profil

Wcielając się w postać bohatera (pustelnika), przedstaw w wybranej formie możliwe motywy jego życiowego wyboru.

poleca 85% 1520 głosów

Treść
Grafika
Filmy
Komentarze

Korony rozłożystych, soczyście zielonych drzew nachylały się ku mnie jakby witając swymi kolorami i świeżością, po długim okresie ich naturalnego snu. Leżałem na trawie i obserwowałem wybudzoną z zimowej drzemki naturę. Było cicho. Tylko czasem delikatny wietrzyk ocierał się o mnie i pączki roślin wokoło, głaskał liście i krzewy szumiąc przy tym przyjaźnie, jakby chciał krzyknąć ?ach w końcu, jesteście!?. Moje krowy pasły się na łączce nieopodal altany, równie wesołe jak ja. Rozmawiały ze sobą pewnie o tym, o czym wszystkie pozostałe zwierzęta o tej porze roku ? zachwycały się świeżą trawą, obserwowały przebiegające gdzieniegdzie sarny czy jelenie w oddali. Byłem we wspaniałym humorze. Wyczyściłem już magazynek dla pszczół, oraz nieco ?wyremontowałem? moją drewnianą chałupkę. Zreperowałem dach, posadziłem przed wejściem kilka cebulek kwiatów, narąbałem trochę drewna, z którego części zbiłem sobie nowe krzesełka. Wokoło pachniało świeżą ziemią, woń konwalii pyszna i radosna wbijała się w moje nozdrza i aż prosiła, aby zamknąć ją w jakiś flakonik. Nie jedna kobieta ucieszyłaby się z tak eleganckiej perfumy. ?Ubiorę Ciebie w błękit kwiatów, niezapominajek i bławatków, ustroję Ciebie w paproć młodą i świat rozświetlę Twą urodą?? podśpiewywałem sobie w takt wymyślonej, albo niesionej przez świat melodii. Kiedy pracowałem przy grządkach podśpiewując głośno i radośnie, zza horyzontu wyłonił się zarys postaci. ?To pewnie pan Adam, z nasionami. Miał przyjść wkrótce? ? pomyślałem. Lecz nie był to on. Była to kobieta. Ubrana w brązową koszulkę na ramiączkach i spodenki ghaki wyraźnie rozglądała się wokoło jakby czegoś szukała, albo zabłądziła w tych stronach. Szła ku mnie w szybkim tempie, ale przewracała nogami, jakby tańczyła po trawie oddając hołd tej boskiej scenerii. Zbliżyła się do mnie i wyraźnie zwolniła kroku. Przyjrzała się mojej skromnej osobie z pewnej odległości, po czym pędem ruszyła w moim kierunku. Byłem co najmniej zaskoczony, gdy uwiesiła się na mojej szyi, krzycząc:
- Franciszku! Jak miło mi Ciebie widzieć! A już myślałam, że zabłądziłam!
Po kilku minutach tego dziwnego przedstawienia, gdy mnie puściła i zdołałem złapać oddech, mogłem zobaczyć jej twarz. Tak, to była córka mojej siostry Judyty ? Karolina. Tylko co ona robiła w tych stronach?
- Co ty tu robisz, dziecko? - rzuciłem uradowany, bo dotarło już do mnie że pan Bóg w ten piękny dzień zesłał mi jeszcze jedno szczęście ? wyjątkowego gościa.
- Musisz tak do mnie dziecko? - odparła jakby z przekąsem. ? Ja już mam osiemnaście wujku, to już nie dziecko. Poza tym kto by dziecko puścił tak daleko samo? Nie wiedziałam, że zamieszkałeś na końcu świata! ? wyrzucała z siebie potok słów szybko ale bardzo radośnie.
- Jaki to koniec świata, Karolinko! Spójrz, za tymi wzgórzami znajdują się lasy tak piękne i pełne przepychu, że jeszcze takich nie widziałaś! ? wskazałem jej ręką na wschód. ? Niestety trudno tam o wodę, dlatego wybrałem tę najbardziej nasłonecznioną polankę.
- Rzeczywiście tu pięknie. Ale to nie zmienia faktu, że strasznie daleko mieszkasz. Szłam do Ciebie od bladego świtu, jak tylko wysiadłam z pociągu na tej zabitej dechami wsi. Powiedzieli mi, że do Ciebie dwa kroki? - wyraźnie się zamyśliła. ? To dasz mi wujku coś do jedzenia, czy mam umrzeć z głodu? ? zapytała.
- Ano pewnie, pewnie. Mam pełno pysznego jedzenia. Wczoraj byłem na polowaniu, dziś rano nazbierałem tego, co pan Bóg mi tu zesłał. Chodźmy, zaparzę Ci mięty.
Po czym weszliśmy do chaty ściskając się i uśmiechając.
Całe popołudnie i wieczór spędziliśmy na miłej pogawędce, co też nowego u mojej rodziny ?w cywilizacji? jak ja to mówię, dowiedziałem się też, że Karolina postanowiła zostać u mnie parę dni. Bardzo mnie to ucieszyło. Mówiła, żebym wrócił do Krakowa, że Judyta dość ma moich dziwactw i że nie ma nawet zamiaru mnie odwiedzić. Owszem, zapraszałem ją tutaj z Karoliną, ale nie sądziłem, że przyjmą zaproszenie. Moja rodzina od pokoleń zamieszkująca Kraków, uczestnicząca we wszystkich prestiżowych przyjęciach, chadzająca do teatrów i galerii sztuki, biegle posługująca się paroma językami i grająca na licznych instrumentach, uważała mnie za wydziczałego dziwaka. Owszem, na początku byłem taki jak oni. Nawet kilka lat wykładałem filozofię w Wyższej Szkole Filozoficzno ? Pedagogicznej, ale praca nie przypadła mi zbyt do gustu. Chadzałem po ulicach tego pięknego miasta, dumałem sobie przy herbacie w kawiarenkach na starówce, brałem udział w wystawach i przyjęciach, ale prawdę mówiąc nudziłem się niesamowicie w tej wyniosłej atmosferze. Kultura miasta, piękna i magiczna zaplotła mi na szyi ogromny supeł i zaciskała go coraz mocniej i mocniej, a ja dusiłem się w tej pięknej atmosferze wmawiając sobie że mając mieszkanie w najbogatszej dzielnicy, mam idealne życie. Co było potem? Potem powoli dojrzewałem do decyzji opuszczenia tego raju, na rzecz życia, którego nie znałem. Najpierw pojechałem tylko na urlop, do wsi, o której wspomniała Karolina. Wczasy agroturystyczne. Krowy, łąki, świeże jajka od kur i pełen luz. Pokochałem to miejsce. Następnie wyjeżdżałem tam coraz częściej, czasem nie było mnie po kilka miesięcy. Z rodziną byłem związany, ale nie byliśmy aż tak zżyci by stanowiło to dla mnie problem. Zaprzyjaźniłem się z ludźmi ze wsi, nauczyłem się jak trzyma się młotek i gwóźdź, aż w końcu kupiłem polanę, na której obecnie mieszkam. Należała do sołtysa tej wsi, nie potrzebował jej, za daleko mu było na wypas jego krów, skoro musiał być tam, na miejscu. Odsprzedał mi więc ten kawałek ziemi za rozsądne pieniądze, a ja jak tylko dokonałem transakcji kupiłem sobie deski i zacząłem budować mój nowy dom. Zajęło mi to kilka miesięcy. Miał być to dom letniskowy. Na początku taką miał funkcję. Ale zawsze, gdy musiałem wracać do Krakowa, żal mi było zostawiać to wszystko. Aż w końcu zrodziła się we mnie myśl, myśl natrętna i niedająca mi spokoju, by tu po prostu zamieszkać. By ten raj, który sobie sam stworzyłem był dla mnie cały czas, a nie tylko w wybrane tygodnie w roku. Zwolniłem się z pracy, oddałem rodzinie klucze do mieszkania na starówce, pieniądze ulokowałem w banku a sam ? pognałem ku przygodzie.
Minęło sporo czasu zanim przyswoiłem całą przydatną mi wiedzę. Była to jednak nauka przyjemna, chłonąłem ją ciesząc się z moich decyzji. Nauczyłem się zielarstwa, zachowań przyrody, jak radzić sobie w takich warunkach, jakie grzyby i rośliny są jadalne, aż w końcu jak dbać o zwierzęta w gospodarstwie. Te nauki, u prostych ludzi bardzo mnie do nich zbliżyły. Gdy spotykam się z tymi ludźmi czuję między nami więź, wiem że mogę na nich liczyć w każdej sytuacji. Na końcu postawiłem szopę gdzie umieściłem pszczoły. Kupiłem krowę, która wraz z krowami sołtysa pasie się na moim kawałku ziemi. To ja się nimi zajmuję. Mleko wymieniam na jaja, czasem mięso, pieczywo i inne produkty spożywcze. Raz na jakiś czas wyruszam gdzieś dalej, do miasteczka, i wymieniam przeczytane książki w antykwariacie na inne, te, na które nie miałem czasu żyjąc tempem miasta. Jakże dzień się tu wydłuża? swoim leniwym, lecz spokojnym i wyważonym czasem dyktowanym przez przyrodę?
- Wujku? Wrócisz do nas, do Krakowa? ? wyrwała mnie z przemyśleń Karolina. Spojrzała na mnie tymi swoimi dużymi oczami i czekała na odpowiedź. Jej długie, brązowe i lekko pofalowane włosy opadające na ramiona miały śliczny kolor w świetle nadającym przez ogień z kominka. Uśmiechnąłem się do niej szeroko, pogłaskałem po głowie i odparłem:
- Widziałaś kiedyś moja droga rozgwieżdżone niebo? Granatowe jak tusz, niezepsute przez sztuczne światła miast, głębokie jak ocean, pełne magii i aniołów?
Karolina odwzajemniła mój uśmiech. Jej oczy zabłysły. Wiedziałem, że zrozumiała moją odpowiedź. Wyszliśmy z chaty po północy i leżąc w snopie siana, zanurzaliśmy się w inne galaktyki. Niebo spadało na nas, opierało się na naszych ciałach i zachwycało kolorami. A moje konwalie pachniały szczęściem. Szczęściem drewnianej chaty, wiatru i drobinek piachu przyniesionego jako kurz z odległych miast, wraz z Karoliną.

Czy tekst był przydatny? Tak Nie
Opracowania powiązane z tekstem

Czas czytania: 8 minut

Podobne tematy