profil

Zabiły aby żyć.

poleca 85% 277 głosów

Treść
Grafika
Filmy
Komentarze

\"Zabiły aby żyć\"

Dlaczego kobieta zabija swojego oprawcę zamiast wcześniej od niego odejść, i czy powinna trafić za to na lata do więzienia? Odpowiedź na to pytanie pozostawiam państwa indywidualnej ocenie.
Aby naświetlić skalę problemu przytoczę wyniki badań przeprowadzonych w tym roku przez CBOS, z których wynika, że „
Szacuje się, że co trzecia kobieta w Polsce doświadczyła przemocy domowej: była bita, zmuszana do seksu lub psychicznie maltretowana.
Co dziesiąta mężatka otwarcie przyznaje, że przynajmniej raz uderzył ją mąż.
Niemal 40 proc. Polaków przyznaje, że zna przynajmniej jedną kobietę, którą bił jej partner.
Jednak aż połowa z nas jest przeciwna wtrącaniu się w cudze sprawy rodzinne.
Jedynie ok. 20 procent przypadków fizycznej i seksualnej przemocy wobec kobiet jest zgłaszanych na policję.
Tylko co dziesiąta taka sprawa trafia do sądu, a 90 procent procesów kończy się umorzeniem sprawy albo wydaniem wyroku w zawieszeniu.”
Dlaczego przez te wszystkie lata tortur, którym często towarzyszył rozdzierający krzyk, wycie maltretowanych kobiet, nie reagowali sąsiedzi, krewni, rodzice? Dlaczego głusi i ślepi byli ojcowie, bracia? – na tak zadane pytanie psycholog więzienny, Marek Siwy odpowiada – „Bo małżeństwo to nie nasza sprawa: dziś się kłócą, jutro się pogodzą, a my wyjdziemy na durniów.” W walce z domową przemocą to stereotyp najtrudniejszy do przełamania. Tak myślą w Polsce miliony ludzi. Być może ich ojcowie także lali ich matki, a dziadowie babki i nikt nie śmiał im przeszkadzać.
W lublinieckim więzieniu siedzi około 50 kobiet skazanych za morderstwo na tle przemocy. Zanim zabiły, wytrzymały dręczenie od czterech do 32 lat. Prawie wszystkie próbowały uciekać. Do znajomych, do sąsiadów, w skrajnych przypadkach na dworzec czy do schroniska dla bezdomnych. Zawsze wracały. Bo jak długo można spać na dworcu?
Większość oprócz trwałych uszkodzeń ciała cierpi na lęki, bezsenność, nerwice. Niektóre mają padaczkę na tle nerwicowym, inne psychiczne blokady w komunikacji - nie są w stanie porozumieć się z innymi w najprostszych nawet sprawach, nie potrafią się wysłowić. Ponad połowa skazanych przed zabiciem męża próbowała popełnić samobójstwo.
Rocznie do więzienia trafia co najmniej kilkadziesiąt sprawczyń \"morderstw na tle przemocy\". Polskie sądy znane są z surowości dla kobiet, które zabiły swoich mężów. - Wielu sędziów uważa, że rodzinne lanie nie jest żadnym bezpośrednim zamachem na jakieś dobro chronione prawem - mówi Alicja Kępka, prawniczka, a także ochotniczka w Centrum Praw Kobiet.- Uznają, że skoro katowanie kobiety trwało latami, nie zaistniał nagły zamach, tylko codzienne \"normalne lanie\". Dodatkowo, żeby sądu nie kusiło łagodniejsze potraktowanie oskarżonej, rodzice nieżyjących mężów bardzo często stają przeciwko synowej w roli oskarżycieli posiłkowych.
Tymczasem paragraf 25. kodeksu karnego jednoznacznie mówi, że \"nie popełnia przestępstwa, kto w obronie koniecznej odpiera bezpośredni, bezprawny zamach na jakiekolwiek dobro chronione prawem\". Nawet gdy ktoś przekroczy działanie w obronie koniecznej, \"sąd odstępuje od wymierzenia kary, jeżeli przekroczenie granic obrony koniecznej było wynikiem strachu lub wzburzenia usprawiedliwionych okolicznościami zamachu\".
Przykładem bezsilności może być przypadek pani Iwony Jabłońskiej. W 1998 roku Sąd Rejonowy w Częstochowie uznał jej męża za winnego znęcania się nad rodziną. I wypuścił do domu, dając mężczyźnie jeszcze jedną szansę. Wykorzystał ją aby bić mocniej i z większym okrucieństwem ją i jej synów. Iwona szukała pomocy u kuratora, policji, ale nikt jej nie pomógł. Czuła się osamotniona i bezradna. W końcu zabiła – trafiając nożem prosto w serce.
Psychologowie, na których dopiero w więzieniu trafiły katowane kobiety, tłumaczą zachowania bitych kobiet syndromem ofiary. - Po kilku czy kilkudziesięciu latach ciężkiego bicia te kobiety nie mają instynktu, żeby się bronić - mówi lubliniecki psycholog Marek Siwy. - Sąd jest dla nich kolejnym etapem przyjmowania ciosów od życia. Są przekonane, że skoro zabiły, muszą zostać ukarane. I chociaż mają na swoją obronę mocne argumenty - zeznania świadków, protokoły policyjne, obdukcje lekarskie - często nawet nie potrafią tego użyć. Fakt, że zabiły swojego męża, jest dla nich gigantycznym szokiem, spotęgowanym dodatkowo przez nieznane wcześniej warunki kobiecego więzienia.
Dlaczego zatem nie odeszły? Mówi się, że związek pomiędzy oprawcą a jego ofiarą to najsilniejsza relacja, która istnieje pomiędzy dwojgiem ludzi. I tworzy się stopniowo. Zaczyna się od pierwszego fizycznego aktu przemocy: wymierzonego policzka, szarpnięcia albo od poniżenia. Regułą jest, że potem następuje tzw. faza miesiąca miodowego: czułości, przeprosiny, kwiaty, zapewnienia o miłości. Ta faza wiąże emocjonalnie ofiarę z oprawcą. Ona wierzy, że on się zmieni. Ale z czasem pojawia się coraz więcej gróźb i kolejne, coraz bardziej brutalne akty przemocy, a fazy miesiąca miodowego są coraz krótsze. W końcu nie ma ich w ogóle. Jest sama agresja. Zaczyna cierpieć na tzw. zespół wyuczonej bezradności. Uczy się, że każda reakcja obronna i wszelka inicjatywa podlega karze. Oprawca izoluje ofiarę od rodziny, znajomych, czasem odmawia jej prawa do pracy. Krok po kroku odcina od rzeczywistości. Pozbawia ją wsparcia z zewnątrz. W kobiecie narasta poczucie winy, bo partner wmawia jej, że to jej złe zachowanie skłania go do przemocy. Wreszcie ofiara bywa uzależniona od kata ekonomicznie, nie ma dokąd pójść. Obawia się, że sama nie utrzyma dzieci. Nie chce też pozbawiać ich ojca. I poddaje się stereotypowi, że to ona jest odpowiedzialna za trwanie związku. W końcu popada w depresję i apatię.

Załączniki:
Czy tekst był przydatny? Tak Nie
Przeczytaj podobne teksty

Czas czytania: 5 minut