profil

Obrona Jasnej Góry widziana oczami obrońcy

poleca 84% 2819 głosów

Treść
Grafika
Filmy
Komentarze

Nazywam się Janusz Kowalski, jestem jednym z niewielu prawdziwych żołnierzy, tutaj na Jasnej Górze. Umiem także w miarę dobrze pisać i korzystając z tej umiejętności opiszę przebieg walk ze Szwedami oczami wojaka.

Na początku zupełnie się nie spodziewałem, że ci zdradliwi poganie połaszą się na święte ziemie. Jednak chęć zdobycia bogactw „zmusiła” ich do złamania obietnicy, jaką nam dał Karol Gustaw, że klasztor zostawi w spokoju. Pierwsze informacje przyniósł do Klasztoru pan Babinicz, gdy przybył od razu prosił o rozmowę z przeorem. Młodzieniec zdawał relację z tego, co widział i wiedział bardzo długo, a na koniec się wyspowiadał. Ksiądz Kordecki potraktował przybysza, jak się dowiedzieliśmy, bardzo poważnie i nie długo potem została zwołana rada. Ustalono na niej, że należy się szykować do długiego oblężenia. Ja jako doświadczony żołnierz i puszkarz z zamiłowania uczyłem innych jak mają się zachować i ja postępować w walce. Gdy wszystko było gotowe: ludzie podszkoleni, zapasy z Częstochowy przywiezione, a cała okoliczna ludność schroniła się za murami klasztoru bądź w lesie, zamknęliśmy bramy i czekaliśmy. Była piękna pogoda, nic się nie działo przez kilka dni, aż pewnego dnia jeden z mnichów zobaczył mały czarny punkcik na horyzoncie. Zaprawiony w bojach Babinicz od razu poznał że to idzie zdyscyplinowana piechota Szwedzka. I po jakichś pięciu godzinach jego słowa się sprawdziły. Z wysokich murów wyraźnie widzieliśmy równiutko idące zastępy Luteranów, ku naszemu niezadowoleniu na samym końcu były armaty. Pod wieczór gdy Szwedzi rozłożyli się obozem pod naszymi murami, zobaczyliśmy posłańca zmierzającego w stronę zamkniętej bramy. Przeor Augustyn kazał go od razu wpuścić. Żądania Szwedów były oczywiście takie jak się spodziewaliśmy, chcieli żebyśmy oddali wszystkie nasze skarby. Kordecki oczywiście się nie zgodził. Zdenerwowani oblegający chcieli nas przerazić burzą ognia jaką nad nami rozpętali. Strzały ich były na szczęście chaotyczne i bardzo niecelne. My oczywiście odpowiedzieliśmy równie zajadle co celnie. Przy dziale które ja obsługiwałem obserwował pole bitwy Babinicz i widząc moje amatorskie i nieudolne strzelanie sam zajął miejsce przy moim dziale i razem ze swoim podwładnym zabili wielu Szwedów i zniszczyli jedną kolumbrynę. I tak wyglądał każdy dzień, za widnego strzelaliśmy a w nocy odpoczywaliśmy. Szwedzi przysyłali posłańców a przeor odprawiał ich z pustymi rękoma. Lecz pewnej nocy Babinicz postanowił wyprawić się na nocną wycieczkę do obozu wroga. Udało mi się z nią zabrać i mogłem podziwiać świetne dowództwo tego młodzieńca. Najpierw po cichu okrążyliśmy pierwszą linię Szwedów a potem z wielkim animuszem zaatakowaliśmy ich. Sam dowódca, kierujący oblężeniem ledwo uszedł z życiem. Niestety wydawało się nam że limit naszego szczęścia się skończył. Atakujący dostali posiłki w postaci największego działa w Szwecji. I właśnie ono prawie przebiło się przez nasz mur. Lecz w tedy Babinicz popisał się swoim ostatni bohaterskim czynem, a mianowicie poszedł w nocy do obozu Szwedzkiego i rozsadził kolumbrynę. Niestety po tym zniknął i nie wiem co się z nim stało.

Po tym wydarzenie upokorzeni Szwedzi musieli zrezygnować ze zdobycia tego, jak go nazywali kurnika. Bez dział, wielu dzielnych żołnierzy i honoru. A wszystko dzięki opiece boskiej. A ten dzielny Babinicz, o którym tyle opowiadałem, okazał się uważanym za zdrajcę Kmicicem.

Czy tekst był przydatny? Tak Nie

Czas czytania: 3 minuty