profil

Minotaur przebywa od narodzin sam w labiryncie. Napisz opowiadanie w pierwszej osobie o samotności potwora.

poleca 85% 336 głosów

Treść
Grafika
Filmy
Komentarze

Dziś znowu była u mnie matka. Płakała. Potem przyszedł ojciec. Zabrał ją, patrząc na mnie z obrzydzeniem. Wszędzie słyszę szepty, widzę pełne strachu i odrazy spojrzenia. Świat wiruje.
Ponownie budzę się z krzykiem.

Dziś chodząc po moim pałacu natknąłem się na pewną dziewczynę. Już ją wcześniej spotkałem, lecz gdy wtedy chciałem podejść do niej, uciekła szlochając. Teraz jest już martwa. Umarła z głodu. Bezsensowna śmierć. Przecież podzieliłbym się z nią jedzeniem, mam go pod dostatkiem. Ale ona bała się mnie...
W jej rzeczach znalazłem ołówek i czysty pergamin. Postanowiłem opisać swoje życie. Pisanie nie jest moim atutem, zawsze byłem lepszy w walce. Chyba właśnie dlatego ludzie się mnie tak boją.
Po co więc piszę, skoro nie sprawia mi to przyjemności? Ponieważ to, choć na chwilę, pozwala mi zapomnieć o samotności i cierpieniach z nią związanych. Mam także cichą nadzieję na to, że ktoś kiedyś przeczyta moje zapiski i spojrzy na mnie innym wzrokiem. Potraktuje mnie jak człowieka, a nie potwora.

Urodziłem się w rodzinie królewskiej. Mieszkałem w pięknym pałacu. Miałem wszystko, ale nie byłem szczęśliwy. Jedyną radością w moim życiu była matka. Tylko ona mnie prawdziwie kochała i jedynie ona nie patrzyła na mój wygląd. To właśnie jej zawdzięczam umiejętność pisania i czytania. Jedynie ona potrafiła mnie czegoś nauczyć i zaakceptować moją ułomność.
Odkąd pamiętam mój ojciec, król Krety, nienawidził mojej osoby. Nawet nie starał się tego ukrywać. Zawsze mną gardził i dawał mi do zrozumienia, że jestem tylko głupim, ohydnym potworem. Zabronił mi zabaw z innymi dziećmi oraz opuszczania pałacu.
Dziś myślę, że to właśnie przez niego ludzie brzydzili się mną. Nie mieli okazji mnie poznać i sądzili, że skoro jestem zamknięty w twierdzy, to muszę być naprawdę niebezpieczny.
Pewnego dnia ojciec zaprowadził mnie przed wielki budynek. Powiedział, że skoro jestem już taki duży, to muszę mieć swój własny pałac. Obiecał mi także, że będę mógł go opuszczać i spotykać się z ludźmi. Nie podejrzewając, że to podstęp podziękowałem ojcu i ochoczo pobiegłem zwiedzać mój nowy dom.
Początkowo byłem zachwycony. Rezydencja była ogromna, miała niezliczoną ilość pokoi, przejść, korytarzy i schodów. Po pewnym czasie znudziło mi się zwiedzanie zamku i chciałem skosztować upragnionej przez lata wolności. Miałem zamiar opuścić pałac, lecz nie mogłem znaleźć wyjścia. Nie potrafiłem nawet trafić do pomieszczeń, w których już wcześniej byłem.
Po kilkudniowych poszukiwaniach drogi do wyjścia załamałem się. Zrozumiałem wreszcie, że to był podstęp. Prezent, który uważałem za próbę pojednania, okazał się pułapką. Ojciec obiecał mi, że będę mógł opuszczać zamek tylko dlatego, że dobrze wiedział, iż nie ma stąd wyjścia. O, jaki ja byłem głupi!
Samotność zaczęła doskwierać mi jeszcze bardziej. Tam przynajmniej miałem matkę, widywałem służbę. Tu nie było zupełnie nikogo.
Chodziłem po labiryncie rozmawiając ze samym sobą. Straciłem już kompletnie nadzieję na odnalezienie wyjścia. Błądziłem jednak po labiryncie, bo siedzenie w jednej komnacie przytłaczało mnie jeszcze bardziej. Pewnego razu trafiłem do pokoju, w którym było pełno luster. Zbiłem wszystkie. Nie znoszę swojego oblicza. Nienawidzę siebie za to, że jestem potworem. Wszystkie moje niepowodzenia życiowe spowodowane są właśnie mym wyglądem. Gdybym prezentował się normalnie, to nie byłbym odrzucony oraz mógłbym cieszyć się wolnością i żyć tak jak inni.

Po kilku tygodniach poruszania się po labiryncie usłyszałem ludzkie głosy. Pomyślałem, że wreszcie przyszedł ktoś, kto mnie uwolni, lub chociaż ze mną porozmawia. Pełen nadziei pobiegłem w stronę, z której wydobywały się dźwięki. Wreszcie dotarłem do celu, odnalazłem grupę śmiertelników. Chciałem do nich podejść, lecz oni zaczęli uciekać. Słyszałem tylko łkanie niewiast i krzyk mężczyzn. Odszedłem pogrążony w jeszcze większym smutku niż dotychczas. Zrozumiałem, że przerażam ludzi aż do tego stopnia, że mnie nienawidzą. Płakałem, lecz tym razem po labiryncie nie niosło się tylko moje szlochanie. Słychać było zawodzenie ludzi, którzy byli tu uwięzieni wraz ze mną. Ich lament jeszcze bardziej mnie przytłaczał. Przypominał mi o moim kalectwie i brzydocie, o tym jak wielką odrazę i strach budzę w innych. Rozpacz tych osób nie pozwalała mi zapomnieć o mojej samotności.
Po pewnym czasie wszystko ucichło.
Któregoś dnia, gdy siedziałem w kącie i rozpaczałem, znowu usłyszałem ludzi. Postanowiłem podjąć jeszcze jedną próbę zaprzyjaźnienia się z nimi. Tym razem było jeszcze gorzej. Kiedy pojawiłem się przed nowoprzybyłymi nie dochodziło do mnie nic, poza okropnym wrzaskiem. Znowu została wyłącznie zauważona moja połówka byka, a nie człowieka. Kilu mężczyzn rzuciło się na mnie. Nie chciałem, ale musiałem walczyć. Zabiłem ich. Reszta grupy, z którą przybyli, przeraziła się jeszcze bardziej. Wszyscy wpadli w histerię. Nie pozostało mi nic innego poza ponownym zaszyciem się w samotności.
Dziś, po jeszcze kilku nieudanych próbach zbliżenia się do ludzi, żałuję tego, że wtedy walczyłem. Mogłem dać się zabić. Tak by było lepiej. Lepiej dla mnie i dla wszystkich innych. Śmierć jest zdecydowanie lepsza od odseparowania i tylko ona była by ulgą w mych cierpieniach. Jeśli jeszcze raz zdarzy się taka sytuacja, że ktoś będzie próbował mnie zabić, to z radością pozwolę mu na to.
Uwielbiam spać. Sen jest w pewnym sensie podobny do śmierci. Chciałbym wreszcie zasnąć i już się nie obudzić. Często śnię o matce. Jestem szczęśliwy. Zazwyczaj wtedy pojawia się ojciec. Znowu wszystko niszczy. Budzę się z krzykiem. Pomimo koszmarów lubię uciekać w świat marzeń. Wtedy nie myślę o męczarni codziennego życia i mym odosobnieniu. Odpływam do świata fantazji, gdzie nikt nie patrzy na mnie krzywo, przez pryzmat powierzchowności. W tej krainie mam wspaniałych przyjaciół, rodzeństwo i ojciec tolerują mnie, wszyscy jesteśmy zadowoleni. Żałuję, że nie mogę spać wiecznie.

Cisza. Nic, tyko cisza, wypełniająca wszystkie komnaty mego domu. Słyszę szelest papieru. Słyszę... kroki!! Ktoś zmierza w moim kierunku. Ale dlaczego dochodzą do mnie pojedyncze kroki? Z jakiego powodu przybysz jest sam? Wyjdę mu naprzeciw. Może on w jakikolwiek sposób ukróci moje katusze...

Czy tekst był przydatny? Tak Nie
Opracowania powiązane z tekstem

Czas czytania: 5 minut