profil

„Uczę się ciebie człowieku... ” - słowa J. Lieberta uczyń mottem rozważań o istocie człowieczeństwa

poleca 85% 369 głosów

Treść Grafika
Filmy
Komentarze
Gustaw Herling Grudziński

Jednym z najbardziej żywych obrazów dzieciństwa, jakie przechowuję w pamięci, jest widok ojca siedzącego z fajką w swoim ulubionym, skórzanym fotelu, zatopionego w lekturze. Odkąd przestał pływać, niemal całe dnie przesiadywał w swoim gabinecie nadrabiając książkowe zaległości. Ojciec kochał swoją pracę, jednak zawód marynarza nie był jego wolnym wyborem. To mój dziadek, w obawie o przyszłość syna, wysłał go do elitarnej szkoły morskiej, zaprzepaszczając w ten sposób jego marzenia o studiach filozoficznych. Przez lata, podróżując po całym świecie, tata zgromadził w gabinecie tysiące książek, których nie miał czasu czytać. Jego gabinet, oprócz masywnego biurka i wspomnianego już, dużego fotela stojącego pod oknem, tworzyły zapełniające cale ściany półki uginające się pod ciężarem pokaźnych zbiorów. Te właśnie zaległości nadrabiał Roman Mrokowski, odkąd przeszedł na emeryturę.
Bardzo lubiłam zakradać się do gabinetu i wskakiwać tacie na kolana. Opowiadał mi wtedy o losach bohaterów książki, którą akurat czytał. Historie te wzbogacał często o własne przemyślenia, nadając głębi filozoficznej fabularnym opowieściom. Niewiele rozumiałam z tego, co mówił, jednak dużo tych opowieści utkwiło mi głęboko w pamięci. Przypominam je sobie teraz, kiedy czytam książki z pozostawionej mi w spadku kolekcji ojca. Śedząc dzieje książkowych postaci, często spieram się w myślach ze zdaniem taty na ich temat. Żałuję, że nie ma go przy mnie, teraz bowiem mogłabym z nim dyskutować, a nie być tylko biernym, bezrozumnym słuchaczem.
Mojego ojca fascynował człowiek. Był prawdziwym humanistą, dziecinnym wręcz zdumieniem napawaly go ludzkie możliwości. Zdobycze cywilizacji, kilka tysięcy lat tradycji kulturowej, wszystko to było powodem jego nieustającego zachwytu, lecz także głębokich rozważań. Ojciec próbował zgłębić istotę człowieczeństwa, odpowiedzieć na pytania, czym właściwie ono jest? Jakim prawem stawiamy siebie ponad wszystkimi istotami żywymi? Co czyni nas godnymi miana „stworzonych na podobieństwo Boga”? Na czym opierają swoje sądy uczeni piszący o człowieku jako centrum wszechświata?
Pisarze niemal każdej epoki szukali na te pytania odpowiedzi, dlatego też istnieje tak wiele, często sprzecznych ze sobą poglądów. Dla mojego ojca niezgłębioną tajemnicą ludzkiej egzystencji pozostały wartości, takie jak miłość czy cierpienie. Jako nieodłączne elementy istnienia, mogą znieść je do poziomu zwierzęcych instynktow, mogą jednak uwznioślić życie nawet najbardziej upodlonego.

CIERPIENIE

Główny bohater „Zbrodni i kary” Fiodora Dostojewskiego, jednej z ulubionych książek mojego taty, zmaga się z wewnętrznym cierpieniem. Zabijając Lizawietę oraz jej siostrę, wystawił swoje człowieczeństwo na próbę. Przez wiele miesięcy planował zbrodnię, nie przewidział jednak jej konsekwencji, w postaci nie dających spokoju rozterek moralnych. Rodia Raskolnikow Romanowicz, młody student prawa, intelektualista i myśliciel, w opublikowanym przez lokalną gazetę artykule wykłada swoje poglądy na temat człowieczeństwa. Według niego, społeczeństwo dzieli się na jednostki wybitne, pozbawione skrupułów, ograniczeń moralno–etycznych, a także barier społecznych oraz szarą masę bezwolnych istot, które, ograniczone przez wyrzuty sumienia oraz wyznawane zasady, nie są w stanie pchnąć do przodu dziejów świata.Poprzez brutalny mord na starej lichwiarce, Raskolnikow chciał sprawdzić, do której z tych grup przynależy. Stawiał się na równi z ludźmi niezwykłymi, rychło jednak przekonał się, że zabijające go wyrzuty sumienia zupełnie temu przeczą. Rzeczą, której Rodia nie przewidział w swoim planie było pojawienie się Lizawiety. Nie potrafił znaleźć usprawiedliwienia dla zabicia tej Bogu ducha winnej kobiety, przypadkowego świadka zbrodni.
Wyrzuty sumienia, rozterki i niepokoje doprowadziły Raskolnikowa do obłąkańczej gorączki. Ogromne cierpienie uniemożliwiało mu racjonalne spojrzenie na sytuację i uporanie się z własnymi myślami. Nie mógł pogodzić się z tym, co zrobił, nie potrafił jednak przyznać, że jego teoria była błędna. Cierpiał, było to jednak związane z porażką, jaką okazał się fakt, że jest człowiekiem zwykłym. Nie mógł uporać się z rozdzierającym go bólem, nie szukał w nim bowiem sensu. Dopiero za sprawą Soni uwierzył w Boga, zrozumiał swój błąd i sens pokuty. W czasie zesłania powoli zmieniał sposób oceny własnego czynu. Pojął sens kary, w pełni poddając się boskim wyrokom. To właśnie wiara pomaga nam uszlachetnić, zrozumieć oraz nadać sens naszemu zyciu, czyniąc pełniejszym nasze człowieczeństwo.
Morderstwo jest dopuszczeniem do głosu najbardziej prymitywnych instynktów drzemiących w ludzkiej naturze. Nie można nazwać ich nawet zwierzęcymi, ponieważ inne istoty żywe zabijają z konieczności. Teoria „ludzi niezwykłych” opisywała ludzi, którzy wyrzekli się wszystkiego, co stanowiło o ich człowieczeństwie. Raskolnikow pod wpływem Soni zrozumiał, że droga, którą chciał obrać, donikąd by go nie doprowadziła. Odnajdując sens w karze i pokucie, ocalił w sobie człowieka.
W młodości nie zgadzałam się z ojcem w kwestiach wiary. Czytając „Zbrodnię i karę”, odbierałam zakończenie jako moralizatorską nudę psującą całą książkę. Podejrzewałam nawet Dostojewskiego, że znudził się pisaniem i chciał jak najszybciej zakończyć powieść. Z powodu swoich hazardowych zamiłowań potrzebował pieniędzy, „złamał” więc głównego bohatera, zadowalając w ten sposób rzesze chrześcijańskich czytelników. Być może, gdyby mój tata żył, wybiłby mi z głowy takie herezje. Nie miałam jednak możliwości rozmowy z nim, długo więc chodziłam obrażona na niesłusznie krytykowanego Dostojewskiego. Mój pogląd zmieniła dopiero lektura „Wieży” Gustawa Herlinga – Grudzińskiego.
Jest to opowiadanie mówiące o oporze stawianym przez człowieka poczuciu nicości spowodowanym religijnym zwątpieniem. Poznajemy historię trędowatego, zamknietego przez lokalną społeczność, z obawy przed zarażeniem, w oddalonej od miasta kamiennej wieży. Skazany na samotność, szuka sensu swojego istnienia. Razem z nim w wieży mieszka jego siostra, także zarażona chorobą, nie widują się jednak, oddzieleni od siebie wysokim żywopłotem. Oboje zaszpeceni trądem, chcą oszczędzić sobie widoku własnych fizjonomii. Rzadko też rozmawiają, skupieni na kontemplacji. Siostra Lebrossa, bo tak wołano na trędowatego, była głęboko wierzaca. Swój los odbierała jako decyzję nieomylnego Boga, który taki własnie żywot dla niej przygotował. Nie buntowała się ani nie narzekała. Cierpiała niewyobrażalnie, nigdy jednak jej to nie złamało.
Inaczej było z Lebrosso. Dopiero po śmierci siostry, kiedy znalazł w jej pokoju Biblię oraz zaadresowany do niego list, w którym prosiła by żył i umarł jak chrześcijanin, odnalazł sens cierpienia i podporządkowania się losowi. Wcześniej zazdrościł szczęścia i zdrowia spotkanej parze zakochanych, tęsknił za wolnoscią patrząc na odległe górskie szczyty, słowem, chciał odzyskać to wszystko, co dane jest niemal każdemu człowiekowi, a co jemu ludzie odebrali. Nie dające mu spokoju uczucie gniewu i niesprawiedliwości doprowadziły go do próby samobójczej. Wiara pomogła mu odnaleźć swoje miejsce w świecie, obudziła w nim także uczucia, o których dawno zapomniał, a które umacniają nasze człowieczeństwo.
„Człowiek zniesie wszystko, jeśli tylko odnajdzie w tym sens” – to zdanie zapamietałam z rozważań ojca na temat cierpienia. Człowieczeństwo wyraża się w sposobie radzenia sobie z przeciwnościami losu. Cierpienie potrafi uczynić nasze życie niemal zwierzęcym. Człowiek w obliczu wielkiego bólu zdolny jest do czynów daleko odbiegających od wyznawanych przez niego wartości. Paradoksem jest, że to własnie kultura i cywilizacja – elementy świata stworzone przez czlowieka, są najczęstszą przyczyną upadku wartości. Ludzie zdolni są jednak do wiary w siły wyższe, nieważne czy jest to Bóg, czy jakakolwiek inna siła sprawcza, które pomagają nam odnaleźć sens egzystencji oraz przezywciężyć trudności, które spotykamy na naszej drodze. Każdy z nas całe życie uczy się siebie, wielu ludziom wydaje się, że ich wiara jest niezachwiana, a szkielet moralny stabilny. Jednak dopiero kiedy uda nam się zachować wewnętrzny spokój i poczucie sensu w obliczu sytuacji skrajnej, kiedy do głosu dochodzi ciemna strona naszej osobowości, możemy nazwać się ludźmi w pełnym znaczeniu tego słowa.
Nie wiem, czy do takich samych wniosków doszedł mój tata podczas długich wieczornych rozmyślań, sądzę jednak, że przynajmniej w pewnej części zgodziłby się z moimi wnioskami.

MIŁOŚĆ

Zupełnie odmienną cechą natury ludzkiej jest miłość. Wraz z cierpieniem, spina jak gdyby klamrą istotę czlowieczeństwa. Stan, w którym szczęście drugiej osoby staje się ważniejsze od własnego,a za jej zdrowie i bezpieczeństwo gotowi jesteśmy oddać życie, dany jest jedynie człowiekowi. Miłość, niewytłumaczalna ani nie dająca się zdefiniować, czyni nasze życie radosnym, nawet w najbardziej niesprzyjających okolicznościach (przyrody J ). Nie bez przyczyny mój tata mówił, że „miłość przenosi góry” – ludzie zakochani zdolni są do naprawdę wielkich czynów. Zgłębiając tajemnice człowieczeństwa, warto zastanowić się, jak miłość pomaga nam zachować godność nawet gdy nasza egzystencja sięga granic upodlenia.
Najlepszym tego przykladem jest historia Soni, bohaterki wspomnianej już „Zbrodni i kary” Fiodora Dostojewskiego. Ojciec mówił o niej bardzo ciepło, jak gdyby chciał sposobem mówienia choć odrobinę osłodzić jej smutne życie. Mając w głowie opinie ojca, trudno mi było wyrobić sobie własne, niezależne zdanie na temat ukochanej Raskolnikowa. Tak jak on jednak, darzę Sonię chyba największa sympatią spośród wszystkich bohaterów „Zbrodni i kary” Niezwykle trudna sytuacja materialna zmusiła Sonię do prostytucji. Dzięki zarobionym kwotom w znacznym stopniu wspomagała domowy budżet. Ani tata ani macocha nie mieli stałego źródła dochodów, a było przecież jeszcze rodzeństwo Soni. Trudno jest żywić pozytywne uczucia wobec prostytutki. Osoba sprzedająca własny honor i godność sięga dna upodlenia. Miłość zostaje sprowadzona do popędu płciowego, bezosobowego aktu cielesnego o określonej cenie. Trudno jest zdobyć się na szacunek dla osoby, która nie ma go dla siebie samej. Czytając w prasie artykuły o kobietach sprzedawanych do zagranicznych domów publicznych współczujemy im, jednak kiedy widzimy prostytutkę na ulicy, odwracamy głowy, nie powstrzymując się często od uwłaczających jej komentarzy.
Bohaterka powieści Dostojewskiego wzbudza zgoła inne uczucia. Mimo fizycznego upodlenia, odnajdujemy w niej dobroć, wrażliwość, a przede wszystkim honor, dzięki którym udaje jej się ocalić swoje czlowieczeństwo. Głęboka wiara pomaga jej pozostać człowiekiem mimo godzącego w podstawowe wartości zawodu, jaki zmuszona jest wykonywać. To dzięki niej Raskolnikow odnajduje sens cierpienia i pokuty, chroniąc się przed utrata tego, co najcenniejsze w ludzkiej naturze.
Historia Soni to kolejny przykład walki, jaką musi stoczyć człowiek w obronie własnego czlowieczeństwa. Stworzona przez ludzkość cywilizacja upadla czlowieka zabijając w nim najczystsze i najszlachetniejsze uczucia. Z pomocą przychodzi Bóg, dzięki któremu człowiek zdolny jest do zachowania godności i czystości w każdej sytuacji.
Dawniej moralno-etyczny purytanizm nie uwzględniał takiej swobody wyboru, jaka cechuje początek XXI wieku, ale myślę, że moje spostrzeżenia nie różnią się bardzo od ówczesnych poglądów. Co prawda kiedyś rozwiązłością nazywano noszenie spódnicy do pół-łydki, jednak w kwestiach podstawowych zasady etyczne nie zmieniły się, tak samo jak uniwersalne są wartosci, które te zasady chronią.
W literaturze wiele jest przykladów walki ludzi ze światem o zachowanie człowieczeństwa. Mistrz i Małgorzata – bohaterowie powieści Michaiła Bułhakowa, mimo systemu, który próbuje sprowadzić ich miłość do pustego, przedmiotowego związku, dzięki uporowi i niezłomności odnajdują miejsce dla swojego uczucia.
Powieść osadzona jest w moskiewskiej rzeczywistości zakłamania, obłudy, w świecie pozbawionym wszelkich wartości. Uczucie głównych bohaterów w „Mistrzu i Małgorzacie” jest niezwykłe. Tytułowe postacie nie pojawiają się w powieści od razu, jednak ich historia szybko wyrasta na jeden z głównych wątków utworu. Mistrz jest pisarzem osaczonym przez radziecką rzeczywistość. Pisze powieść o Chrystusie i Piłacie. Jednak gdy jego twórczość zostaje skrytykowana załamuje się i pali rękopisy. Popada w depresję. Nie może pogodzić się z oficjalnym (ateistycznym) stwierdzeniem, że Chrystus nigdy nie istniał. Nie potrafi walczyć, poddaje się więc i wycofuje z życia publicznego. Pewnego dnia w jego życiu pojawia się ktoś bardzo ważny – Małgorzata. Ich spotkanie na jednej z ulic Moskwy uświadamia mu, że jest to kobieta, którą zawsze kochał i która od dawna wpisana była w jego życie. Wziąwszy się za ręce odtąd pozostają razem. To właśnie Małgorzata odkrywa jego zdolności i nazywa go Mistrzem, to ona staje się jedyną radością życia pisarza. Wnosi w nie optymizm i wiarę w sukces. Małgorzata zakochuje się w Mistrzu i to uczucie pobudza ją do życia i działania wytrącając z dotychczasowego marazmu. Mistrz, po krytycznych recenzjach pali rekopis i trafia do szpitala psychiatrycznego. Jego ukochana, nie wiedząc, co się z nim dzieje, postanawia odnaleźć go za wszelką cenę, jest on bowiem jedynym sensem jej życia. Dla Mistrza wchodzi w układ z Szatanem, zostaje wiedźmą i mści się na nieprzychylnych mu krytykach. Na balu wspaniale pełni rolę gospodyni. Ukrywa wstręt i przerażenie widokiem trupów. Wita każdego gościa. Z całego pochodu zbrodniarzy, trucicieli i sadystów zapamiętuje Friede, ukaraną wiecznym przypominaniem sobie popełnionego grzechu. Nieszczęśliwa pokutnica wzbudza współczucie królowej balu. Po uroczystości Małgorzata otrzymała nagrodę – możliwość spełnienia jednego życzenia. Poprosiła o uwolnienie Friedy. Ufa swoim ideałom i jest im do końca wierna, dlatego jej marzenie zostaje spełnione i władca zwraca jej ukochanego Mistrza, a następnie poprzez śmierć daruje kochankom wieczny spokój.
Po spotkaniu Małgorzaty, Mistrzowi przestało przeszkadzać zniewolenie oraz zakłamanie i obłuda otaczającej go rzeczywistości. Cenzura mogła zabronić mu wydania jego dzieła, mogła ograniczyć wolność słowa oraz poglądów, nie mogła jednak odebrać Mistrzowi prawa do miłości. Dzieki ukochanej odnajduje szczęście. Także życie Małgorzaty zmienia się zupełnie pod wpływem miłości. Pustka i powierzchowność życia znika od kiedy w jej życiu pojawia się Mistrz. Dla niego gotowa jest zaprzedać własną duszę. Miłość okazuje się silniejsza nie tylko od społecznych ograniczeń, ale nawet od zniewolenia duszy. Uczucie, które połączyło Mistrza i Małgorzatę przezwyciężyło nawet śmierć.
„Człowiek zniesie wszystko, jeśli tylko odnajdzie w tym sens”, znowu przypominają mi się słowa mojego taty. Milość i siła, którą daje ludziom, są wielkimi tajemnicami człowieczeństwa. Dodają skrzydeł, woli walki, potrafią uczynić człowiekiem nawet kogoś zupełnie złamanego przez podłą rzeczywistość. Życie bez miłości nie ma żadnego sensu, nabiera go dopiero, kiedy celem jest dla nas coś więcej niż wola przetrwania.
Człowieczeństwo jest wielką tajemnicą. Można przypisać mu wiele różnych cech, nie można go jednak zdefiniować. Dla mojego ojca o człowieczeństwie decydowały wyznawane wartości i sposób, w jaki się o nie walczy. Czytając książki, które mi zostawił, często myślę dokładanie tak samo. Począwszy od antyku, wielkie dzieła literatury opisują zmagania ludzi ze sobą i światem. Tak zwani „źli” bohaterowie to ci, którzy dla osiągnięcia określonych celów poświęcają rzeczy najcenniejsze, „dobrzy” to tacy, którzy nawet w sytuacjach ekstremalnych bronią swojego człowieczeństwa i godności.
Z książek można dowiedzieć się bardzo wiele o naturze ludzkiej, można brać przykład z niektórych postaci, zastanwiam się jednak czy wiedza taka jest prawdziwym poznaniem człowieka. Tata, którego pamiętam, to człowiek mądry, oczytany, wspaniały partner do intelektualnych dyskusji. Jest dla mnie niekwestionowanym autotorytetem, żałuję, że nie mam możliwości poznać jego opinii na wiele współczesnych tematów. Szanuję go, ale... szanować mogę też wybitnego profesora filozofii, szanować mogę nieznanego twórcę nowego prądu w filozofii. Dzięki takim ludziom mam mozliwość poszerzenia horyzontów, skonfrontowania własnych doświadczeń ze sztuką. Czytając historię pary zakochanych, przypominam sobie swoją pierwszą miłość i przypominam, co wtedy czułam, jak się zachowywałam. Czytając o cierpieniu, przypominają mi się bliscy, którzy odeszli z tego świata, trudno jest powstrzymać łzę nawet po tylu latach ich nieobecności. Kiedy myślę o ojcu, zastanawiam się, czy jego refleksje także poparte były osobistym doświadczeniem. Bardzo mądrze wypowiadał się o człowieku w kontekście miłości czy cierpienia, czasem jednak myślę, że były to myśli abstrakcyjne, zupełnie nie poparte uczuciami własnymi. Czy można „nauczyć się” człowieka na podstawie literatury? To trochę jak uczyć się anatomii na podstawie „Lekcji anatomii dr. Tulpa” Rembrandta. Ojciec, zamknięty w swoim gabinecie, nigdy nie bawił się ani ze mną ani z moją siostrą. Jestem pewna, że nas kochał, wolał chyba jednak czytać o uczuciach bohaterów książkowych niż doświadczać ich samemu. Najbardziej pokrzywodzona była moja matka. Po kilkudziesięciu latach tęsknoty za mężem – marynarzem, musiała zadowolić się zdawkowymi rozmowami podczas posiłków. Były ona co prawda pełne czułości, jednak związek wymaga czasu, poświęceń, z czego mój tata nie zdawał sobie chyba sprawy. Opowieści taty, które przechowuję w pamięci nauczyły mnie bardzo dużo. Są dla mnie punktem odniesienia, komentarzem mądrego człowieka, z którym konfrontuję własne sądy. Myślę jednak, że ja również mogłabym dużo tatę nauczyć. Mimo że młodsze pokolenie jest przez starszych traktowane z pobłażaniem, rozmowa międzypokoleniowa dużo daje obu stronom.
„Uczę się ciebie człowieku”- słowa te można odnieść do książkowych bohaterów, których życiorysy są dla nas pomocą w codziennych zmaganiach z rzeczywistością, odnoszą się jednak także do nas samych oraz bliskich nam osób, bowiem to poznawanie żywych ludzi pozwala nam zgłębić istotę człowieczeństwa.

Czy tekst był przydatny? Tak Nie

Czas czytania: 16 minut