profil

Klub Pickwicka - "Napad na dyliżans" - historia zmyślona

poleca 85% 1760 głosów

Treść
Grafika
Filmy
Komentarze

Trasa dyliżansu była wyboista. Już stracili jednego konia, który ? ciągle zwiększając tempo swojego biegu, popędzany przez woźnicę, zahaczył kopytem o wystający pień i skręcił nogę. Nie mieli innego wyjścia ? musieli go zostawić na miejscu tego nieszczęśliwego wypadku. Teraz pozostały im tylko trzy konie, więc dla większego bezpieczeństwa zmniejszyli prędkość.
Elizabeth ściskała spoconymi od wysiłku i zdenerwowania dłońmi, malutką skrzynkę, z pozoru nic nie wartą.
- Pani, już blisko, za następnym zakrętem zobaczymy zamek
- Doskonale, tylko tak dalej ? kobieta z uśmiechem na twarzy ścisnęła mocniej swoją cenną szkatułkę tak, że wypukłe ornamenty wpiły jej się w dłonie.
Przejechali jeszcze kilkanaście metrów, kiedy dał się słyszeć dziwny hałas. Elizabeth wychyliła głowę przez okno dyliżansu i z przerażeniem w oczach krzyknęła. W oddali, na tle zachodzącego słońca, można było dostrzec zarysy postaci ubranych na czarno. Z kapturami na głowach i maskami na twarzach, dawali kobiecie podstawy do lęku. Trzej mężczyźni na koniach pędzili o wiele szybciej niż ich wybrakowany dyliżans, więc nikogo nie zdziwił fakt, że już po kilkunastu sekundach - które dla pasażerów ciągnęły się jak długie godziny ? zbliżyli się do nich na odległość zaledwie kilku metrów.
Sparaliżowana strachem Elizabeth zdołała tylko schować swoją drogocenną skrzynkę do skrytki pod siedzeniem, po czym krzyknęła do powożącego, żeby popędził trochę konie. Zrobił jak kazała.
Pickwick razem z dwójką towarzyszy, sięgnęli po rewolwery i wystrzelili kilka razy w powietrze. Mimo, że nie obrali żadnego celu, ich działanie dało zamierzony efekt. Zdezorientowane konie stanęły jak wryte, dyliżans uderzył w zwierzęta, które rżały i biły kopytami w ziemię ? na nic zdały się próby woźnicy, który, podnosząc się z ziemi, na której znalazł się pod wpływem uderzenia, próbował je uspokoić. Teraz najeźdźcy mieli spore pole do popisu...
Zareagowali od razu ? pan Pickwick schował rewolwer za pas, zeskoczył ze swojego wierzchowca i podbiegł do pojazdu. Za jego śladem poszli pozostali ? Tupman i Snodgrass. Złapali nadaremnie próbującego uciekać woźnicę, w mgnieniu oka zasłonili mu oczy kawałkiem ciemnego, szorstkiego materiału, a następnie związali. Nie chcieli go zabić, tylko unieszkodliwić, dlatego wypchnęli go poza zasięg kopyt rozjuszonych zwierząt. Ich zamaskowane twarze nie wyrażały żadnych uczuć, jednak oczy, te przeraźliwe szeroko otwarte oczy, głodne były zemsty...
Pierwszy do dyliżansu wparował Tupman ? złapał kobietę za ręce i mocno szarpnął. Wyrzuciło ja z wozu i wylądowała na twardej ziemi. Trójka mężczyzn działała niezwykle sprawnie ? w mgnieniu oka zasłonili jej oczy, zakneblowali usta i związali. Potem odciągnęli na bezpieczną odległość, żeby uchronić ją przed potężnymi kopytami koni. Odetchnęli z ulgą, zdjęli maski i kaptury i rozkoszowali się świeżym powietrzem.
Po krótkim czasie konie się uspokoiły. Wciągnęli Elizabeth razem z woźnicą do dyliżansu na tylne siedzenie, Pickwick razem z Tupman?em zasiedli na swoich wierzchowcach i pędzili obok powozu, natomiast koń Snodgrass?a doczepiony został do pozostałych, a jego właścicieli zasiadł na miejscu powożącego. Nie mieli zamiaru udać się do miasta, gdzie dyliżans zapewne zostałby rozpoznany. Zawrócili i skierowali się na swoje bezpieczne tereny. I to w dodatku nie z pustymi rękoma ? razem z bogato zdobioną, intarsjowaną skrzyneczką, wypełnioną diamentami, leżącą bezpiecznie pod siedzeniami dyliżansu.

Czy tekst był przydatny? Tak Nie
Opracowania powiązane z tekstem

Czas czytania: 3 minuty