profil

Reportaż z polowania pt. "Niedźwiedzia historia"

poleca 88% 102 głosów

Treść
Grafika
Filmy
Komentarze

Niedźwiedzia historia
Rozrywka nie jedno ma imię. Ileż to ludzie zajęć nie wymyślą, aby mieć, czym zająć czas, aby w swoje monotonne życie wprowadzić trochę urozmaicenia. A jeśli rozrywka idzie w parze z pożytecznością, to sytuacja jest wręcz idealna..
Jednak co robić, gdy mieszka się we dworze szlacheckim, pośród lasów w gęstwinie drzew? Czy to też da się wykorzystać? Bez obaw, przyrodę z rozrywką również można połączyć. W jaki sposób? Oczywiście organizując polowanie. To jednak niestety nie jest taka prosta kwestia. Aby uczestniczyć w takim wydarzeniu trzeba się wykazać nie lada umiejętnościami, sprytem i odwagą. Z pewnością takie cechy musieli posiadać uczestnicy polowania w Soplicowie.
-Polowanie zaplanowano dzień przed, po tym jak gajowy obwieścił, że w Zaniemeńskiej Puszczy znalazł się niedźwiedź – opowiadał Tadeusz Soplica – Za wodza obrano Wojskiego i to on miał przewodniczyć polowaniu. Przed zbliżającym się rankiem wszyscy byli podekscytowani, ja szczególnie. Przecież rzadko zdarza się, że szlachta ma szansę upolować niedźwiedzia. Z niecierpliwością oczekiwałem ranka, kiedy wreszcie będę mógł pogalopować na koniu w gęstwinę lasu, zwłaszcza, że pierwszy raz brałem udział w polowaniu na tak dużego zwierza.
Łowy rop[poczęło spotkanie o godzinie czwartej trzydzieści, przy leśnej kaplicy. Był piękny, pogodny leśny poranek. Następnie wszyscy rozbiegli się, każdy w ustalone wcześniej miejsce, tak, aby otoczyć zwierze i nie pozwolić mu uciec Następnie poczęto szukać obiektu zainteresowania. Wszędzie jednak panowała cisza. Wojski przystawił ucho do ziemi.. Skupiony próbował usłyszeć i poczuć kroki niedźwiedzia, które świadczyłyby, że jest on niedaleko. Po dłuższej chwili myśliwi wreszcie usłyszeli długo oczekiwane słowo „Jest!” Świadectwem tego były także psy, które zaczęły warczeć. Początkowo pojedynczo, potem wszystkie naraz i raptem ruszyły między drzewa. Ich ujadanie stawało się coraz bardziej intensywne. Nagle wszystko ucichło. Potem rozległ się ryk i dziki skowyt. Świadectwo, że psy wreszcie dopadły niedźwiedzia. Słychać było jęki konających psów. Zniecierpliwieni myśliwi, choć dostali zakaz ruszania się z miejsca pod groźbą obicia batem, nie posłuchali Wojskiego i ruszyli w stronę lasu. Kierowała nimi nieujarzmiona chęć zdobycia zwierzyny.
- Kiedy dotarłem na miejsce i zauważyłem niedźwiedzia ogarnął mnie strach. Dzika bestia targała ogarem w lewo i w prawo. Huknęły trzy strzały, niestety żaden nie był celny. Rozjuszone zwierzę szamotało się wśród kniei, kiedy wreszcie znalazło sobie nowy cel, ucieczkę w pola. Trwogą uprzytomniłem sobie, że niedźwiedź zmierza w kierunku Tadeusza, Hrabiego i Wojskiego. Nie stało tam wiele straży. – Opowiadał jeden ze szlachciców.
- Nagle ujrzałem niedźwiedzia, który podąża wprost na mnie – opowiadał Hrabia – Wokół niego biegały ogary straszliwie ujadając. Rozwścieczony zwierz wstał na tylnie łapy. Widziałem jak ciska pniami i kamieniami we wszystko, co się poruszało wokół niego. Wyrwał ogromne drzewo i poruszał nim jak maczugą. Oblał mnie zimny pot i serce podeszło do gardła. Niedźwiedź ruszył raptem na mnie i stojącego obok mnie Tadeusza. Całe życie przeleciało mi przed oczami. Myślałem, że to już koniec. Ziemia trzęsła się przy każdym kroku bestii. Jednak opanowałem się i wymierzyłem do ogromnego potwora, Tadeusz stojący obok zrobił to samo. Jednocześnie strzeliliśmy, na nasze nieszczęście oba strzały okazały się niecelne. Obydwaj zrozumieliśmy, że jesteśmy wielkim niebezpieczeństwie zaczęliśmy uciekać.
Kiedy sytuacja wydawała się już krytyczna, a Hrabia z Tadeuszem o mały włos nie byli w łapach niedźwiedzia, niespodziewanie pojawili się Asesor Rejent, Gerwazy i Robak. Ku niedźwiedziowi padły strzały. Tylko jeden okazał się trafny. Zwierz runął na ziemię niczym kłoda. Próbował się jeszcze podnieść, walczyć, jednak bezskutecznie. Na wieść o zakończeniu łowów Wojski zadął na swym rogu bawolim. Wszystkich opanował entuzjazm. Niestety nie na długo. Wnet rozpoczął się spór pomiędzy Asesorem a Rejentem, kto z nich ustrzelił niedźwiedzia. Spór rozwiązał Gerwazy rozcinając pysk zwierzęcia i wydobywając kulę. Okazało się, że pochodziła ona ze starej jednorurki klucznika Horeszków.
- Kula, jak się okazało pasowała tylko do ojej broni. Spór więc zażegnałem. Jednak nie mnie należały się honory za zabicie niedźwiedzia. Muszę przyznać się ze wstydem, że opanowany strachem długo wahałem się czy oddać strzał. Wreszcie z opresji wybawił mnie ksiądz Robak, który wziął ode mnie broń i natychmiast strzelił – zwierzał się Gerwazy.
Polowanie zakończył się wielką ucztą, na której rozpalono ognisko, jedzono bigos i pito wino.
Niewątpliwie udział w takich rozrywkach to wielkie emocje, ale też satysfakcja po upolowaniu zwierza. Polowanie to wspaniała tradycja szlachecka, która nie powinna nigdy zaniknąć i powinna być kontynuowana. Z odwagą w las panowie i panie!

Czy tekst był przydatny? Tak Nie

Czas czytania: 4 minuty

Teksty kultury