profil

W grudniu 1918 roku wyszedłem z wechikułu w samym sercu Poznania

poleca 88% 101 głosów

Treść
Grafika
Filmy
Komentarze

W grudniu 1918 roku wyszedłem z wehikułu czasu w samym sercu Poznania. Stanąłem przed „Bazarem” gdzie gromadziły się spore tłumy.
-Dlaczego jest tu tak wielu ludzi?- zapytałem mężczyznę w mundurze podpułkownika, który przeglądał gazetę. Zerknąłem ukradkiem i przeczytałem tytuł: „Paderewski w Poznaniu”.
-Wczoraj wybuchło powstanie, - i ciągnął dalej- czekamy na ukazanie się Paderewskiego na balkonie – kiedy muzyk ukazał się i przemówił do tłumu to ja korzystając z życzliwości oficera wszedłem za nim do pokoju, w którym odbywała się narada wojenna. Jan Nowak, znawca lotniska na Ławicy obstawiał twardo na swoim:
-Musimy szybko atakować. Lotnicy niemieccy mogą w każdej chwili wystartować samolotami. Piloci tylko czekają na rozkaz.
-I w tym rzecz. Mogą nasz atak szybko i skutecznie odeprzeć, i zostawić z dużymi stratami w ludziach i w sprzęcie.- powiedział mój podpułkownik
Długo radzono nad sposobem i stroną ataku. W końcu zdecydowano, że elita Armii Wielkopolskiej weźmie udział w akcji, która odbędzie się szóstego stycznia. Bez namysłu zgłosiłem się do dowódcy. Nagle poczułem, że coś się znajdowało w mojej kieszeni. Wyciągnąłem dowód tożsamości. Dowódca wydał mi książeczkę wojskową i skierowanie do baraków po mundur i broń. Natychmiast wstawiłem się w jednostce. Dostałem niemiecki karabin Mauser wzór 98 z bagnetem i trzy granaty przeciwpancerne. Cale dziewięć dni ćwiczyliśmy strzelanie, musztrę i pozorowany atak na lotnisko. Każdy wiedział, gdzie jest jego miejsce w jednostce. Szóstego stycznia wczesnym świtem, pod osłoną mgły podeszliśmy na stanowiska bojowe przy lotnisku. Trzech ludzi ustawiło stanowisko WKM (Wielokalibrowy Karabin Maszynowy) blisko pasa startowego, tak aby mogli zestrzelić ewentualnie startujące samoloty. Odziały, po dwóch ludzi, zajęły się wartownikami przy bramach. Ja wraz z trójką innych żołnierzy atakowaliśmy główny budynek Ławicy. Odezwał się pierwszy niemiecki strzał. Strażnik zauważył nasz atak. Jeden z moich ludzi został ranny w nogę. Położył się za wielkim głazem i z zimną krwią ostrzeliwał wartownika. My biegiem dopadliśmy drzwi, wcześniej dźgając wartownika bagnetem. Inny odział zaczął, pod osłoną drzew, ostrzeliwać główną wieżę. Walka była zażarta. Cztery wystrzały z dwóch armat oraz nasz atak wystarczyły, że dowodzący obroną niemieckiego lotniska na Ławicy Leutnont Fisher skapitulował.
-Herr Fisher bitte Sbel- powiedziałem zdecydowanym i władczym tonem.
-Bitte – Oficer niemiecki nie sprawił większych kłopotów, dlatego traktowaliśmy go z szacunkiem. Jednak jeden z podkomendnych Leutnanta rzucił się na jednego z moich żołnierzy. Moja reakcja była spontaniczna. Dźgnąłem go w płuco. Niestety prusak zmarł.
W ten sposób, szóstego stycznia 1919 roku, po dwudziestu minutach bohaterskich walk, zakończyła się najkrwawsza bitwa powstania Wielkopolskiego w Poznaniu. Jedynie dwóch zabitych i kilku zmarłych i kilku rannych po obu stronach. A w nasze ręce wpadł największy łup wojenny jaki kiedykolwiek Polacy zdobyli na armiach zaborców. W zajętych hangarach było ponad 300 rozmontowanych płatowców, trzy balony i 379 samolotów w tym 115 myśliwców i trzy bombowce a pozostałe to samoloty szkoleniowe.
Dumni i szczęśliwi wróciliśmy do sztabu, gdzie czekała na nas depesza z Warszawy: „Rekwirujemy samoloty, będą potrzebne do szkolenia polskich lotników”.Tu się skończyła powstańcza przygoda. Wszedłem przez „Bazar”. Nagle usłyszałem znajomy zgrzyt tramwaju. Wróciłem do domu!!! Od tego czasu ilekroć przekraczam drzwi „Bazaru”, zastanawiam się dokąd przeniosą mnie w czasie...

Czy tekst był przydatny? Tak Nie
Opracowania powiązane z tekstem

Czas czytania: 3 minuty