profil

Walka Santiago z marlinem.

Ostatnia aktualizacja: 2024-04-14
poleca 84% 2602 głosów

Treść
Grafika
Filmy
Komentarze

Santiago był nieszczęśliwym rybakiem na zatoce zwaną Golfstrom. Większość jego znajomych odwróciła się od niego, nazywając go "Salao", co oznaczało bardzo pechowy okres w jego życiu. Mijał właśnie 84. dzień bez udanej połowu. Po stracie jedynego przyjaciela, Manolina, rybak czuł, że kolejnego dnia musi udać się na otwarte morze i tam spróbować szczęścia, zwłaszcza że był to wrzesień - miesiąc wielkich ryb.

Wczesnym rankiem pożegnał się z przyjacielem i wyruszył w poszukiwaniu ogromnej ryby, którą miał zamiar złowić tego dnia. Kiedy zatoka była już prawie niewidoczna, wyrzucił przynętę za burtę swojej łodzi. Początkowo nic się nie działo, lecz po kilku godzinach pojawił się sokół, który stał się dla Santiago przewodnikiem. Dzięki niemu udało mu się złowić tuńczyka. "Wielką pomoc od tego ptaka" - powiedział.

Gdy rybak zdążył się nacieszyć rybą, kolejne uderzenie nastąpiło. "Musiał być wielki, jeśli wypływa tak daleko w tym miesiącu. Zrób jeszcze jedno kółko w ciemności, zawróć i zjeżdżaj z przynętą" - myślał w napięciu. Po chwili, uszczęśliwiony, poczuł delikatne ciągnięcie, a potem niewiarygodny opór i ciężar, który ciągnął za sobą linkę. Szczęśliwy, że przełamał złą passę, mówił do siebie: "Co za ryba!" Kiedy próbował ją wyciągnąć z wody, natrafił na bardzo silny opór. Żałował, że nie ma przy sobie chłopca, który pomógłby mu. Ryba powoli zaczęła płynąć na północny zachód, ciągnąc za sobą łódkę i jej właściciela, który trzymał linkę. Słońce już zaczęło zachodzić. "Nic nie szkodzi" - pomyślał Santiago - "zawsze mogę wrócić do Hawany na świetlny blask. Chciałbym go zobaczyć chociaż raz, aby wiedzieć, z czym mam do czynienia".

W nocy ryba kontynuowała swój kurs, ciągnąc łódź za sobą. Stary czuł do niej szacunek, ale jednocześnie czuł się winny. Musiał zabić tak wytrwałą rybę, która niespodziewanie szarpnęła linką, w wyniku czego Santiago upadł i rozciął sobie skórę nad okiem.

Następnego ranka ryba nadal trzymała kurs. Rybak spostrzegł, że ryba znacznie zwolniła. Przypiął linkę do lewego ramienia i niefortunnie przeciął sobie rękę. Zanurzył ją w wodzie, aby odkazić ranę, lecz nagle pojawił się bardzo bolesny skurcz. Znowu żałował, że nie ma chłopca, który mógłby mu pomóc. Zjadł złowionego tuńczyka z poprzedniego dnia i czekał, aż ręka sama się zrelaksuje.

Santiago stracił ląd z oczu, ale nadal nie bał się kontynuować podróży. W pewnym momencie zauważył zmianę w zachowaniu linki. Wszystko wskazywało na to, że ryba wypływa. Linka podnosiła się wolno i równomiernie, a następnie powierzchnia oceanu przed łodzią uniosła się, ukazując marlina. Świecił w słońcu, jego ciało miało ciemnofioletowy kolor, a na bokach widniały pasy jasnego lila. Miecz miał długość jak pałka baseballowa, a kształt jak rapier. Wyskoczył z wody na całą długość, a potem zanurzył się, jakby nurkował, a stary mógł zobaczyć, jak ogromna kosa jego ogona znika pod wodą, podczas gdy linka znowu wylatywała za burtę. "Jest o dwie stopy dłuższy niż moja łódka" - mówił do siebie. Santiago odmówił dziesięć Zdrowaś Mario i Ojcze nasz. Obiecał sobie, że jeśli złapie tę rybę, odprawi pielgrzymkę do Najświętszej Panienki z Cobre. Nadchodził wieczór, więc rybak postanowił trochę odpocząć. Wspominał o swojej dawnej sile, o tym, jak kiedyś pokonał pewnego Murzyna w walce. "To niemożliwe" - pomyślał - "ale pokażę marlinowi, na co człowiek jest zd

olny i jak wiele może wytrzymać".

Po dwóch dniach walki z rybą Santiago był zmęczony i obolały. Posilił się delfinem złowionym poprzedniego dnia, w którego brzuchu znalazł dwie latające ryby. Przywiązał do obu burt wiosła, aby zwiększyć opór łodzi i zmęczyć marlina szybciej. Trzymał linkę prawą ręką, którą przycisnął do uda, a lewą ręką przytrzymał linkę, nim zapadł w sen.

Obudziło go mocne szarpnięcie. Marlino znów wyskoczył z wody, a następnie zaczął zataczać kręgi. Rybak wiedział, że musi jeszcze trochę wytrzymać, aby móc tę rybę zaliczyć do swoich trofeów. Po kilku okrążeniach marlina, gdy był wystarczająco blisko łodzi, zebrał wszystkie siły i wbil harpun w rybę. Był to śmiertelny cios.

Gdy stary przywiązywał zabitego marlina, nie mógł uwierzyć, jak wielki był. Musiał go mocno związać. Cieszył się, że wytrwał i pokonał tak wielkiego osobnika. Santiago nie potrzebował kompasu. Prowadziła go wiatr. Minęła godzina, nim rybę zaatakował pierwszy rekin. Zanim Santiago zdołał go zabić, rek zjadł sporą część mięsa tuż nad ogonem. "Ale człowiek nie jest stworzony do klęski" - rozmyślał stary - "Można go zniszczyć, ale nie pokonać". Po około dwóch godzinach pojawiła się para gala nos. Pozbył się ich za pomocą noża przywiązanego do wiosła. Oba rekiny zabrały blisko ćwierć marlina. W nocy rybak odpierał ataki całej hordy rekinów. Niestety, zjadły już całą rybę.

Zmęczony, ledwo żywy, zawinął do portu. Nie miał siły, aby zdejmować szkielet marlina. Dopiero teraz zdawał sobie sprawę, jak wiele energii pochłonęła walka. Od tego dnia nikt nie śmiał już szydzić z rybaka.

Ocena: 6
Czy tekst był przydatny? Tak Nie
Opracowania powiązane z tekstem
(0) Brak komentarzy

Treść zweryfikowana i sprawdzona

Czas czytania: 4 minuty