Po śmierci Juliana (dotychczasowego władcy Rzymu) 26 czerwca 363 roku na pustkowiach za Tygrysem. Oficerowie i dostojnicy zaczęli wówczas szukać nowego cesarza. Wybór padł na człowieka stojącego na czele formacji młodszych oficerów u boku władcy (primicerius domesticorum)- Jowiana.
Flavius Iovianus urodził się w 331 roku, więc był prawie rówieśnikiem Juliana. Warronian- jego ojciec, z rodu Singidunum, dopiero niedawno wycofał się z czynnej służby i żył jako człowiek prywatny, pozostawił dobrą o sobie opinię wśród towarzyszy broni. Chyba ona sprawiła w dużej mierze, że wybrano jego syna.
27 czerwca 363 roku (dzień po śmierci Juliana) Jowian został nowym cesarzem Rzymu.
Nowy cesarz był w przeciwieństwie do Juliana wysoki (tak, że chodził lekko przygarbiony) początkowo było trudno znaleźć dla niego strój władcy. Miał miłe oblicze i jasne oczy. Ponadto był rozważny, inteligentny, wykształcony. Jednak za bardzo ulegał przyjemnościom łoża i stołu. Miał żonę- Charyto, która była córką Lucyliana- dowódcy wojsk w Ilirii, zaskoczonego przez Juliana w Sirmium podczas pochodu przeciw Konstancjuszowi II w 361 roku. Z Charyto Jowian miał dwóch synów. Jowian był chrześcijaninem, ale umiarkowanie gorliwym.
Pewien chorąży z legiony Jowińskiego, pokłócony z Warronianem i Jowianem zbiegł do Persów. Powiadomił on tamtejszego króla Szapura II, że Julian zginął, a jego następcą jest Jowian. Ta wiadomość ogromnie dodała ducha Persom.
Rozpoczęto pochód na północ wzdłuż rzeki Tygrys. Wojsko rzymskie dzielnie odpierało ataki perskich słoni bojowych i jazdy pancernej lecz sam ich ryk, zapach i widok płoszył rzymskie konie. Udało się nawet cesarskim żołnierzom zabić parę tych ogromnych zwierząt. Wieczorem znaleziono na drodze nieżywego Anatoliusza (naczelnika urzędów pałacowych), który poległ tam poprzedniego dnia dowodząc zwiadem lub strażą poprzeczną.
Następnego dnia w dolinie zamkniętej trzema wzgórzami rozbito obóz oraz dla bezpieczeństwa wbito jeszcze wokół ostre pale. Persowie stali na wyniosłościach i miotali stamtąd pociski oraz obelgi nazywając Rzymian zdrajcami, i zarzucając im zabicie własnego cesarza, bo przecież Persowie nie przypisywali sobie chwały zabicia Juliana. Czyżby Julian zginą z ręki swoich? Ale w pewnym momencie jeźdźcy perscy przerwali umocnienia i wdarli się w pobliże namiotu Jowiana, zostali oni jednak odparci i ponieśli duże straty.
1 lipca koczownicy pustynni (Saraceni) zaatakowali tabory, ale uratowała je jazda. Były złe, ponieważ Julian stanowczo odmówił płacenia im haraczu mówiąc „Cesarz wojownik ma żelazo, a nie złoto!”
Julian wraz z legionem zatrzymał się w miejscowości Charcha, każdego dnia Persowie atakowali kolumnę powstrzymując tym sposobem wymarsz, ale pełnej bitwy nie przyjmowali. Żołnierze, wyczerpani przez doskwierający głód domagali się, aby pozwolono przeprawić się przez Tygrys, i tamtędy maszerować ku rzymskiej granicy. Z powodu wezbrania wody Jowian wraz z innymi dowódcami sprzeciwiali się szczególnie o tej porze roku przeprawienia przez Tygrys. Ale jednak ustąpili zgadzając się, żeby kilkuset Germanów i Galów, dobrych pływaków, spróbowało przeprawy. Dokonali tego nocą, zabijając po drodze perskie straże na drugim brzegu i rankiem dali znać o sukcesie wymachując płaszczami i rękami.
W rękach inżynierów było zbudowanie mostu ze skór zwierzęcych. Tymczasem król perski nadciągał z głównymi siłami swojego wojska. Znajdował się on w trudnej sytuacji, ponieważ jego wojsko poniosło wielkie szkody, kraj był zniszczony, groziło również nadejście armii rzymskiej z północnej Mezopotamii.
Minęły już dwa dni, a Rzymianom nadal nie udawało się zbudować mostu, ponieważ prąd rzeki był za silny. Głodni żołnierze miotali się już pomiędzy wściekłością a rozpaczą. Właśnie wtedy zgłosiło się poselstwo perskie, którymi przewodził sam Surena (naczelny wódz). Rozmowy prowadził Sekundus, Salucjusz i komes Arynteusz- ze strony rzymskiej. Rozmawiano trzy dni, aż zawarto i uroczyście zaprzysiężono pokój na 30 lat, dla Rzymian niekożystny i haniebny. Zrezygnowali z ziem za Tygrysem, a w Mezopotamii właściwej z Nisibis i Singary, twierdz, które tak wiele razy bohatersko osłaniały granice. Rzymianie przysięgli też, że nie będą wspomagać swojego sojusznika- króla Armenii. Ponadto obie strony postanowiły, że będą wspólnie strzec przejść przez Kaukaz przed zagonami Hunów.
Cesarz przystał na warunki tylko ze względu panującego głodu, chciał jak najszybciej stanąć w granicach imperium, ponieważ tam w każdej chwili mógł się pojawić pretendent do tronu. Persowie uważali, że pokój świadczy o wielkiej łagodności Jowiana, który ze względów humanitarnych pozwala wycofać się armii rzymskiej.
Jednak jeszcze wielu żołnierzy próbowało przepłynąć Tygrys na własną rękę lecz to skończyło się tragicznie, gdyż albo tonęli, albo też na drugim brzegu zabijali ich lub brali do niewoli Persowie i koczownicy.
Wreszcie pewnego dnia oznajmiono, że przeprawa wolna. Wszyscy rzucili się ku rzece, bo każdy chciał być pierwszy. Przepływano wpław, na skórzanych worach, trzymając się zwierząt oraz na tratwach. Jowian i jego ludzie płynęli na małych okrętach, które pozostawiono paląc całą flotę pod Ktezyfonem, one też wieloktnie kursując po rzece uratowały chyba obecnie największą ilość żołnierzy.
Dotarli do opuszczonej twierdzy Hatry, którą na próżno kiedyś próbował zdobył cesarz Trajan, a potem Septymiusz Sewer. Dalej rozciągała się „pustynia” , nieliczne studnie wypełnione tylko słoną wodą i suche, i kolczaste rośliny. Wypełniono więc naczynia wodą, a dla mięsa wybito wielbłądy. Maszerowano przez tę pustynię sześć dni.
Gdy dotarli do Ur zaopatrzyli się w zapasy żywności. Dopiero stamtąd wysłano ludzi na Zachód, aby obwieścić oficjalnie śmierć Juliana i obwołanie cesarzem Jowiana.
Zapasy szybko zużyto i wojsko znowu głodowało. Co najmniej dwie sztuki srebra kosztował worek mąki. Maszerując ku Nisibis Jowian wraz z legionem spotkał Prokopiusza i Sebastiana z ich sztabami, których pozostawił Julian w celu obrony i działań w północnej Mezopotamii. Cesarz przyją ich łaskawie. Po czym rozbito obóz pod murami Nisibis, ponieważ Jowian wstydził się wkraczać do grodu, lecz mieszkańcy prosili go o to. Przecież oddał bez walko obronne miasto wrogom.
Jowian- naczelnik notariuszy, sławiony odwagą podczas wyprawy, został przez nieznanych ludzi wrzucony do studni i tam zasypany kamieniami, ponieważ po śmierci Juliana niektórzy wskazywali go na nowego cesarza. Po wyborze nowego cesarza, wciąż odbywał potajemne rozmowy i zapraszał do siebie oficerów.
Rankiem dostojnik perski wywiesił godło swojego pana na zamku. Jowian nie zgadzał się, aby mieszkańcy sami bronili swojego miasta, ponieważ nie chciał łamać przysięgi. Dlatego mieszkańcy Nisibis musieli opuścić miasto. Musieli zostawić swoje domy rodzinne, groby oraz wiele dobytku trzeba było porzucić. Stamtąd też musiał wyjechać Prokopiusz ze zwłokami Juliana, aby pochować je koło Tarsu w Cylicji.
Kończył się wrzesień, a cesarz dotarł już do Edessy, pod koniec października doszedł przez Hierapolis do Antiochii. Zatrzymał się tam na dłużej. W tym właśnie okresie zaczęto zamykać świątynie i zakazywać składania ofiar oraz rozpoczęły się kłótnie na łonie Kościoła.
W listopadzie ruszyli z Antiochii przez Syrię na północ. Zatrzymali się po drodze w Tarsie, żeby ozdobić grobowiec Juliana, stojący już za miastem, koło drogi wiodącej ku przełęczom gór Taurus. Przecież prochy Juliana powinny zostać złożone w Rzymie, nad Tybrem.
W Tianie, mieście w Kapadocji, spotkał powracających wysłanników wyprawionych na Zachód. Powiedzieli, że Lucylian wyruszył z Sirmium do Mediolanu, gdy dowiedział się, że Malaryn nie chce objąć dowództwa w Galii. Szybko tam wyjechał biorąc ze sobą Seniaucha i Walentyniania. Ale w Durocortorum Remonum (dzisiejsze Reims) ruchmistrz podejrzany o fałszowanie ksiąg puścił pogłoskę, że Julian żyje, a Lucylian jest wysłannikiem samozwańca. Dlatego wzburzeni żołnierze zabili Seniaucha i Lucyliana. Jednak uratował się Walentynian i powrócił powiadomić, że dowódca wojsk Galii, Jowius, zdołał uśmierzyć rozruchy, tamtejsi żołnierze wysyłają delegację zapewniającą wierność nowemu władcy. Walentynian w nagrodę otrzymał komendę nad formacją tarczowników. Do Galii natomiast wyjechał Arynteusz z listami do Jowiunusa, które zatwierdzały tegoż na dotychczasowym stanowisku i nakazujące, aby uwięzionych sprawców zaburzeń odstawił na dwór.
Początek 364 roku Jowian był w Ancyrze. 1 stycznia objął tam konsulat wraz ze swoim malutkim synem Warronianem. W czasie uroczystości niesienia dziecka na krześle nazywanym kurulnym, dziecko bardzo płakało, co uznano za zły omen.
Maszerując dalej ku Konstantynopolowi cesarz zatrzymał się w małej miejscowości o nazwie Dadastana, przy granicy Galacji i Bitynii. Nocą z 16 na 17 lutego 364 roku Jowian udał się na spoczynek do nowo wybielonego pokoju, w którym dobrze napalono węglem drzewnym. Rankiem znaleziono go tam martwego. Najprawdopodobniej przyczyną śmierci cesarza było zaczadzenie.
Jego zwłoki pochowano w Konstantynopolu, w kościele świętych Apostołów. Wiele lat później umarła jego żona, Charyto. Warronian (ojciec), zmarł krótko po otrzymaniu wieści o wyniesieniu Jowiana na tron.