profil

Stanisław Wokulski i Karol Borowiecki jako bohaterowie absurdalni w zestawieniu z "Lalką i perłą" Olgi Tokarczuk i "Mitem Syzyfa" Alberta Camusa

Ostatnia aktualizacja: 2022-01-22
poleca 85% 266 głosów

Treść
Grafika
Filmy
Komentarze

Bolesław Prus pisał "Lalkę" w latach 1887-1889, Reymont swoją "Ziemię obiecaną" zaczął obmyślać już w roku 1896. Obie powieści ukazywały się w odcinkach w prasie, obie w "Kurierze Codziennym" - "Lalka" była wydawana na bieżąco w czasie powstawania, "Ziemia obiecana" w latach 1897-1898. Oba utwory dzieli więc cała dekada. Dla Reymonta i jemu współczesnych Prus był już uznanym pisarzem, przedstawicielem ustępującego pokolenia. Jakkolwiek twórczość obu pisarzy nie jest często zestawiana, nie jest również opozycyjna względem siebie tak, by nie można było znaleźć w niej pewnych podobieństw, zwłaszcza natury tematycznej. Obaj są autorami powieści otoczonych aurą wielkości - Prus "Lalki", Reymont "Chłopów" - i zapisali się w historii literatury jako twórcy arcydzieł. "Ziemia obiecana" jest drugą w kolejności po "Chłopach" wielką powieścią Reymonta. W "Lalce" Prus pokazał po raz pierwszy lwi pazur, choć genialność dzieła nie została od razu dostrzeżona. Mimo różnic wynikających z techniki i stylu pisarskiego, literackiej periodyzacji powieści łączy zaskakująco wiele.

Zarówno "Lalka", jak i "Ziemia obiecana" wzbudziły wiele emocji już in statu nascendi. Śledzono z uwagą rozwój fabuły dawkowanej w cotygodniowych odcinkach, a autorzy pracowali bez wytchnienia, pod dużą presją. Co szczególnie znamienne - zakończenie obu tych powieści nie usatysfakcjonowało czytelników i do tej pory rozwiązania losów Wokulskiego oraz Borowieckiego budzą różne reakcje. Akcja obu powieści osadzona jest w dużym ośrodku miejskim, głównym bohaterem jest jeśli nie przemysłowiec, to na pewno człowiek przedsiębiorczy, można też powiedzieć - karierowicz. Obaj - Borowiecki i Wokulski - pochodzą nawet z tej samej warstwy społecznej. Najważniejsze jest jednak chyba to, że losy obydwu wyznacza jakiś od początku powieści naznaczony cel, a bohaterowie są zdeterminowani by go zrealizować. Przez kolejne karty powieści obserwujemy jak metodycznie dążą do urzeczywistnienia swoich planów.

Ten właśnie rys ich osobowości może być kluczem do głębszej analizy porównawczej nie tylko psychologi postaci, ale jest także okazją, by na nowo przyjrzeć się fabule utworów.
W swoim eseju "Lalka i perła" powstałym parę lat temu Olga Tokarczuk proponuję pewną własną oryginalną reinterpretację powieści Prusa. Autorka "Prawieku", dla której mit jest szczególnie bliską kategorią literacką, sięga po apokryficzną opowieść poetycką "Hymn o perle", aby przetłumaczyć losy Wokulskiego na język mitu.

"Hymn o perle" to jeden z wielu mitów o inicjacji, o rytuale przejścia. Królewski syn, aby potwierdzić swoją szlachetność i odwagę musi wyruszyć do dalekiego kraju po artefakt, którego pilnuje smok. Droga wiedzie oczywiście przez wiele niebezpieczeństw. Jednak w pewnym momencie następuje zasadniczy zwrot akcji - królewicz zostaje uśpiony, a więc zatrzymany w swych dążeniach. Nie może już dłużej wykazywać się dzielnością. Staje się więźniem swojej nieświadomości. Wtedy z ojczystej krainy przybywa do niego skrzydlata wiadomość-pobudka. Królewicz powraca do rzeczywistości, przypomina sobie cel swojej misji i pobytu w nieznanym kraju. Teraz jest już gotowy, by dopełnić swoje przeznaczenie. Wykrada perłę i uchodzi. W drodze powrotnej pozbywa się szat, które założył przybywając do obcej krainy, by ukryć swoją tożsamość. Przywdziewa na powrót królewskie suknie i wraca jako tryumfator. Źródłem zwycięstwa bohatera nie jest samo zdobycie perły, hymn wcale nie opiewa wysiłków w walce ze smokiem, są one opisane bardzo zdawkowo. Centralnym punktem akcji hymnu jest paradoksalnie moment jej zawieszenia, kiedy bohater zostaje uśpiony przez wrogów i wydaje się, że sytuacja w której się znalazł jest beznadziejna. Wtedy budzi go głos listu - przekazu i posłańca w jednym. Królewicz odbiera wiadomość, czyta list i odkrywa, kim naprawdę jest i co działo się z nim do tej pory. Bohater rażony nagłym odkryciem bez zwłoki rusza, by wypełnić zadanie. Akcja zostaje wznowiona.

Jak na tej kanwie odczytywać losy Wokulskiego? Tokarczuk sugeruje, że "Lalka" jest w istocie powieścią o dojrzewaniu. Można w niej odnaleźć trzy najważniejsze etapy takiego mitu jak mit o perle: 1. zstępowanie do nieznanego Królestwa i przyjęcie jego atrybutów dla zanurzenia się w otaczającym świecie; 2. sen; 3. przebudzenie i reminiscencja.
Jak autorka wpada na trop "Hymnu o perle" w "Lalce"? Esej Tokarczuk jest interesujący właśnie ze względu na przedstawienie procesu odkrywania tej zapoznanej historii w powieści Prusa. Autorka odsłania po kolei, co w treści i konstrukcji "Lalki" ewokowało u czytającej starożytną pieśń o szukaniu perły. Kompozycja powieści rozbitej na kawałki, wielowątkowość, sekwencyjność utrudniają być może dostrzeżenie bogactwa pięknej metaforyki ukrytej w "Lalce". Motywem przewijającym się w ciągu całej powieści, i to zarówno we fragmentach, które opowiadają o Wokulskim, jak i Rzeckim, jest symbolika gąsienicy i motyla. Innym już dość wyraźnym wtrętem fabularnym otwierającym nowe drogi interpretacji jest opowieść Węgiełka.

Najsilniej metaforyka gąsienicy i motyla dochodzi do głosu w drugim tomie, podczas pobytu Wokulskiego w Paryżu. Ta część powieści to jakby odskocznia od zagęszczonej plątaniny wydarzeń warszawskich, które doprowadziły bohatera do stanu wyczerpania i chwilowej rezygnacji. Za granicą szuka ukojenia, a znajduje zapasy nowej energii, początkowo przytłaczająca gmatwanina ulic miasta staje się żywiołowością, która o ile porywa wraz ze swoim prądem, o tyle domaga się odnalezienie w nim logiki, metody. Wokulski, studiując mapę, odkrywa, że miasto podobne jest do gąsienicy ogromnych rozmiarów. Porusza go myśl, że wysiłki ludzi uważających się za wolnych (Wokulski jest przecież we Francji, ideologicznej kolebki nowożytnego pojęcia wolności osobistej) krystalizują się ostatecznie w jakiś wyższy z zewnątrz narzucony porządek. Dystansuje się do niedawnej przeszłości. Może jego postępowanie nie było wynikiem świadomych decyzji, może panna Izabela jest tak samo bezwolną istotą, ofiarą swojej sfery.

Powrót do kraju przynosi kolejne symboliczne wydarzenia. Ludowa legenda opowiedziana Wokulskiemu i Izabeli przez Węgiełka bardzo jasno odnosi się do prawdziwej historii ich dwojga, o czym wydaje się nawet wiedzieć panna Izabela, gdyż spuszcza głowę i staje się przygaszona, jakby odnajdywała siebie w roli księżniczki z opowieści. Historia spod ruin Zasławia ma również wymiar proroczy. Od kiedy została wypowiedziana realizuje się jak samospełniająca się przepowiednia. Wokulski-kowal demaskuje księżniczkę-Izabelę. Przeżywa rozczarowanie, które unicestwia sens jego dotychczasowych wysiłków. Odtąd kowal nie musi i nie chce już walczyć o księżniczkę.

W jaki sposób te i inne elementy fabuły korespondują z mitem o perle? Wokulski to także bohater dynamiczny, nomadyczny. Podobnie jak bohater "Hymnu" zjawia się nieproszony z jakiejś odległej krainy jako przybysz, Obcy, wśród szemrania stałych mieszkańców. Musi szybko odnaleźć swoje miejsce, natrafia na niewygodne formy, dostosowuje się, żeby przetrwać, zaczyna podlegać prawom niegościnnej krainy, żyć jej życiem, zapomina o dawnych ideałach, staje się Obcy dla samego siebie. Zakochuje się w kobiecie sądząc mylnie, że to jest właśnie cel jego życiowej drogi. Wtedy zaczynają docierać do niego proste na pozór rzeczy, które przybierają rolę sygnału, bodźca do posłużenia się refleksją. Wokulski przystaje momentami ze zdziwienia nad własnym życiem, ogląda te same rzeczy kilka razy i odkrywa w nich nową jakość, w takich chwilach przeżywa rzeczywistość na nowo. Najpełniejszym opisem takiej sytuacji, a równocześnie pierwszą oznaką "budzenia się" jest spacer po Powiślu. Odruchowy gest ofiarowania małej sumy znajomemu w potrzebie uświadamia mu nieoczekiwanie oczywistość, że oto wydobył człowieka z nędzy w parę sekund i małym kosztem, tymczasem nigdy nie interesowało go co dzieje się z tysiącami rubli zostawianymi na cele dobroczynne w różnych fundacjach, poraża go myśl, jak wiele rodzin nędzarzy mógłby ocalić jego majątek. Jednak jemu samemu własne bogactwa nie są w stanie zapewnić nawet odrobiny szczęścia. Jest to moment, w którym Wokulski otwiera się na świat. Odgania od siebie motyla-pannę Izabelę i pochyla się nad niedolą mas żyjących w głodzie i poniżeniu. Stają się mu bliższe poprzez swoje cierpienie. W ten sposób rodzi się zdolność współodczuwania, poczucie solidarności z szarym tłumem, wyczulenie na krzywdę innych, które pomaga wyjść z egotycznej postawy jaką do tej pory prezentował, roztrząsając w samotności swoje porażki. Tę niesamowitą przemianę Prus opisuje używając pięknej metafory: "I dopiero gdy wielki ból osobisty zaorał mu i zbronował duszę, na tym gruncie użyźnionym krwią własną i skropionym niewidzialnymi dla świata łzami wyrosła osobliwa roślina: współczucie powszechne, ogarniające wszystko - ludzi, zwierzęta, nawet przedmioty, które nazywają martwymi."

Równie dziwnego uczucia doznaje Wokulski, gdy dostrzega swoje odbicie w lustrze, rozglądając się po hotelowym pokoju. Po przybyciu pod paryski adres, Wokulski siada na łóżku i próbuje uspokoić rozedrgane nerwy, przede wszystkim chce przekonać siebie, że jest nareszcie sam, z dala od "widma"-panny Izabeli. Tymczasem znajduje przed sobą widok niesamowity: "naprzeciw siebie zobaczył taki sam pokój jak jego, takie samo łóżko z baldachimem, a na nim... siebie!... Było to jedno z najsilniejszych wstrząśnień, jakich doznał w życiu, sprawdziwszy własnymi oczyma, że tu gdzie uważał się za zupełnie samotnego, towarzyszy mu nieodstępny świadek... on sam!"

Sobowtór przypomina bohaterowi o istnieniu jakiegoś drugiego "ja", zaginionej tożsamości. Od tej pory Wokulski próbuje innych "możliwości" swojego życia niż wieczna tęsknota za panną Izabelą. Paryż jest dla niego jak wielki poligon doświadczalny, oferuje wszelkie rozrywki o jakich może tylko pomyśleć znudzony Europejczyk, potrafi zrealizować każdą zachciankę, na jaką stać najbardziej wybrednego sybarytę, daje szanse wykazania się jednostkom wybitnym i posiadającym duże aspiracje. Wokulski zachowuje się jak człowiek oszołomiony, działa bezcelowo, bez planu, daje się wciągnąć w wir życia miasta, jakby chciał wszystko dotknąć zbadać, potwierdzić rzeczywiste istnienie każdej rzeczy. Jakiś mechanizm w jego duszy został wprawiony w ruch jeszcze w Warszawie, gdy obdarzył świat współczuciem. W Paryżu Wokulskiemu wydaje się, że przeżywa ponowne narodziny dla świata. Z perspektywy Lutecji Warszawa jest mała i odległa, a całe dotychczasowe życie - nikłe i nieważne ("Nieraz zdawało mu się, że jest istotą, która dziwnym zbiegiem wypadków urodziła się przed kilkoma dniami tu, na bruku paryskim, i że wszystko, co mu przychodziło na pamięć, jest złudzeniem, jakimś snem przedbytowym, który nigdy nie istniał w rzeczywistości.")

Wreszcie nadchodzi moment całkowitej deziluzji - podróż pociągiem z Izabelą i Starskim, dla Wokulskiego staje się jasne, że między dwojgiem kuzynostwa odbywa się od dłuższego czasu flirt. Uświadamia sobie, że nie tylko nie otrzyma miłości ze strony wybranki, ale nie może liczyć nawet na jej szacunek. Podejmuje desperacką decyzję, chce porzucić świat Izabeli, świat pozy i fałszu, który od początku nie był jego światem. Uciekając od skierniewickiego dworca, nosi w sobie ostateczną decyzję, potyka się o kamień i roi sobie, że sam kiedyś był kamieniem, ta myśl jest na tyle pociągająca, że w jego głowie powstaje cała koncepcja losu człowieka, który pojawił się na świecie jako kamień i tkwił w nim, aż został zbudzony do życia, by poznał co to pełnia istnienia. Nie doznaje jednak niczego poza najgłębszym cierpieniem. Zawsze jednak może przerwać swoje nieszczęśliwe trwanie...

W tych wszystkich momentach budzenia się świadomości towarzyszy Wokulskiemu tajemniczy Głos, wewnętrzny interlokutor. Tokarczuk widzi w nim głos wzywający do samookreślenia, wysiłku odkrywania swojej prawdziwej natury. Dotarłszy do tej prawdy, Wokulski musi zacząć projektować swoje życie od nowa. "Był znowu tylko człowiekiem zbolałym i słabym; ale w jego duszy huczał jakiś potężny głos niby echo kwietniowej burzy, grzmotami zapowiadającej wiosnę i zmartwychwstanie". Odratowaniem perły w tej opowieści jest odszukanie własnego "ja". Smokiem zaś, który opanował perłę była... Izabela. To właśnie z panną Łęcką stoczył Wokulski walkę o własną duszę.

Te zmagania z życiem Wokulskiego, jego tryumfy i upadki przypominają inny mit - mit o Syzyfie, który z ulubieńca stał się wygnańcem bogów, ukarany okrutnie za swoją śmiałość. Najciekawszą próba wykorzystania tego starożytnego mitu dla zrozumienia nowoczesności był esej Alberta Camusa, "Mit Syzyfa". Syzyf dla Camusa nie jest tylko człowiekiem potępionym, wliczonym w poczet skazańców biernym wykonawcą boskiej woli. Camus próbuje wejść w sytuację Syzyfa i zauważa, że może on po raz kolejny przechytrzyć bogów. Liczą oni bowiem na to, że każde wytrącenie z rąk kamienia korynckiemu władcy wpędzi go w rozpacz, bo przypomni mu o bezwartościowości jego wysiłku. Tymczasem Syzyf Camusa będzie próbował spiąć klamrą w jeden los każdy etap swojej pracy, wiedząc, że to co robi jest tak samo użyteczne jak i bezużyteczne, potrzebne jak i niepotrzebne, gdyż jest przede wszystkim absurdem. Skoro jednak innej drogi już nie będzie, tylko wciąż ta sama wędrówka pod górę i w dół, można przynajmniej uznać ten los za swój własny, korzystać z przewidywalności zdarzeń i czuć się panem każdej minuty życia, tego zbocza i kamienia. Syzyf spoglądający dumnie ze szczytu góry zdaje się mówić: "Nie ma takiego losu, którego nie przezwycięży pogarda."

Syzyf realizuje pomysł człowieka absurdalnego, w którym miał się dla Camusa realizować nowoczesny bohater - heros wybierający absurd . Idei bohatera absurdalnego poświęcił Camus kilka dzieł: "Kaligulę", "Obcego" i "Mit Syzyfa".

Absurd jest jedną z najważniejszych kategorii filozofii egzystencjalnej. Obiektywne poznawanie świata, kierujące się tylko zasadami logiki nie odpowiada na najgłębsze pragnienia człowieka. Świat jest pełen podziałów i sprzeczności - podpowiada doświadczenie, jednak człowiek nie czuję na to zgody, jedność myślenia, jaką posługuje się w autorefleksji chciałby widzieć w jedności świata, tak by był on mu bliski, przyjazny. Pragnienie jedności ugina się wobec nieczytelności i irracjonalności zewnętrznego świata.

Absurd rodzi się z konfrontacji tego co zewnętrzne i wewnętrzne. Pojawia się w życiu człowieka nagle, niespodziewanie jako przeczucie (Camus mówi o wrażliwości absurdalnej). Człowiek potrafi przez wiele lat żyć pogrążony w codzienności. Rutyna życia, monotonne wykonywanie tych samych zajęć pochłania człowieka, wprawia w stan otępienia, uśpienia. Następuje jakieś nagłe wydarzenie, czasem nawet najbardziej banalne, które podważa pewność i poczucie bezpieczeństwa, prowadzi do uświadomienia jednostajności i bezcelowości codziennych czynności, wówczas stajemy, mówiąc słowami Camusa, "w jasności widzenia wobec świata" i odkrywamy absurd. To dopiero początek drogi człowieka absurdalnego. Zyskuje on świadomość, że jest skazany na absurd i jednocześnie nie może na ten absurd wyrazić zgody. Musi od nowa zbudować swoją egzystencje w świecie, w którym jedyna pewność na jakiej może się oprzeć to absurd - trzeba więc go przezwyciężyć - przekroczyć w stronę pozytywną. Z niezgody na absurd rodzi się pierwotny, twórczy bunt człowieka, który może wreszcie określić swoją egzystencję, zbudować ją na pierwszej wartości jaką jest bunt.

Syzyf wg Camusa odnajduje szczęście, kiedy uświadamia sobie nieodwracalność swojego położenia. Syzyf przyjmuje do wiadomości, że nie ma już dla niego nadziei. Z tej oczywistości czyni swój skarb - bierze los w swoje ręce, wybiera w braku możliwości, ustanawia niemożliwość swoim szczęściem. Na tym polega jego heroizm - przemógł pokusę biernego poddania się losowi, przekroczył go i ustanowił siebie na nowo.

Czy Wokulski byłby przypadkiem człowieka absurdalnego?Aby się o tym przekonać, musimy wrócić do mitu o perle, który, jak wykazaliśmy jest przykładalny do historii opowiedzianej w "Lalce".

Jeśli przyjrzymy się konkretnie tym dwóm mitom w ich nowoczesnych interpretacjach, możemy wyróżnić przynajmniej jeden najważniejszy element wspólny im obu - motyw przemiany. Oba ujęcia łączy idea dojrzewania do buntu. Możemy uznać za porównywalne uczucie, jakiego doznaje bohater "Hymnu", odczytując w liście swoją przeszłość i odnajduje utracony cel podróży oraz chwilę, kiedy Syzyf, schodząc po kamień, który brutalnie mu wypchnięto, po raz pierwszy znajduje w swym trudzie źródło zadowolenia, sens istnienia.

W każdym wypadku dochodzi do rozpoznania właściwej ludzkiej kondycji. Moment ten stanowi kryzys dotychczasowej postawy, zakwestionowanie jej, będące warunkiem przemiany i przejścia do kolejnego etapu. Mityczni bohaterowie muszą zauważyć marność sytuacji w jakiej tkwili do tej pory, królewicz dostrzega plugawe szaty, które nosił i zrzuca je. Syzyf musi pozbyć się pragnień, które są jego udręką. Pogarda, także dla samego siebie i swoich czynów to pierwszy krok w deziluzji. Pogarda dowartościowuje, wywyższa pogardzającego, pozwala na odzyskanie królewskiego majestatu, w przypadku Syzyfa jest to odzyskanie człowieczeństwa. Okazując pychę, urąga on bogom, demaskuje słabość ich starań zmierzających do upodlenia człowieka w porównaniu z niezbywalną wartością, jaką jest ludzkie życie. Obaj osiągają zwycięstwo, książę przechytrzy wrogów, Syzyf zwycięży moralnie, drwiąc sobie z bogów.

Charakterystykę motywów postępowania Wokulskiego, musimy zatem dopełnić o tę najważniejszą cnotę człowieka absurdalnego - poczucie godności.
Wokulski mimo, iż dzięki swojej fortunie wydaje się figurą najważniejsza, postacią wokół której toczy się życie finansowe, towarzyskie i plotkarskie Warszawy, żyje jakby w stałym oddaleniu, stoi z boku wielkich wydarzeń jak postać drugoplanowa, nieistotna, żeby nie powiedzieć nadkompletowa. Wokulski pozostawia tak naprawdę bieg wypadków samym sobie. Gdyby jego wspólnicy o tym wiedzieli, na pewno nie powierzyliby mu pieniędzy, tymczasem uważają go za szarą eminencję, która nie miesza się do ich salonowych przedsięwzięć, by nie odbierać im blasku. Wokulski nie dystansuje się jednak do świata dla tego typu "szlachetnych" pobudek. Jego stosunek do ludzi wynika z jednej strony z poczucia klasowej przepaści, które odbiera mu śmiałość w kontakcie ze sferami panny Izabeli, z drugiej strony tkwi w nim głębokie poczucie krzywdy i czuje, że niesłusznie poniża siebie, że w rzeczywistości zasługuje na więcej.

Streszczenie dziejów Wokulskiego sprzed właściwej akcji "Lalki" to pasmo wydarzeń jeśli nie pechowych, to na pewno niespójnych, niefortunnych i niedokończonych, jakby jakieś fatum nie pozwalało bohaterowi wytrwać na żadnej z obranych ścieżek do końca. Każda z tych nitek urywa się, upór lub pasja bohatera nigdy nie zostają wynagrodzone.

"Gdy miał ochotę uczyć się, nie mógł, ponieważ w jego kraju potrzebowano nie uczonych, ale - chłopców i subiektów sklepowych. Gdy chciał służyć społeczeństwu, choćby ofiarą własnego życia, podsunięto mu fantastyczne marzenia zamiast programu, a potem - zapomniano o nim. Gdy szukał pracy, nie dano mu jej, lecz wskazano szeroki gościniec do ożenienia się ze starszą kobietą dla pieniędzy. Gdy nareszcie zakochał się i chciał zostać legalnym ojcem rodziny, kapłanem domowego ogniska, (...) postawiono go w położeniu bez wyjścia."
Syzyfowe prace nad poprawą swego położenia były samotną walką o godność. Nie pozwoliły Wokulskiemu wyrobić sobie dobrej opinii o ludzkich skłonnościach i stosunkach społecznych. Podkopały zaufanie bohatera do ludzi, którzy wciąż podkładali mu nogę, piętrzyli przeszkody lub zabierali drabinę, potrzebną by wspiąć się wyżej, jak wtedy, gdy jako chłopiec musiał się własnymi rękoma wydobyć z piwnicy u Hopfera, tak przez całe życie próbował wydźwignąć się wyżej w porządku społecznym, słysząc nad sobą kpiny z sukcesów i radość z jego porażek. Im jednak więcej ciosów przyjmował, tym wyraźniej czuł, że wobec zewnętrznego sprzeciwu jego dążenia muszą mieć jednak jakąś wartość. W takiej patologicznej sytuacji siłą, która nie pozwala się poddać w najgorszych chwilach, jest pogarda. O tym poczuciu wyższości przyjaciela dobrze wiedział Rzecki - "Wokulski dobrze znał ludzi i często porównywał się z nimi. Lecz gdziekolwiek był, wszędzie widział się trochę lepszym od innych."

Wokulski być może zdawał sobie sprawę, że wśród ludzi, z którymi przyszło mu przebywać, tylko on przeniknął prawdę o rzeczywistości na tyle, że może się nią bawić. Momentami zachowanie Wokulskiego bywa absurdalne. Na przykład podczas obiadu z Łęckimi celowo łamie etykietę, jedząc rybę nożem i widelcem. Innym razem w Paryżu myśli, czy by nie uderzyć w twarz jednego z klientów kawiarni, który uporczywie mu się przygląda, bawi go wizja śmierci w pojedynku, który niewątpliwie wynikłby z takiej awantury. Pogarda z jaką taksuje świat dosięga wreszcie pannę Izabelę. Największym przewinieniem lodowatej arystokratki nie była jej obojętność, ale brak szacunku. Przy drugim mężczyźnie nie potrafiła nawet udawać zobowiązania względem danego słowa, chociaż w każdej innej sytuacji poza była tym, co najlepiej jej wychodziło. Wokulski w duchu nie szczędzi jej za to gorzkich słów ("...chciałbym być sławnym i potężnym, ażebym mógł dowieść jej, jak nią gardzę.").

Co łączy oba możliwe sposoby rozpatrywania losów bohatera "Lalki"? Przede wszystkim posłużenie się mitem prowadzi do alegoryzacji, zatrzymania w obrazie, uwiecznienia i uniwersalizacji dziejów bohatera jednej powieści.
Tokarczuk stosuje mit bezpośrednio do literackiej opowieści, Camus potrzebuje Syzyfa, żeby wyjaśnić kondycję człowieka XX wieku, czyli do rozważań filozoficznych.
Oba te kierunki myślenia nie są niezgodne z naturą mitu, można powiedzieć, że są wręcz komplementarne. Mit bowiem to twór, który bytuje na zbiegu literatury i filozofii, nie można w nim oddzielić strony fabularnej od wykładni filozoficznej.

Powieść Reymonta "Ziemia obiecana" już na poziomie tytułu sugeruje, że trzeba podejść do opisanych wydarzeń z dystansem, z ironią, na myśl przychodzi nam bowiem biblijna kraina dobrobytu, a tymczasem od pierwszych stron powieść oferuje nam obrazy posępne, szkaradne, wyjęte z krajobrazu fabrycznego miasta. Borowiecki, wokół którego zbudowane są wydarzenia tej wielowątkowej powieści, jest postacią dla polskiej literatury szczególną. Na podstawie dotychczasowej tradycji literackiej spodziewalibyśmy się, że polski szlachcic w mieście zdominowanym przez niemieckich i żydowskich wyzyskiwaczy i spekulantów, okaże się postacią kryształową, a przynajmniej kierującą się wyraźnie odmiennymi ideałami niż wyznawcy etyki pieniądza. Tymczasem Borowiecki to zawodowy cynik. Nie budzi sympatii czytelnika, ale z pewnością zastanawia i każe się przyjrzeć motywom jego działania. Najbardziej odpycha w Borowieckim jego wyważenie, nieprzystępność, szorstka powierzchowność, z jaką traktuje nawet wieloletnich przyjaciół. Jest jednak w życiu Borowieckiego idea, przedsięwzięcie, z której powodu pokazuje się czasem od innej strony, która absorbuje go i o której marzy jak małe dziecko - pragnienie posiadania własnej fabryki. To ze względu na fabrykę właśnie zawiązuje spółkę z przyjaciółmi, co prawda nie darząc ich zbytnim zaufaniem, ale kiedy mógłby zachować się egoistycznie, Borowiecki woli podzielić się z kolegami wiadomościami i zyskami. To jego fabryka ma właśnie uszlachetnić łódzką produkcję, wyprzeć z rynku tandetę. To wreszcie myśl o fabryce potrafi go wzruszyć i wywołać uśmiech na twarzy.

Jest też w Borowieckim wiele więcej sprzeczności. Jego pragmatyzm nie współgra z ideą fixe, jaką jest budowa fabryki. Jako jedyny z całej trójki przyjaciół nie ma wystarczającego powodu, by stawiać własny zakład produkcyjny. Inwestycja stanowi dla niego ryzyko finansowe, musi przecież zrezygnować z dobrze płatnej pracy, a pamiętajmy, że odmawia także pracy u konkurencji, która chciała zwabić do siebie wybitnego kolorystę lepszą pensją.

Makiawelizm, jaki stosuje Borowiecki, niewiele go kosztuje wyrzeczeń moralnych, odczuwa on jednak ustawiczne rozdrażnienie i niepokój, nie ze względu na budzące się skrupuły, ale na poczucie ograniczeń, czy to natury finansowej, czy społecznej, które nie pozwalają mu rozwinąć skrzydeł. Jest przekonany, że jako właściciel wielu milionów byłby ich lepszym dysponentem niż każdy pierwszy lepszy łódzki "królik" ze względu na swoje wykształcenie, ogładę i poczucie smaku. Borowiecki czuje się stworzony do bycia milionerem, frustruje go myśl, że musi sięgać po posag ubogiej szlachcianki, by rozkręcić interes.

Nie jest to jedyna kwestia, w której bohater ujawnia emocje. Budzi w nim litość wdowa po robotniku, który zginął w fabryce, rozczula go chora kobieta, matka przyjaciela, ogromne wrażenie robi na nim śmierć ojca, któremu za życia nie okazywał dość przywiązania, boleśnie znosi odtrącenie przez jedną z najbardziej oddanych mu niegdyś kobiet ("siedział bez ruchu i bez myśli, patrzył w głąb własnego serca i coraz boleśniejszy blask wydobywał mu się spod przymkniętych powiek").

Spójność postaci zamazuje również szereg niekonsekwencji, jakie popełnia w innych sytuacjach: w dyskusjach jest nieprzejednanym krytykiem polskiego sentymentalizmu i mazgajstwa, w praktyce ratuje "resztki szlacheckie" pożyczkami (Trawiński) lub pracą (Jaskólski, Sochowie), ceni ludzi o wysokich standardach moralnych jak Wysocki, który leczy za półdarmo nędzarzy czy Anka, która wstawia się za biedakami i sama opatruje rannych w wypadku robotników, z drugiej strony krytykuje te ludzkie odruchy jako przejaw wstecznictwa i braku ducha nowoczesności; chce dorównać starym łódzkim potentatom, jednak gardzi ich prostactwem i blichtrem; sam projektuje sobie wielką fortunę i żałuje, że nie dysponuje od razu ogromnym kapitałem, jednak z niechęcią patrzy na tych, którzy zbyt szybko chcą się dorobić majątku i bez żenady wchodzą w cudzą skórę, jak Wilczek czy Karczmarek.

Wydaje się, że jedynym nieszczęściem, które mogłoby złamać tak mocno stąpającego po ziemi człowieka jak Borowiecki jest odebranie mu owocu jego wytrwałości i niezłomności - fabryki. Wiadomość o pożarze rzeczywiście była dla niego ogromnym wstrząsem. Powrót pociągiem do Łodzi to godziny najintensywniejszego niepokoju w życiu Borowieckiego, ten wysiłek myśli świetnie oddaje wysiłek maszyny podążającej z Borowieckim do jego fabryki.

Na miejscu tymczasem widok pogorzeliska nie sprowadza na niego nowej fali rozpaczy. Przeciwnie, opanowuje się i zaczyna chłodno szacować straty. Przełyka gorycz porażki i odsuwa na bok żal po zdradzie przyjaciela, której zresztą i tak się po nim spodziewał. Jest zdeterminowany odbudować fabrykę. Z wytrwałością godną Syzyfa wraca do realizacji swojego planu. Życie Borowieckiego podporządkowane jest jednemu celowi - zdobyciu bogactwa. Bohater jak zahipnotyzowany dąży tylko do tego jednego, sprowadzając każdą sferę życia do pomocniczej dziedziny. Borowiecki nie zadaje sobie pytań, po co mu właściwie nieprzebrane bogactwa, o których marzy, i czy rzeczywiście jest to środek do szczęścia, choć podobne pytania zadaje sobie wielu powieściowych bohaterów (Malinowski, Horn, Wysocki, Kurowski). Gdy poznajemy Borowieckiego, jest to cel wytyczony w jego życiu już dawno temu, niejako dany z zewnątrz, zastany.

W finale powieści Borowiecki staje zaskoczony wobec sukcesu, który nie daje mu oczekiwanej satysfakcji. Jest jak Syzyf, któremu wydało się, że unieruchomił kamień na szczycie góry. Tymczasem okazuje się, że celem, motorem działania człowieka nie jest nic materialnego, ale samo działanie, tworzenie własnego losu. Samorealizacja jest procesem, a nie osiągnięciem. "Życie nie jest to coś gotowego, to nie żadna gotowa rzeczywistość, lecz walka i praca, nieustanne wydzieranie żywiołu każdego okrucha, każdego momentu ludzkiego istnienia."- napisze jeden z młodopolskich publicystów, Stanisław Brzozowski ("Legenda Młodej Polski", Lwów 1910, s. 163.).

Borowiecki dowiaduje się o tym na własnej skórze. Dane mu było odkryć tę tajemnicę istnienia w momencie, gdy uznał, że już jest u szczytu. Przekonał się wtedy, że więcej stracił niż zyskał. Unieruchamiając swój los - uśmiercił tym samym swoją duszę. Wtedy właśnie w bohaterze zachodzi zadziwiająca zmiana. Ten fragment utworu był szczególnie źle oceniany przez krytyków współczesnych Reymontowi i późniejszych (Ignacy Matuszewski, Barbara Koc). Zarzuca się autorowi, że koniec jest nieprzekonujący, irracjonalny, odbiega od reszty pod względem formalnym. Podejrzewano, że autor pisał go w pośpiechu, bez pomysłu na rozwiązanie akcji.

(Przypomnijmy, że podobne oskarżenia o błędy kompozycyjne musiał odpierać Prus. Dla Świętochowskiego "Lalka" była powieścią po prostu "źle zrobioną", swojej techniki pisarskiej Prus bronił przekornie, odpowiadając: "plan powieści jest zawarty w jej treści". Stanowisko w tej sprawie przedstawił Prus m.in. w artykule: "Słówko o krytyce pozytywnej", który znaleźć można w t. III "Polskiej krytyki literackiej" i w "Programach i dyskusjach literackich okresu pozytywizmu". Metoda komponowania dzieła, jaką proponuje Prus, stawia "Lalkę" między powieścią realistyczną a modernistyczną, na nowatorstwo przyjętej postawy twórczej zwraca uwagę również Tokarczuk, na osobny esej zasługuje pokrewieństwo myśli o literaturze Prusa z teorią rozwoju Spencera czy witalistyczną filozofią Bergsona.)

Nie wydaje się jednak, aby był to zabieg nieprzemyślany. Jak bowiem pisze Tomasz Jodełka-Burzecki w książce "Reymont przy biurku", autor dbał szczególnie o zakończenia swoich utworów, tomów czy innych części kluczowych dla układu formalnego treści. Powstały również co najmniej dwie wersje ostatniego rozdziału "Ziemi obiecanej" ("Reymont przy biurku", Warszawa 1978, s. 324-327.).

Być może takie rozwiązanie historii Borowieckiego nie jest przypadkowe. Na pewno mógłby to być jeden z wariantów rozstrzygnięcia losów człowieka absurdalnego.
Borowiecki sam nazywa siebie w nowej sytuacji niewolnikiem milionów, czuje na sobie "złote kajdany". Widzi, że jego życie przemieniło się w strumień jednakich przemijających chwil. Postanawia wziąć los we własne ręce i na nowo pokierować swoim życiem. Podejmuje heroiczną walkę o wydobycie swojej egzystencji - powiedzieliby egzystencjaliści. Borowiecki zauważa, że jego droga jest dłuższa, praca jeszcze się nie skończyła. Odczuwając ból istnienia, skierowuje swoją uwagę na tych, którzy także cierpią z powodu ograniczeń tego świata. Zauważa, że egoizm jest przyczyną jego wewnętrznej pustki i osamotnienia. Wymownie brzmią słowa: "Człowiek nie może żyć tylko dla siebie - nie wolno mu tego pod grozą własnego nieszczęścia." Rodzi się poczucie solidarności.

Podobną drogę przebywa człowiek absurdalny w miarę jak ewoluuje myśl filozoficzna Camusa. Pisarz zauważa bowiem, że walka z absurdem, jaką jest indywidualizm, łączy wielu ludzi - jest to wspólny wysiłek o ocalenie ludzkiej godności. Stwarzając siebie, stwarzamy również projekt drugiego człowieka - chcemy bowiem dla siebie zawsze tego co najlepsze, mamy w głowie jakiś zamysł idealnego, spełnionego człowieka, do którego dążymy i wydaje nam się, że inni muszą także dążyć do tego ideału (poniekąd odzwierciedla to chrześcijańskie przykazanie: Kochaj bliźniego swego jak siebie samego). Myśląc o sobie myślimy paradoksalnie także o wszystkich innych ludziach. Dlatego tak ważna jest świadomość braterstwa, współodczuwania, jakie łączy wszystkich ludzi podobnych nam już tylko przez swoje człowieczeństwo. Stwarzanie siebie to odpowiedzialne zadanie, także w wymiarze społecznym. Człowiek powinien uczynić siebie takim, jakim chciałby, by byli wszyscy ludzie.

Bohatera "Ziemi obiecanej" zostawiamy, gdy buduje plany pomocy najbiedniejszym mieszkańcom Łodzi - nędzy, na którą do tej pory wydawał się obojętny.
W tym momencie przypomina nam się Wokulski i jego "nowy zmysł" wrażliwości, który przybył mu, gdy sam przygnieciony osobistym nieszczęściem zawędrował na Powiśle. Był to jeden z tych momentów, w których, jak powiedzieliśmy, odezwał się w bohaterze głos wezwania. Kilka takich nawoływań doprowadziło do wewnętrznej metamorfozy bohatera - obudził się w nim nowy człowiek. Czy w życiu Borowieckiego również pojawiały się podobne sygnały zapowiadające wielką przemianę? Były nimi wszystkie sytuacje kryzysowe, punktem kulminacyjnym w życiu bohatera był pożar fabryki. Wydaje się, że w obliczu takiej klęski Borowiecki spokornieje i zrewiduje dotychczasowe życie, ale był to wstrząs niewystarczający. Jego konsekwencje miały jednak dać znać o sobie później. Najskuteczniejszym bodźcem do zmiany okazała się dopiero klęska moralna, jaką stał się ślub z Madą. Pogarda, jaką czuł do dziewczyny i jej rodziny, była zbyt silna, by przemogła ją miłość do milionów. W rezultacie Borowiecki zaczął pogardzać także samym sobą. Introspekcja doprowadziła go do poważnych przewartościowań, a może lepiej: do jakichkolwiek wartościowań. Jeżeli Olga Tokarczuk twierdzi, że swojemu przebudzeniu Wokulski zawdzięczał odzyskanie duszy, to o Borowieckim możemy powiedzieć, że kiedy oprzytomniał, odzyskał dopiero swoje serce, ludzką twarz.

Innym zarzutem wysuwanym przeciwko Reymontowi w odniesieniu do "Ziemi obiecanej" było to, że nie pogłębił psychologii postaci. Należy jednak pamiętać, że w ten sposób głównym bohaterem powieści staje się miasto, które ożywa, jest na kartach książki nieustannie demonizowane, animizowane, traktowane jak machina, automat lub jak myśląca istota. Zawsze jednak jest czynnikiem decydującym. Miasto dyktuje warunki, ustala granice działania jego mieszkańców, ich motywy i potrzeby. Taka przewaga ma swoje uzasadnienie w koncepcji relacji człowieka i świata, której odpowiednikiem jest w powieści relacja Lodzermenscha i Łodzi.

Łódź to tygiel, do którego napływają coraz to nowe masy ludzkie, mieszają się ze sobą, przenikają i unifikują, homogenizują, tracąc indywidualność.
Sam Reymont był zafascynowany tą siłą, jaką miasto pociąga za sobą ludzkie rzesze: "dla mnie Łódź jest jakąś mistyczną wprost potęgą ekonomiczną, mniejsza czy złą lub dobrą, ale potęgą, która ogarnia swoją władzą coraz szersze koła ludzkie" - pisał w 1986 r., zbierając materiały do powieści.

Pisarz oddał tę żywiołowość, opisując miasto z ogromną szczegółowością, kawałek po kawałku, rejestrując w sposób filmowy jego ruchliwość i bujność życia. "Łódź to epos dla mnie" - mówi autor kiedy indziej w swoich listach.

W tak przedstawionej rzeczywistości miejsce akcji dominuje nad bohaterami, wypływają oni co jakiś czas i zanurzają się z powrotem w rwącym nurcie miasta.
Nic dziwnego, że opisani udzie wydają się oderwanymi jednostkami.

Samotność człowieka w tłumie to ważny rys społeczeństwa cywilizacji industrialnej (Maria Komornicka, poetka Młodej Polski, autorka liryki szczególnie zaaferowanej tragizmem egzystencji człowieka w świecie, nazwie tę sytuację "więzieniem z odwróconych pleców") - wyizolowane jednostki mogą sprzymierzać się ze sobą, kierując się wspólnym interesem, ale poza tymi handlowymi sojuszami nic ich nie łączy.

Z drugiej strony wszystkich występujących w powieści bohaterów łączy bardzo wiele - kategoria Lodzermenscha. Łódź - ten zbiorowy bohater - to nieszczęśliwa zbiorowość tumaniona ułudą zdobycia pieniędzy, podczas gdy nikt - ani człowiek uciskany, ani też bogacący się na cudzej pracy - nie wydaje się ze swym losem pogodzony. Ziemia obiecana okazuje się fatamorganą, zamiast raju przybysze zastają piasek, na którym człowiek musi pracować dzień i noc, żeby wyrwać coś dla siebie. Jeżeli nawet uda mu się zdobyć majątek, nie potrafi już z niego korzystać - nadmierny wysiłek zabił w nim chęć używania, nie potrafi też podzielić się nim z innymi - długoletnia walka o złoto wyniszcza wszelkie szlachetniejsze uczucia i czyni obojętnym na potrzeby i cierpienia bliźnich - taki jest zbiorowy los Lodzermenschen.

Określenie "Lodzermensch" nasuwa na myśl to co Heidegger nazywał "das Man".

Pod tym pojęciem kryje się wszystko to co zbiorowe i anonimowe, ta część naszych zachowań i myśli, dzięki której jesteśmy częścią tłumu. Wg Heideggera człowiek jest z konieczności zespolony ze światem - istnieje zawsze w świecie, do którego został wrzucony. Jednak jako istota świadoma swej egzystencji czuje odrębność od reszty bytów. Świat wydaje mu się obcy i wrogi przez swoją różnorodność, dlatego próbuje oswoić, ujednolicić sferę, w której porusza się wraz z innymi ludźmi. Przybiera ona formę "das Man", uniwersalnej codzienności - dziedziny, w której wszyscy jesteśmy tacy sami, rezygnujemy z własnej autentyczności za komfort zadomowienia.

Człowiek jest samotny nie tylko z powodu braku związków z ludźmi, samotność powoduje także nieufność wobec całego otoczenia - środowiska życia, brak zakorzenienia i poczucie obcości w miejskim konglomeracie. Łódź nie jest przy tym zwykłym miastem, jest tworem od samego początku sztucznym, miastem przemysłowym - siedzibą przemysłu, a nie osiedli ludzkich. Ludzie są potrzebni o tyle, o ile maszyny wymagają kogoś do ich obsługi. Tak jak sztuczna jest relacja człowiek-maszyna, tak nienaturalne są stosunki międzyludzkie. Borowiecki razi nas chłodem i wyrachowaniem, zimną krwią. Nie może on jednak postępować inaczej. Musi stale nosić maskę, niejako upodobnić się do stalowej, nieczującej maszyny. Takiej maski nie potrzebują ludzie żyjący w środowisku naturalnym. życie człowieka w wielkim mieście jest nieautentyczne, pełne kalkulacji i hamujące ludzkie odruchy. Dlatego dla kontrastu znalazł się w książce obraz miejsca z innego porządku, chociaż geograficznie nieodległego od Łodzi, Kurowa. Odmienność łódzkiej aglomeracji od szlacheckiego folwarku podkreśla nawet pora roku, w jakiej rozgrywają się sceny w mieście i na wsi. Łódź jest zawsze oddawana na tle chłodnej pory roku - błotnistej jesieni i równie błotnistej zimy (wyraz "błoto", jak wykazały badania frekwencyjne, jest najczęściej pojawiającym się w powieści rzeczownikiem), rodzinny dworek natomiast bohater odwiedza wiosną. Wieś jest pełna słońca, barw i zdrowej bujnej przyrody. Mieszkający w niej ludzie żyją od lat wg tych samych rytuałów, jednak nie są znudzeni. Goście z sąsiedztwa pana Adama są zawsze tak samo spontaniczni i pełni wigoru.

Filozofia egzystencjalna to raczej zbiór pokrewnych motywów, szczególna formacja intelektualna jednocząca wielu myślicieli i literatów, niż jakiś spójny nurt w historii filozofii, a tym bardziej w literaturze. Zasadniczo pisarzy tych łączy wyjściowy pesymizm, zwątpienie w siły racjonalizmu, zakwestionowanie całej pewności, jaką dawało człowiekowi poznanie rozumowe. Życie człowieka staje się nieuzasadnione, irracjonalne. Człowiek bez oparcia w rozumie, tradycji, Bogu (Bóg jest albo niezrozumiały albo zbyt odległy, by mógł się człowiekowi do czegoś przydać) staje w obliczu swego istnienia, które jest jedyną niezbywalną pewnością i wartością. Zauważa ogrom swej pustki, osamotnienia, przepaść między jego oczekiwaniami i potrzebami a tym, co może zaoferować mu świat - domena chaosu, rozpaczy, rozkładu - świat nieustannie ciąży ku śmierci wbrew woli życia wszystkich żywych istot. Świat jest sztuczny - bo nieludzki, skazuje na wyobcowanie. Co chwilę zaskakuje nas czymś nieznanym, od urodzenia aż do śmierci spotykamy rzeczy nowe, pierwszy raz widziane. Człowiekowi dostępny jest tylko mały wycinek jego codzienności, a i ten go przerasta. Dlatego stara się on nie oddzielać od świata, większość ludzi nie chce odstawać od otoczenia, wpadają oni w rytm monotonnych zdarzeń. Czują się w nim zadomowieni, świat nie stanowi dla nich niewiadomej, są w nim przyjemnie zagubieni, rozproszeni w jednakowości.
Jednak zdarzają się jednostki, którym taka forma życia nie wystarczy. Zwracają się myślą ku sobie i dostrzegają swą alienację, tragizm życia. Tylko tacy ludzie wg egzystencjalistów w pełni istnieją. Potwierdzili swoje stworzenie, dokonując aktu aktualizacji swojej egzystencji.

W nowym wymiarze istnienia pojawia się poczucie absurdu - pierwszy krok na drodze do samodzielnego, świadomego decydowania o swoim życiu.

Twórcy egzystencjalni dla wypowiedzenia swej myśli często posługiwali się mitami, bądź figurami postaci historycznych, zwykle ze starożytności, których życie też w ciągu wieków obrosło mitami i anegdotami (u Camusa: Syzyf, Tantal, Kaligula). Mit jest szczególnie przydatnym narzędziem, kiedy nie chcemy przemawiać od rozumu, ale do wyobraźni, pamięci archetypicznej. Mythos to sposób mówienia o tym co irracjonalne, niewysławialne środkami jakie daje nam logos. Mit wziął się z przynależnej człowiekowi, odwiecznej potrzeby poznania. Dzięki niemu zjawiska budzące grozę i podziw stawały się wytłumaczalne, bliższe. Myślenie mitologiczne wystarczało człowiekowi do w y j a ś n i a n i a świata na długie wieki do czasów Sokratejskiej zmiany podejścia na rzecz r o z u m i e n i a. Historia wędrówek myśli ludzkiej od logosu do mythosu pokazuje, że kultura zapożyczała się w świecie mitów, gdy jej własny świat znajdował się w kryzysie. Także literatura końca XIX w. sięgnie do mitologii, by poszukać w niej lekarstwa na trucizny dekadentyzmu. Zapanuje głód szczególnie na symbolikę odrodzenia. Dlatego odżyje: mit eleuzyjski, mit Dionizosa, mit o Orfeuszu i Eurydyce, mit o Feniksie, które Młoda Polska wykorzysta w swojej historiozofii.

Historia Syzyfa i "Hymn o perle" przyłożone do Lalki i powieści Reymonta pozwalają wydobyć nowy porządek utworów, odczytać jeszcze jedna zamkniętą w nich interpretacje, niekoniecznie przewidzianą przez autorów, ale układającą się w zaskakująco spójną całość.

Prus i Reymont, chociaż ich twórczość dzieli od Camusa i Sartre'a jeszcze kilka dziesięcioleci, musieli znać dorobek Schopenhauera, Nietzschego czy Kierkegaarda - prekursorów egzystencjalizmu. Każdy utwór literacki, może z wyjątkiem powieści tendencyjnej i pisarstwa moralizatorskiego, nie jest dokładnym odbiciem dominującego w chwili powstania nurtu, kryje w sobie zawsze mieszaninę odmierzanych w różnych proporcjach prądów, konwencji, tradycji literackich, nasycony jest wszelkimi ideami, poglądami, wartościami, z jakimi autor zetknął się w swoim życiu i jakie uznał w danym procesie twórczym za istotne, by powstało dzieło realizujące jego zamysł, wizję artystyczną
i równocześnie zrozumiałe dla współczesnego mu czytelnika.

Dzieł napisanych z tak dużym rozmachem jak "Lalka" i "Ziemia obiecana" nie można odczytywać tylko w ramach realizmu, naturalizmu bądź impresjonizmu, przez pryzmat idei pozytywizmu czy kategorii estetycznych modernizmu, ze względu na genezę historyczną lub z punktu widzenia uwarunkowań społecznych epoki. Ich ponadczasowość, nieprzemijalna atrakcyjność świadczą o tym, że zasługują na głębsze odczytanie.

Opracowane przez: EMILIA OLSZEWSKA

Ewa Paczoska, Dojrzewanie, dojrzałość, niedojrzałość: od Bolesława Prusa do Olgi Tokarczuk, Warszawa 2004, [tu:] Niemłodzi i starzy u Prusa; Odkrytka z XIX wieku; Czekając na perłę (na marginesach książki Olgi Tokarczuk o „Lalce”)
Grażyna Borkowska, Pozytywiści i inni, Warszawa 1996, [tu:] podrozdz. Bolesław Prus - dziwność istnienia
Idem, Prusa filozofia życia, [w:] Jubileuszowe "żniwo u Prusa", red. Z. Przybyła, Częstochowa 1998
Maria Zakrzewska, Stanisław Wokulski, bohater "Lalki" B. Prusa, Szczecin 1982
Barbara Bobrowska, Małe narracje Prusa, Gdańsk 2004, [tu:] Pominięci, opuszczeni, niedołęgi, zmarnowani - czyli "nic nie ginie"; Mława i Werki, czyli o "reporteryi transcendentalnej"; Sen - "o okropnym głosie wołającym"
Wśród tułaczy i wędrowców. Studia młodopolskie, red. Stanisław Fita, Jakub A. Malik, Lublin 2001, [tu:] Katarzyna Górkiewicz, Nowy bohater w nowej rzeczywistości - łódzki świat w "Ziemi obiecanej"
Ignacy Matuszewski, Przemysł w powieści, [w:] Tygodnik Ilustrowany 1899, nr 38-39
Jerzy Starnawski, Reymont i inni, Warszawa 2002
Józef Rurawski, Władysław Reymont, Warszawa 1977
Kazimierz Wyka, Reymont, czyli ucieczka do życia, Warszawa 1979, [tu:] Potęga żywiołowa prawie
M. Podraza-Kwiatkowska, Młodopolskie harmonie i dysonanse, Warszawa 1969
Mieczysław Dąbrowski, Dyskurs interetniczny w "Ziemi obiecanej", [w:] Reymont - radość i smutek czytania, red. Janusz Rohoziński, Pułtusk 2001
Tomasz Jodełka-Burzecki, Reymont przy biurku, Warszawa 1978, rozdz. 9
Jakub A. Malik, Modernistyczne credo - o religijności Władysława Stanisława Reymonta, [w:] Inny Reymont, red. Władysława Książek-Bryłowa, Lublin 2002
Milena Wika, Nazwy "Łódź", "łódzki", "po łódzku" jako element wartościujący w powieści W. Reymonta "Ziemia obiecana", [w:] Inny Reymont, red. Władysława Książek-Bryłowa, Lublin 2002
Jerzy Kossak, Egzystencjalizm w filozofii i literaturze, Warszawa 1971
Wojciech Natanson, Szczęście Syzyfa, Kraków 1980
Ryszard Mordarski, Albert Camus. Między absurdem a solidarnością, Bydgoszcz 1999

Źródła
  1. Bolesław Prus, Lalka, Kraków 2006
  2. Władysław Stanisław Reymont, Ziemia obiecana, Łódź 1987
  3. Olga Tokarczuk, Lalka i perła, Kraków 2001
  4. Albert Camus, Mit Syzyfa, Warszawa 2001
Czy tekst był przydatny? Tak Nie

Czas czytania: 38 minut

Typ pracy