profil

Spowiednicy a syndrom poaborcyjny

poleca 87% 102 głosów

Treść
Grafika
Filmy
Komentarze

Zazwyczaj przed dokonaniem aborcji kobieta jest w stanie wymyślić sto i jeden doskonałych uzasadnień, dlaczego aborcja to nic złego. Niektóre z nich potrafią nawet skutecznie wmówić sobie, że usuwają ciążę dla dobra dziecka ("bo nie miałoby ojca", "bo jestem za młoda żeby się nim zajmować", itd.).

Rzadko kiedy kobieta może liczyć w takiej chwili na pomoc mężczyzny, z którego na myśl o alimentach pryska wszelki czar oraz urok osobisty. Zajmuje się głównie podsycaniem wszelkich kobiecych lęków związanych z ciążą i namawianiem jej do aborcji ("to dla Twojego dobra, kochanie"). W warunkach takiego nacisku emocjonalnego bardzo łatwo wykształcić w sobie przekonanie, że przecież to nie jest dziecko tylko "tkanka ciążowa", którą będziemy "usuwać".

Działanie tej autosugestii kończy się dopiero wtedy, kiedy jest już zbyt późno żeby coś zmienić. Gdy jest się w piątym albo szóstym tygodniu ciąży, łatwo jest sobie powiedzieć, że płód nie myśli, nie czuje, jest mu wszystko jedno. Gorzej jest kilka miesięcy potem, kiedy usiłujesz usnąć myśląc o tym, że ten "płód", byłby właśnie rodzącym się synem, albo córką.

"Zabieg", który był przeprowadzony zupełnie bezstresowo i na luzie, dopiero teraz zaczyna wywoływać silne uczucia. Pół roku "po" myślisz o nim więcej niż tego dnia, kiedy byłaś u lekarza. Czujesz wręcz, jak gdyby całe Twoje życie pękło na dwie połowy: "przed" i "po".

W ulotkach organizacji popierających aborcję można przeczytać, że "opierając się na badaniach bardziej wiarygodnych uznano, że chociaż problemy psychologiczne mogą wystąpić po aborcji, należą jednak do rzadkości".

No, cóż. Wygląda na to, że jesteś jedną z tych rzekomych "rzadkości".

Nie Ty jedna.

* * *

W psychologii nazywane jest to "syndromem poaborcyjnym". Opracowane zostały różne techniki pomagające kobietom pozbyć się tego uczucia.

Ale pozbywanie się go za wszelką cenę to nie jest dobry pomysł. Przede wszystkim musisz wiedzieć, że to uczucie jest całkiem sprawiedliwą oceną, jaką sama sobie wystawiłaś. Można sobie obiecywać, że już nigdy tego nie zrobisz - ale nie można odwrócić tego co już się stało. Można inne dzieci obdarzyć miłością. Nie można przywrócić życia tamtemu.

Zrobiłaś coś podłego, więc czujesz się podle.

Najprostszą metoda, żeby się tak nie czuć - to nie robić rzeczy po których tak się czujesz. Zamiast zastanawiać się jak pozbyć się poczucia winy - nie rób takich rzeczy po których czujesz się winna. Ta banalna rada skutkuje dużo lepiej niż tabletki antydepresyjne.

Bywa tak, że aborcja jest całkowicie efektem okoliczności zewnętrznych, na które kobieta nie miała wpływu, np. w pobicia ze strony mężczyzny. Wtedy jest również całkowicie niewinna tego co się stało.

Jednak za każdym razem gdy aborcja to świadoma decyzja kobiety, to syndrom poaborcyjny stanowi naturalną konsekwencję jej wolnego wyboru.

* * *

Jednak, to, że podjęłaś decyzję, której skutki są nieodwracalne, i że to była wyjątkowo głupia decyzja, nie znaczy, że masz spędzić resztę życia myśląc o tym.

Miejscem gdzie możesz uzyskać przebaczenie - jedynym takim miejscem - jest konfesjonał. Zwykły konfesjonał. Być może nie brzmi to równie egzotycznie jak kurs autohipnozy albo otwieranie czakramów, ale jest również druga różnica. W przeciwieństwie do czakranów, Prozacu i innych tabletek antydepresyjnych, to działa.

Działa - ale wtedy, gdy pójdziesz do kapłana prosić, by Chrystus udzielił przez niego przebaczania za popełnione grzechy, a nie po to aby wmówić księdzu, że właściwie nic złego się nie stało.

W niczym nie stoi to na przeszkodzie kontaktowi z doświadczonym psychologiem. Rola kapłana i psychologa doskonale się tutaj uzupełniają. Jednak nawet doświadczony psycholog nie jest w stanie uczynić co najmniej jednej rzeczy, którą może uczynić zwyczajny kapłan.

Nie może odpuścić Ci grzechów.

Czy tekst był przydatny? Tak Nie

Czas czytania: 3 minuty