profil

Recenzja filmu "Jeden dzień w Europie"

poleca 85% 119 głosów

Treść
Grafika
Filmy
Komentarze

Dnia 23. listopada miałam okazję wybrać się razem z klasą na film produkcji hiszpańsko-niemieckiej pt. „Jeden dzień w Europie”. Obraz wyreżyserował Hannes Sthr w roku 2005. Czas akcji to dzień finału piłkarskiej Ligi Mistrzów, natomiast miejsce to cztery słynne europejskie miasta: Moskwa, Stambuł, Santiago de Compostella i Berlin. Trudno określić przynależność gatunkową tego filmu. Jednak moim zdaniem jest to komedia.
Obraz opisuje stosunek europejczyków do oszustwa i przestępczości z różnych perspektyw. Niektórzy bohaterowie padają ofiarą kradzieży, natomiast inni sami są sprawcami nieprzyjemnych incydentów. Mimo to sytuacje są podobne: do obcego państwa przyjeżdża cudzoziemiec; zostaje okradziony i czeka go przygoda z obcym prawem, z nieznaną policją i obcymi ludźmi. Nie jest to łatwe, zwłaszcza gdy się nie zna języka i nie można porozumieć się z mieszkańcami innego państwa.
Film doskonale ukazywał „stopień uczciwości” przedstawicieli poszczególnych krajów Europy. Jednak Hannes Sthr wyreżyserował to w taki sposób, żeby nie urazić obywateli państw przedstawionych w filmie raczej negatywnie. Niestety Polska należała do tej „gorszej grupy”: w scenie z francuskim małżeństwem była mowa o Polsce jako o narodzie nieuczciwym. Miałam prawo, jako Polka, poczuć się dotknięta tym stereotypem, lecz wcale się tym nie przejęłam. Było to bardziej żartobliwe ocenianie mojego kraju, niż poważne.
Obraz ten w pewnym sensie „porównywał” poszczególne państwa. Pokazał, czym się różnią i co mają ze sobą wspólnego. Łatwo można było wywnioskować, że oddala je od siebie ustrój polityczny oraz prawo, natomiast łączy sport – wszystkie z przedstawionych narodowości pasjonowały się piłką nożną i jednakowo przeżywały dzień finału piłkarskiej Ligi Mistrzów w Moskwie. Różnica była tylko taka, że każdy kibicował innemu zespołowi.
Nie mam żadnych zastrzeżeń do aktorów. Odegrali swoje role bardzo naturalnie. Popieram pomysł, że każdy z nich grał w filmie „swoją narodowość”. W ten sposób łatwo było odróżnić, czy bohater jest Niemcem czy Turkiem.
W filmie bardzo przypadła mi do gustu muzyka. Brzmiała bardzo nowocześnie, miała charakter muzyki techno. Mimo, że podobna była w każdym z przedstawionych państw i nie pasowała charakterem do niektórych z nich, to jednak brzmiała cały czas bardzo dobrze.
Film był bardzo realistyczny, więc nie potrzebował zbytnio efektów specjalnych. Do realizacji wystarczyła jedynie naturalna sceneria.
Ogólnie rzecz biorąc film mi się podobał. Przypadł mi do gustu i chętnie obejrzałabym go raz jeszcze.

Czy tekst był przydatny? Tak Nie
Opracowania powiązane z tekstem

Czas czytania: 2 minuty