profil

Syzyfowe prace

poleca 86% 105 głosów

Treść
Grafika
Filmy
Komentarze

1. Czwartego stycznia państwo Borowiczowie odwieźli swojego ośmioletniego syna Marcina do szkoły w pobliskiej wsi Owczary. Matka nie ukrywała łez, a i sam chłopiec bardzo przeżywał rozstanie z rodzicami. Wiejska szkoła miała tylko jedną klasę. Nauczyciel zajmował się głównie uczniem Michcikiem, doskonale czytającym po rosyjsku. Lekcje był nudne. Nudzili się nie tylko uczniowie, ale i sam nauczyciel - pan Wiechowski - który uczył dzieci w języku rosyjskim.

2. W ciągu dwumiesięcznego pobytu w szkole Marcin "zdumiewające uczynił w naukach postępy". Umiał czytać i pisać po rosyjsku, robić zadania z matematyki. Przez cały ten czas rodzice nie odwiedzili chłopca, postanawiając go zahartować. W pierwszych dniach marca pan Wiechowski przywiózł wiadomość z miasta o rychłej wizycie w szkole carskiego urzędnika, dyrektora Jaczmieniewa. Rozpoczęły się przygotownia. Jaczmieniew, przeegzaminowawszy uczniów, z niezadowoleniem odkrył, że poza prymusem Michcikiem dzieci nie znają rosyjskiego. Oskarżył pana Wiechowskiego o prowadzenie polskiej propagandy. Nauczyciela ogarnęła rozpacz i strach,że zostanie zwolniony z posady. Po krótkiej chwili dyrektor powrócił do mieszkania nauczyciela, przepraszając go za owe zarzuty i obiecując podwyższenie pensji. Okazało się, że wiejskie kobiety poskarżyły się wizytatorowi, iż pan Wiechowski uczy dzieci rosyjskiego alfabetu i rosyjskich pieśni, a polskie pieśni każe śpiewać po rosyjsku.

3. Marcin wraz z matką przyjechał na egzaminy do gimnazjum klasycznego w Klerykowie. Atmosfera była napięta, tym bardziej, że nikt nie znał dokładnej daty egzaminu, a nauczyciele z lekceważeniem odnosili się do dzieci i ich rodziców, szczególnie zaś do Polaków. Matka z chłopcem, po kolejnym dniu oczekiwania, wróciłą=a do hotelu. Tu dowiedziała się od żydowskiego kupca, że jeden z nauczycieli gimnazjalnych udziela uczniom "korepetycji". Płacąc za owe lekcje, zapłaciła za przyjęcie syna do szkoły.

4. Marcin trzy razy był na lekcji u profesora, bowiem już czawartego dnia odbył się egzamin z języka polskiego. Przyjęto uczniów wyznania prawosławnego, synów ludzi zamożnych albo wysoko postawionych i uczniów pana Majewskiego. Inspektor szkoły oświadczył rodzicom dzieci nieprzyjętych, że należy rozmawaiać z nimi po rosyjsku, gdyż tylko wtedy opanują ten język tak, aby mogły podjąć naukę w szkole rosyjskiej. Był oburzony na jednego z ojców, który "ośmielił się" odezwać do niego w języku polskim. Młody Borowicz zamieszkał na stancji "starej Przepiórzycy". Przysłuchiwał się rozmowom radców Grzybickiego i Samonowicza, Polaków pracujących w urzędach rosyjskich, którzy często odwiedzali właścicielkę.

5. Marcin uczył się pilnie. W szkole i na stancji czuł się źle i samotnie. Koledzy traktowali go z lekceważeniem, a nawet pogardą. Więcej serca i troskliwości okazała mu "stara Przepiórzyca". Pan Majewski często odwiedzał stancję "Przepiórzycy", co należało do jego obowiązków. Szybko spostrzegł, że mały Borowicz nie jest synem ludzi zamożnych i jego sympatia do chłopca z biegiem czasu "nicestwiała". Z pogardą odniósł się do biednego ucznia, Romka Gumowicza, syna akuszerki, wytykając mu przed całą klasą jego wady, a nawet niskie pochodzenia. Łzy kolegi wywołały współczucie Marcina.

6. W przeddzień Zielonych Świątek matka zabrała Marcina do domu. Po drodze fornal Jędrek opowiadał paniczowi o kradzieży gniadej klaczy, która po miesiącu sama wróciła do domu. Zapadający zmrok, zapach rozwiniętych kwiatów przywołały wspomnienia. Marcin podarował matce bukiet kwitnącego bzu.

7. Marcin otrzymał promocję do klasy pierwszej, niestety, zaniedbał się w nauce. Uprawiał tzw. "wykpiwaczkę" zarówno przed korepetytorem jak i w klasie. W lecie zmarła pani Borowiczowa, co jeszcze bardziej ostudziło jego zapał do nauki. Zaprzyjaźnił się z "Wilczkiem", synem bogatej lichwiarki. Nauczył on Marcina ściągać, oszukiwać nauczycieli, wagarować. Któregoś dnia, będąc na wagarach, Marcin trafił do kościoła. Był świadkiem rozmowy księdza prefekta z inspektorem szkolnym. Ksiądz oświadczył, że w kościele dzieci będą śpiewać hymn w swoim języku. Wyrzucił inspektora ze świątyni. Marcin obiecał, że nikomu nie powie o tym co zobaczył.

8. Wychowawcą pierwszej klasy był profesor Leim, nauczyciel łaciny. Choć sam w domu rozmawiał po polsku i żoną jego była Polka, ostro karał, ilekroć usłyszał, że ktoś mówił po polsku. Pewnego dnia pan Leim, wchodząc do klasy, ujrzał na tablicy napis:"Marcin Borowicz - ciągle głośno mówi po polsku". Za to "przestępstwo" chłopiec musiał zostać na dwie godziny w kozie. Nauczyciel języka rosyjskiego, Ozierskij, nie potrafił utrzymać dyscypliny: na jego lekcjach uczniowie gwizdali, rozmawiali, krzyczeli. Profesorem "miejscowego języka" był pan Sztetter, człowiek światły, ale tak bojący się o swoją posadę, że właściwie niczego nie uczył. Uczniowie traktowali "polskie" jak katorgę. Jeżeli Sztetter nie cieszył się szczególnym powodzeniem, to pan Nogacki, nauczyciel matematyki, miał go nadmiar. Choć uważał się za dobrego Polaka, to uczniów skłaniał do mówienia i myślenia po rosyjsku.

9. Marcin Borowicz w drugiej i trzeciej klasie nadal mieszkał na stancji pani Przepiórkowskiej. Uczył się niewiele, dopiero w drugim semstrze zabrał się do pracy. Pewnego dnia Marcin z kolegami, Szwarcem i braćmi Daleszowskimi, strzelał z pistoletu. Daleszowscy uciekli, a on ze Szwarcem został przyłapany przez żandarma i doprowadzony do gimnazjum. Nazajutrz po mieście krążyła plotka , że złapano uzbrojony oddział konspiratorów. Rada pedagogiczna wezwała do szkoły rodziców. Stojąc przed gronem nauczycielskim, Marcin przyznał się do winy, mówiąc, że "strzelał, ale bez prochu". Oświadczenie chłopca tak rozbawiło nauczycieli, że ukarali oni winowajców tylko "długą kozą o chlebie i wodzie". Marcin zaraz po opuszczeniu aresztu poszedł do kościoła podziękować Bogu za szczęśliwe rozwiązanie tego zajścia.

10. Po uzyskaniu promocji do piątej klasy Marcinek spędził wakacje w Gawronkach. Gospodarstwo zarządzane było coraz gorzej, dom podupadł, a cenne przedmioty zostały rozkradzione. Pewnego dnia ojciec, wysławszy syna na łąkę do pilnowania kosiarzy, dał mu debeltówkę, naboje i torbę myśliwską. Chłopiec był dumny z okazanego mu zaufania i gdy tylko zobaczył dzikie kaczki pływające po stawie, ogarnęła go myśliwska namiętność. Nawet jeśli nic nie upolował, samo chodzenie za zwierzyną wydawało się mu wspaniałe. Przestał pomagać ojcu i od samego świtu polował. Poznawał tamtejsze prawa i obyczaje. Na jednej z takich wycieczek spotkał biednego chłopa i zremieślnika, Lejbę Koniecpolskiego. Zaprzyjaźnił się też z największą osobistością Gawronek - Szymonem Nogą, który był niezrównanym myśliwym. Opowiadał on chłopcu ciekawe historie z życia zwierząt i ludzi. Pokazał mu krzyż, pod którym leżał powstaniec z 1863 r., zbity nahajami(rodzaj pejcza) na śmierć. Marcina niewiele jednak obchodziły te historie. Jego przekonania polityczne były niejako odwzorowaniem nauk radcy Samonowicza i echem goryczy ojca, który w powstaniu stracił majątek i długo siedział w więzieniu.

11. Po powrocie z wakacji Borowicz zastał w gimnazjum duże zmiany. Zmienił się dyrektor i wielu nauczycieli. Także ogólny nastrój szkoły uległ pogorszeniu. Nauczyciele Polacy nie odzywali się do uczniów poza murami szkoły, ażeby nie mówić po rosyjsku. Zaczęto wprowadzać rozmaite reformy, mające na celu zintensyfikowanie rusyfikacji młodzieży. Na stancji wprowadzono "książki wydaleń z mieszkania", gdzie wpisywano każdą nieobecność ucznia oraz skargi na złe sprawowanie. Gospodarze klas i nauczyciele mieli obowiązek sprawdzać wychowanków w dzień i w nocy. Owe częste i nagłe wizyty, niepokój, że ktoś siedzi czy podsłuchuje, źle wpływały na młodzież. Nawet uczniowie sobie nawzajem nie ufali. Dyrektor Kriestoobradnikow i inspektor Zabielski nigdy nie wymierzali surowych kar. Karano w sposób tak wyrozumiały, że młodzian nie czuł na sobie tyrańskiego bicza, lecz miłującą rękę ojca. Pewnego dnia Marcin - zachęcony przez dyrektora - poszedł na rosyjską sztukę. Tu pan Majewski zaprowadził go do loży dyrektorskiej i przedstawił gubernatorowi. Borowicz czuł wtedy dumę z obcowania z tak dostojnymi ludźmi. Nazajutrz inspektor poprosił Marcina o zaniesienie do jego mieszkania zeszytów piątej klasy. Chłopiec został bardzo gościnnie przyjęty. Odtąd był częstym gościem inspektora Zabielskiego.

12. Andrzej radek był synem ubogiego fornala. Dzieciństwo jego było smutne i biedne. Pewnego dnia zainteresował się nim Antoni Paluszkiewicz (nazywany Kawką) - guwerner paniczów z dworu w Pajęczynie. Pokazał on chłopcu książkę z obrazkami. Odtąd, skoro tylko nadarzyła się okazja, Radek wyrwał się cichaczem do nauczyciela. Szybko nauczył się pisać i czytać. Niedługo potem Kawka umieścił swego wychowanka w Progimnazjum Pyrzogłowskim. Sam utrzymywał go i udzielał mu korepetycji. Po uzyskaniu końcowego świadectwa wyruszył pieszo do Klerykowa, aby tam kontynuować naukę. Po drodze jadący wozem chłop zabrał go do pana Płniewicza, który szukał korepetytora dla swoich dzieci. Odtąd Radek uczył pańskie dzieci i uczęszczał do gimnazjum klerykowskiego. Koledzy dokuczali mu, kpiąc z jego biednego ubrania czy prowincjonalnej mowy. Któregoś dnia Andrzej pobił Tymkiewicza, który wyśmiewał się z niego przed całą klasą. Dyrektor postanowił usunąć Radka ze szkoły. Cały incydent obserwował Marcin Borowicz. Wstawił się za Radkiem i dzięki znajomości z inspektorem, Radkowi darowano karę.

13. Klasa szósta Marcina składała się w większości z Polaków oraz z trzech Żydów i dwóch Rosjan. Rozpadła się na dwa obozy. Pierwsza grupa, do której należał sam Borowicz, pozostałą pod wpływem inspektora. Nosiła ona pogardliwe miano "literatów". Młodzież ta zbierała się u inspektora i studiowała rosyjską literaturę. Często na tych zebraniach "maleńcy uczeni" - jak nazywał ich Zabielski - wygłaszali referaty polityczne, gdzie przedstawiali Polskę jako kraj niewoli, gniazdo rozbestwionej szlachty mordującej niski lud. Takie poglądy kształtowały się pod wpływem literatury dostarczanej przez samego inspektora. Niektórzy stali się zwolennikami panslawizmu, ruchu kulturalno-literackiego, który dążył do zjednoczenia pod berłem cara wszystkich narodów słowiańskich, co w istocie miało podporządkować te narody Rosji. Drugim obozem klasowym była partia wolnopróżniacka, rekrutująca się przeważnie z synów szlacheckich i ludzi zamożnych. Zajmowała się ona próżniactwem, oszukiwaniem nauczycieli, zabawą, uprawianiem sportu czy grą w karty. Marcin dużo czytał. Przypadkowo do rąk szóstoklasistów wpadła zakazana książka History of civilisation on England Henryka Tomasza Buckle'a, która miała na nich ogromny wpływ. Marcin nie mieszkał już wtedy u starej "Przepiórczycy", ale u tzw. "czarnej pani", gdzie brał udział - nie raz do późnej nocy - w dyskusjach filozoficznych. Stał się ateistą. Poznane książki ukazały mu, że nauka pobieżna i wybiórcza. Wraz z kolegami zaczął studiować i pogłębiać swoją wiedzę. Myślał jednal, czytał i rozumiał po rosyjsku.

14. Tomasz Walecki zwany "Figą" był prymusem. Figurował jednak na liście najlepszych jako drugi uczeń z kolei, gdyż znany był ze swojej hardości i odwagi wyrażania swojego zdania. Całe stronnictwo lotercako-buckle'owskie starało się go pozyskać. Była lekcja historii. Wykładający, pan Kostriulew, zawzięty rusyfikator, na każdej lekcji wywlekał sprawy bolesne dla polskiej młodzieży. Tego dnia ośmieszał katolicyzm, mówiąc o rzekomym złym prowadzeniu się zakonnic. Wowczas młody Walecki kategorycznie zażądał - w imieniu całej kalsy - zakończenia wykładu. Obruszony wykładowca wezwał inspektora. Na pytanie dyrektora. kto wydelegował Waleckiego do wystąpienia w imieniu klasy, Borowicz nie tylko zaprzeczył, jaoby upoważnił Waleckiego do wypowiadania się w jego imieniu, ale powiedział, że z przyjemnością słuchał profesora. "Figa", na prośby matki, w zamian za wypędzenie z "wilczym biletem"(wydalenie ze szkoły bez prawa przejścia do innej) dostał różgi. Marcin pod wpływem spojrzenia, jakim go obrzucił ukarany Walecki, poczuł lęk i wewnętrzny niepokój.

15. Po świętach Bożego Narodzenia do klasy siódmej doszedł nowy uczeń, Bernard Siegier. Został wydalony z gimnazjum w Warszawie za "nieprawomyślność". Mieszkał u samego Kostriulewa i miał zakaz spotykania się z kolegami. Codziennie rewidowano jego tornister i sprawdzano go. Siegier uczył się dobrze. Dopiero po miesiącu uzyskał zgodę na uczęszczanie na lekcję języka polskiego. Gdy nauczyciel kazał mu przetłumaczyć z języka polskiego na rosyjska kilka strof wiersza, okazało się, że Zygier (powiedział, aby tak zapsiano jego nazwisko) znał polską gramatykę i literaturę. Zwłaszcza twórczość Adama Mickiewicza. Poproszony przez nauczyciela zaczął deklamować Redutę Ordona. W klasie nastała cisza. Wszystkie oczy skierowały się na mówiącego. Słuchano go z zapartaym tchem. Marcin był wstrząśnięty. Przypomniał sobie opowieść Szymona Nogi o zamordowaniu powstańca. Wiedział już, co znaczy oddać życie za ojczyznę. Spod przymkniętych powiek profesora Sztettera spływały łzy.

16. Marcin Borowicz był już uczniem ósmej, maturalnej klasy. Na "górce" na strychu państwa Gontalów - rodziców ośmioklasisty - zbierali się gimnazjaliści. Inspiratorem tych spotkań był Zygier. Młodzi ludzie czytali poezję emigracyjną, poznawali historię Polski i dzieła litertaury światowej. Andrzej Radek przyniósł na "górkę" utwory Mickiewicza, Słowackiego, Szekspira, Hugo i Balzaka. Literaturata odegrała ogromną rolę w przemianie moralnej i intelektualnej Marcina i jego kolegów. Pewnego dnia Borowicz, idąc na "górkę", zobaczył profesora Majewskiego. Chcąc ratować siebie i kolegów, wyciągnął kładkę - jedyne przejście do ogrodu Gontalów - po której szedł nauczyciel. Następnie onrzucił profesora kulkami z błota. Ponieważ noc była ciemna, Majewski nie rozpoznał swojego prześladowcy. Kiedy na miejsce zdarzenia przyśli żandarmi, nie było tam już nikogo.

17. Nadeszła wiosna. Marcin codziennie chodził do praku i tam przygotowywał się do matury. Pewnego dnia w parku spotkał Annę Stogowską, zwaną "Birutą". Ojciec jej, lekarz wojskowy, był znanym karciarzem i łobuzem. Matka Anny była Rosjanką. Przez miłość do mężą nauczyła się języka polskiego. "Stała się Polką z prawego sumienia". Zerwała wszelkie więzy z rodziną, wydarła z siebie wszystko, co rosyjskie. Po śmierci matki Anna - jako najstarsza - opiekowała się młodszym rodzeństwem. Nigdzie nie bywała; wolny czas pochłaniała jej praca domowa i korepetycje udzielane siostrom. Marcin zakochał się w niej jeszcze w zimie. Nigdy nie miał jednak możliwości bliżej jej poznać. Pewnego dnia jedna z siódmoklasistek dała mu sztambuch do wpisywania pamiątkowych wierszy. Przerzucając kartki albumu, trafił na wpis zrobiony ręką panny Stogowskiej: "Ach, kiedyż wykujem, strudzeni oracze Lemiesze z pałaszy skrawawionych? Ach, kiedyż na ziemi już nikt nie zapłacze Prócz rosy łąk naszych zielonych?". Wyrwał kartkę z autografem :Biruty" i nosił zawsze przy sobie. Często krążył koło jej domu. Kilkakrotnie jeszcze spotkał ją w parku. Pewnego dnia oczyma jej miłość:"Wysłał do niej w spojrzeniu całą swoją duszę, tysiące słodkich mazw, dzieje rozmyślań, tęsknot, żalów".

18. Marcin spędził wakacje w Gawronkach. Ojciec jego zapadł na zdrowiu i chłopiec prowadził gospodarstwo, pilnował żniw. Pewnego dnia wyrwał się z domu i pojechał do Klerykowa w nadzieji spotkania z "Birutą". Odwiedził "starą Przepiórzycę". Staruszka skarżyła się, że odebrano jej koncesję na prowadzenie stancji. Kriestoobradnikow nie pozwalał, aby uczniowie mieszkali u katoliczek. Uczniowie mieli mieszkać w internacie. Chłopiec był oburzony tą informacją. Obecny przy rozmowie lojalista Somonowicz stwierdził, iż jest to środek do "zaprowadzenia wzorowej karności, należytego rygoru". Lecz Marcin wiedział, że jest to kolejny krok do wynaradawiania Polaków. Teraz nie tylko w klasie, ale i w domu uczniowie będą zmuszeni mówić po rosyjsku. W mieszkaniu pana Sogowskiego nie było nikogo. Marcin dowiedział się. iż lekarz wyjechał "w głęboką Rosję". Chłopiec był zrozpaczony tą wiadomością. Błąkał się po mieście, aż znowu powrócił do domu doktora. Nagle usłyszał, że ktoś go woła. Andrzej Radek - jak jemu on przed laty - podał mu rękę, pomógł w chwili rozpaczy i załamania.

Czy tekst był przydatny? Tak Nie
Opracowania powiązane z tekstem

Czas czytania: 14 minuty