STRATEGIE BEZPIECZEŃSTWA NARODOWEGO RP
Po początkowych wątpliwościach, związanych z wyborem właściwej dla Polski drogi, polski strateg obrał kierunek euroatlantycki (ostatecznie z końcem 1992 roku), pozostawiając za sobą inne pomysły – z dzisiejszej perspektywy brzmiące niczym polityczny science-fiction – czy to neutralności kraju czy też strategicznego sojuszu z... Rosją (ZSRR, gdy ten jeszcze istniał). Opcja euroatlantycka, stale rozwijana i wprowadzana w życie z niesłabnącą onsekwencją, doprowadziła Polskę już w roku 1999 do członkostwa w NATO oraz z Unii Europejskiej (lata 2003/2004), okrywając polskiego stratega zasłużonym uznaniem.
Polska w NATO, czyli „geostrategiczna zmiana pozycji Polski”.
Rok 1999 był rzeczywiście rokiem triumfu, jeśli idzie o kwestię narodowego bezpieczeństwa – Polska stając się pełnoprawnym członkiem najpotężniejszej międzynarodowej organizacji gwarantującej bezpieczeństwo, mogła poczuć się w sytuacji dość komfortowej, czego przecież nie doświadczyła w swej historii zbyt często. Dla narodowego stratega, wydawać by się mogło, znów nastanie okres o ile nie bezrobocia, to przynajmniej odpoczynku czy choćby pewnego zwolnienia. Wyrazem tego swoistego „samozadowolenia” (jeszcze raz podkreślmy jednak, że w pełni zasłużonego) był dokument ze stycznia 2000 r. zawierający doktrynę bezpieczeństwa narodowego RP. Czytamy w nim między innymi, że Sojusz Północnoatlantycki „dla Polski stanowi realną podstawę zapewnienia bezpieczeństwa i obrony”; mowa nawet o tym, że „członkostwo w Sojuszu w sposób istotny zmieniło geopolityczną i geostrategiczną pozycje Polski”.
Strategia z 2000 r. niczym w zasadzie nie zaskakuje – jest typowym zapisem doktryny bezpieczeństwa państwa – członka NATO. Często też stawiany jest jej zarzut, iż brak w niej wyrazu samodzielności polskiej myśli strategicznej oraz (co zasługuje na szczególna krytykę), że uznaje ona Sojusz (NATO) jako jakiś nadsystem, a jego strategię jako pierwotną w stosunku do strategii narodowej . Jak ujął to gen. prof. B. Balcerowicz, współautor doktryny wojennej RP i reform MON, „zagubiła się rzecz fundamentalna – to, że każdy sojusz jest przede wszystkim instrumentem polityki państwa i członkostwo w nim należy traktować jedynie jako środek do celu, którym jest zwiększenie bezpieczeństwa państwa”.
Oczywiście wielu przestrzegało w okresie tego triumfu, że „nasze członkostwo w Sojuszu Północnoatlantyckim nie zamyka problemu bezpieczeństwa Polski” , nikt jednak wówczas nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo prawdziwe – prorocze wręcz – okażą się to przestrogi. Nikt nie mógł jednak przewidzieć wydarzeń z 11 września 2001 r. oraz konsekwencji tego najbardziej spektakularnego ataku wymierzonego przeciwko największemu mocarstwu współczesnego świata – Stanom Zjednoczonym.
Nowa strategia na „nową epokę”.
Po 11 września polski strateg znów stawał przed egzaminem ze swej dojrzałości i umiejętności dostosowania do zmieniających się – niezwykle żywiołowo i dramatycznie – warunków międzynarodowych. Niedługo zatem mógł cieszyć się on spokojem i poczuciem dobrze spełnionego zadania, rzeczywistość okazała się po raz kolejny niepodatna na wszelkie „strategie” i „prognozy”.
O tym, czy i z tej próby polski strateg wyszedł zwycięsko, dziś – rzecz jasna – wyrokować nie sposób. Zbyt niepewna nadal jest sytuacja światowa, zbyt wcześnie też, aby znane były konsekwencje działań podejmowanych przez Polskę, związanych głównie z aktywnym udziałem w koalicji antyterrorystycznej. To jednak nie zwalania od podejmowania prób analizy efektów pracy podejmowanej przez polskiego stratega, pracy, której zasadnicze zręby zawarto w dokumencie z lipca 2003 r. , zatytułowanym „Strategia bezpieczeństwa narodowego Rzeczypospolitej Polskiej”.
Dokument ten, liczący zaledwie kilkanaście stron (wobec ponad 30-stronnicowej doktryny G. W. Busha z 2002 r., czy ponad 70-stronnicowej doktryny Clintona), opracowywany w okresie wyjątkowego ożywienia Polski, tak w sferze międzynarodowej, jak i wewnętrznej (tj. w związku z dostosowywaniem struktur państwowych do integracji z Unią Europejską), mieści się w nurcie tzw. „nowego myślenia” o kwestiach bezpieczeństwa. Podstawowe założenia tego „nowego nurtu” , obecnie dominującego w myśleniu o kwestiach bezpieczeństwa w sferze euroatlantyckiej, dają się zawrzeć w tezach: „11 września jest początkiem nowej epoki”, „głównym zagrożeniem dla świata jest międzynarodowy terroryzm, który może zaatakować zawsze i wszędzie”, oraz że „konieczne jest znaczne zwiększenie wydatków na zbrojenia” . Klasycznym przykładem takiego podejścia jest nowa strategia bezpieczeństwa Stanów Zjednoczonych z września 2002 roku (określana mianem „doktryny Busha”). Spośród tych trzech tez, polska strategia zdaje się przywiązywać znaczenie zwłaszcza do pierwszych dwóch, choć – rzecz oczywista – nie czyni tego z taką mocą i pasją, jak czyni do amerykańska doktryna. Trzecia teza w zasadzie nie znajduje zastosowania w polskich realiach, inne są bowiem gwarancje bezpieczeństwa Polski, własne siły zbrojne nie liczą się (niestety!) zbytnio.
Natura zagrożeń.
Każda doktryna bezpieczeństwa – aby właściwie projektować warunki gwarantujące bezpieczeństwo – musi wpierw wskazać na zagrożenia. Ważne przy tym – o czym czasem się zapomina – aby narodowa doktryna definiowała te zagrożenia, które rzeczywiście wpływają na bezpieczeństwo danego państwa. Często bowiem zdarza się, iż katalog zagrożeń obejmuje także te, które nie dotyczą bezpośrednio zainteresowanego państwa, co w konsekwencji nie tylko wywołuje niewłaściwy osąd sytuacji, ale przede wszystkim nie zapewnia gwarancji właściwych rozwiązań. Jak podkreśla jeden z największych polskich ekspertów w kwestiach bezpieczeństwa, prof. Roman Kuźniar, „percepcja zagrożeń, diagnoza stanu bezpieczeństwa oraz dyrektywy dla praktyki politycznej są w wielu krajach kształtowane przez pryzmat różnych wewnętrznych interesów politycznych, finansowych czy przemysłowych, a zatem posiadają ograniczoną użyteczność dla innych państw” . Warto przyjrzeć się, czy polski strateg pamiętał o tych wskazaniach.
Zagrożenia dzieli się generalnie na tzw. klasyczne (np. groźba wojny prowadzonej tradycyjnymi metodami militarnymi) oraz nietypowe (atypowe, asymetryczne), które określa się w ten sposób, gdyż są one nieprzewidywalne co do miejsca, czasu, sposobu realizacji oraz podmiotu dokonującego konkretnego ataku . Dla nikogo nie powinno być tajemnicą, że w zglobalizowanym świecie, w którym żyjemy, te pierwsze zagrożenia ustępują pola tym drugim. 11 września tendencję tę tylko potwierdził i przyspieszył.
Polska strategia narodowego bezpieczeństwa z roku 2003 dość jednoznacznie wskazuje na te nieklasyczne zagrożenia, poświęcając im podrozdział zatytułowany wymownie „Nowe wyzwania”. Wśród tych „wyzwań” wskazuje się na wstępie na zagrożenia regionalne, istniejące w najbliższym (europejskim) sąsiedztwie Polski – takie jak np. napięcia na Bałkanach, konflikty wewnątrzpolityczne, społeczne czy etniczne – jednak jak uspokajająco konkluduje „Strategia 2003”: „nie powinno to powodować głębszych negatywnych reperkusji dla systemu bezpieczeństwa”, oraz że „kierunek zmian w europejskim środowisku bezpieczeństwa jest pozytywny”. Następnie jednak mowa o „nowych wyzwaniach globalnych”, na które Polska, „jako członek wspólnoty euroatlantyckiej jest wystawiona bezpośrednio” (!).
Do katalogu tych „nowych wyzwań” Strategia zalicza przede wszystkim: terroryzm międzynarodowy , proliferację broni masowego rażenia, „nieprzewidywalną politykę reżimów autorytarnych”, zjawisko tzw. „państw w stanie rozkładu” , przestępczość zorganizowaną oraz tzw. „wojny informatyczne” . Takie rozłożenie akcentów i wskazanie zagrożeń dla bezpieczeństwa narodowego Polski nie jest dziełem przypadku. Polska, aktywnie włączając się w działania koalicji antyterrorystycznej, nawiązując bliską współpracę ze Stanami Zjednoczonymi oraz obierając taki a nie inny kurs w polityce europejskiej, nie mogła jednak inaczej postąpić.
Pytanie tylko, czy w tej analizie zagrożeń polski strateg nie za bardzo uwierzył w nieomylność „nowego myślenia” o kwestiach bezpieczeństwa i czy eksponowanie takich właśnie „wyzwań” jest w przypadku polskiej (narodowej) strategii właściwe?
Nie jest przecież tak, by zagrożenia te godziły bezpośrednio w bezpieczeństwo samego państwa polskiego, to znaczy w jego suwerenność, integralność, niezawisłość. Zwraca na to uwagę R. Kuźniar, który uważa że „znacznie bardziej realnymi zagrożeniami dla suwerenności czy warunków rozwoju mogą być niektóre aspekty procesu globalizacji (np. niekontrolowany, o znacznej intensywności przepływ kapitału) czy brak dywersyfikacji zaopatrzenia w surowce energetyczne” . Nie jest też tak, aby były owe zagrożenia niemożliwe do opanowania. Siła i znaczenie tych wyzwań współczesności bardziej – wydaje się – wynika bowiem z „przypisywanych im subiektywnie intencji niż z dowiedzionych bezpośrednio zamiarów” .
Bardziej mamy tu zatem do czynienia z pójściem za pewnym „modnym” obecnie nurtem, niż z wynikiem dogłębnej, rozważnej i wyważonej, a przede wszystkim oderwanej od „dominujących trendów”, analizy. Takiego postępowania nie sposób uznać za właściwe, wprost przeciwnie – może okazać się wręcz groźne, jako „wzniecanie psychozy bądź rozwijanie scenariuszy przypominających filmy akcji czy grozy” .
Jedna (co najmniej) jeszcze teza, zawarta w Strategii budzić może pewne wątpliwości. Jak wynika bowiem z rozdziału poświęconemu „nowym wyzwaniom”, obecne napięcia i niestabilności w środowisku międzynarodowym wywołane są w głównej mierze przez terroryzm oraz pozostałe atypowe zagrożenia. Teza ta jest dość płytka, nie wiadomo bowiem dlaczego pominięto w tej kluczowej dla całej strategii konstrukcji takie zjawiska jak np. „rozkład” (określany czasem nawet jako „upadek”) tradycyjnie rozumianego państwa oraz rozmywanie suwerenności. Te zjawiska, wydaje się, iż w większym nawet stopniu przyczyniają się do ogólnej niestabilności w świecie, a w rezultacie – wywierają wpływa na bezpieczeństwo Polski. Watro, by polski strateg nie gubił z pola widzenia tych faktów.
Instrumenty realizacji polskiej polityki bezpieczeństwa.
Poszukując odpowiedniego antidotum na dostrzeżone zagrożenia polski strateg wychodzi z generalnego założenia, według którego należy dokonywać w tej kwestii „podejścia całościowego”. Obecnie podejście to powszechnie dominuje w świecie, nie powinno jednak to nikogo szczególnie dziwić. Klasyczny bowiem rozdział na wewnętrzne i zewnętrzne aspekty bezpieczeństwa dawno już jest historią. Zresztą – co ważne podkreślenia – w przypadku polskiej doktryny bezpieczeństwa po roku ’89 brak było tego rozdziału – dominował niepodzielnie aspekt zewnętrzny (międzynarodowy).
Według Strategii z 2003 r. „zapewnienie bezpieczeństwa państwa w nowych warunkach międzynarodowych wymaga zwiększonej aktywności w sferze polityki zagranicznej”. W szczegółach chodzi tu o takie działania jak:
- „dbanie o sprawność mechanizmów sojuszniczych” (zwłaszcza o funkcjonowanie Paktu Północnoatlantyckiego, który określany jest nadal jako „najważniejsza gwarancja zewnętrznego bezpieczeństwa i stabilnego rozwoju naszego kraju” ),
- troska o zapewnienie skuteczności instytucji międzynarodowych i prawa międzynarodowego (sporo tu mowy o Unii Europejskiej oraz jej Wspólnej Polityce Zagranicznej i Bezpieczeństwa , o ONZ, mniej już zdecydowanie o OBWE, Radzie Europy, czy OECD),
- zachowanie przyjaznych stosunków z krajami sąsiedzkimi (nie można bowiem – nawet w okresie funkcjonowania w „globalnej wiosce” – gubić z oczu najbliższego otoczenia) oraz partnerskimi (tu szczególna rola przypada Stanom Zjednoczonym, które zaraz po NATO wymienia się jako „najważniejszego gwaranta naszego bezpieczeństwa ),
- „wspieranie procesów transformacji w Europie Wschodniej i Południowej”,
- „udział w umacnianiu mechanizmów kontrolnych w dziedzinie nieproliferacji broni masowego rażenia”,
- utrzymywanie „gotowości do uczestnictwa w akcjach zapobiegania konfliktom i utrzymania pokoju”, czy też
- „udział w działaniach na rzecz promocji demokracji i poszanowania praw człowieka”.
Wśród instrumentów wewnętrznych Strategia podkreśla z kolei rolę:
- służb wywiadowczych (w tym kontrwywiadu),
- Policji i podobnych innych służb (np. Służby Granicznej),
- oraz oczywiście sił zbrojnych.
Ponadto, tak jak w każdej nowoczesnej strategii nie zapomina się o gospodarczych podstawach bezpieczeństwa, poświęcając ich analizie cały podrozdział IV. Mowa w nim m.in. o:
- finansach publicznych oraz budżecie,
- roli stabilnego rozwoju gospodarczego,
- infrastrukturze (zwł. na wschodniej granicy, która stanie się zewnętrzną granicą UE),
- środowisku naturalnym (w celu „zagwarantowania bezpieczeństwa ekologicznego”),
- wreszcie – o edukacji obywatelskiej („wykształcenie społeczeństwa” jawi się tu jako istotny warunek „demokratycznej stabilności i trwałego bezpieczeństwa państwa”).
„Pasywność nie jest rozwiązaniem”.
Najlepsza nawet strategia bezpieczeństwa byłaby niewiele warta, gdyby nie właściwa, a przede wszystkim – skuteczna jej realizacja. W tym właśnie elemencie Polska może stanowić dla wielu przykład – nikt w ostatnim okresie (ostatniego roku/roku i pół) nie realizował z większą determinacją założenia, że „pasywność nie jest rozwiązaniem” (według słów ministra spraw zagranicznych, Włodzimierza Cimoszewicza ).
Aktywny udział naszego kraju w ramach koalicji antyterrorystycznej, zaangażowanie w akcji militarnej w wojnie irackiej oraz udział w procesie stabilizacji w Iraku – to tylko najgłośniejsze polskie „dokonania”, dzięki którym Polska po okresie dłuższego „zapomnienia” znów trafiła na pierwsze strony gazet całego świata. Nasz udział w tych przedsięwzięciach różnie argumentowano. W tym miejscu, nie wdając się w bardziej szczegółowe rozważania, poprzestańmy na słowach Adama D. Rotfelda, według którego „głównym motywem polskiej decyzji [pójścia do Iraku – D.K.] były sprawy bezpieczeństwa – w skali regionalnej i globalnej. I w tym kontekście sprawa bezpieczeństwa Polski” .
Tak aktywne zaangażowanie Polski na arenie międzynarodowej oznacza również – paradoksalnie, choć nie do końca – zwiększenie zagrożenia. Jak zauważa się w samej Strategii 2003: „może nas [to] wystawić na ryzyko ataków i wrogich akcji ze strony ugrupowań, którym społeczność międzynarodowa wydała walkę”. Cóż, terroryści także czytują gazety...
Dziś co prawda nie sposób wskazać, jak na kwestię polskiego bezpieczeństwa wpłynie to zaangażowanie, watro jednak śledzić rozwój wypadków i mieć nadzieję, że wpłynie pozytywnie.
Przestroga na przyszłość.
Warto w tym miejscu poruszyć jeszcze jedną kwestię związaną w problematyką bezpieczeństwa narodowego – mianowicie problem tzw. geograficznego zasięgu narodowej doktryny bezpieczeństwa. W literaturze przedmiotu wymienia się trzy główne geograficzne „obszary bezpieczeństwa” (bezpieczeństwa narodowego): globalny (obecnie uznaje się, iż tylko USA posiadają globalne interesy bezpieczeństwa), ponadregionalny (wielkie mocarstwa, np. Chiny, także UE) oraz regionalny obszar bezpieczeństwa.
Polska nie jest pod żadnym względem mocarstwem, zatem posiada jedynie regionalne interesy bezpieczeństwa. Warto o tym nie zapominać, tak, aby nasza „iracka wyprawa” nie zakończyła się jakimś nadnaturalnym „rozciągnięciem” naszych interesów bezpieczeństwa. Oczywiście rację mają ci, którzy powiedzą, iż dziś w zasadzie każdy ma swe interesy wszędzie, żyjemy przecież w globalnej społeczności. Chodzi tu jednak o coś innego – problem leży w tradycyjnie pojmowanej strefie wpływów i interesów, słowem w umiejętności znalezienia właściwego miejsca i pozycji dla siebie, przy uwzględnieniu indywidualnych możliwości, ale i realiów otoczenia.
Dlatego ważne, by pamiętać, że Polska aktywna to Polska bezpieczna, Polska hiperaktywna – wręcz przeciwnie!