profil

Nawrócenie I Chrzest Mieszka I - Recenzja P.E.Steele, Warszawa 2005

poleca 85% 145 głosów

Treść Grafika Filmy
Komentarze
Mieszko I Chrzest polski

PHILIP EARL STEELE
NAWRÓCENIE I CHRZEST MIESZKA I
WARSZAWA 2005



Pierwsze zetknięcie z pozycją autorstwa Philipa Earla Steele’a „Nawrócenie i chrzest Mieszka I” zapowiadało się na ostatnie. Z zasady nieufnie podchodzę do „napisanych żywym, porywającym stylem” dzieł o niewielkim formacie „prezentujących nowe naukowe spojrzenie” i „dotychczas nieznane ujęcia tematu”, zbyt bowiem kojarzą mi się z ofertą wydawnictw „Amber” czy „Bellona”. W nadziei, iż „Fronda” jako oficyna katolicka prezentuje niekoniecznie sensacyjne podejście do tematu (pryzmat światopoglądowy zapewne nie musi się automatycznie przekładać na merytoryczną zawartość pracy) sięgnąłem jednak po książeczkę. Pobieżnie przejrzałem zawartość i odnosząc wrażenie, że Steele traktuje swych czytelników jak ćwierćinteligentów w bezwarunkowym odruchu odstawiłem z powrotem na półkę. Jakoś przełknąwszy autorskie „przekonanie” z przedmowy, „że polska historiografia popełnia właśnie ten błąd, do którego historycy nie mają prawa – mianowicie anachroniczne przedstawianie sprawy” i jego „przemożną chęć sprostowania tego błędu”, uśmiechnąłem się lekko przy „zapaleńcu” co „aż czuje opary dziejowości miejsca”, „podobieństwie roślinki do objawów choroby” czy „kobietach wytwarzających spermę”1, natrafiwszy jednak na niewątpliwie odkrywcze stwierdzenie, iż w Jeziorze Lednickim nie spotyka się rekinów zmieliłem pod nosem eufemizm i po krótkim wahaniu zrezygnowany wetknąłem książeczkę do koszyka.2
W założeniu tematem pozycji jest „Nawrócenie i chrzest Mieszka I” czyli ustalenie przyczyn (i niejako przy okazji „obalenie paradygmatu burckhardtowskiego”) oraz miejsca przyjęcia chrztu przez polańskiego księcia uzupełnione o „komparatystyczny przegląd innych nawróceń z pierwszego millenium”. W wykonaniu to bezładne bieganie po historii w poszukiwaniu uzasadnień do z góry założonej tezy o chrystianizacji państwa gnieźnieńskiego z powodów religijnych.
Autor – obywatel USA, historyk (Boise State University oraz University of Idaho), redaktor („Więź”, „Znak”, „Przegląd Powszechny”), tłumacz („Iluminacje Psałterza Potockich”, „Podróż do Arabii”, „Władza globalizacji”), wykładowca Uniwersytetu Warszawskiego (1992-2003), w wolnych chwilach pracuje nad biografią Emilii Hiżowej, współzałożycielki „Żegoty”, jego kompetencje w zakresie historii Europy w X w. są łagodnie rzecz ujmując niewielkie.
Steele korzysta z tych samych źródeł co wszyscy naukowcy podejmujący tematykę niniejszej pracy, ba sięga dużo głębiej (przyznam, że dużym zaskoczeniem była dla mnie wzmianka o 37-tomowej encyklopedii „Historia Naturalis” autorstwa Pliniusza Starszego, czy sprawa Marka Aureliusza uzależnionego od opium przez Galena3), niestety interpretuje je w swoisty, daleki od ogólnie przyjętych kanonów sposób, mając przy tym poważne problemy w odróżnianiu faktów źródłowych od faktów historycznych.
Praca składa się z trzech części, w układzie zapewne rzeczowym4 oraz „pomocnego aneksu zawierającego treściwe biogramy przeszło 60 postaci historycznych”. Część I nawiązuje do „problematyki nawrócenia” Konstantyna Wielkiego, Chlodwiga i Stefana Wielkiego (w formie wywiadu) , część II okoliczności przyjęcia chrztu przez Mieszka I, zaś część III usiłuje ten fakt umiejscowić na Ostrowie Lednickim. Bibliografii brak, podobnie indeksów czy map, o takich fanaberiach jak tablice chronologiczne bądź dynastyczne nie wspomnę. Dobór ilustracji kuriozalny. Cztery z nich dotyczą Konstantyna, po dwie Chlodwiga i Stefana, cztery baptysterium na Ostrowie Lednickim5, jedna autora i dwie chrztu Marcusa Alexandra Steela (syna autora)6 oraz aż jedna Mieszka – jak by nie było bohatera niniejszej pozycji pędzla Jana Matejki7. W moim osobistym mniemaniu, z uwagi na tytuł pracy proporcje są tu mocno zachwiane.8 Aneks – po prostu farsa. Zbiór anegdotek w większości nie wiążących się w jakikolwiek sposób z tematem. Umieszczanie biogramów Aurangzema (muzułmański władca Indii 1658-1707), Kosmasa Indilopleustesa (VI w. kojarzonego głównie ze stwierdzenia, że ziemia jest płaska) czy Henryka IV (1572 rzeź Hugenotów) jest dla mnie zabiegiem co najmniej niezrozumiałym9.
Poszczególne części pracy są luźno splecione postacią Mieszka, przy czym rzuca się w oczy fakt, iż były pisane w różnych okresach. Steele powtarza się, zdarza mu się to samo zjawisko opisywać w zupełnie inny sposób, nie panuje nad tematem. Jaskrawym przykładem może tu być sprawa terytorium państwa gnieźnieńskiego w 966 r., które na s.29 „graniczyło niemal wyłącznie z ludami pogańskimi – tylko na południu stykało się ze Śląskiem”, na s.38 „otoczone było samymi plemionami pogańskimi”, zaś na s.52 „tylko na małym odcinku i dopiero na trzy lata przed chrztem Polski zetknęły się państwa polańskie i niemieckie”10. Niewielką objętość pracy można chyba uznać za atut, istnieje nikła szansa, że zgnębiony czytelnik jakoś dobrnie do końca11
W zasadzie wywiad z Grzegorzem Górnym do „Nowej Wsi Warszawskiej” z czerwca 200412 stanowiący I część pozycji „Nawrócenie i chrzest Mieszka I” powinienem pominąć jako niezwiązany z tematem, ale skoro wydawca twierdzi, że „rzuca nowe i jaśniejsze światło na kontekst przyjęcia chrześcijaństwa przez księcia Polan” nietaktem byłoby się do niego nie odnieść.
„Dziś wśród poważnych historyków nikt nie kwestionuje przekonania, że Konstantyn Wielki nawrócił się na chrześcijaństwo z powodów religijnych” twierdzi autor. Z ciekawości zajrzałem do innych pozycji traktujących o tym okresie. „Konstantyn bezwiednie stworzył Kościół”13, „uważany za inspiratora nowej polityki religijnej”14, „uznał w chrześcijaństwie siłę zdolną wesprzeć jego panowanie”15, „walka z chrześcijaństwem nie dawała widocznych rezultatów, a tylko absorbowała siły państwa”16 to tylko niektóre z opinii podręczników. Pozostają one w zdecydowanym konflikcie z tym, co insynuuje Steele. Za przykład może posłużyć sprawa Edyktu Mediolańskiego z 313 r uznawanego przez autora za jeśli nie najważniejsze, to jedno z bardziej przełomowych wydarzeń w historii starożytności. „Konstantyn spotkał się w Mediolanie z cesarzem Licyniuszem, (...) omówili tam nowe zasady polityki religijnej. Potwierdzili postanowienia edyktu Galeriusza z 311 r.”17, „W 311 r. Galeriusz, będący augustem na Wschodzie, na łożu śmierci odwołał prześladowania chrześcijan”18 Steele albo nie ma o tym fakcie pojęcia, albo w swej zapamiętałej gloryfikacji zasług Konstantyna świadomie przemilcza. Problemy przedstawia jednostronnie, nie próbuje weryfikować źródeł nieprzychylnych bądź neutralnych wobec Konstantyna, zauważa tylko te będące częścią tradycji chrześcijańskiej (Laktancjusz, Euzebiusz), siłą rzeczy niezbyt obiektywne. Usiłowania Steele’a stworzenia nowej definicji sformułowania „poważny historyk” uważam za (aby nie użyć w tym miejscu mocniejszych słów) co najmniej nietrafne. Zaś jak pisze prof. Wolski „Problem Konstantyna nie został rozwiązany”19 i zapewne tak już pozostanie.
Fragment poświęcony Chlodwigowi z analogicznych przyczyn uważam za nieudany i nic nie wnoszący do aktualnego stanu wiedzy. Debatowanie tu nad datą chrztu20 jest równie jałowe, co przytaczanie relacji z „zakładu Chlodwiga z Jezusem”21. Zastanawia mnie tylko zdumienie z jakim autor podchodzi do „Historii Francorum” Grzegorza z Tours i jego określenia władcy Franków jako „drugiego Konstantyna”. Zważywszy na czas i okoliczności powstania dzieła, niby do kogo miał przyrównać syna Childeryka, do braci Wesley, czy może Robespierre’a?22 Bo przecież uznanie zasług Mieszka I przez kronikarza żyjącego w VI w. byłoby już chyba nadmiarem szczęścia dla naszej narodowej próżności.
Mimo usilnych starań „poprzez porównanie z przypadkiem węgierskim” nie dostrzegam „jak zadziwiający był fenomen Mieszka I”23, zaś całą (mocno spiskową) legendę o Chrobrym jako pierwotnym adresacie korony węgierskiej uważam za naciąganą teorię bez związku z tematem. Skoro (o dziwo) nawet Steele nie ma jej za wiarygodną, to właściwie w jakim celu ją przytacza? Aby popisać się wspaniałą figurą retoryczną „kończąc ten temat nie mogę się oprzeć, by nie zwrócić uwagi na to, że korona św. Stefana składa się w dolnej części z Bizancjum, a w górnej z Rzymu...” i ilustrując odpowiednią fotografią? W tym miejscu opadły mi ręce i częściowo szczęka. Cóż ten poturbowany przez własną erudycję autor mógł mieć właściwie na myśli? Tajemny kompromis pomiędzy Sylwestrem II a patriarchą Konstantynopola, czy może „przeciwpolską intrygę” Astryka – Anastazego? Absurdalność powyższych teorii była tak porażająca, że skłoniła mnie do sięgnięcia jakiegokolwiek opracowania w bardziej klasyczny sposób ujmujący kwestie środkowoeuropejskie w X i XI w. Rozwiązanie bezsensownej sugestii Steele’a okazało się zadziwiająco proste. „Słynna królewska korona władców węgierskich nie jest prawdziwą koroną noszoną przez św. Stefana” twierdzi autor podręcznika24 i w przypisie rozwija myśl: „Jest to w zasadzie korona królowej z końca XII w., lecz zawiera emaliowane blaszki z końca XI w.”25. W tym momencie przynajmniej połowa mętnego wywodu o św. Stefanie traci rację bytu. Nawiasem mówiąc to sprawa korony znana jest przynajmniej od 40 lat i doprawdy dziwnym jest fakt, że tak „wnikliwy badacz” jak Steele nie ma o niej marnego pojęcia.
Podsumowując część I autor nawiązuje do zasadniczego tematu pracy, przedstawia przyczyny jej powstania „Studiując historię Polski i czytając wiele o jej początkach, nie mogłem się nadziwić, jak bardzo powszechny jest tu model Burckhardtowski. Zauważyłem, że w literaturze fachowej nie dopuszcza się możliwości, iż Mieszko I mógł się nawrócić na chrześcijaństwo z powodów religijnych. Co ciekawe, zauważyłem, że nawet osoby wierzące nie traktowały księcia Polan jako człowieka autentycznie wierzącego. Stwierdziłem również, że polskie podręczniki do historii przedstawiają rozpowszechnianie się katolicyzmu jako zjawiska nieuchronnego, zachodzącego pod wpływem siły odśrodkowej rzekomych paneuropejskich wydarzeń. To też budziło zastrzeżenia. Zacząłem więc wnikliwie badać tę sprawę.”26, choć równocześnie się zastrzega „Jeśli chodzi o mnie, to nigdzie nie podaję, że religijne nawrócenie Mieszka I to całkowicie udowodniony pewnik. Zwracam natomiast uwagę, że jest to najbardziej prawdopodobna ze wszystkich i zarazem najbardziej logiczna hipoteza, której wiarygodność znajduje potwierdzenie w dostępnych nam źródłach. Tym bardziej że wszystkie inne konkurencyjne tezy odwołujące się do argumentacji politycznej czy cywilizacyjnej łatwo – jak mi się wydaje – obalić.” kończąc złotą myślą „Ale Mieszko I pozostaje niezgłębiony.”27
Początek części II rozwija się zaskakująco sensownie (pominąwszy w mniemaniu autora błyskotliwe dyrdymały o jasnowidzeniu Galla Anonima i wstąpieniu Polski do Unii Europejskiej). Steele dość sprawnie podpiera się autorytetami profesorów Strzelczyka i Labudy, by rozprawić się z wymysłem komunistycznej propagandy o „odwiecznej wrogości Polaków i Niemców”. Operując cytatami przedstawia problematykę wzajemnych relacji Cesarstwa, Państwa Gnieźnieńskiego, Czechów oraz Połabian. W zasadzie nie pisze nic nowego, jednakże dla czytelnika czerpiącego swą wiedzę z podręczników wydanych jeszcze w czasach „jedynie słusznego systemu” mogą to być informacje zaskakujące i warte wzmianki. Reasumując, całe 3 strony w miarę rzetelnego i spójnego wykładu, bez irytujących dygresji i złotych myśli. Owa kompilacja opinii uznanych naukowców moim zdaniem stanowi chyba jedyny przyzwoity fragment tej niewiele wartej pozycji. Dalej sielanka już się kończy. Autor do tendencyjnie wybranych fragmentów cudzych tekstów i wyrwanych z kontekstu zdań dorzuca swe „nowatorskie spojrzenie” i zmusza czytelnika do błądzenia za nim po meandrach paranaukowego bełkotu.
„- To ciekawe, że pan – Amerykanin ewangelik – stawia tezę, jakiej nie postawił żaden Polak katolik. Mówię oczywiście o środowisku historyków. Rekonstruując pański tok rozumowania – bo wiadomo, że nie odnalazł pan żadnych nieznanych do tej pory pamiętników Mieszka I – dokonał pan po prostu analizy wszystkich obecnych w naszej historiografii politycznych uzasadnień chrztu Mieszka. I okazało się, że żaden z tych powodów, podawanych przez historyków jako przyczyna przyjęcia chrześcijaństwa, nie wytrzymał krytyki. W ten sposób drogą eliminacji dochodzimy więc do... pustki – nie mamy żadnego sensownego argumentu cywilizacyjno-politycznego. Dokonuje pan rekonstrukcji mentalności człowieka średniowiecza, władcy tamtego miejsca i czasu, i dochodzi pan do wniosku, że najbardziej prawdopodobnym i całkowicie wiarygodnym wytłumaczeniem chrztu Mieszka było jego nawrócenie religijne.
– Dokładnie. Nie mógłbym lepiej streścić idei swojej pracy.”28 – przy takim postawieniu sprawy polemika wydaje się bezzasadna. Dodam tylko, że w żadnej pracy cytowanych przez autora profesorów Labudy, Łowmiańskiego, Strzelczyka, Dowiata, czy nawet Trawkowskiego29 nie spotkałem się ze stwierdzeniami30 uprawniającymi Steele’a do tezy „Mieszko I, książę Polan, przyjął chrzest dlatego, że wierzył w chrześcijańskiego Boga”.31 Nawet po (moim zdaniem niesłusznym) odrzuceniu wszelkich politycznych uzasadnień chrztu, wysnuwanie wniosków na podstawie motywacji pogańskiego księcia sprzed tysiąca lat to zajęcie, nawet nie tyle karkołomne, co po prostu pozbawione sensu.
Po przebrnięciu przez część III, w której autor przekonany m.in. wizjonerstwem Jana Matejki i autorytetem Jana Pawła II z dumą ujawnia światu miejsce, gdzie Mieszko przyjął chrzest, dochodzę do wniosku, że fakt ten miał miejsce we... Wrocławiu (razura z rocznika Sędziwoja z Czechla 32wspomina o kościele we Wrocławiu założonym przez księżnę Dobrochnę, zaś kronika polsko-śląska z XIII w. o „grodzie Ostrów”33, wnioski więc nasuwają się same...)34. W każdym razie wszędzie, tylko nie na Ostrowie Lednickim. Z domniemanych miejsc – Poznań, Gniezno, Ratyzbona, Praga, Kolonia35 wyklucza pierwsze trzy36 w sposób wymykający się rzeczowej krytyce („roszczenia (...) powinny być przekazane prokuratorowi”37). Pozostaje propozycja Lednicy, którą autor, opierając się na kontrowersyjnych wynikach badań zespołu pod kierownictwem prof. Klementyny Żurowskiej, bez cienia wątpliwości uznaje za „Polski Avalon”. O ile istnieje w niej pewna doza prawdopodobieństwa, o tyle sposób argumentacji Steele’a jest dla mnie absolutnie nie do przyjęcia. W dużym uproszczeniu ją przytoczę (z zastrzeżeniem, iż brak mi pewności, że właściwie odczytałem intencje autora).38 W latach 1987-90 na terenie Wyspy Lednickiej w tzw. budowli centralnej odkryto dwa podłużne zagłębienia, które zakwalifikowano jako baseny chrzcielne (pierwsza sporna kwestia)39, z czego wypływa wniosek, iż budowlę tę można uznać za baptysterium (kolejna wątpliwość)40, co dowodzi, że budowla podłużna wraz z centralną stanowi w całości pałac biskupi (mocno kontrowersyjna teza)41, a przy założeniu, że budowla jednonawowa jest kościołem powstałym w tym samym okresie, czyli przed 966rr. (bardzo wątpliwe)42 to „zabudowa Ostrowa Lednickiego jest przykładem śródziemnomorskiego zespołu episkopalnego”43(teza o nikłym stopniu prawdopodobieństwa), zaś z tego wypływa prosty wniosek – to w tym dokładnie miejscu Mieszko I wraz z drużyną w 966r. przyjął chrzest. Cała ta konstrukcja jest mocno hipotetyczna i na dzień dzisiejszy wydaje się nie do obrony. Nawet po odrzuceniu teorii biskupstwa44, przyjęcie jej wiąże się ze sporym ryzykiem popełnienia błędu. „Wszystkie te nowe odkrycia, jak i oparte na nich nowe propozycje interpretacyjne, wywołały prawdziwą burzę (...). Nie da się ich rozstrzygnąć jedynie w oparciu o „fakty źródłowe, archeologiczne i architektoniczne.” Pozbawieni przewodnika i weryfikatora poszczególnych hipotez w postaci źródeł pisemnych, możemy jedynie z szerokiego kontekstu wydarzeń historycznych wnioskować, które z nich są więcej, a które mniej prawdopodobne.” – twierdzi prof. Labuda45 i mogę mu tylko przytaknąć.
O ile mam wątpliwości co do słuszności owej piętrowej konstrukcji, o tyle Steele swoimi refleksjami, miast je rozwiewać, dodatkowo gmatwa. Uwagi o artystycznym geniuszu Matejki, długo oczekiwanej wzmiance Długosza, czy romantyzmie ruin, tudzież wyspy jako dowody na poparcie tezy uważam za niepoważne, a pokrętny sposób datowania zabudowań wyspy46 oraz kwestię łodzi wydobytej z dna jeziora47 traktowanej bez weryfikacji jako argument na poparcie tezy za nierozsądne. Kończąc temat miejsca chrztu chciałbym przytoczyć dwie przeciwstawne opinie: „...hipoteza prowadząca do uznania Ostrowa Lednickiego za kolebkę chrześcijaństwa w Polsce jest odległa od rzeczywistości politycznej i kościelnej drugiej połowy X wieku.”48 oraz „Jeżeli więc ostoi się teza o wbudowaniu w kaplicę dwu baptisteriów, (...) to wówczas jest rzeczą bardzo prawdopodobną, że właśnie na Ostrowie Lednickim został ochrzczony Mieszko.”49 Która z nich jest właściwa? Być może za jakiś czas się dowiemy. Dziś możemy jedynie domniemywać.
Wyszczególniłem tutaj tylko drobną część z całej litanii błędów, na które można się natknąć przy czytaniu. W zasadzie cała książeczka jest jedną wielką pomyłką i przytoczenie wszystkich nieścisłości, przeinaczeń, czy wręcz nadużyć po pierwsze uważam za stratę czasu, po wtóre spowodowałoby, iż ta recenzja swą objętością przekroczyła by rozmiary wypocin50 Steele’a. A to już się mija z celem.
Nie jestem w stanie „Nawrócenia i chrztu Mieszka I” polecić komukolwiek. Laikowi pozostawi w pamięci zafałszowany obraz historii, zaś dla kogoś obeznanego z tematem będzie drogą przez mękę. Trudno zakazać wydawania pozycji tego typu (Steele to wprawdzie niedouczony manipulator, lecz przyrównywanie go do D. Irvinga jest raczej nieuprawnione), aczkolwiek sensu w tym nie widzę najmniejszego.
Nie chcąc, aby ta recenzja była traktowana jako złośliwy atak na autora usilnie szukałem w pracy Steele’a jakichkolwiek pozytywnych aspektów. Poza wspomnianymi już trzema stronami kompilacji z części II, po dwóch miesiącach znalazłem coś jeszcze – mianowicie nieco dowiedziałem się o przyczynach przyjęcia chrztu przez Mieszka I. Szkoda tylko, że z opracowań innych autorów...

Czy tekst był przydatny? Tak Nie
Opracowania powiązane z tekstem

Czas czytania: 15 minut