profil

Reportaż "Mimo trudnej sytuacji mamy siebie..." - może pomóc raczej tylko katowiczanom ;)

poleca 85% 165 głosów

Treść
Grafika
Filmy
Komentarze

Renata twierdzi, że tam gdzie mieszkają, słońce rzadko zagląda. Rzeczywiście, dzień jest paskudny, krople deszczu spadają niczym łzy na stare, zniszczone chodniki ulicy Gliwickiej. Czy znalazłam się tu przypadkiem? Może los chciał, abym stała się świadkiem sceny rozpaczy pod Urzędem Pracy w Katowicach i może po prostu było mi dane pomóc Renacie? Choćby w minimalnym stopniu...

- Ta kobieta potraktowała mnie jak śmiecia... – opowiada Renata. – Poszłam do Urzędu Pracy z nadzieją na jakieś dobre wiadomości. Że może wreszcie znajdzie się jakaś oferta pracy, taka dla mnie, na przykład w zakładzie fryzjerskim. Dowiedziałam się, że nie mam tam czego szukać i zostałam poproszona, jeśli można to było uznać za prośbę, o wyjście.

Właśnie wtedy, gdy tamtędy przechodziłam, Renata wybiegła z płaczem i, zapewne, wściekłością z Urzędu. Zatrzymałam się. Dookoła sporo ludzi, ale nikogo nie zmartwiła, ani choć na ułamek sekundy nie zainteresowała zrozpaczona młoda kobieta z małym dzieckiem na ręku. Tylko mnie...

Bałam się, ale jednak zapytałam, co się stało i czy mogę jakoś pomóc. Renata popatrzyła niepewnie. – Potrzymaj małego, proszę, ja muszę tam na chwilę wrócić. Po kilku minutach wyszła. Zobaczyła, że chłopczykowi nic się nie stało, że z uśmiechem na ustach ze mną „dyskutuje” i chyba właśnie w tym momencie mi zaufała. Również się uśmiechnęła. Tyle, że przez łzy...

- Wiesz... może nie wyglądam jak bisneswoman, ale nie pozwolę tak się traktować. Od roku już szukam pracy i... – nagle przerwała. – Ale ty pewnie gdzieś się spieszysz, nie chcesz tego słuchać. – Wręcz przeciwnie – odpowiedziałam. – To w takim razie może odprowadzisz mnie i Jaśka – zaproponowała. – Widzę, że się chyba zaprzyjaźniliście.

- Od dawna jest ciężko. Mieszkamy w szóstkę, z rodzicami, Jasiem i moim rodzeństwem. Tata ani mama nie pracują, zapomoga z MOPS-u to nasze jedyne źródło utrzymania. Wyobrażasz sobie? Wyżywić sześć osób... Od dwóch lat Jasiek jest moim największym szczęściem. Takim promykiem słońca. Gdy nie mam już siły szukać pracy, czasem nawet nie mam siły się martwić, czuję, że jednak mam dla kogo żyć! Najgorsza jest bowiem ta obawa o jutro. Że może za niepłacenie czynszu dostaniemy eksmisję i wylądujemy na ulicy, że nigdy nie znajdę pracy, że nie będziemy mieli za co jeść i w co się ubrać... – Renata przerywa na chwilę. Jaś widzi na wystawie sklepu misia, nie chce odejść, płacze. Kupuję mu dużego lizaka – tak łatwo uszczęśliwić dziecko. – Serce mi ściska w takich sytuacjach. Gdy widzę jak płacze, bo coś chce w sklepie, a ja muszę mu odmówić... Nie mogę sobie pozwolić na żadne szaleństwa, bo jutro moje siostry i brat nie mieliby za co zjeść śniadania. Staramy się z rodzicami uchronić ich przed jakimikolwiek przykrościami, ale wiesz jak jest... Do szkoły chodzą pieszo, nie ubierają się w markowe ciuchy, w plecakach zamiast pieniędzy na pizzę mają zwykłe kanapki z topionym serem. – Ile mają lat? – pytam. – Małgosia ma 7 lat, Tomek 10, a Ania 12. Wszyscy chodzą do podstawówki. Ja mam 19, rok temu ledwo skończyłam zawodówkę. To były moje najtrudniejsze momenty w życiu, mimo że zaczęło się tak pięknie. Poznałam wspaniałego chłopaka, byliśmy ze sobą prawie rok, miałam nadzieję, że wreszcie odmieni się mój los, planowaliśmy ślub... Gdy dowiedział się, że jestem w ciąży, wystraszył się i zniknął. Po prostu rozpłynął się w powietrzu. Nie wiem dzięki czemu postanowiłam jednak się nie poddać. Urodziłam Jasia, skończyłam szkołę. Teraz szukam pracy. Ale sytuacja jest, jaka jest. Mimo że bardzo chcę pracować i jestem zdrowa, nie mogę.

Ulica Gliwicka, zwłaszcza od podwórza, nie prezentuje się ciekawie. Stare, brudne kamienice, zniszczone chodniki, ludzie, którzy mimo paskudnej pogody i niskiej temperatury, są lekko ubrani. Nie mają pieniędzy... Dzieci biegają po ulicy, bez opieki, niczym bezpańskie psy. Czy w takim miejscu można znaleźć szczęście?
-Brzmi to absurdalnie, ale można – odpowiada pani Maria, mama Renaty.

Przyznam, że zaproszenie Renaty przyjęłam z lekką obawą. Może bramy kamienicy na ulicy Gliwickiej nie uznałam za bezpieczne miejsce, a może przez chwilę słuszne wydały mi się myśli, że wtrącam się w cudze życie? Jednak moment, w którym weszłam do mieszkania i z nieudawaną życzliwością przywitała mnie pani Maria, pozbawił mnie tych obaw. Nie wiem, jak to możliwe, ale w tym miejscu było czuć... ciepło... bezpieczeństwo... i miłość.

- Mimo tej trudnej sytuacji, mamy siebie. Może to brzmi jak z telenoweli brazylijskiej, ale nasza miłość pozwala przeżyć te ciężkie chwile – opowiada pani Maria, tuląc do siebie Jasia. – Może też niedługo los się odwróci i wreszcie wszystko zacznie się dobrze układać. Musi!

Czy tekst był przydatny? Tak Nie
Opracowania powiązane z tekstem

Czas czytania: 4 minuty

Podobne tematy