profil

Spostrzeżenia, postawy i schematy jako źródło poglądów na temat „Dwóch światów” – Pełnosprawnych i niepełnosprawnych

poleca 86% 104 głosów

Treść
Grafika
Filmy
Komentarze

Dlaczego w dzisiejszym środowisku ludzie wciąż boją się osób niepełnosprawnych? Dlaczego traktują ich jako kogoś gorszego...? Czemu osoby niepełnosprawne nieustannie mówią o nietolerancji względem nich...? Dlaczego podczas spotkania obie ze stron są spięte i zachowują duży dystans wobec siebie...? Wiele słyszy się, że to osoby zdrowe unikają chorych... To oni nie rozumieją niepełnosprawności... Ale czy na pewno...? Czy to rzeczywiście osoby sprawne stwarzają bariery, a zarazem nietolerancje...? Być może jest zupełnie inaczej... Możliwe, że to właśnie osoby dotknięte jakąś chorobą czy ograniczeniem ruchowym „same są sobie winne”...
Zapewne trudno jest osobie w pełni zdrowej zrozumieć myśli, uczucia czy zachowania osoby chorej. Nie jest w stanie poczuć się tak, jak ktoś kto jest w większym lub mniejszym stopniu ograniczony. To samo można powiedzieć o osobie niepełnosprawnej. Na pewno nie umie ona do końca zrozumieć osobę „normalną”.
Czy w takiej sytuacji powinniśmy stworzyć dwa odrębne światy, obce i niedostępne dla siebie wzajemnie...? Myślę, że nie! Sądzę, że potrafimy zbudować wspólny świat, trzeba jedynie uświadomić sobie pewne zachowania czy postawy każdej ze stron.
Jestem osobą niepełnosprawną, lecz tak naprawdę nigdy tak się nie czułam. Mogą kogoś zdziwić moje słowa, ale pomimo tego że jeżdżę na wózku, zawsze odbierałam siebie, jako kogoś zupełnie normalnego. Nigdy nie oczekiwałam od innych specjalnego traktowania, przyglądania się na moją osobę przez pryzmat niesprawności; a swój wózek odbieram jako coś zupełnie normalnego, coś w stylu dodatku do butów. Skoro jestem kimś ze „świata chorych”, a traktuję siebie, jako kogoś ze „świata zdrowych”, to może uda mi się odpowiedzieć na wcześniej postawione pytania...
Przekonana jestem, że największym problemem dla osób niepełnosprawnych jest wyjście z czterech ścian, w których są zamknięci. Pomijając już wszelkie bariery architektoniczne, jakie muszą oni pokonać, chciałabym zwrócić uwagę przede wszystkim na lęk wiążący się z opuszczeniem domu i bycia wśród społeczeństwa. Najbardziej kłopotliwym aspektem uczestniczenia w kontaktach z innymi ludźmi są ich spojrzenia... Osoba będąca na wózku, czy z jakimkolwiek innym schorzeniem, widzi wokół siebie osoby ciągle patrzące na jej ułomności. Te wszystkie spojrzenia wywołują w niej poczucie skrępowania, niższości i bezradności. W końcu dochodzi do tego, iż emocje będące rezultatem takiej sytuacji, stają się tak silne, że hamują większość kontaktów z innymi ludźmi. Ich niepełnosprawność jest, według nich, jedyną widoczną cechą, która nie pozwala na normalne życie. Jednak czy tez spojrzenia w rzeczywistości są takie natarczywe i dotykają jedynie osób chorych? Uważam, że nie... Gdyby osoba zupełnie zdrowa ufarbowała włosy na zielono a jej ubranie byłoby bardzo niekonwencjonalne to jestem pewna, że byłaby równie mocno „atakowana” przez wielu gapiów. Zapewne wszystko co nowe i inne np. od nas, budzi zainteresowanie wśród społeczeństwa. Czyjaś odmienność zawsze powoduje w człowieku strach i nieufność.
Możemy wyobrażać sobie, że osoba niepełnosprawna jest zupełnie inna od nas. Często myślimy, że ma zupełnie odmienne potrzeby, zainteresowania, prowadzi inny tryb życia. Jednakże osoby te mają z nami więcej cech wspólnych niż może nam się wydawać. Człowiek niesprawny to ktoś kto, ma swoje zainteresowania, poglądy, postawy, marzenia i cele, który tak samo przeżywa emocje, tak samo czuje: kocha i cierpi. Jedynym odróżnieniem jest tylko pewne ograniczenie fizyczne lub psychiczne. Być może nie każdy zdaje sobie z tego sprawę, ale jest wiele osób niepełnosprawnych, którzy tak samo jak inni, prowadzą bardzo towarzyski tryb życia. Nawet osoby będące na wózkach, chodzą na dyskoteki, do kina, pubów czy na koncerty. Nie przeszkadzają im w niczym ich ograniczenia, nawet te bardzo poważne. Uczestniczą w różnego rodzaju zabawach i imprezach, czasem bardziej intensywnie od zdrowego człowieka. Czują te same emocje potrafią tak samo kochać, flirtować czy denerwować się. Jeżdżą na wycieczki pokonując tym samym ogromne bariery, nawet ta architektoniczne, które są dla innych czymś nieosiągalnym. Takie osoby nie widzą swojej niepełnosprawności, nie myślą kategoriami „nie mogę iść na zabawę, bo będą tam tylko osoby sprawne...” lub „nie pójdę do restauracji, bo nie ma podjazdu...”. Szukają rozwiązań, a które zaspokoją ich pragnienia... znajdują takie drogi, czasem bardzo kręte i wąskie, dzięki którym mogą dojść do celu bez względu na etykietkę „niepełnosprawny”. Jestem przekonana ze ktoś taki nie spogląda na siebie przez pryzmat niesprawności... Potrafi żartować ze swoich ograniczeń nie widząc przy tym czegoś nadzwyczajnego, bo przecież jest normalną osobą! Wychodząc na ulice nie widzi tych wszystkich spojrzeń, po prostu idzie w określone miejsce tak samo jak cała reszta społeczeństwa. Dla niego nie ma czegoś takiego jak „Jestem chory na...”, gdyż to zupełnie nieistotne, to jego/jej normalność... istnieje tylko „Mam na imię Agata...”.
Gdyby na ulice naszych miast zaczęli by wychodzić Ci wszyscy, którzy się tego obawiają, to pozostali po prostu przyzwyczaili by się do odmiennego widoku człowieka i ta krępująca sytuacja przestałaby istnieć. Niepełnosprawność stałaby się zupełnie czymś powszechnym i naturalnym. Możliwe jest, że trafimy na kogoś zainteresowanego naszą osobą, ale myślę iż wystarczy jeden uśmiech, który pokona wszelkie bariery.
Stwierdzenia typu: „Nie wyjdę na ulicę, bo się na mnie patrzą...”, które często padają z ust niepełnosprawnych, jest dla mnie jedynie usprawiedliwieniem samego siebie, a także próbą użalania się nad złem reszty świata.
Co prawda niektórzy ludzie posiadają schematy wobec człowieka niepełnosprawnego. Tymi skrótami myślowymi mogą być wizje takiej osoby, jako gorszej, upośledzonej umysłowo (chociaż jest ona jedynie niesprawna fizycznie), potrzebującej specjalnego zachowania czy litości. Bywa tak, iż osoby zdrowe traktują osobę niepełnosprawną jak dziecko, np. mówiąc bardzo pieszczotliwie, nie zwracając przy tym uwagi, że osoba ta może być kimś dorosłym i zupełnie normalnym. Czasami już na samym początku rozmowy widać „sztuczny dystans” jaki zachowują oni względem osoby niesprawnej. Zaczynają rozmowę od pytań typu: „Jak się czujesz?”, zamiast zapytać np. „Jak podobał ci się film?”, zapominają że są z zupełnie zwyczajnym człowiekiem. Często jest też tak, że ktoś pełnosprawny wręcz narzuca się osobie chorej, nie pytając przy tym, czy osoba ta życzy sobie tego. Jednakże najczęstszym zachowaniem jest (jak ja to mówię) „wrzucanie wszystkich do jednego worka”. Ludzie widząc osobę odbiegającą od powszechnego schematu człowieka (stojącego prosto na dwóch nogach) kategoryzują ją, jako kogoś nierozumnego i nie nadającego się do życia... Kogoś kto jest wiecznie nieszczęśliwy i bezwartościowy, od kogo niczego nowego nie można się nauczyć, ponieważ jest chory.
Dlatego sądzę, że jedynym sposobem na przerwanie tych schematów jest sama osoba niepełnosprawna... Być może tylko od niej zależy jaki prototyp w umyśle wytworzy sobie inny człowiek. W tym momencie nasuwa się kolejne pytanie... Czy niepełnosprawni są w stanie, a przede wszystkim, czy chcą zmienić wyobrażenia innych o sobie... Często bowiem bywa tak, że mają oni tak silnie usystematyzowany obraz własnej choroby, iż nie umieją lub nie chcą dostrzec czegoś pozytywnego w sobie. Wizja ograniczeń staje się ich jedyną skalą wartościowania. „On może ruszać nogą, ja nie – on jest lepszy ode mnie... On może mieć wszystko, ja nie...” może to zbyt prymitywny opis, ale myślę, że w jasny sposób przedstawia myśli, którymi posługują się niepełnosprawni. W takich przypadkach widać, że człowiek taki nie do końca pogodził się z sytuacja, w jakiej się znalazł. Owszem... mógł przyjąć swoje ograniczenia (np. ruchowe), ale wciąż nie potrafi ich w pełni zaakceptować, nie umie o nich mówić w neutralnych czy pozytywnych aspektach. Opowiada wyłącznie o swojej chorobie... koncentruje się przeważnie na sobie i na ograniczeniach jakie mu towarzyszą. Często pojawia się żal do innych a zarazem do samego siebie. W tym momencie dochodzi do obrony własnego Ja poprzez zrzucanie winny i niezrozumienia, wobec niego, na ten drugi „obcy świat”. Staje się on nieznośny wobec innych, przy czym wywołuje w nich niechęć i lęk. Jednak przyczyną tych uczuć wcale nie jest jego niepełnosprawność, lecz samo zachowanie, które równie dobrze może pojawiać się u zdrowego człowieka i wywoływać te same skutki. Obrona swojego Ja przeradza się w mur oddzielający oba światy, gdzie wstęp mają jedynie osoby niepełnosprawne. Osoba taka staje się coraz bardziej zamknięta w sobie, jak również zaczyna usprawiedliwiać swoje odpowiednie – według niego – zachowanie wobec „złego” zachowania innych. W takiej sytuacji zdrowi ludzie naprawdę odsuwają się od chorego człowieka, przede wszystkim ze względu na postawy, jakie ujawnia.
Dlatego uważam, że aby zmienić jakiekolwiek wyobrażenia o niesprawności trzeba zacząć od zmian samych osób niepełnosprawnych. Należałoby uświadomić im, iż są jednostkami całego społeczeństwa. Myślę, że powinno pokazać się im, iż z jakąkolwiek chorobą można nauczyć się normalnie żyć. Osoby niepełnosprawne powinny w pełni pogodzić się ze swoimi ograniczeniami, gdyż dzięki temu zaczną funkcjonować, jak każdy inny człowiek. Kiedy osoba np. na wózku potraktuje swoją niesprawność, jako coś integralnego z nim samym, wtedy zacznie realizować swoje plany i cele bez względu na pozycje, w jakiej znajduje się jego ciało. Sądzę, że wartości i pogląd, jakie przyjmuje wobec innych człowiek niepełnosprawny w ogromnym stopniu zależy od wychowania i opiekunów takiej osoby. Przede wszystkim powinno zwrócić się uwagę na stosunek, jaki ma najbliższe otoczenie w stosunku do osoby chorej. Zarówno zbyt duża nadopiekuńczość, a także nie reagowanie na potrzeby dziecka prowadzi niepełnosprawnych do mylnych wyobrażeń wobec siebie i reszty świata. Może wytworzyć on reprezentacje siebie, jako osoby całkowicie uzależnionej od innych, niezaradnej czy bezwartościowej; może również przyjąć postawę człowieka przesadnie wyjątkowego, gdzie wszyscy mają być mu podporządkowani, a wszystko inne dostosowane wyłącznie do jego wymagań. Oba sposoby wychowawcze stają się powodem do dalszych problemów w tworzeniu nowych kontaktów z resztą społeczeństwa. Należałoby postarać się stworzyć dzieciom niepełnosprawnym maksymalne pole do rozwoju czy osiągnięciu jak największej samodzielności. Uważam, że doskonałym „treningiem” w kształtowaniu tych cech jest uczęszczanie do normalnej szkoły. Nauka dziecka z ograniczeniem ruchowym w szkole nienaznaczonej mianem „integracyjnej” stwarza mu ogromne możliwości nabywania, przede wszystkim, zachowań przystosowawczych do swoich zdrowych rówieśników. Sytuacja ta staje się także bardzo korzystna dla całej reszty społeczności szkolnej; obecność takiego dziecka uczy traktowania go, jako kolegę/koleżankę, a nie jako kogoś obcego do kogo wszyscy boją się zbliżyć. Tak samo trzeba udostępnić osobom z upośledzeniem umysłowym warunków, w których rozwiną swoje umiejętności na najwyższym dla siebie poziomie. Należy stawiać im coraz wyższe wymagania, cele, oczywiście w granicach rozsądku, po to by stali się, w jak największym stopniu, samodzielną jednostką.
Wiele ośrodków czy terapii zajęciowych dla ludzi niepełnosprawnych wszystkim osobą, tam uczestniczącym, przykleja jednakową etykietę. Powoduje to iż osoby z wielkim potencjałem intelektualnym staję się ograniczona i nie ma możliwości dalszego rozwoju. Oczywiście zgadzam się z faktem, że ośrodki takie powinny istnieć, ale muszą być w nich stworzone oddzielne grupy ze względu na rodzaj niesprawności uczestników terapii.
Niesprawność wymaga od jednostki ciągłego pokonywania swojej słabości, pokonywania barier, które stawia przed nią niepełnosprawność i otoczenie, w którym żyje. To, jak wyglądać będzie ta droga zależy od bardzo wielu czynników, od rodzaju niepełnosprawności, momentu jej nabycia, sposobu wychowania, właściwości samej jednostki, jej temperamentu. Nie jest to jednak zadanie nie do pokonania, o czym doskonale świadczą liczne przykłady osób, którym udało się przezwyciężyć ograniczenia narzucone im przez los. Pokonują oni nie tylko uciążliwe bariery architektoniczne, a przede wszystkim, wszystkie bariery psychiczne: swoje i innych ludzi. Mimo, że często choroba z jaka boryka się człowiek, jest nieodwracalna, że ciągle przypomina o sobie, że ciężko jest ją w pełni zaakceptować, to jednak można nauczyć się z nią zwyczajnie żyć. Przez akceptację siebie jako osoby niepełnosprawnej rozumiem wszystko to, co prowadzi taka osobę do radzenia sobie w życiu pomimo pewnych ograniczeń.
Moim zdaniem nietolerancja zależy w dużej mierze od samych osób niepełnosprawnych... W większości przypadków, to oni decydują o swoich kontaktach z innymi ludźmi. Najczęściej zachowanie osób niesprawnych, powoduje obawy przed zbliżeniem się do nich. Człowiek sprawny może jedynie pomoc w pokonaniu pewnych fizycznych barier, a bariery psychiczne muszą oni pokonać sami, poprzez włączenie w obraz własnego Ja swoich ograniczeń.
A jeśli ktoś w pełni pogodził się ze swoimi ułomnościami i nie patrzy na siebie przez pryzmat żalu i smutku; zachowuje się w naturalny sposób, a staje przed grupą ludzi, którzy nie dają mu szans...?
Postaram się zawsze „walczyć” o te prawdziwe schematy i postawy... Spróbuję nauczyć innych wiary w siebie i innych, bez względu na płeć, wiek, miejsce zamieszkania czy chorobę... Może kiedyś uda mi się przekonać innych, że tak naprawdę nie ma podziału na ludzi pełnosprawnych i niepełnosprawnych. Nie ma „dwóch światów”... Ta granica istnieje jedynie w naszych umysłach, ale to nie oznacza iż nie da się jej wymazać... Trzeba tylko bardzo chcieć... A to już pierwszy krok do osiągnięcia wielkiego sukcesu.

Czy tekst był przydatny? Tak Nie

Czas czytania: 12 minuty

Typ pracy