profil

Tragizm Syzyfa i tragizm Prometeusza w postaci doktora Judyma

poleca 85% 869 głosów

Treść Grafika
Filmy
Komentarze
Stefan Żeromski

Każdy człowiek znajduje w swoim życiu jakiś porządek praw i wartości, które trzeba utrzymać i obronić. Obronić dla siebie i innych. Sens życia to wytyczenie jasnego, praktycznego i możliwego do zaaprobowania kierunku działania na przyszłość, a bez zaspokojenia tej potrzeby człowiek nie może funkcjonować normalnie. Od naszych decyzji, a tym samym od naszego systemu wartości zależy, jakimi się w ciągu życia stajemy, jak percypujemy otaczający nas świat i jak nań reagujemy.

Tomasz Judym, główny bohater „Ludzi bezdomnych” Stefana Żeromskiego od samego początku miał jasno określony stosunek do otaczającego go świata: trzeba go zmienić i ulepszyć za wszelką cenę. Nawet za cenę własnego szczęścia i miłości do ukochanej osoby. Dlaczego tak się stało? Co sprawiło ,że doktor Tomasz, człowiek oczytany, wrażliwy i wykształcony podobnie jak Prometeusz rezygnuje ze wszystkiego co ma i oddaje się pracy na rzecz ludzi biednych, bezdomnych, skrzywdzonych przez los? Po co bierze na siebie odpowiedzialność? Czym jest dla niego ten „przeklęty dług”, którym usprawiedliwia swoje postępowanie, syzyfową pracę, taką, która z góry skazane jest na przegraną?

Judym był synem warszawskiego szewca pijaka, od samego dzieciństwa zetknął się z nędzą i rozpaczą. Jego rodzinny dom, jak sam go określał, to: suterena, wilgotny grób pełen śmierdzącej pary. Ojciec wiecznie pijany, matka wiecznie chora. Zepsucie, nędza, śmierć... Ciotka, która wzięła go na wychowanie po śmierci matki prowadziła dość swobodne życie towarzyskie. Początkowo był on u niej chłopcem na posyłki, czyścił podłogi, mył naczynia. był bity i poniewierany. Tomasz sypiał w przedpokoju na sienniku, który wolno mu było rozłożyć dopiero po wyjściu wszystkich gości cioci. W późniejszych latach, kiedy ciotka wynajmowała pokoje, mógł iść spać dopiero wtedy, gdy wszyscy lokatorzy wrócili: kładł się więc spać ostatni, a wstawał pierwszy. To jednak ciotka umożliwiła mu zdobycie wykształcenia: wynajmowała tanio pokój studentowi, który miał przygotować Tomasza do egzaminów gimnazjalnych.

Dzięki wielkiej pracowitości i finansowej pomocy ciotki Tomasz zdobył wykształcenie. Mógł zapomnieć o dzieciństwie, założyć rodzinę, zarabiać uczciwie pieniądze lecząc bogatych ludzi. Jednak tego nie zrobił. Gehenna jaką przeżył, ta okrutna, pełna goryczy szkoła życia, której nigdy nie zapomniał miała stać się bodźcem jego późniejszej prometejskiej postawy. Jako młody i pełen ideałów lekarz, próbował zmienić otaczającą go rzeczywistość, działając w myśl pozytywistycznego hasła pomocy najuboższym. Wszędzie gdzie się pojawiał, natychmiast zauważał krzywdę i nieszczęście ludzkie. Nawet awans społeczny nie oddzielił go od środowiska, z którego się wywodził, w jego świadomości stale tkwiła myśl o robotniczym pochodzeniu.

Judym próbował zarazić swoim entuzjazmem warszawskie środowisko lekarskie, jednak to się nie udało. Jego plany zapobiegania chorobom poprzez podnoszenie poziomy higieny wśród najbiedniejszych warstw zakończyły się fiaskiem. Referat wygłoszony u doktora Czernisza powinien był uświadomić Tomaszowi jak ulotne i niemożliwe do zrealizowania są jego samotne plany Judym jednak nie zrezygnował. Twierdził, że wiedza sama w sobie nie ma żadnej wartości. Cenną czyni ją jej stosowanie. Innymi słowy Tomasz uważał, że nie jest ważne co wie, ale że ważne jest jedynie to, co robi.

Nie zniechęcił porażką, swoje ideały próbował urzeczywistnić również pracując w Cisach. Założył tam szpital dla miejscowej ludności. Opracował projekt osuszenia stawu, który był źródłem epidemii. Choć szukał wsparcia u Lesa-Leszczykowskiego i u członków komisji, która akurat znajdowała się w Cisach jego projekt został odrzucony. W wyniku kłótni z Krzywosądem wyrzucono go z uzdrowiska. I już po raz drugi zamiast działania opartego na kompromisach, filantropii i powolnym realizowaniu wyznaczonych celów Judym wybrał postawę nonkonformistyczną i radykalną. Nie godzi się z istniejącym stanem rzeczy i samotnie postanawia z nim walczyć. Znów ponosi klęskę i jak mityczny Syzyf kolejny raz musi zaczynać wszystko od nowa. Głaz, który toczył z tak wielkim wysiłkiem i poświęceniem na sam szczyt -runął. W jednej chwili została zniweczona cała praca, oddanie dla idei, której się poświęcił. I podobnie jak Syzyf, zaczyna znowu wszystko od początku.

W Cisach Judym odnowił znajomość z Joasia Podborską i zakochał się w niej z wzajemnością. Z ukochaną łączyła go prawdziwa więź duchowa: tym trudniej jest mu opuścić uzdrowisko. Przez krótki czas waha się, myśli o ułożeniu życia rodzinnego z Joasią, pogodzeniu się z Krzywosądem, ale w końcu postanawia wyjechać. Tomasz chciał być człowiekiem, który coś znaczy, żyć jak Prometeusz, czyli tak, że jego życie jest poświęceniem dla idei.

Decyzja o całkowitym oddaniu się biednym dojrzewała w czasie pobytu w Zagłębiu Dąbrowskim. Tomasz jest coraz bardziej osamotniony i niezrozumiany przez innych, postanowił całkowicie się poświęcić i zostać lekarzem najuboższych. Równocześnie stanął przed możliwością znalezienia szczęścia rodzinnego i założenia własnego domu.

W końcowej części powieści Żeromskiego odbywa się rozmowa Joasi i Judyma. Ukochana mówi o wielkiej miłości do Tomasz. Deklaruje, że pokocha wszystko co będzie pochodzić od niego: „te przedmioty staną się częścią mojej osoby, tak jak ręka, noga, może sama głowa, jak samo serce.” Jest zdolna poświęcić dla niego wszystko. Chce mu pomagać w leczeniu biedoty, równocześnie prowadząc ich wspólny dom: szczęśliwy choć inny od tego do czego ludzie przywykli bo „prosty i czysty”, wesoły z „polnymi kwiatami w glinianym wazonie”. Prosi Judyma o to, by ten dobrowolnie zrezygnował wraz z nią z bezdomności. Bo przecież: „każda istota ma swe gniazdo, swój dach. Mały skowronek – i ten...”. Pragnie założyć rodzinę by w końcu skończyło się jej „tułacze życie”

Judym odmawia, chociaż też żywi do niej uczucie: „ja tak cię kocham!”, chociaż nie wyobraża sobie bez niej życia: bez jej „czarnych, puszystych włosów”, bez jej „uśmiechów, które odsłaniają serce, jakby zdejmowały z niego zasłonę”. Zdaje sobie sprawę, że Joasia jest miłością jego życia, że na zawsze „budząc się w nocy i już nie śpiąc” będzie mieszkać w jego sercu. Czuje jednak, że musi się z nią rozstać: on jest przecież z „motłochu, z ostatniej hołoty”, ona pochodzi z „innej kasty”. Nie zrozumie nigdy biedoty, może tej biedocie współczuć i litować się nad nią, ale nigdy nie będzie mieć o niej realnego wyobrażenia, nigdy jej do końca nie ogarnie, bo się z tą biedotą nie utożsamia.

Tomasz przeżywa dramat, bo pragnie szczęścia, ale podobnie jak bohater „Dżumy” Camusa, Rambert uważa, że człowiekowi może być tylko wstyd, gdy jest jedynie sam szczęśliwy. Judym pyta się Joasi: „Polne kwiaty w doniczce, to tak... To dobrze... Ale czy można?” Czy należąc do motłochu ma prawo być szczęśliwy, gdy jego bracia „żyją i umierają od cynku”? Nie, on musi „rozwalić te śmierdzące nory”, w których mieszka biedota. Nie może bezczynnie patrzeć na ludzi, którzy „w trzydziestym roku życia umierają bo są już starcami” i na ich upośledzone i schorowane od małego dzieci. Tomasz jest lekarzem, odpowiedzialnym przed swoim sumieniem za to, co widzi.

Judym ma również do spłacenia „dług przeklęty”, który nie pozwala mu na założenie rodziny, kochania kogokolwiek. Musi wyrzec się wszystkiego, co mogłoby mu przeszkodzić w działalności na rzecz ludzi ubogich: „Nie mogę mieć ani ojca, ani matki, ani żony, ani jednej rzeczy, którą bym przycisnął do serca z miłością. [...] Muszę wyrzec się szczęścia. Muszę być sam jeden. Żeby obok mnie nikt nie był, nikt mnie nie trzymał!” Judym twierdzi, że walcząc z ludzką nędzą , z tym , aby z oblicza ziemi znikły „podłe zmory”, ludzie biedni, ubodzy, wykorzystywani, pozbawieni nadziei, on musi walczyć samotnie.

Tomasz wiedział, że każdy człowiek ma jakiś dług. Że długi i wierzytelności, zobowiązania, wdzięczność i zapłata to całe życie każdego człowieka. Doktor Judym miał potrzebę uczynienia czegoś dla biedoty. A może dla siebie? Bo tak naprawdę, to zawsze płaci się sobie, nie komuś. Każdy zaciągnięty dług spłaca się sobie. W każdym człowieku tkwi wierzyciel i dłużnik zarazem. Ludzie przychodzą na świat jako odrobina danego im życia, potem wciąż zaciągają i spłacają długi. Sobie. Dla siebie. Po to, by w końcu rachunek się zgodził.

Judym, by spłacić dług, był gotowy na wszystko: zdecydował się nie tylko na rezygnację z osobistego szczęścia, miłości ukochanej kobiety, spokojnego życia, ale też dobrowolnie podjął trud syzyfowej pracy, pracy bez widocznych efektów, więc niedającej żadnego zadowolenia ani satysfakcji.

Jak mityczny heros poświęcił się dla innych wbrew panującym zasadom. Doktor Judym jest bez wątpienia postacią tragiczną: bo dokonując wyboru, podejmując decyzję rezygnacji ze wszystkiego co miał i wszystkiego co mógłby mieć równocześnie skazuje się na nieszczęście i cierpienie. Przecież pomagając biedocie nie robi tego, bo chce, tylko dlatego, że musi. Robi to tylko i wyłącznie z poczucia obowiązku. Na początku kierowały nim szczytne ideały i marzenia, później został mu tylko obowiązek.

Dlatego zastanawiam się: czemu w naszym życiu wszystko, co sprawia nam radość, wszystko, czemu przypisujemy urok piękna, wszystko, co odziewamy w szatę ideału, kończy się czymś brudnym, głupim, nędznym lub podłym, dlaczego nietrwałość jest cechą absolutu, a wzniosłość i triumf nie są jego finałem? Miłość kona w znudzeniu, upodleniu lub zazdrości, dobroć w spektakularnych filantropiach, książka w składzie makulatury, konie wyścigowe w jatkach rzeźników, demokracja w tłumie, wolność w ZOO, sława w megalomanii, wiedza na śmietniku.

Czy tekst był przydatny? Tak Nie

Czas czytania: 8 minut

Teksty kultury