profil

Dialog między Elizą Orzeszkową, a Stanisławem Przybyszewskim na temat roli literatury i pisarza. Odwołaj się do ich programów.

poleca 85% 351 głosów

Treść Grafika
Filmy
Komentarze
Eliza Orzeszkowa

Stanisław Przybyszewski wyszedł z domu wyjątkowo wcześnie i szybkim krokiem ruszył w stronę parku. Cudownie czysta woda szemrząca w strumieniu i zapach świeżej trawy nie robiły na nim już żadnego wrażenia, gdyż spędził w Raju sporo czasu. Pomimo że była dopiero piąta rano wszędzie było zdumiewająco jasno. Powód do tak wczesnego wstawania Przybyszewski miał jeden: brak tłoku w oberży. Do niedawna lubił przebywać w tłocznych miejscach niestety ostatnio przeżywał trudne chwile i pragnął chwili spokoju. Nie tak wyobrażał sobie Niebo, brak seksu i alkoholu, przyjemności, które tak bardzo lubił sprawiały, że było mu nudno.
W parku nie było wielu ludzi, minął jedynie Pitagorasa łowiącego ryby na pomoście i wymienił ukłony z Bolesławem Prusem. Wszystko go denerwowało, miał ochotę rzucić kamieniem w śpiewającego na konarze starego dębu słowika. W oddali ujrzał szyld stojącej mniej więcej po środku parku oberży. Napis na szyldzie brzmiał: „U Św. Pawła”,
pchnął drzwi i wszedł do wnętrza. Od razu poczuł gryzący zapach przypraw i swąd palonego tłuszczu. Pomieszczenie było wystrojone w girlandy czosnku, a w kulminacyjnych miejscach wisiała na ścianie jemioła. Drewniany bar był wielki i masywny, a wiszące za nim półki uginały się od stojących na nich trunków.
„Wszystkie bezalkoholowe” – pomyślał artysta i spochmurniał jeszcze bardziej.
Nagle z kuchni wynurzył się gruby oberżysta w białym fartuchu i wycierając tłuste dłonie w fartuch zbliżył się do lady. Przez chwilę bezmyślnie wpatrywał się w Przybyszewskiego i szczerzył wielkie białe zęby w szerokim uśmiechu. Gdy napatrzył się już odezwał się grubym tubalnym głosem:
- Witam w moim skromnym przybytku szanownego pisarza, czym mogę służyć wielmożnemu panu.
- Specjalność zakładu i wodę – odparł szorstko Przybyszewski – mniemam, że nie ma dziś jeszcze żadnych gości?
- Nie ma, nie ma panie – odpowiedział na to wesoło gospodarz klepiąc się po tłustym brzuchu – jedynie wielmożna pani Orzeszkowa i wielmożny pan Tolkien śniadają w alkierzu.
To mówiąc zniknął z powrotem w kuchni.
„Eliza Orzeszkowa” – zastanawiał się Przybyszewski patrząc jak promienie światła z trudem przedostają się przez zasłony w oknach – „zawsze chciałem ją poznać”
Uśmiechnął się lekko i odważnie ruszył do alkierza. Pomieszczenie to niczym nie różniło się od poprzedniego oprócz tego że było dwa razy mniejsze, a w wiszące u sufitu girlandy czosnku wplecione zostały pęki ziół. W najciemniejszym kącie siedział John Ronald Reuel Tolkien i pykał fajkę. Jego spojrzenie padło jednak na kobietę siedzącą przy największym ze stołów. Gdy się do niej zbliżył dama podniosła wzrok znad miski zupy mlecznej i odłożyła łyżkę.
- Stanisław Przybyszewski – rzekł kłaniając się nisko i całując ją w rękę – zawsze chciałem panią poznać.
- Eliza Orzeszkowa – odpowiedziała dama z zaskoczeniem.
- Czy mogę się przysiąść? – spytał.
- Skoro pan musi – odparła i pochyliła się z powrotem nad miską.
Przez moment siedzieli w milczeniu, Eliza dokończyła już zupę i ze smakiem wgryzła się w pajdę chleba z dżemem gdy młoda drobna dziewczyna o niezwykle ładnych oczach w podskokach wniosła wielki talerz z daniem specjalnym i szklankę wody. Dramaturg klepnął dziewczynę w pośladek na co ta odpowiedziała piskiem i w podskokach opuściła alkierz. Orzeszkowa z obrzydzeniem zmierzyła go wzrokiem.
- Widziała pani co dzieje się na świecie – zagadnął po chwili pisarz w skupieniem nabijając na widelec dziwną zieloną kiełbasę.
- Nie rozumiem o co panu chodzi. – odparła kobieta głosem, który mówił: „Co ja zrobiłam złego że Bóg pokarał mnie takim towarzystwem przy śniadaniu.”
- O sztukę, o to jak mało jest w XXI wieku dla niej poszanowania – kontynuował Stanisław nie przejmując się złym nastawieniem pisarki do jego osoby - Czy nie uważa pani że kultura masowa to diabelski wynalazek?
- Nie zastanawiałam się nad tym – syknęła Orzeszkowa starając się spławić natręta.
- Za moich czasów było inaczej, sztuka była religią, a artysta kapłanem.
Pisarka nie odpowiedziała skinęła tylko głową i poczęła szykować się do wyjścia. Przybyszewski widząc że cel jego rozmowy stara się go opuścić postanowił zadać cios poniżej pasa.
- Sztukę, która ma jakiś cel i nagina się ją do wymagań i gustów społeczeństwa można z dużym powodzeniem przyrównać do przerzutego i lekkostrawnego obroku – rzekł dumnie i wypiął pierś.
Niestety spostrzegł że jego uwaga nie poskutkowała i publicystka nadal nosiła się z zamiarem wyjścia z oberży.
- A wie pani kim jest człowiek, który tworzy taki nędzny i przerzuty obrok. Myśli pani artystą. Otóż nie! Człowiek ten jest zwyczajnym wołem roboczym na usługach nieprzemyślanych idei!! – niemal wykrzyknął król polskiego modernizmu.
Twarz Elizy Orzeszkowej zmieniła kolor na ciemnoczerwony, a dłonie zacisnęła w pięści tak mocno że żyły na jej rękach niezwykle się uwidoczniły. Przybyszewski spostrzegł że biedna kobieta niemal traci panowanie nad sobą i uśmiechnął się w duchu gdyż właśnie o to mu chodziło.
„ Nie będzie mnie obrażał taki żółtodziób” – myślała gorączkowo autorka „Nad Niemnem” – „Być może uda mi się zmienić jego chore poglądy. Powinien zrozumieć prawdę jeśli oczywiście ekscesy alkoholowe i seks nie zniszczyły mu do końca szarych komórek.”
- Każdy kto tak myśli jest, przepraszam pana za wyrażenie, imbecylem – powiedziała siadając z powrotem na ławie – otóż pusta gadanina pozbawiona wszelkich idei, którą śmiał nazwać pan sztuką nikogo nie obchodzi.
- Zgadzam się z panią – przytaknął pisarce Przybyszewski – Ale wcale nie musi wszystkich obchodzić! Co ja gadam nie musi! Nie może! Prawdziwa sztuka jest przeznaczona jedynie dla elitarnego i wąskiego grona ludzi, którzy są wystarczająco inteligentni aby ją zrozumieć, a nie do wszelakiego pospólstwa, które powinno zająć się oraniem pola, nie podziwianiem sztuki.
- Po co dzieło na, które nikt nie zwróci uwagi i, które nikomu nie pomorze?
- Prawdziwy artysta droga pani stoi ponad światem! Nie oczekuje poklasku, nie pragnie uznania! Stoi ponad tłumem, ponad życiem, nie służy żadnej idei, nie identyfikuje się z narodem, nie...
- Nie identyfikuje się z narodem!!! – przerwała mu nagle niezwykle zbulwersowana Orzeszkowa - Jak pan śmie wygadywać takie rzeczy, nie ma w panu ani krzty patriotyzmu!? Czy naprawdę tak mało pan rozumie!? Artysta musi, nie powinien, musi uczyć lud miłości do swego kraju, miłości do Polski! Artysta powinien żyć wśród ludzi! Zwykłych, prostych ludzi. Zrozumieć ich i wspomóc ich radom, inaczej jest bezużyteczny i jedynie przeszkadza innym w osiągnięciu celów. Artysta musi się wsłuchać w głos swojego czasu. Trzeba żyć także wśród innych klas społecznych. Należy kochać ludzi i zarazem nienawidzić, wielbić ich i pogardzać nimi. Wtedy dopiero należy zebrać przemyślenia i obserwacje w jedno, ubrać je w ładną formę i oddać tłumowi. „...dopiero z uspokojonym sercem i ukołysaną myślą, w głębokich rozwagach nad widzianym i minionym, wszystkie iskry w jeden zebrać płomień, wszystkie światła w jedno zlać słońce...”
- Cytat z „Kilku uwag nad powieścią? – wtrącił nagle Przybyszewski.
- Czytał pan? – zdziwiła się zaskoczona pisarka.
- Oczywiście że tak.
- Jestem miło zaskoczona.
- A pani Confiteor?
- Słucham?
- Czy Confiteor pani czytała?
- Niestety nie! Ale postaram się nadrobić tę zaległość.
- Pomimo różnicy naszych poglądów chce pani czytać moje dzieło?
- Człowiek poznaje ludzi i świat nawet po śmierci. W gruncie rzeczy nasze spotkanie teraz pomaga mi poznać myśli człowieka o tak innym charakterze od mojego.
Orzeszkowa podniosła do ust wielki kufel wody i wypiła duży łyk. Przybyszewski rozejrzał się po alkierzu. Był całkowicie pusty gdyż J.R.R.Tolkien zdążył opuścić już lokal. Przez kolejne kilka minut artyści siedzieli w ciszy.
- Sądzę że nie przekonam pani do moich poglądów. Nie uda mi się otworzyć pani oczu na prawdziwą sztukę, która powstaje dzięki natchnieniu? – odezwał się nagle Przybyszewski i podrapał po głowie.
- Przecież zna pan odpowiedź na to pytanie. – odparła Orzeszkowa.
- Ale pani dzieła są biblią pauperum czy naprawdę pani tego nie dostrzega. Artysta zniżający się do wychowywania i kształtowania postaw nie jest godny miana artysty.
- Nie mogę się z panem zgodzić. Lud potrzebuje właśnie nas artystów abyśmy nakierowali go na odpowiednią drogę.
- Lud potrzebuje chleba, nie sztuki. Dzieła przeznaczone dla istot nie potrafiących myśleć to podręczniki. Zwlekanie sztuki z piedestału, sztuki, która jest przecież absolutem jest świętokradztwem.
- Piękna gadanina, brzmiący ale próżny dźwięk, cacko dobre do bawienia dzieci. Tym jest sztuka o, której pan mówi. Czas się obudzić proszę pana, koniec lunatykowania! Trzeba czuwać, słuchać, patrzeć i czuć, wyczulić wszelkie zmysły aby zrozumieć otaczających nas ludzi. Sztuka nie może pozostać w tyle za ludzkością bo stanie się niechciana, blada niezrozumiała i obojętna. Prawdziwy artysta jest mądry i twórczy, jest zrazem dumnym mistrzem ludzkości i pokornym jej uczniem, jest jej prawdziwym i oddanym przyjacielem.
- Nie! Nie! Nie! Nie tak! Nic pani nie rozumie!!! – zakrzyknął Przybyszewski tracąc kontrolę nad sobą – artysta jest nadczłowiekiem!!! Nie musi zwracać uwagi na prawa obowiązujące zwykły pospolity motłoch, nie zna ograniczeń, jest Bogiem, Panem Panów!!! Jego sztuka jest absolutem!!! Celem sama w sobie!!! Artysta jest najświętszy i najczystszy choćby mordował i żył w rozpuście!!!
- Proszę pana! Proszę się uspokoić! – Eliza Orzeszkowa wstała z ławy i wściekle spojrzała w pełne obłędu oczy Przybyszewskiego – Z powodu pana skandalicznego zachowania jestem zmuszona pana opuścić. Przykro mi to mówić ale jest pan człowiekiem chorym panie Stanisławie. Nie wiem jak pan trafił do raju z takimi świętokradczymi myślami? Widocznie Bóg także od czasu do czasu popełnia błędy.
To mówiąc pisarka obrażona opuściła alkierz. Przybyszewski siedział tu w ciszy i rozmyślał do ósmej kiedy to oberża rozpoczęła się powoli napełniać gośćmi. Jednak dopiero gdy wyszedł na dwór obłęd zniknął mu z oczu.


Czy tekst był przydatny? Tak Nie

Czas czytania: 9 minut

Teksty kultury