profil

"Tancerz mecenasa Kraykowskiego" Witolda Gombrowicza.

poleca 85% 147 głosów

Treść
Grafika
Filmy
Komentarze

Witold Gombrowicz był jednym z najwybitniejszych pisarzy polskich XX wieku- awangardowym dramaturgiem, eseistą i prozaikiem. Debiutował zbiorem opowiadań psychologiczno- fantastycznych pt.: „Pamiętnik z okresu dojrzewania”, wydanym w 1933 roku. W ogóle do druku opowiadań doszło dzięki szczodrości ojca Gombrowicza, który pokrył, bodajże w połowie, jak żądało tego wydawnictwo „Rój”, koszty papieru i druku. W zbiorze znalazło się siedem opowiadań poprzedzonych „Krótkim objaśnieniem”, w którym autor usprawiedliwiał charakter swojej prozy, zapewne dosyć osobliwy dla ówczesnych czytelników. Jednak już w trakcie druku książki zdecydował się na wycofanie „Krótkiego objaśnienia”. W zamian, na wstępnej karcie, umieścił rodzaj motta: „Ic ei leto can- wan zic”. Po okresie wojny i latach stalinizmu, Gombrowicz zdecydował się na drugie wydanie opowiadań. Nastąpiło to w 1957 roku. Gombrowicz zmienił tytuł zbioru na „Bakakaj”, usunął również motto, wprowadził drobne skróty oraz retusze stylistyczne i uzupełnił tom o pięć innych opowiadań.
Opowiadanie otwierające cały cykl nosi tytuł „Tancerz mecenasa Kraykowskiego”. Bohaterem i jednocześnie narratorem opowiadania jest pewien mężczyzna, którego imienia ani nazwiska nie znamy. Jednak w miarę, jak wgłębiamy się w tekst opowiadania, zbieramy o nim coraz więcej informacji. Już na wstępie dowiadujemy się o jednym jego przyzwyczajeniu. Mianowicie trzydziesty czwarty raz przychodzi na tę sama operetkę „Księżna Czardaszka” i „jak zwykle” prosi kasjerkę o bilety na galerię. Kilka razy podkreśla, że ma mało pieniędzy i te starczają mu zaledwie na konieczne potrzeby. Dowiadujemy się też, że jest epileptykiem i ta choroba jest jego jedynym zajęciem, dlatego nie cierpi na brak wolnego czasu. Lekarze mówią mu zresztą, że jego organizm długo nie wytrzyma. Ten fakt, według naszego bohatera, również popiera wcześniejszy wniosek o braku potrzeby oszczędzania pieniędzy.
Obok naszego narratora i bohatera w jednej osobie, jest postać mecenasa Kraykowskiego, którego poznajemy, gdy wyrzuca naszego bohatera z kolejki po bilety na operetkę pod pretekstem chęci pokazania ludziom Europy i nauczenia właściwego zachowania, abyśmy przestali być „narodem Zulusów”. Wydaje się jednak, że prawdziwą przyczyną jego zachowania była chęć pokazania tego, „kto tu jest bardziej wpływowy” i popisania się przed towarzyszącymi mu znajomymi. Mecenas wodzi wzrokiem za doktorową, choć jest żonaty. Nie jest też świadom ile przygód, wcale nie miłych, przysporzy mu jego zachowanie w teatrze...
Miejsce akcji opowiadania nie jest dokładnie określone. Historia tu opisana mogłaby się zdarzyć w każdym mieście. Naszego bohatera poznajemy w teatrze, przy zakupie biletu na operetkę. Akcja przenosi się też do restauracji, gdzie główny bohater zjada kolację, obserwując mecenasa Kraykowskiego i jego towarzyszy. Oprócz tego tytułowy Tancerz, nie spuszczając z oczu mecenasa, podąża za nim po ulicach miasta, spędza czas pod oknami doktorowej, próbując nakłonić ją na przyjęcie zalotów Kraykowskiego. Akcja, kończąca opowiadanie, rozgrywa się w miejskim parku.
Przez całość trwania opowiadania można również zastanawiać się nad czasem akcji. Ten, od początku, nie jest określony. Wiadomo tylko, że historia tu opowiadana działa się prawdopodobnie przez kilka tygodni, może nawet miesięcy. Końcowe zdania jednak narzucają nam, aby mieć poczucie teraźniejszości wydarzeń tu opisanych. Zakończenie wywiera wrażenie, że wszystkie one wydarzyły się w ostatnich tygodniach czy miesiącach. Nasz tytułowy bohater bowiem, po wielu przygodach, leży w szpitalu i opowiada, że mecenas „jutro” wyjeżdża do małej miejscowości w górach, a on sam po swych perypetiach podupadł na zdrowiu.
Zakończenie może wywrzeć na czytelniku wrażenie, że całe opowiadanie jest fragmentem pamiętnika głównego bohatera, który leżąc w szpitalu i nudząc się, spisuje swoje niedawne przeżycia. Ostatnie zdanie opowiadania to jakby zarazem ostatnia wola tytułowego bohatera, który stwierdza: „Mogę skonać nagle na ulicy pod płotem, a w takim razie- trzeba napisać karteczkę- niech trupa mego odeślą pod adresem mecenasa Kraykowskiego”.
Utwór rozpoczyna się, jak już zostało wspomniane, sceną w teatrze. Główny bohater i zarazem narrator opowiadania, przychodzi na operetkę „Księżna Czardaszka”, a że było już późno, pominął kolejkę i poprosił kasjerkę o bilet. Od okienka kasy odciągnął go jednak mecenas Kraykowski. Z zachowania naszego bohatera można byłoby wywnioskować, że ta niespodziewana reakcja mecenasa wywarła na nim niemiłe wrażenie, a wręcz zawstydziła go przed tłumem stojącym w kolejce do kasy. Nasz bohater wybrał się jednak na operetkę, choć, jak sam twierdzi: „(...) nie utonąłem, jak zwykle, duszą w przedstawieniu”. Po wyjściu z teatru zaczepił mecenasa Kraykowskiego, chcąc wymusić na nim podwiezienie do domu. Po zdecydowanej odmowie, złapał kolejną taksówkę i, jadąc za Kraykowskim oraz jego żoną, dowiedział się gdzie mieszka i jak się nazywa mężczyzna, który w tak niegodziwy sposób go uraził.
Od tego momentu dzień w dzień chodził pod dom mecenasa, czekał aż ten wyjdzie na zewnątrz, po czym podążał za nim krok w krok. Słysząc jak Kraykowski umawia się ze swoimi znajomymi nazajutrz w Polonii, udał się tam na umówioną godzinę, zamówił to, co mecenas i obserwował obiekt swojego zainteresowania. Kiedy wypił już masę wina, zaczął zauważać zręczne ruchy Kraykowskiego, jego elegancję, miękki głos i szczególne zachowanie względem pani doktorowej. Z późniejszych jego obserwacji wynikało, że, mimo starań mecenasa, doktorowa nie traktowała jego zalotów poważnie, a wręcz je odrzucała. Nasz bohater postanowił, więc napisać do niej anonim, w którym oznajmił, że nie rozumie jej zachowania, zarzucając jej nieczułość. Jednocześnie podkreślił, że gdyby on był na jej miejscu, wiedziałby jak się zachować. Ta jednak musiała opowiedzieć o anonimie mecenasowi, który najpierw, nie mając już zresztą znieść śledzenia swojej osoby, zrobił naszemu bohaterowi ogromną awanturę, po czym porachował mu kości laską. Ten przyjął ów incydent jako błogosławieństwo i porównał do przyjęcia komunii. Tymczasem mecenas przestał odwiedzać doktorową. Nasz bohater nie mógł tego znieść, obwiniał siebie za całą tą sytuację i było mu z tym ciężko. Dlatego też przechadzał się często pod jej oknami, dzwonił po nocach, krzycząc do słuchawki „natychmiast!”, rysował kredą na murze jej domu strzałkę i duże „K”, nagabywał subiekta, aby ten za jego namową zwracał się do niej, niby przez pomyłkę, „pani mecenasowo”. Napisał nawet na kawałku kartki, którą wetknął w drzwi mieszkania doktorowej: „Znasz- li ten kray, gdzie cytryna dojrzewa?”. To urywek wiersza Adama Mickiewicza pt.: „Do H***. Wezwanie do Neapolu (Naśladowanie z Goethego)”. Jak się później okazało, wszystkie te intrygi nie były potrzebne, gdyż doktorowa i mecenas spotykali się niepostrzeżenie pod osłoną nocy w parku. Właśnie tam, kiedy para oddawała się erotycznym figlom, nakrył ich nasz bohater, który widząc, co się dzieje, nie wiedząc czemu wszczął alarm. Jak jeden mąż zbiegło się wielu ludzi. On sam zaś dostał ataku epilepsji i dostał się do szpitala. Do tego momentu opowiadanie pisane jest w czasie przeszłym. Odtąd narrator wypowiada się już w czasie teraźniejszym o jego pogarszającym się stanie zdrowia i o tym, że „jutro” mecenas Kraykowski wyjeżdża w góry na kilka tygodni. Jednocześnie nasz bohater zapewnia, że on pojedzie za nim, pojedzie za swoją „gwiazdą przewodnią”.
Mecenas Kraykowski wywarł na naszym bohaterze jakieś niesamowite wrażenie. Począwszy od pamiętnej sytuacji przy kasie biletowej, dla niego nie ma ważniejszej sprawy nad osobę mecenasa. Dzięki temu, że, jak sam mówi, ma wiele wolnego czasu, gdyż jedynym jego zajęciem jest choroba, może włóczyć się całymi godzinami za mecenasem, czy też przesiadywać pod oknami jego mieszkania na werandzie mleczarni. Rezygnuje nawet z natychmiastowego kupna książki Londona pt.: „Przygoda”, samemu przyznając: „w innych okolicznościach pobiegłbym zaraz do księgarni, lecz teraz szedłem dalej za nim (...)”. Kupił nawet bukiecik kwiatów i idąc przed mecenasem rzucał pod jego nogi fiołki. Poznawszy zwyczaj Kraykowskiego, jakim było zjadanie, po drodze z pracy do domu, dwóch napoleonek w cukierni, wstąpił tam kiedyś i zapłacił za napoleonki za miesiąc z góry. Oprócz tego siadał naprzeciwko mecenasa w tramwaju i płacił za korzystanie przez niego z publicznego pisuaru. Słowem, na każdym kroku, okazywał mu szacunek i służalczość- „tańczył” wokół Kraykowskiego. Najgorsze jest to, że w ogóle nie zauważał, iż nie sprawia to przyjemności mecenasowi, że wręcz przeciwnie, jest to dla niego uporczywe i strasznie mu to przeszkadza. Nasz bohater całkowicie zatracił się w tej sytuacji, czym bardziej się angażował, tym gorzej było mu się z tego wyplątać. Tym bardziej, że jemu wcale nie zależało na wyplątaniu się z tej sytuacji. Każdy normalny człowiek znienawidziłby Kraykowskiego. Nasz bohater zaś wręcz obdarza go miłością! Nie pogardza nim, a wielbi jak najwyższego władcę. Może to wynikać z tego, że zdawał sobie sprawę, iż nie zdołałby zniszczyć potężnego mecenasa, że jest w tej sytuacji bezsilny. On, szary człowiek, jeden z tłumu nie jest w stanie odpłacić się wpływowej osobie za porywcze i ośmieszające naszego bohatera, zachowanie. Ten jest jakby przebaczający, miłosierny człowiek, którego ktoś uderzył w twarz, a on nadstawia drugi policzek. Nie zamierza zaprzestać swoich czynów, wiedząc nawet, że również przez nie podupadł na zdrowiu. Nie daje za wygraną, chcąc jakby pokazać mecenasowi jak ludzie powinni się wobec siebie zachowywać. Ale czy to przemawia do Kraykowskiego? Raczej nie. Z drugiej strony fascynacja naszego bohatera mecenasem zakrawa o fascynację na tle seksualnym. Zachowywał się jak zakochany młodzieniec, uporczywie walczący o względy swojej wybranki. Ciągle odrzucany i lekceważony bohater wcale się nie zniechęcał, a wręcz przeciwnie, jest gotowy zrobić wszystko i udać się w każde miejsce, aby móc tylko obserwować Kraykowskiego i być blisko niego. W tym właśnie widzi sens swojego życia.
Duża rolę w opowiadaniu odgrywają nonsens i absurd. Normalnie każdy człowiek odpłaciłby się mecenasowi pięknym za nadobne, ale nie nasz bohater. On wielbi Kraykowskiego i okazuje mu to na każdym kroku. Jego zachowanie jest dla czytelnika niezrozumiałe i bawi swoją dziwnością.
Nie sposób nie zwrócić uwagi, że wzrok jest podstawowym trybem działania bohatera opowiadania, jak i bohaterów wszystkich innych tekstów Witolda Gombrowicza. Wzrok ten jednak nie jest zmysłem rejestrującym przedmiotową rzeczywistość, a instrumentem oddziaływania na obiekty oglądu. Czasowniki „widzieć”, „spostrzegać”, „zauważyć” należą niewątpliwie do najbardziej bogato reprezentowanych w całym „Pamiętniku z okresu dojrzewania”. Wzrok jest tu narzędziem osaczania, agresji i represji. Wpływa on na inne zmysły- zmusza do mówienia lub, wręcz przeciwnie, mowę odbiera, wywołuje zamieranie głosu, szybsze bicie serca. Bohater opowiadania mówił: „ze czterdzieści par oczu i rozmaitych twarzy- serce biło mi, głos zamarł, skierowałem się do wyjścia(...)”. Akt patrzenia staje się tutaj sygnałem napięć i konfliktów, wdziera się w osobowość obserwowanego i narusza jego integralność.
„Tancerz mecenasa Kraykowskiego” pisany jest prostym, zrozumiałym językiem prozy. Brakuje tutaj wszelakich ozdóbek, panuje schludność. Autor wyraża w sposób jak najbardziej oszczędny to, co chce wyrazić. W tym też objawia się jego geniusz- Gombrowicz nadzwyczajność wyraża za pomocą prostoty. Niewiele jest tu wyrazów przestarzałych, z których zrozumieniem mógłby mieć trudności współczesny czytelnik. Do nich można zaliczyć „lamparta” (uwodziciel), czy „stos pacierzowy” (kręgosłup) lub też wyrażenie „na wety” (na deser). Główny bohater cierpi na epilepsję, która w tekście nazwana jest „tańcem św. Walentego”. Znajdzie się też kilka zapożyczeń, przede wszystkim z francuskiego.
Całość opowiadania jest przystępna, a współczesny czytelnik nie będzie miał problemu z jej zrozumieniem i właściwym odczytaniem. Sam Witold Gombrowicz mówi o swych opowiadaniach składających się na „Pamiętnik z okresu dojrzewania”, że są inteligentne, ciekawe i oryginalne.

Czy tekst był przydatny? Tak Nie
Opracowania powiązane z tekstem

Czas czytania: 10 minut

Teksty kultury