marny i bezsensowny żywot podcięciem żył... Pewnego wieczoru po kolacji wyciągnąłem z kuchennej szuflady jeden z noży. Chcąc mieć pewność, że jest wystarczająco ostry wyciągnąłem z lodówki szynkę i przepołowiłem ją jednym ,szybkim ruchem. Tak. Teraz byłem pewien, że to właśnie on pomoże mi przedostać się na drugą stronę. Powoli wchodziłem po schodach. Z każdym krokiem starałem się oswoić z myślą, że już za parę chwil moja męczarnia dobiegnie końca. Wszedłem do pokoju i usiadłem na łóżku. Wyjąłem rodzinne zdjęcie z szuflady i spojrzałem na nie ostatni raz, dokładnie. Chciałem zapamiętać tych, którzy (jak to się mówi) są nam najbliżsi. Patrzyłem na wszystkich i na każdego z osobna. Przez głowę przeszła mi myśl: "Czy to naprawdę musi tak wyglądać?". Spojrzałem na ostrze noża, które odbijało światło mojej nocnej lampki. "Tak! Nie ma innego wyjścia." - uświadomiłem sobie po chwili. Westchnąłem ciężko, choć sam nie wiedziałem tak naprawdę, dlaczego... Przecież sam tego chciałem i od dawna o niczym innym nie myślałem. Chwyciłem nóż i powoli przyłożyłem do wewnętrznej części nadgarstka. Ręka lekko mi zadrżała. Odsunąłem trochę ostrze. "Teraz, albo nigdy!" - powiedziałem sobie w myślach. Już miałem rozciąć skórę, gdy nagle usłyszałem jakiś huk dobiegający z dołu. Spojrzałem na nóż i na drzwi... Pomyślałem: "Co mi szkodzi zejść ostatni raz na dół i zobaczyć co się stało." Wyszedłem z pokoju i ruszyłem do kuchni, z której dobiegł ów dźwięk. Stanąłem w drzwiach i zobaczyłem moją mamę... Leżała na podłodze... Nieprzytomna... W pierwszym momencie ogarnęła mnie panika. Nie wiedziałem co zrobić najpierw. Nikogo nie było w domu. Tata w pracy, Brandon na uczelni, Molie z chłopakiem w kinie... Szybko do niej podszedłem i próbowałem ocucić. Niestety, na próżno. Zadzwoniłem na pogotowie. Karetka przyjechała po około pięciu minutach. Położyli ją na noszach i zabrali do szpitala. Patrzyłem jak znikają za ostatnim zakrętem. Nie wiedziałem co zrobić. Zdezorientowany usiadłem na kanapie w dużym pokoju. Nie wiem dokładnie ile minęło czasu. Myślałem o wszystkim i niczym. Nagle usłyszałem otwieranie zamka od drzwi. To był tata. Wszedł do pokoju i spojrzał na mnie z lekkim zdziwieniem. Rozejrzał się i spytał gdzie jest mama. Po chwili powiedziałem, że zabrało ją pogotowie. Tata z wrażenia usiadła. Nie wyglądał jakby to była przerażająca wiadomość. Raczej jak bolesna, przytłaczająca prawda... Nie miałem jednak odwagi by zapytać w tym momencie czy mamie coś jest. Siedzieliśmy tak razem w zupełnej ciszy aż wreszcie wrócili Brandon i Molie. O dziwo ich reakcja była prawie identyczna jak taty. Siedzieliśmy wszyscy w pokoju. Patrzyłem na wszystkich po kolei. Gdy napotykałem czyjś wzrok od razu go odwracali. Czułem, że coś jest nie tak. Wstałem i poszedłem do swojego pokoju. Nie wiedziałem co ze sobą zrobić. Wiedziałem, że nie zasnę. Włączyłem komputer. Wszedłem na ulubiony czat. Wybrałem pierwszą lepszą dziewczynę i zacząłem rozmowę:
- Cześć!
- Hej...
- Co słychać?
- To jest bez sensu...
- Co?
- Wszystko... A w szczególności moje życie...
- Moje też...
Po tych słowach rozmowa się rozkręciła gadaliśmy o bezsensie istnienia przez około godzinę. Nagle ona musiała szybko kończyć. Nie poznałem nawet jej imienia... Spojrzałem na zegarek. Była druga w nocy. Nawet nie zwróciłem uwagi, że ta rozmowa sprawiła iż przestałem myśleć o mamie... Położyłem się i zasnąłem.
Otworzyłem oczy. Kolejny dzień. Westchnąłem ciężko i usiadłem na łóżko. "Dlaczego tego nie zrobiłem?" - pomyślałem i zszedłem na śniadanie. Nikt się nie odzywał. Czułem, że oni coś przede mną ukrywają, ale nie miałem żadnego pomysłu co to mogło być. W szkole nawet na krótką chwilę nie odstępowała mnie myśl o mamie. Ludzie z klasy pytali co mi jest. Zapewniałem, że wszystko w porządku. Był wtorek. Zawsze tego dnia przychodził do mnie Brian - kolega z klasy, by uczyć się fizyki. Siedzieliśmy u mnie w pokoju. Od razu zorientował się, że coś się stało, ale mimo, że był moim najlepszym kumplem nie powiedziałem co mnie dręczyło. Nagle zawołał mnie tata. Szybko wyszedłem z pokoju. Wrócił właśnie ze szpitala. Powiedział mi to co (jak się okazało) wszyscy przede mną ukrywali. Mama miała nowotwór. Na jego usunięcie potrzebnych było dużo pieniędzy, których często nie było za wiele... Powiedział mi, że wiedzieli o tym od dawana, ale nie mówili mi bo nie chcieli mnie martwić. Pomyślałem ze zdziwieniem: "Czyżbym ich obchodził?". Wróciłem do pokoju by kontynuować naukę fizyki z Brianem. Chłopak miał trochę zmieszaną minę. Nie poruszyłem jednak tego tematu i raz jeszcze potwierdziłem, że wszystko jest w jak najlepszym porządku. Skończyliśmy naukę i Brian poszedł do domu. Siedziałem w swoim pokoju i zastanawiałem się jak można szybko zarobić pieniądze. Brakowało jeszcze dwóch tysięcy dolarów. Ze skarbonki wyjąłem moje oszczędności. Dwieściedwadzieścia to jednak ciągle za mało. Nigdzie nie przyjmą do pracy 16-latka. Usiadłem przed komputerem i wszedłem na chat. Raz jeszcze rozmawiałem z tą samą dziewczyną co zeszłego wieczora. Współczuła mi gdy powiedziałem, że moja mama jest w szpitalu i nie mamy dość pieniędzy na operacje.
- Może ci pożyczę? ;-)
Wiedziałem, że napisała tak tylko by mnie pocieszyć. Nie zdążyłem nic odpisać jak pojawiła się wiadomość:
- Przepraszam muszę już iść... :-(
Spojrzałem na zegarek. Była dokładnie druga w nocy. Tak samo jak wczoraj. Krótko potem sam opuściłem chat i poszedłem spać.
Następnego dnia, gdy wszedłem do klasy zobaczyłem coś dziwnego. Brian siedział na ławce a do około niego wszyscy pozostali. Zaskoczyło mnie to, bo my zawsze trzymamy się razem i trochę na uboczu. Jak tylko zamknąłem za sobą drzwi poczułem na sobie spojrzenia wszystkich. Nie wiedziałem o co chodzi i co mam zrobić. Nigdy nie byłem w centrum uwagi i myślałem, że nikt mnie nie lubi w klasie. Rzuciłem im krótkie spojrzenie i usiadłem na swoje miejsce. Usłyszałem, że wszyscy idą w moją stronę. Otoczyli mnie. Ciszę przerwała Amanda Zahn - przewodnicząca klasy.
- Cześć, Jared! Słuchaj... Jest taka sprawa... Dowiedzieliśmy się, że twoja mama jest chora i zrobiło nam się przykro jak Brian nam powiedział, że brakuje funduszy na operację...
Spojrzałem na wszystkich ze zdziwieniem. Mój kumpel usłyszał cała wczorajszą rozmowę...
- I wiesz... - ciągnęła dalej Amanda. - Postanowiliśmy ci pomóc i pozbierać trochę pieniędzy. Wiem to nie wiele, ale... Zawsze coś, prawda?
Chwyciłem woreczek, który wyciągnęła w moją stronę. Byłem bardzo zaszokowany cała tą sytuacją. Okazało się, że Brian jak tylko wrócił do domu to zadzwonił do wszystkich z klasy i powiedział to co usłyszał. Wszyscy przynieśli tyle ile mogli. Ogólnie wyszło dwieściepięćdziesiąt dolarów. Jak to zobaczyłem pomyślałem jak bardzo się myliłem. Myślałem, że nie mam przyjaciół a tak na prawdę to była tylko moja wina. Bo to ja ciągle trzymałem się na uboczu... Miałem przyjaciół... MAM! Mam przyjaciół... Nawet nie zauważyłem jak drobne strumienie łez pociekły mi po policzkach... Wszyscy zaczęli mnie pocieszać. To bardzo podniosło mnie na duchu. Nie wiem dlaczego, ale od razu zorientowałem się, że wśród nas w klasie brakowało jednej osoby... Nie było Ashley... Nikt nie wiedział dlaczego. Po szkole szybko pobiegłem do domu. Tata ze smutkiem powiedział, że mimo iż zarobił dzisiaj prawie tysiącsześćset dolarów to jeszcze nie wystarczy. Uradowany położyłem na stole brakujące pieniądze. Wszyscy w domu byli w szoku skąd jej mam. Jeszcze bardziej zaskoczyła ich wiadomość, że dostałem. Pojechaliśmy razem do szpitala. Okazało się, że ojciec jednej z koleżanek z klasy jest lekarzem i przygotował już całą salę do operacji.
Wieczorem będąc już w domu jak zawsze siedziałem przed komputerem i buszowałem po Internecie. Dopiero po jakimś czasie wszedłem na chat. Prawie od razu podłączyła się do mnie moja nowa internetowa koleżanka.
- Cześć! Czekałam na ciebie! Co słychać? Jak mama?
- No hej... Mama po operacji. Lekarz mówi, że się powiodła. U mnie super!
- Ooo... Jak miło słyszeć, że masz tak dobry humorek... Co jest jego przyczyną?
Powiedziałem jej o całym dzisiejszym zajściu. Nagle ona znów napisała, że musi kończyć. Na zegarku wybiła druga w nocy.
- Zaczekaj! - napisałem. - Dlaczego zawsze musisz iść o tej godzinie? Wrócisz jeszcze?
- Muszę iść... Na prawdę... :-( Pozwól mi odejść i nie pytaj, dlaczego. Proszę...
- Nie trzymam Cię... Choć chciałbym abyś została... Proszę wróć do mnie jeszcze dzisiaj...
Nie odpisała. Opuściła chat. Zacząłem się zastanawiać czy czegoś nie ukrywa... Przez Internet zawsze łatwiej wyjawia się swoje najskrytsze sekrety, pragnienia... Po pół godzinie wróciła.
- Jak miło, że wróciłaś :-)
- To nie ma sensu...
- Co? Coś się stało?
- Ach... Szkoda gadać... Moje życie to jeden, wielki bez sens... Chcę z tym skończyć... Odłączyć się i już nigdy nie wrócić... Obudzić się w innym, lepszym miejscu gdzie nie ma takich... I po co ja ci to mówię...
- Powiedz, proszę... Musisz się komuś wygadać a poczujesz się lepiej. Ja powiedziałem tobie o swojej matce więc może teraz ty coś mi o sobie powiesz?
- Ale co? Co chcesz wiedzieć? Wszyscy moi przyjaciele są strasznie fałszywi. Wystarczy, że raz nie będzie mnie w szkole a oni puszczą plotkę, że zaciążyłam lub coś w tym stylu... Jestem zakochana w chłopaku, który nawet na mnie nie patrzy. Matka ma kochanka, no i jeszcze mój ojciec...
- Momencik... Momencik... Nie tak szybko...
- Przepraszam...
- Nie szkodzi... Spoko...
- Przepraszam, ale już dłużej nie mogę tego ciągnąć...
Jak tylko to napisała opuściła czat. Teraz już nie podejrzewałem. Miałem pewność, że coś nie gra... Nie wiedziałem nawet jak ma na imię. Cały następny dzień czekałem na nadejście wieczora, aby móc z nią raz jeszcze porozmawiać. Niestety... Nie było jej. Bałem się, że coś sobie zrobiła. Nie traciłem jednak nadziei, że jeszcze ją spotkam.
Następnego dnia po szkole wybrałem się do mamy. Leżała spokojnie na łóżku. Uśmiechnęła się serdecznie jak tylko mnie zobaczyła. Wyglądała już całkiem dobrze. Przysunąłem sobie krzesło i usiadłem. Spytałem jak się czuje. Powiedziała, że martwi ją tylko jedna rzecz. Zastanowiłem się co to może być.
- Jared, synku... - zaczęła chwytając mnie za rękę. - Tata znalazł w twoim pokoju nóż. Leżał na ziemi i ojciec przez przypadek go dostrzegł. Kochanie, czy ty?
Nie wiedziałem co powiedzieć. Przecież nie przyznam, że chciałem popełnić samobójstwo... Spuściłem tylko głowę.
- Posłuchaj... Nie musisz mi mówić, dlaczego chciałeś to zrobić... Powiem ci tylko, że każdego dnia dziękuję Bogu za waszą trójkę. Jesteście najlepszą rzeczą jak mi się przydarzyła w całym życiu. I nie wiem co bym zrobiła jakby zabrakło przy mnie jednego z was... Kocham was wszystkich bardzo mocno...
Po tych słowach przytuliła mnie czule. Spojrzałem na nią. Łzy same pociekły mi po policzkach. Tak bardzo chciałem to usłyszeć i wreszcie... Stało się... Oni mnie kochają... Tego dnia postanowiłem, że już nigdy nie spróbuję odebrać sobie życia.
Dwa dni później na chacie pojawiła się moja koleżanka. Od razu spytałem:
- Hej! Już ci lepiej?
- Cześć! Wiesz... Co z tego, że teraz jest mi lepiej jak i tak za parę minut znów najdzie mnie ochota aby z tym skończyć...
- Ale dlaczego? Co może być aż tak straszne, aby skłoniło Cię do podjęcia takiej decyzji?
- Wszystko...
- Masz fałszywych przyjaciół... Możesz opuścić to towarzystwo i poznać innych ludzi. Ten chłopak... Jak się nazywa? Może go znam... Pogadam z nim jeśli chcesz, ale najpierw muszę znać twoje imię ;-) Nie trać nadziei!
- Dziękuję! To takie słodkie, że chcesz mi pomóc... Co do tego towarzystwa to spróbuję... Nie wiem czy znasz tego chłopaka nazywa się Jared Corsino... Wybacz muszę już iść... Słyszę jak ojciec idzie po schodach...
Byłem tym wszystkim dość zdziwiony. Zastanawiałem się z kim rozmawiam.
- Zaczekaj! - napisałem szybko. - Jak masz na imię?
- Ashley...
W tym momencie prawie spadłem z krzesła z tego wrażenia. "Czy to możliwe?" - pomyślałem. "Możliwe żeby Ashley Greyn była we mnie... Zakochana?" Czy znam "Jareda Corsino"? Gdyby tylko wiedziała, że z nim rozmawia... Z początku myślałem, że to na pewno jakaś inna dziewczyna o tym samym imieniu. Przecież to całkiem możliwe. Ale z drugiej strony miałem cichą nadzieję, że to jednak ona. Tego wieczora już nie wróciła...
Gdy wszedłem do szkoły wróciła do mnie cała nocna rozmowa. Otwierając drzwi od klasy zastanawiałem się czy Ashley jest w szkole. Była... Siedziała w swojej ławce i rozmawiała z kimś. Spojrzała na mnie na krótką chwilę. Trwało to przez ułamek sekundy, ale i tak po mimo uśmiechu na twarzy zobaczyłem w jej oczach smutek... Jakby chciała zadać pytanie: "Co ja tutaj robię?". Chciałem się upewnić, że to ona. Usiadłem na swoim miejscu i spojrzałem na nią. Czekałem aż wreszcie zerknie w moją stronę. Gdy wreszcie to nastąpiło uśmiechnąłem się do niej i czekałem na reakcje. Ona, trochę zmieszana rozejrzała się dokoła, jakby chciała się upewnić czy to aby na pewno na nią patrzę. Rozradowana i trochę zaskoczona wykrzywiła lekko wargi. Tego dnia musiałem szybciej iść do domu. Mama wracała ze szpitala i trzeba było posprzątać. Podczas rodzinnej kolacji panowała cudowna atmosfera, ale... Było trochę inaczej. Teraz czułem, że nie jestem dla nich obojętny. Po posiłku poszedłem do pokoju i wszedłem na chat. Nie zdążyłem nawet spojrzeć kto jest obecny, jak podłączyła się do mnie, Ashley:
- Cześć! Nie wiem jak to zrobiłeś, ale jesteś genialny! Jared dzisiaj się do mnie uśmiechnął! Jak ja ci się odwdzięczę? Chyba nie powiedziałeś mu wszystkiego o mnie? I w ogóle jak masz na imię?
- Hej, hej! Spokojnie bo nie nadążam... Nie musiałem wiele robić, ale też nie zdradziłem prawdy... Wolałbym na razie zostać anonimowy...
- Anonimowy? Ale dlaczego?
- Nie chciałbym ci psuć tak dobrego humoru, którym tryskasz od rana...
- Stracę go dzisiaj to pewne, ale nie przez ciebie... Jak nie imię to może jakieś znaki szczególne? ;-)
- Dlaczego go stracisz? Znaki szczególne... No dobrze. Mam pieprzyk z tyłu szyi po prawej stronie. Może być? ;-)
- No dziękuję bardzo... Będę teraz każdemu patrzeć na szyję. :-)
- Nie chcę się narzucać, ale nadal nie wiem, dlaczego stracisz dziś humor?
Dowiedziałem się strasznej rzeczy. Co wieczór ojciec Ashley pije i... Brutalnie ją gwałci... Wyznała, że ma pełno siniaków na całym ciele, tylko nie na twarzy żeby nikt nic nie podejrzewał... Nie mogłem w to uwierzyć. Taka dziewczyna, która na pierwszy rzut oka ma wszystko... Tak na prawdę nie ma nic... No może tylko matkę... Po chwili napisałem:
- Przepraszam, ale muszę już iść...
- Nie! Proszę nie zostawiaj mnie... Jesteś jedyną osobą, która o tym wie... Nie mów nikomu, błagam!
Nie odpisałem nic. Po prostu wyłączyłem komputer. Chwyciłem za telefon i zadzwoniłem do wujka, który pracuje na komisariacie. Był bardzo zdziwiony moim telefonem o tak późnej porze. Wyznałem mu całą prawdę, podałem adres Ashley i poprosiłem aby po mnie podjechali w drodze do jej domu. Powiedział, że zrobi co tylko będzie w jego mocy. Po dwudziestu minutach zadzwonił dzwonek do drzwi. Zbiegłem po schodach i otworzyłem. To był wujek powiedział rodzicom, że chce mnie na chwilę zabrać i wrócimy za pół godziny. Wsiedliśmy razem do radiowozu gdzie siedziało jeszcze dwóch policjantów. Po chwili dojechaliśmy na miejsce. Wujek wywarzył drzwi i wbiegliśmy do środka. Powiedziałem, że jej pokuj jest gdzieś na górze i ruszyłem za nimi. Za jednymi drzwiami dały się słyszeć jęki i płacz. Zacisnąłem zęby. Wiedziałem, że się spóźniliśmy. Policjanci wpadli do pokoju i od razu chwycili ojca Ashley. Stałem w wejściu i widziałem całe zajście. Na koniec zdążył jeszcze uderzyć ją w policzek tak, że spadł z łóżka. Policjanci wyprowadzili zakutego już mężczyznę, a wujek powiedział mi wychodząc za nimi i kładąc mi dłoń na ramieniu:
- Ją zostawiam tobie...
Powoli podszedłem do Ashley. Miała rozerwaną piżamę a na jej przedramieniu widoczne były ślady uścisku. Siedziała skulona na podłodze i płakała. Przykucnąłem i położyłem jej rękę na plecach. Poczułem jak cała drgnęła. Powoli podniosła głowę. Na policzku widniał odcisk dłoni jej ojca. Odgarnąłem jej włosy i przytuliłem do siebie. Nagle poczułem jak odsuwa kołnierzyk mojej koszuli. Uśmiechnąłem się i zorientowałem, że jej głowa akurat była po prawej stronie mojej szyi. Poczułem jak delikatnie przejechała palcem po moim małym pieprzyku - znaku szczególnym. Mocno się do mnie przytuliła. Poczułem jak się uśmiechnęła. Po chwili gdy przestała płakać spojrzała mi w oczy i powiedziała:
- Dziękuję... Dziękuję za to, że jesteś... Jesteś sensem mojego życia...
Po tych słowach pocałowała mnie... A ja wtedy właśnie zrozumiałem coś bardzo ważnego. Tego wieczora zrozumiałem, że musiałem żyć aby nie tylko zebrać brakujące pieniądze na operacje mamy ale też uratować Ashley przed jej ojcem... No a teraz nadal muszę żyć aby zapewnić przyszłość naszym dzieciom - Isabelle i Danielowi.
Ojciec Ashley został skazany na dożywotnie więzienie bez możliwości wcześniejszego zwolnienia za kilkakrotne zgwałcenie córki z użyciem przemocy. Jej matka wyszła za mąż za Bena (który był jej kochankiem) i jak się później okazało bardzo porządnym człowiekiem, który zapewnił Ashley studia i dostatnie życie.
Ta przygoda nauczyła mnie jednej rzeczy. Życie każdemu może dać w kość... Być trudne i ciężkie... Czasem nawet bardzo... Ale wiem, że ono zawsze ma sens. A to czy go odkryjemy i zaakceptujemy zależy tylko i włącznie od nas samych... Ja osobiście nie wyobrażam sobie życia bez moich bliskich i przyjaciół. Teraz wiem i wierzę w to, że każdy dzień jest cudem i trzeba z niego korzystać jak najlepiej się da...


KONIEC

Czy tekst był przydatny? Tak Nie

Czas czytania: 19 minut