profil

Co wnosimy do kultury europejskiej?

poleca 85% 108 głosów

Treść
Grafika
Filmy
Komentarze

Bycie Europejczykiem to bardzo odpowiedzialne stanowisko. Trzeba wykazać znajomość kulturowego dziedzictwa europejskiego, być zwolennikiem demokracji i tolerancji, być odpowiedzialnym za losy Europy. A dwa najważniejsze obowiązki to: umieć korzystać z dorobku kulturowego innych narodów oraz nie zamykać się w obrębie własnego państwa. My, Polacy zaliczamy się od początku powstania państwowości do zintegrowanej rodziny europejskiej. Z tego względu mamy wiele do zaoferowania z naszej skarbnicy kulturowej.

Dawno, dawno temu, w XVI wieku naszej ery pochodzący z Nagłowic pewien Polak, któremu rodzice na chrzcie świętym Mikołaj dali na imię, orzekł: „I niechaj narodowie wżdy postronni znają, iż Polacy nie gęsi, iż swój język mają”. Współcześni mu zarzucali, że „lata swoje w żarciech, karciech i rymowaniu strawił, nie teologii się uczył”. Wśród krytyków na czoło wysuwa się pewien ksiądz, Józef Wereszczyński, który wściekły na Reja, iż przeszedł na kalwinizm poświecił mu dziełko o ciekawym tytule „Gościniec pewny niepomiernym moczygębom a obmierzłym wydmikuflom świata tego”. Znał on dobrze poetę, gdyż często bywał u jego ojca „dla używania myślistwa”. Pisał o nim: „Gdy do ugaszenia pragnienia przyszło, gdybych o tym pisał szeroko, byłoby niejednemu śmieszno, bo jak rad by jadał potrawy trefne, tak też rzadko pijał piwo dobre. A gdy trafił do kogo na łotrowskie piwo, to pił, aż mu w karku trzeszczało”. Od razu widać, ze polskości to on nie mógł się wyprzeć. Każde dziecko wie, że Polak postrzegany jest w Europie jako, nie da się tego ukryć, opój. Jednak, gdyby nie on, kto wie, czy dzisiaj moglibyśmy narzekać na naszą zredukowaną polszczyznę, bo może do tej pory mówilibyśmy w „martwej” łacinie, bądź w innym języku byłych naszych zaborców, o czym dowiadujemy się z kart zagmatwanej historii Polski.

Utopia nigdy w naszym rodzinnym kraju nie istniała, tak jak zresztą w żadnym państwie, choć próbowano stworzyć ją z różnych względów. Światopogląd, w którym utonęło wiele sławnych postaci, wciągnął także Wisławę Szymborską. Moja ulubiona poetka, zwykła, filigranowa kobieta z niezwykłym talentem. Jakże wielka w swojej twórczości. Rozwinęła się, wręcz idealnie, gdy przestała wierzyć w utopię. Paradoksalnie dopiero wtedy na światło dzienne wypłynął kunszt jej utworów i misternie zbudowany świat, od kaftanika dzidziusia do idyllicznej wyspy w „Utopii”. Zawarte w jej wierszach sprawy dotyczące każdego człowieka, prezentują ciekawą i zrozumiałą filozofię życia. Przez swoistą ironię, przypomina człowiekowi o jego miejscu na Ziemi, mimo, iż jest panem świata, ale skazanym, tak jak wszystko co żyje, na zagładę. Jednak umie i chce zobaczyć w ludziach piękno, przyzwalając im na chwytanie dnia i zachęcając do radości życia. „W języku poezji, gdzie każde słowo się waży, nic już nie jest zwyczajne i normalne nie jest. Żaden kamień i żadna nad nim chmura. Żaden dzień i żadna po nim noc. A nade wszystko niczyje na tym świecie istnienie”. Szymborska, obdarzona również talentem plastycznym, ma na swoim koncie ilustracje do książek, a na co dzień wysyła swoim przyjaciołom plastyczne kolaże. Jest taką polską perełką w Europie, skądinąd noblistką „za poezję, która z ironiczną precyzją odsłania prawa biologii i działania historii we fragmentach ludzkiej rzeczywistości”.

Żaden język nie jest neutralny. Chętnie oddaje panujące w społeczeństwie zasady, nawyki i wartości. Stąd bardzo polskie powiedzenie „Polak potrafi”. „Polak potrafi” nie tylko wtedy, gdy stoi nad nim silniejszy z nahajkiem świszczącym koło ucha. Nasz kraj „w grobie” leżał po rozbiorach i wojnach światowych, a nasi przodkowie i tak go odbudowali. Nie ulękli się ani podziału kraju, wojen, czy nowej władzy. Poczucie narodowej tożsamości i identyfikacji znane jest od dawien dawna w społeczności polskiej. Kodeks rycerski z czasów średniowiecza, przewidywał w swoich założeniach, unikanie krzywoprzysięstwa i zdrady, pobożność i wierność oraz poczucie honoru. Kochanowski również nawoływał, iż służba ojczyźnie to wykładnia cnotliwego życia. Nie dziwi więc fakt, że poczucie dumy, a znam to poczucie z autopsji, jest obecne w każdej dziedzinie życia. Przejawia się ono nawet w strojach kibiców reprezentujących Polskę na międzynarodowej arenie skoków narciarskich. Przy każdej skoczni, czy to w Oslo, czy Garmisch-Parten-Kirchen w Niemczech, widać biało-czerwone trykoty i powiewające na horyzoncie polskie flagi. Mimo wszystko do tej pory, dyscypliną narodową pozostaje piłka nożna. Nie możemy szczycić się wybitnymi osiągnięciami w tej kategorii i nawet felietonista Stefan Wiechecki pisał: "Słyszałem, że na przykład w takiej piłce nożnej, na prawo i lewo przyzwoite knoty żeśmy dostawali. Podobnież po jednem takiem przegranem meczu międzypaństwowem zebrali się nasze sportowe derektorzy, usiedli przy butelce piwa i narzekają jeden przez drugiego. Przelecieli, uważasz pan te derektorzy cały alfabet i nie znaleźli żadnej narodowości, która by nas w piłce nożnej nie wykołowała na cacy.”. Ale, to nie przekreśla chluby, jaką Polacy czerpią z każdego wygranego meczu przez reprezentację. Zresztą, można to równie dobrze, przenieść na dumę regionalną, bo w końcu każdy klub ma rzesze wiernych kibiców, którzy nie odwrócą się od niego nawet w momentach największego kryzysu. Słowem, Polaka w głębi serca rozpiera duma z samego słowa „Polak” i „polskość”. Broni rękami i nogami tych dwóch słów, aby nikt nie śmiał ich zbezcześcić. Gdy, niestety, tak się stanie ów człowiek, naruszający polską godność, będzie napiętnowany, a nawet potępiony. Nawet Miłosz – noblista, został pociągnięty do odpowiedzialności za swoje słowa o zaściankowej kulturze polskiej, która nigdy nie dogoni wysuwającego się na prowadzenie europejskiego lidera. Rzecz w tym, że rozliczano go za winy i grzechy dopiero po śmierci.

W językach światowych, które przecież też nie są neutralne, występuje frazeologizm „Muzyka łagodzi obyczaje”. Naturalnie, w tej dziedzinie jesteśmy bardzo europejscy i światowi jako nacja. Chopin - geniusz polskiej muzyki, wysławiający piękno ojczyzny, istniejącej tylko w sercach narodu, miał wielką słabość do Polski i Polaków. Kraj, którego za jego życia nie było na mapie Europy, rozsławił na cały świat. Mazurki, preludia, walce, nokturny, polonezy... czego on nie komponował? Zawarł w nich tęsknotę za polską ziemią, za jej urokliwym pejzażem. Nasuwa mi się od razu kompozycja, napisana w Wiedniu, w czasie Świąt Bożego Narodzenia na przełomie 1830 i 1831 roku. Geniusz fortepianu w jednym ze swoich listów tak opisywał swoje przezycia: „Cicho było - czasem tylko chód zakrystiana zapalającego kagańce w głębi świątyni przerwał mój letarg. Za mną grób, pode mną grób...Tylko nade mną grobu brakowało...Czułem więcej niżeli kiedy osierociałość moją". Święta te wzbudziły w artyście tak silne uczucia, że powstało dzieło, przepojone polskością wieczoru wigilijnego, znane jako kolęda „Lulajże Jezuniu”. Jan Kleczyński nazwał ją "melodią prawdziwie niebiańskiego charakteru". Stanisław Moniuszko z kolei nie zrażał się niechęcią władz rosyjskich i mimo wszelkich zakazów tworzył opery narodowe. Były one często cenzurowane po premierze, tak jak na przykład „Halka” czy „Straszny dwór” nawiązujące do sytuacji politycznej, ale przetrwały do naszych czasów i cieszą serca klasyką i motywami ludowymi. Karol Szymanowski w swoich utworach również zawierał elementy muzyki ludowej, szczególnie góralskiej. Uparte takty powtarzające się z wielką dzikością i natarczywością, złożyły się na doskonały balet „Harnasie”, i liczne krakowiaki, przynoszące sławę nie tylko artyście, ale przede wszystkim, kulturze polskiej.

Naszym śladem na europejskiej drodze są liczne nagrody Nobla w dziedzinie literatury. Henryk Sienkiewicz za „Quo vadis” jako pierwszy otrzymał to, jakże elitarne wyróżnienie. Jego książki podbijały i do tej pory podbijają czytelników niezależnie od wykształcenia, a stworzone przez niego postacie na trwałe weszły do panteonu bohaterów narodowych. W „Trylogii” pisanej „ku pokrzepieniu serc” tak barwnie i emocjonalnie opisał przygody Kmicica, Skrzetuskiego czy Zagłoby, że ludzie uwierzyli, uwierzyli w każde jedno słowo i traktowali powieść jako fakt, nie zważając na historyczne niedomówienia lub na zwyczajne pisarskie „zmyślanie”. Jeszcze w XX wieku po ekranizacji drugiej części Trylogii, czyli „Potopu” nie zastanawiano się nad prawdziwością tej historii, tylko wytykano reżyserowi odejście od wersji przedstawionej w książce. Sienkiewicz jako lubiany w świecie autor, nie zajmował się tylko i wyłącznie pisarstwem. Działał na rzecz pomocy ofiarom poszkodowanym w czasie I wojny światowej. Wielka sława nie przysłoniła dobroci serca i może, dlatego świat nie wątpił i nie wątpi w autentyczność „Trylogii”. W końcu od pokoleń stanowi ona idealne lekarstwo na wszystkie napięcia narodowe, a wiara w dziejową powtarzalność jest nadal żywa. Nie mniejszym uznaniem cieszyć się mógł drugi polski noblista w kategorii „proza”, Władysław Stanisław Reymont. „Chłopi” ukazują uroki polskiej wsi, co zaprzecza twierdzeniom, jakoby miasto jako aglomeracja było tylko do życia przydatne. Ludzie mają potrzebę poczucia piękna, a nigdzie indziej jak na wsi, nie ma takiej zieleni traw, błękitu nieba i wszędobylskiej przyrody. Nasi nobliści XX-wieczni przysporzyli krajowi także nie lada splendoru. Czesław Miłosz i Wisława Szymborska – poeci światowej sławy, tłumaczeni na niemalże wszystkie języki globu.

Tak trudno nie zgodzić się ze Zbigniewem Herbertem: „Ocalałeś nie po to aby żyć, masz mało czasu, trzeba dać świadectwo”. To, co Polacy wnieśli do kultury europejskiej oddziałuje zarówno na teraźniejszość, jak i będzie oddziaływać w przyszłości. W końcu tylko „pojęcia się zmieniają, ludzie pozostają ci sami”. Słowem, współcześni mogą dzielić się bardzo wieloma dobrymi i pożytecznymi osiągnięciami z innymi kulturami, wystarczy tylko chcieć, przestać myśleć schematycznie oraz odejść od stereotypów.. Wtedy potomni nie zarzucą nam, że straciliśmy swoją szansę kształtowania świadomości polskiej w Europie.

Czy tekst był przydatny? Tak Nie

Czas czytania: 8 minut