profil

Czego oczekujesz od satyry? By wyśmiewała, uczyła, czy napominała?

poleca 85% 282 głosów

Treść
Grafika
Filmy
Komentarze

Satyra jest dosyć nietypowym gatunkiem literackim, gdyż w obecnym rozumieniu nie podpada pod żadne ograniczenia gatunkowe, ani nawet rodzajowe. A skoro cieszy się taką swobodą, to mamy też prawo mieć wobec niej duże wymagania. Zatem odpowiem zachłannie, że oczekuję od satyry zarówno tego, by wyśmiewała, jak i uczyła i napominała. Jednakże będąc człowiekiem tolerancyjnym, nie wymagam od konkretnego dzieła, żeby zarazem wyśmiewało i uczyło (chociażby z tego powodu, że nie uważam wyśmiewania za najwłaściwszy ze sposobów nauczania; tym bardziej, że sam jestem uczniem) ale swoje pretensje kieruję raczej do całego gatunku; licząc, że na każde z wyżej wymienionych zapotrzebowań satyra dysponuje odpowiednimi utworami.
Zatem zacznijmy od nauczania; bynajmniej nie dlatego, że mam do niego jakiś szczególny sentyment, ale po to, by najgorsze mieć jak najszybciej za sobą. Jako przykład satyry, której rolą jest nauczanie zdecydowałem się wybrać Monachomachię. Trudno po prostu o lepszą niż ta ilustrację, gdyż sam autor tak pisze w swoim dziele:

I śmiech niekiedy może być nauką,
Kiedy się z przywar, nie z osób natrząsa,
I żart dowcipną przyprawiony sztuką,
Zbawienny, kiedy szczypie, a nie kąsa (...)

Zresztą trudno się z Krasickim nie zgodzić, że satyra ma prawo przeplatać nawet tak sprzeczne ze sobą pojęcia, jak „cywilizowane” nauczanie i bezpardonowe wyśmiewanie, gdyż już sama jej nazwa (łac. satira, od satura = mieszanina – słownik terminów literackich „Open”) sugeruje, że będziemy mieli do czynienia z „mieszaniną”. Wracając zatem do nauczania jako jednej z funkcji satyry, pokusiłbym się nawet o tezę, że jest ono nieodzowne dla istnienia tego gatunku. Czymże bowiem byłoby bezlitosne szydzenie bez wykazywania morału, bez nadziei na poprawę wykpiwanego zjawiska, bez dawania szansy na rehabilitację po uwolnieniu się od hybris? Czyż nie byłoby to zwykłe „kopanie leżącego”, niegodne nie tylko sztuki i artysty, ale i człowieka? Choć może to nie nauka jest domeną satyry, podobnie jak jedzenie nie jest sensem życia człowieka, co z radością skonstatował Harpagon, to jednak bez niej gatunek ten byłby co najmniej o tyle uboższy, o ile straciłoby życie pozbawione rozkoszy kulinarnych. A straciłoby sporo – może nie sens, może nie cel, ale z pewnością istotę.
Przejdźmy do napominania, które moim zdaniem pełni rolę pośrednią miedzy wyśmiewaniem, a omówionym już nauczaniem. Otóż według mnie, napominający nie musi posiadać takiego autorytetu, jaki niezbędny jest do nauczania, jednakże podobnie jak nauczyciel stara się on wskazać napominanemu właściwą drogę, z której ten zaczął niebezpiecznie zbaczać. Niemniej jednak, napominający przez swą subtelność, raczej aluzję niż przykazanie, wykazywanie prawdy metodą mogącą się kojarzyć z sokratejską dialektyką, daleki jest też od wyśmiewania. I znów niech przykładem będzie dzieło wspominanego już poety stanisławowskiego, tym razem utwór Do króla. Jak Krasicki bowiem słusznie zauważył, do napominania idealna staje się wysublimowana ironia, daleka od sarkazmu, taka, jaką możemy smakować czytając wspomniany poemat. Choć może się wydawać, że ironia, nawet najdelikatniejsza, to jednak wyśmiewanie, nie zaś wyzbyte z agresji napominanie, to jednak jako ilustrację do tej właśnie funkcji zdecydowałem się przypisać tę że satyrę, chociażby ze względu na kontrast w stosunku do takich dzieł, jak wiersz Fircyk Adama Naruszewicza, którego to zresztą wiersza także nie pominiemy w tejże pracy. Co się zatem tyczy napominania, jest ono doskonałym wyjściem z sytuacji, gdy nie można pokusić się na otwarty atak, uderzenie, którego człowiek honoru nie może pozostawić bez odwetu, szczególnie kiedy jest w przewadze, jak to miało miejsce w przypadku szlachty, która jest rzeczywistym adresatem satyry Do króla. Trudno przypuszczać, by Krasicki, sam będąc szlachcicem, zdołał osiągnąć zamierzony cel obrażając pozostałych „mości panów”. Zamiast tego, podmiot liryczny identyfikujący się z autorem tekstu krytykuje króla w sposób podobny jak czynią to inni, jednak przez przedstawienie tych samych zarzutów w „krzywym zwierciadle” uzyskuje efekt komiczny. Na przykład

Źle to więc, żeś jest Polak; źle, żeś nie przychodzień;
To gorsza (luboć, prawda, poprawiasz się co dzień) –
Przecież muszę wymówić, wybacz, że nie pieszczę –
Powiem więc bez ogródki: oto młodyś jeszcze.
Pięknież to, gdy na tronie sędziwość się mieści;
Tyś nań wstąpił mający lat tylko trzydzieści,
Bez siwizny, bez zmarszczków: zakał to nie lada.


W ten sposób każdy, kto nawet w delikatniejszej formie podejmie się próby krytykowania monarchy z podobnych pobudek, tyle, że w „poważnym” kontekście, będzie musiał się liczyć z posądzenie o śmieszność przez konfrontację z satyrą. Co zaś do napominania samego w sobie, to choć jest ono najmniej wyraziste z trzech dyskutowanych przez nas funkcji satyry, to jednak zdarzają się sytuacje, kiedy jest ono jedyną z możliwości wytknięcia błędów.
Nietrudno zgadnąć, że kolej teraz na najprzyjemniejszą może z wszystkich ról, jakich spodziewamy się po satyrze. Wyśmiewanie. Aby w pełni wczuć się w jego klimat, przypomnijmy sobie chociażby zapowiedziany wcześniej wiersz Adama Naruszewicza Fircyk

Oh! Kiedyż fircyk grzecznym kawalerem takiem,
Któż będzie sowizdrzałem, głupcem i pustakiem?

Cóż za namacalna wręcz nienawiść tak do samego nieszczęsnego dandysa, jak i do mas go podziwiających! Cóż za frontalny atak graniczący z bezczelnością! Nie ma miejsca na subtelne sugerowanie szczegółu, nad którym należałoby popracować, aby osiągnąć pełnię doskonałości. – Albo zostanie się popartym i odniesie spektakularny sukces w tępieniu wyszydzanej postawy albo też ściągnie się agresję na siebie. Nie ma wątpliwości, że w razie sukcesu represje na pokonanym będą ogromne, ale co, jeśli nie znajdzie się zrozumienia wśród adresatów? Naruszewicz niemal bez ogródek pisze, że adonisów uważa za głupców. Niewątpliwie należą mu się słowa uznania zarówno za odwagę, jak i za ułożenie z zarzutów satyry, zamiast nieeleganckiego bezpośredniego oskarżenia. Jednak satyrę wyśmiewającą uważam nie tyle za sztukę samą w sobie, ile za narzędzie walki; fakt, że bogato zdobione. O ile czytając satyry o mniej dosadnej wymowie czujemy, że mamy do czynienia z utworem literackim, to ten najskuteczniejszy rodzaj wiadomego gatunku już nam takiej pewności nie daje. Oczywiście zacytowany przeze mnie wiersz i tak jest klasyką gatunku, ale szczególnie obecnie ten rodzaj satyry wydaje mi się nieco nadużywany, szczególnie w sferze polityki. Wyśmiewanie z pewnością jest konieczne, ale przynajmniej we współczesnej formie ma on tyle wspólnego z tekstem literackim, co instrukcja obsługi wózka widłowego.

Reasumując, satyra może spełniać różnorakie role i jako broń ludzi światłych przeciw niegodnym postawom, czy niebezpiecznym jednostkom wydaje się niezastąpiona. Przez swą aluzyjność zyskuje autorytet i dzięki temu odnosi większy skutek, aniżeli bezpośrednio postawione zarzuty. Mimo swej niewątpliwie praktycznej roli, potrafi także wznieść się do poziomów sztuki i to sztuki jak najbardziej wysokiej. Całe szczęście, że satyra uwolniła się ze sztywnych ram narzuconych przez Horacego, gdyż ten gatunek jak żaden inny potrzebuje swobody. Satyra, choć odnoszę wrażenie, że dzisiaj nieco się zdewaluowała, nadal jest gatunkiem cenionym, także przeze mnie.

Czy tekst był przydatny? Tak Nie
Opracowania powiązane z tekstem

Czas czytania: 6 minut

Teksty kultury