profil

Czy dziś są nam potrzebni miłosierni Samarytanie

poleca 85% 138 głosów

Treść
Grafika
Filmy
Komentarze

Poniedziałek. Włączam telewizor. Dili. Blada reporterka drżącym głosem opisuje piekło które rozgrywa się za jej plecami. Stłoczone w kościołach cienie ludzi nie wierzą już w nic, ani w nikogo. Liczą tylko kolejne sekundy życia, a właściwie odliczają - do chwili w której do kościoła wpadną uzbrojone bojówki. Kto pomoże tym biednym, głodnym, drżącym ? Świat patrzy na ten dramat - i nic się nie zmienia. Co najwyżej przerażony widz zmienia kanał szybkim ruchem palca. A kto im pomoże ? Inni - myśli tenże widz.

Wtorek. Na pierwszej stronie gazety zdjęcia ze zniszczonego wstrząsami ziemi Izmitu. Na zdjęciu widzimy klęczącą, zapłakaną kobietę, która gołymi rękoma wygrzebuje spod gruzów ciała swoich bliskich. Pod spodem reportaż - kilka liczb - dziesięć tysięcy ofiar, ranni, zaginieni. Zapis rozmowy z jakimś zrozpaczonym Turkiem, który właśnie utracił dorobek całego życia. A tysiąc kilometrów dalej przy herbacie czytelnik kończy czytać i przerzuca stronę, bo chce sprawdzić jaka będzie pogoda. A kto pomoże Izmitowi ? Inni - myśli tenże czytelnik.
Środa. Radio donosi o kolejnym dniu walk w Czeczeni. Niewyraźny głos spikerki, pośród szumów i trzasków, mówi coś o ofiarach, znów jakieś liczby. Jakaś bomba uderzyła w szkołę. Wśród trzasków radia słyszymy o śmierci szesnastoletniej dziewczynki. Tylu i tylu mieszkańców opuściło Grozny. Głodne dzieci, głodne matki, pokaleczeni ojcowie. Ale radiosłuchacz nie ma już czasu tego słuchać. Spieszy się na autobus. A kto im pomoże ? Inni - myśli tenże radiosłuchacz.

Czwartek. Kolorowy miesięcznik zamieszcza reportaż o dzieciach w małym afrykańskim kraju. Reportaż znajduje się pomiędzy wywiadem z projektantką mody o najnowszych kreacjach i poradami sercowymi dla nastolatek. Dowiadujemy się, że w tym małym afrykańskim kraju brakuje już nawet chleba. Ze zdjęć spoglądają na czytelnika smutne oczy małych, zagłodzonych istotek. Tym razem nie liczby a procenty. Zgony wśród noworodków, wśród dzieci w wieku szkolnym - wszędzie powyżej pięćdziesięciu procent. Ale nie ma czasu na wzruszenie. Bo oto na następnej stronie pani psycholog radzi co zrobić, aby rozkochać w sobie wymarzonego chłopaka. Młoda czytelniczka bez żalu zmienia stronę. A kto im pomoże ? Inni - myśli ta czytelniczka.

Piątek. Spacer po Warszawie. Na przejściu dla pieszych starszej pani pękła siatka. Pomidory rozsypały się po całej jezdni. Nieporadnie, zginając zmęczone życiem plecy, zaczyna ona zbierać pomidory. Niosła je dla wnuczki, tak bardzo chciała sprawić jej przyjemność. Piesi w milczeniu mijają staruszkę, wpatrzeni w jakiś nieistniejący punkt po drugiej stronie ulicy, spieszący do tylu ważnych spraw, nie widzą dramatu, który rozgrywa się na pasach. Światła się zmieniają - a starsza pani nie zebrała jeszcze wszystkich owoców. Jeszcze jeden, i jeszcze jeden, o tam jest jeszcze jeden. Zdenerwowani kierowcy trąbią. Jeden z nich kieruje do starszej pani kilka ostrych słów. Na twarzy staruszki pojawia się rumieniec wstydu, ciche "przepraszam", nieporadny uśmiech. Nie chciała, ale te pomidory. Kierowcy trąbią niemiłosiernie. Nie mogą sobie pozwolić na luksus czekania. A kto jej pomoże ? Ci co się nie spieszą - myślą kierowcy.

Ta sama Warszawa, kilka ulic dalej. Na trawniku leży mężczyzna. Ma czterdzieści, może pięćdziesiąt lat. Obok niego przewija się tłum przechodniów. Czasem, ktoś spojrzy od niechcenia w jego stronę, czasem ktoś szepnie pod nosem "pijak". Nikt nawet nie zatrzymuje kroku. Mężczyzna jest bardzo blady - być może zasłabł, może to coś z sercem. Oddycha nierówno. Tłum przechodzi obok. Czasem ktoś nawet myśli o nim, gdy znajduje się już w bezpiecznej odległości - czyli za daleko by zawrócić. Myśli wtedy. Może był chory ? Ale jest już za daleko. A kto mu pomoże ? Inni - myśli sobie tenże przechodzień

To nie jest wcale zapis jakiegoś koszmarnego tygodnia. To zwykły tydzień - taki jak wiele przed nim i wiele po nim. A teraz zestawmy ten opis z pytaniem: "Czy dziś są nam potrzebni miłosierni Samarytanie ?". Odpowiedź okazuje się być oczywista. Samarytanie nie tylko są nam potrzebni - są nam niezbędni. Żeby w pełni zdać sobie z tego sprawę przypomnijmy sobie kim był biblijny miłosierny Samarytanin. Otóż był to człowiek, po prostu zwykły człowiek, który widząc cierpiącego bliźniego pomógł mu. Opatrzył mu rany, zawiózł go do gospody, pielęgnował go, a nawet zapłacił za niego. A przecież ów Samarytanin nie wiedział kim był ten cierpiący człowiek. Bo tak naprawdę nie było to ważne. Najważniejsze było to, że cierpiał. I dlatego Samarytanin wyciągnął do niego rękę. "Cóż za niezwykły gest miłosierdzia" - krzyknie ktoś w porywie zachwytu. Czy na pewno niezwykły ? Może właśnie to czyn najzwyklejszy, a tylko my zapomnieliśmy już co znaczy miłosierdzie. I dlatego wyłączamy telewizor, przerzucamy strony, ściszamy radio, zamykamy gazetę i przechodzimy obok ludzi, którzy nas potrzebują. A każdy odruch miłosierdzia traktujemy jako czyjeś wielkie poświęcenie. A tymczasem to przecież zwykły, ludzki gest - pomóc cierpiącym. I nagle w toku codziennych spraw okazuje się, że ten gest nas przerasta ! Że zamiast wyciągać ręki cofamy ją. I okazuje się, że na zatłoczonej ulicy nie ma Samarytan. Jest za to tłum kapłanów i lewitów, którzy potrafią pięknie i szlachetnie mówić i załamywać ręce nad dzisiejszym nieczułym światem, ale gdy widzą cierpienie - przechodzą obok. Tak. Potrzebni nam są Samarytanie. Potrzebujemy ich bardzo wielu. Od zaraz. Są potrzebni starszym paniom, którym pęknie na pasach siatka; mężczyznom, którzy zasłabną na trawniku; kobietom, niosącym zbyt ciężkie zakupy; niewidomym, którzy nie mogą przejść na drugą stronę ulicy. Ale przede wszystkim potrzebni są nam - pozornie szczęśliwym i bezpiecznym. A przecież my potrzebujemy ich najbardziej. Bo widząc jak miłosierny Samarytanin wyciąga do kogoś rękę, czujemy dziwne kłucie w piersi i nagle okazuje się, że jesteśmy winni. Winni przejścia obok. Winni odwrócenia głowy. Winni niezauważenia. Samarytanie nie tylko pomagają cierpiącym, ale także uświadamiają nam, że w naszych sercach wciąż za mało jest miłosierdzia. A kiedy już zdamy sobie z tego sprawę (czasem potrzeba wielu Samarytan), wszystko staje się proste. Bo nagle okazuje się, że to takie dziecinnie łatwe powiedzieć: "Pomogę pani" i pozbierać rozrzucone pomidory; spytać: "Czy nic się panu nie stało" i pomóc wstać mężczyźnie. Okazuje się, że my też możemy być Samarytanami - i nagle stajemy się szczęśliwi. Bo prawdziwe szczęście to ciche "Dziękuje", w zamian za ofiarowaną przysługę. Ale to "Dziękuje" słyszą tylko Samarytanie. Dlatego niewielu jest ludzi szczęśliwych.

Samarytanie są nam niezbędni, ale czy znaczy to, że ich nie ma ? Nie ! Oczywiście, że są. Jest ich mnóstwo - tylko ciężko ich rozpoznać bo są tacy podobni do nas. Zwyczajni chłopcy, zwyczajne dziewczęta, przeciętne kobiety, normalni mężczyźni. Mijają nas na ulicach, w tramwajach, w sklepach, na poczcie. Na ich twarzach jest zwyczajny uśmiech, zwyczajna powaga, czasem grymas bólu - także zupełnie zwyczajny. Tylko ich oczy... trzeba patrzeć w oczy, bo to one zdradzają Samarytan. Ich spojrzenia nie błądzą po nieistniejących punktach, lecz zawsze po twarzach ludzi. Czuwają. Bo przecież ktoś może ich potrzebować. Po tym można poznać bezimiennych Samarytan.

Ale są także i bardziej znani - ci o których mówi się i pisze, choć oni niezbyt się o to starają. Oczywiście nikt nie może mieć wątpliwości, że na miano polskiego Samarytanina zasługuje Jurek Owsiak. Owsiak w swojej wspaniałej idei jaką jest "Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy" pomaga wszystkim - i dzieciom dla których zbiera pieniądze, i ludziom - od których pieniądze zbiera. Tym pierwszym ratuje życie - to oczywiste. A tym drugim ? A tym drugim pozwala znaleźć w sercu miłosierdzie - pozwala im pomóc innym, daje im szansę takiej pomocy. Większość z tych ludzi, którzy biorą udział w kweście na rzecz dzieci, zapewne nie zadała by sobie trudu, by wpłacić te pieniądze na konkretne konto. Bo ludzie zawsze się gdzieś spieszą. Dlatego Owsiak wychodzi im naprzeciw. Autor słynnego powiedzenia "Róbta co chceta" jest najlepszym potwierdzeniem mojej tezy, że Samarytanie są nam niezbędni. Kto wie, ile serduszek dawno przestałoby bić gdyby nie Owsiak; kto wie, ilu ludzi nigdy nie okazałoby miłosierdzia, gdyby nie on.

Wspaniałą Samarytanką była też, nieżyjąca już, ś.p. Matka Teresa z Kalkuty. O ile Owsiak, mimo wszystko znajduje się w świetle jupiterów, o tyle ona przeszła przez życie bardzo cicho, wręcz niezauważona. A przecież trudno wskazać osobę, która zrobiłaby dla ludzi tak wiele jak ona. Matka Teresa wyciągnęła rękę do tych, których wyrzekło się społeczeństwo, do stojących najniżej w systemie kastowym mieszkańców Indii. Wśród brudnych uliczek Delhi jej serce było jedyną ostoją dla tych, których nie szanował nikt. Gdyby nie ona, być może nigdy nie zaznali by miłosierdzia, być może uznaliby, że ludzie potrafią być tylko okrutni. Ale dzięki niej zobaczyli rąbek innego świata - świata Samarytan. I uwierzyli, że ich życie jest coś warte - bo ktoś poświęca im swoje życie. Czyż byłoby to możliwe bez Samarytanki.

Oczywiście wielu Samarytan odnajduje się nagle podczas klęsk żywiołowych i innych katastrof. Chyba wszyscy pamiętamy obrazki tysięcy Polaków usuwających w pocie czoła skutki powodzi, chyba każdy z nas widział Greków i Turków odwalających wspólnie gruzy zniszczonych trzęsieniem ziemi domów. I tylko szkoda, że trzeba wielkiej tragedii, by przypomnieć ludziom o miłosierdziu.

Czy potrzebni są nam Samarytanie ? Tak. Starałam się to udowodnić i mam nadzieję, że przekonałam wszystkich do mojego zdania. Bez Samarytan żyło by się bardzo ciężko - upadając nie mielibyśmy żadnej nadziei, że ktoś pomoże nam wstać. Bez miłosierdzia świat stałby się zimny i cyniczny. Samarytanie są nam potrzebni. Nam wszystkim. U progu XXI wieku kiedy nadrzędną wartością stał się sukces nieodłącznie związany z pieniądzem, bezinteresowni Samarytanie muszą przypominać nam, że nasz świat opiera się przede wszystkim na miłosierdziu. Na tym miłosierdziu, które pozwoliło Jezusowi powiedzieć: "Wybaczam", zanim umarł by odkupić nasze grzechy. Samarytanie są nam potrzebni. I nigdy nie będzie ich zbyt mało. "Idź i ty czyń podobnie" mówi Jezus kończąc przypowieść o miłosiernym Samarytaninie i zachęca tym samym do naśladowania czynu mieszkańca Samarii. Idźmy i czyńmy podobnie.

Czy tekst był przydatny? Tak Nie

Czas czytania: 9 minut