profil

Nieznane dzienniki Hitlera.

poleca 90% 102 głosów

Treść
Grafika
Filmy
Komentarze

Jak stwierdzili wydawcy niemieckiego Sterna, było to „największe wydarzenie dziennikarskie po II wojnie światowej”. Jeden z reporterów odnalazł nieznane osobiste dzienniki Hitlera.

Na okładce niemieckiego wydania tygodnika Der Stern z 25 kwietnia 1983r. widniał napisany ogromnymi czerwonymi literami tytuł „ Dzienniki Hitlera odnalezione”. W środku znajdowały się fragmenty pamiętników ilustrowane10 próbkami pisma nazistowskiego przywódcy. Był to pierwszy z 28 odcinków mających pojawić się w ciągu kolejnych 18 miesięcy. Ten sensacyjny materiał pochodził z 62 oprawnych w imitację czarnej skóry notatników. Ani współpracownicy Hitlera, ani historycy zajmujący się tym okresem nie mieli pojęcia, że Fhrer od połowy 1932r. prowadził ręcznie pisany dziennik. Pamiętnik urywał się dwa tyg. Przed śmiercią nazistowskiego przywódcy w kwietniu 1945r. Taką przynajmniej wersję podał na hamburskiej konferencji prasowej Peter Koch- redaktor naczelny Sterna. Pamiętnik zdobył dla tygodnika 51-letni reporter Gerd Heidemann. Londyński Sundey Times dawał 400 tys. Dolarów za prawa do publikacji dziennika. Francuski Paris Match i włoska Panorama też chciały go opublikować. Tydzień później w Newsweeku pojawił się 13- stronicowy materiał dotyczący dzienników. Wydawca pisał, ze są to „brudy historii- 13 lat, tych najokrutniejszych w dziejach ludzkości, opisane przez tego, kto uczynił je tak nikczemnymi”. Wydawcy Newsweeka nie chcieli kupić praw do tych materiałów, nie zgadzali się bowiem z niemiecka koncepcją wydawania poszczególnych odcinków w tak długim okresie. Potrzebowali również „bardziej systematycznych i autorytatywnych poświadczeń ich autentyczności”. Stern był w posiadaniu opinii brytyjskiego historyka Hugh Trevora- Ropera oraz Gerarda Weinberga Uniwersytetu Północnej Karoliny. Obaj eksperci potwierdzili autentyczność dzienników.

Podczas konferencji prasowej angielski historyk David Irwing zadał pytanie, czy tusz, którym zostały napisane pamiętniki, poddano testom chemicznym pozwalającym określić jego wiek? Odpowiedź była przecząca. Eksperci Steranie byli już tacy pewni autentyczności dzienników. Weinberg stwierdził, że Stern, powinien zlecić grafologom dokładne sprawdzenie pamiętników, a Trevor- Roper, że niektóre z odnalezionych dokumentów mogą okazać się fałszywe i że dopóki autentyczność brulionów nie zostanie niepodważalnie potwierdzona, wszystkie muszą być traktowane jak fałszerstwo. Do sporu przyłączyła się historycy niemieccy. Jeden z nich oskarżył tygodnik o chęć nieuczciwego zwiększenia nakładu- rzeczywiście 25 kwietnia 1983r. wzrósł on z 1,870 do 2,170 mln. egzemplarzy, a cena numeru zwiększyła się o 20 centów.
Sceptycy pytali, jak to możliwe, by Hitler zdołał ukryć pamiętniki przed swoimi sekretarzami, doradcami i służbą. Wskazywało również na fakt, że Hitler nienawidził pisania (może nie umiał;) i swoje listy zawsze dyktował sekretarzom. Jeśli zaś musiał coś, napisać, przeważnie używał do tego ołówka. Ponadto od stycznia 1943r. Fhrer prawdopodobnie cierpiał na postępujący paraliż, którzy praktycznie uniemożliwiał pisanie w czytelny sposób.

Zatrudnieni przez Newsweek grafolodzy zbadali dwa przesłane do Nowego Jorku bruliony dzienników Hitlera. Stwierdzili, że „są one fałszerstwem, zarówno to bardzo nieudolnym”. Naukowcy niemieccy dowiedli ponad wszelką wątpliwość, że zarówno papier, tusz, klej, jak i skóropodobne okładki pochodzą z okresu powojennego. Hans Booms, dyrektor Niemieckich Archiwów Państwowych, nazwał dzienniki Sterna „ rażącym, niedorzecznym i niedokładnym fałszerstwem”. Jeden z jego współpracowników odnalazł nawet źródło, z którego korzystali fałszerze. Było to wydane w 1962r. „Mowy i odzewy Hitlera 1932-1945” autorstwa Maxa Domarusa, powtarzając nawet jego niektóre z jego błędów. Oburzony zespół Sterna zwołał sześciodniową naradę w swym biurze w Hamburgu. Żądano ujawnienia, jak doszło do tego, że szefowie tygodnika tak łatwo dali się wywieść w pole, powodując nieodwracalne straty- zmniejszenie wiarygodności pisma. Peter Koch zmuszony był odejść. Wydawca pisma Heine Nannen przyznał ze smutkiem: „Mamy się czego wstydzić”.

Stern zaufał Gerdowi Heidemannowi- dziennikarzowi, który pracował dla gazety od 32 lat, a którego pasją był okres nazizmu. Sprzedał on swój dom w Hamburgu i kupił jacht należący kiedyś do zastępcy Hitlera, Hermana Goeringa.
Heidemann często przyjmował na pokładzie byłych funkcjonariuszy hitlerowskich przez jednego z nich poznał Konrada Kujau alias Konrad Fischer, sprzedawcę nazistowskich pamiątek, który miał sklep w Stuttgarcie. Na początku 1981r. Kajau powiedział Heidemannowi, że jego brat, oficer armii wschodnioniemieckiej, przemycił nieznane pamiętniki Hitlera do Niemiec Zachodnich szuka na nie kupca. Kajau wyjaśnił także, ze dzienniki znajdowały się na pokładzie samolotu transportowego, który odleciał z Berlina w kwietniu 1945r., gdy potęga Hitlera leżała już w gruzach. Wraz z innymi cennymi przedmiotami miały one zostać przewiezione do Brechtesgaden w Alpach Bawarskich umieszczone w bezpiecznym miejscu. Fhrer miał zaś rzekomo polecieć do swojej kryjówki w górach następnym samolotem. Pierwsza maszyna rozbiła się w okolicach Drezna, a Hitler już nigdy nie opuścił Berlina. Z katastrofy uratowała się tylko jedna osoba. Miejscowy chłop zdołał ocalić niektóre z cenniejszych rzeczy, wśród nich także dzienniki. Heidemann uwierzył w tę fantastyczną opowieść i przez następne dwa lata namawiał swoich pracodawców, aby kupili dzienniki za sumę 9 mln marek. Za pośrednictwo w tej transakcji otrzymał 1,5 mln marek z pieniędzy Sterna. Jak się wkrótce okazało, nie było żadnej katastrofy, ani też przemyconych przez granice dzienników. Kujau zaś sam przez kilka lat pracował nad tym fałszerstwem. Zeznając wyjaśnił, że pomysłodawcą mistyfikacji był Heidemann. Reporter został natychmiast zwolniony z pracy, choć utrzymywał, że padł ofiarą niecnej manipulacji. Dwa lata później, po długim procesie, obaj zostali uznani winnymi oszustwa: Heidemanna skazano na 4 lata i 8 miesięcy, wyrok Kujau był o dwa miesiące krótszy. Sędziowie najbardziej jednak obwiniali kierownictwo Sterna. Stwierdzili, że zaślepieni chęcią zysku wydawcy nie sprawdzili należycie autentyczności materiałów przed zakupem. Fakt, że pochopnie zaproponowali tak dużą sumę pieniędzy zachęcił zarówno fałszerza, jak i jego wspólnika.

Tak dla ciekawostki chciałbym jeszcze dodać, że gdy okazało się że Kujau cierpi na raka krtani, w połowie 1987r. po odsiedzeniu 2 lat ze swojego 4,5 letniego wyroku, został zwolniony z więzienia. Ponieważ wszystkie pieniądze, jakie otrzymał od Sterna, wydał na opłacenie podatków i opłat sądowych, nie miał żadnych środków do życia. Oczywistym sposobem zarobkowania było to co robił najlepiej – fałszowanie. Tym razem postanowił działać jawnie. Jego sklep nazywa się „galeria kopii”. Na odwrocie każdego „Rembrandta”, ”Gogha”, „Renoira”, „Picassa”, „Dalego” czy innego słynnego malarza widnieje pieczątka „ Poświadczona kopia Konrada Kujau”. „Napis ten pozwala ustrzec się problemów prawnych- mówi Kajau. – Niektórzy z klientów chcą dostać pieczątkę niezależnie od tego, gdyż twierdzą, że jestem równie sławny, jak prawdziwi twórcy tych dzieł”. Takie wspaniałe dzieła można u niego dostać w cenie od 50 do 1000 dolarów. Przez 10 lat , zanim udało mu się oszukać Sterna, Kujau sprzedawał „koneserom” fałszywe pamiątki z czasów Trzeciej Rzeszy. W jego sklepie można było znaleźć szkice akrylowe przypisywane Hitlerowi(który zanim zajął się polityką, rzeczywiście trochę malował), Widniał na nich podpis Fhrera, który Kujau składał równie pewnie co swój własny. Obrazy, które można kupić w jego sklepie, zaczął malować już więzieniu. Obecnie tworzy w pracowni na poddaszu swojego domu w Stuttgarcie. Kujau podkreśla, że jego prace nie są zwykłymi kopiami. Zanim rozpocznie malowanie, uważnie studiuje kolory, techniki i materiały stosowane przez twórcę oryginału, aby jego praca była równie doskonała.

Czy tekst był przydatny? Tak Nie

Czas czytania: 6 minut

Podobne tematy