profil

Opowiadanie gwarowe

poleca 85% 492 głosów

Treść
Grafika
Filmy
Komentarze

...ino schować się pod ryczkę – taka poruta...
(poznaniacy – nie gęsi i swój język mają)


Wew maju parówa się zrobiła za oknem, jak nie wiem co. Na kasztany feste się świgło kwiecie. Rozczapiłem się na ryczce przed chatą i patrzę na klarę, jak mocno przygrzewa. Brachol pojtkę zajadał. Nudno było, co tu gadać. Ale ,,nudno” znaczy fajnie. Rozmarzyłem się... ,,Co za życie... - nuciłem sobie w duchu – o jak dobrze...” Aż nagle jakiś proszczok śwignął we mnie kamlotem. ,,Kucze, co jest grane!?” pomyślałem, że jakieś eksztejery mnie napadły i właściwie miałem rację. To był mój brachol. To był mój rodzinny, brachol, ten na dobre i na złe.
Czego?! - spytałem grzecznie.
Śmiał mi się w twarz. Po chwili zagadał, jakby nigdy nic:
Idź po kuzaja! Zaro jademy do miasta, do składów. Zakupy będą taaakie! - i majtnął ręką by pokazać jakie.
Koniec-końców, brachol zabrał trochę bejmów, weszli my do bimby i pognali do miasta. Na rynku było pełno wiary. Parówa taka, że zez bracholem wytrzymać nie mogum. Kalafy nam się ino uśmiechały kiedym, spoglądali na kuzaja. Tyn był wysztafirowany jak do ośpic. Stał bidny wew drachycie na głowie, przewincowanej katanie i długich, grubych porach. Klara grzała jak halogen. My się kielczyli, on ledwo dychał. Wreszcie weszliśmy do składu. Wielki on był, jak jaki byk. ,,Ach, co za czasy. Dawniej to się szło na bazar, a dziś...szkoda gadać!” - znów się rozmarzyłem. Kuzaj zaro bryknął między regały i tyle go widziałem... Tak przebierał szkitami, że patrzydła by mu spadły. Kuzaj bryle nosi, a i tak nic nie widzi. Sam nie wiem kiedy przyleciał kuzaj. Ten załatwił swoje sprawunki: szneki z glancem i ssaki. Brachol powiedział:
Każdy je to, co chce. Hehehehe...
Widocznie spodobał mu się własny witz, bo powtarzał go sobie po cichu. Ja natomiast załadowałem inne klamoty i ruszyli my się do kasy. Dotośtać to wszystko... ho, ho! To była nie lada sztuka. Niby gra muzyka, niby ładnie pieknie... brachol sięga po bejmy do kabzy, ale... kabza dziurawa, a bejmów niii maaaaa!
Zakupy miały być ,,taaakie”, ale chyba nam nie wyszło. Poruta była, że pamiętam do dziś. Do chaty wracać trzeba było piechtą, bo zabrakło nawet na bilety do bimby.



Tomaj

Czy tekst był przydatny? Tak Nie
Opracowania powiązane z tekstem

Czas czytania: 2 minuty