profil

Nowoczesnosć i feminizm - recenzja ksiązki Z. Melosika

poleca 87% 102 głosów

Treść
Grafika
Filmy
Komentarze

Recenzja książki Zbyszko Melosika
Tożsamość, ciało i władza.
Teksty kulturowe jako (kon)teksty pedagogiczne,

Wydawnictwo EDYTOR s.c., Poznań ? Toruń, 1996


Wstęp

Jako mężczyzna, pewnie powinien teraz powiedzieć, że feminizm to wynalazek diabła i że wszystkie te, które spaliły staniki, były opętane jakąś chorą ideą. Nie powiem tak jednak, bo zanim ukształtowały się moje poglądy na ów nurt społeczny, trafiła do mnie książka Zbyszko Melosika. A skoro napisał ją mężczyzna, czemuż więc mam powielać żałosne stereotypy nie znających się na rzeczy?
Literatura feministyczna od dziś jest przeze mnie poszukiwana i mile widziana na księgarskich półkach. Dlatego ochoczo zabieram się do przychylnej, mam nadzieję, recenzji nowo przeczytanej książki. Osobiście ubolewam nad tym, że kobiety nadal nie są traktowane jako niezależne jednostki, posiadające osobiste interesy i aspiracje, zaś panujące wokół stereotypy z góry skazują kobietę na potępienie bądź w najlepszym wypadku na krytykę, bez dania racji.

Kobiet czas

Książka, którą recenzuję, to typowo społeczne wydawnictwo, w niczym nie podobne do tych z dziedziny głośnego, agresywnego amerykańskiego feminizmu. Jej wartość to przede wszystkim realna opinia polskiego pedagoga. Pojawia się u niego rozróżnienie między płcią biologiczną (sex) a płcią kulturową (zwaną też rodzajem - gender), co nawiązuje bezpośrednio do przemian na Zachodzie w latach 70. Myśl książki pokazuje, że bariery, które uniemożliwiają kobietom pełną realizację, domaganie się swoich praw, to najczęściej bariery, które istnieją w nich samych. To w nich tkwią stereotypy, kalki różnych zachowań.
Czasami trudno uwierzyć im w swoją siłę. Są tak wychowane, tak wyćwiczone, że podoba im się sytuacja, kiedy są obciążone nadmiarem obowiązków, że podoba się, kiedy rezygnują z kariery, kiedy żartuje się na ich temat, kiedy pokazuje się jednostronnie jako piękne ikony, albo nie pokazuje się wcale, kiedy nie przystają do ideału piękna. A nawet, jeśli im się nie podoba, rzadko dostrzegają w tym wszystkim przejaw dyskryminacji. Ale na pewno im, feministkom się nie podoba. I dlatego chcą dla siebie lepszego świata. Ten świat przybliża im nieco książka Melosika.


Rozdziały kobiecości

Książka Melosika składa się z dziesięciu rozdziałów. W pierwszym pojawia się ogólny pogląd autora na filozofię, społeczeństwo, na życie. Widać w nim silny postmodernizm. Drugi i trzeci rozdział kreują koncepcję kobiecego ciała i tutaj chciałbym się zatrzymać.
Autor stawia tu na dyskurs mody, diet, obsesji pielęgnacji ciała. Obsesją kobiety jest ciało, w związku z tym pojawia się mnóstwo reklam, które wskazują na to, jakich kremów powinna używać, jakich farb do włosów, depilatorów, kosmetyków upiększających, jak powinna dbać o linię i co, w związku z tym jeść. Wszystkie wysiłki kobiety powinny skoncentrować się na tym, aby, jak najdłużej utrzymać młody wygląd. To, na ile kobietom to się udaje, stwierdzane jest przez pryzmat ocen innych, np. wnuczka zachwyconego gładką skórą twarzy babci, albo mężczyzny, który głaszcząc kobiece nogi, przepytuje ją z niemal detektywistyczną dokładnością, kiedy ostatni raz użyła swego depilatora.
Reklamy te niosą przekaz: Kobieta jest po to, by się podobać. Natomiast ciało jest jej wrogiem, który wciąż jej to zadanie utrudnia. Ciało stało się niewygodne, trzeba je opanować, doprowadzić do porządku. Nie wolno więc się pocić, bo jeśli się spocisz nie dostaniesz dobrej pracy, on nie umówi się z Tobą na randkę, nie zyskasz uznania otoczenia.
Reklamy utwierdzają kobiety w przekonaniu, że to, co związane z ich ciałem jest wstydliwe i powinno zostać skrzętnie ukryte. Ponadto pojawia się kobieta jako produkt. Jest przede wszystkim w reklamach skierowanych do mężczyzn. Pełni rolę ozdoby, kociaka, hostessy.
Ma przyciągać uwagę mężczyzn, dlatego tak często ten obraz pojawia się w reklamach samochodów, lub piwa. Czasem kobieta zostaje nawet utożsamiona z reklamowanym towarem. Jak np. w reklamie, gdzie nie wiadomo, czy samochód dodaje splendoru kobiecie, czy ona przekazuje mu swój erotyzm. (przykładem może być wersja fotograficzna tej reklamy, gdzie powstała dziwna hybryda: samochód z kobiecą głową!).
W większości utrwalają negatywne wzorce, bazują na stereotypowym podziale ról płciowych oraz stereotypie kobiety ograniczonej i zajętej wyłącznie przyziemnymi sprawami. Uwaga kobiet kierowana jest na zajmowanie się własnym ciałem. Ich tożsamość definiowana jest przez odpowiednio wypracowany wygląd. O tym niebezpieczeństwie mówi Zbyszko Melosik.

Foucalt na miejscu

W dziewiątym rozdziale Melosik interpretuje reprezentacje męskości w tekstach kultury popularnej. To rozdział poświęcony przede wszystkim mężczyznom. Ostatni rozdział to ogólne podsumowanie feminizmu Melosika oraz współczesnych nurtów feminizmu. Do tego rozdziału za chwilę powrócę. Dziś pytania o autentyczną kobiecą tożsamość wydają się, jak wynika z treści, najbardziej palące. Począwszy od wczesnych lat 80. wzorce kulturowe zajmują poczesne miejsce wśród czynników powszechnie uważanych za mające wpływ na rozwój zaburzeń jedzenia u wzrastającej liczby dziewcząt i młodych kobiet. Zwraca się uwagę na znaczenie środków masowego przekazu i dominujący w nich ideał szczupłego kobiecego ciała, na rolę reklamy, mody i przemysłu odzieżowego.
Powrócę do rozdziału ostatniego. To typowe podsumowanie głównych wątków oraz nawiązanie feministycznej dyskusji. Moim zdaniem rozdział ten zasługuje na szczególną uwagę. Przywoływana jest w nim postać postrukturalisty Michaela Foucalta, uważanego za niektórych za przewodnika w dziedzinie feminizmu.
Zgodnie z założeniem Foucaulta, "władzę sprawuje się nad tymi, którzy stają w obliczu wyboru, a jej celem jest wpływać na to, jaki on będzie" Jednym z najważniejszych obszarów walki o władze jest tu... ludzkie ciało. Jednocześnie zakłada się, za Foucaultem , iż ciało można poddać społecznej kontroli. Kultura Zachodu patrzy ?męskim okiem?, jak pisze Melosik, na ludzką rzeczywistość. Według teoretyków czy antyoświeceniowych feministek kultura Zachodu zdominowana jest przez męskie sposoby poznawania i reprezentacji.
Na zakończenie. Przemiany nie tylko w ustroju

Docierają do nas wzorce kulturowe. Zmiany ustrojowe sprawiły, że lansowane są inne estetyki. A nad wszystkim czuwa, jak pisze Melosik, męskie oko kultury Zachodu. Chodzi tu o nic innego, jak o kulturę Zachodu zdominowaną przez męskie sposoby poznawania i reprezentacji. . Melosik zauważa w tym rozdziale, że mężczyzna patrzy, zaś kobieta uzewnętrznia męskie spojrzenia. I oto właśnie chodzi w koncepcji ?męskiego oka?, z którym na co dzień żyje kobieta.
Jak widać, przełom 1989 r. w niczym nie przyczynił się do poprawy sytuacji kobiet. W ogólnym postępie i rozwoju systemu demokratycznego, kwestie kobiece zepchnięte zostały na dalszy plan. "Jeśli okres pierwszej Solidarności był jednocześnie procesem krystalizacji tożsamości 'mężczyzny - polityka', to sama demokracja ukonstytuowała się już jawnie jako 'męski świat'" - pisze Agnieszka Graff . To męska - nie kobieca - tożsamość uległa w Polsce wzmocnieniu i dookreśleniu w czasie ostatnich piętnastu lat. W owym "męskim świecie" - świecie uświęconych wartości i wymagań, gwałtownie zalanym przez produkty i wzorce amerykańskiej kultury, kobiecość - bardziej niż kiedykolwiek wcześniej - uwikłana została w antynomiczne oczekiwania i podwójne przekazy kulturowe. Tak więc przypuszczenie, że obecna sytuacja kobiet w Polsce stwarza dogodne warunki dla nasilenia się zjawiska anoreksji, wydaje się uzasadnione.
Kultura Zachodu, w której przyszło nam żyć, wiele mówi o człowieku uniwersalnym, o jego wartościach i dążeniach. Jednak najnowsze nurty w studiach feministycznych zaprzeczają, by ów humanistyczny wzorzec w równym stopniu dotyczył mężczyzn i kobiet. Uniwersalność człowieka stanęła pod znakiem zapytania, gdyż jak dotąd była ona pomocna w określaniu jedynie męskiej tożsamości. I książka Melosika ma ten znak zapytania zminimalizować.


Wstęp
Nasze wspomnienia ze szkoły średniej oscylują wokół różnego typu kształcenia. Nie zdajemy sobie z ich różnorodności sprawy do czasu, kiedy świadomie zaczniemy tę dziedzinę nauki i życia studiować.
Mieliśmy więc do czynienia z różnymi formami organizacyjnymi, inna była również przekazywana przez pedagogów treść.
Chcę przedstawić na swoim przykładzie system dydaktyczny w szkole, w której uzyskałem średniej wykształcenie. Było to Liceum Ogólnokształcące w latach 1987 ? 1991. Kadra nauczycielska w naszej szkole preferowała właściwie dość ujednolicony system kształcenia.

Moja szkoła
Lata, w których uczęszczałem do tej szkoły, były to czasy jeszcze przed reformą ustrojową, a więc zarówno społeczność nauczycielska, jak i uczniowska były społecznościami pełnymi wzajemnych antagonizmów. Jako pierwsze poruszę antagonizmy w gronie nauczycielskim. Polska była wówczas na etapie jednolitego programu nauczania, bardzo schematycznego i zamkniętego. Nie było w nim miejsca na kreatywność, nauczycielom pozostawała jedynie odtwórczość. Pierwsze lata mojej nauki w Liceum upłynęły właśnie w takie atmosferze ? jednolitego programu, odgórnie dyktowanych przez kuratorium zasad i obowiązków. Dopiero później w Polsce pojawiła się konieczność analizy programów nauczania.

Nowy program
Mój rocznik i tak był w stosunkowo korzystnej sytuacji, gdyż mimo całej centralizacji programów był w nim wprowadzany tzw. ?nowy program?. Mieliśmy więc nowe podręczniki do języka rosyjskiego, do historii, języka polskiego oraz wiedzy o społeczeństwie. Pozostałe jednak otrzymywaliśmy od starszych uczniów i zasady korzystania z nich oraz kolejność tematyczna pozostawały niezmienne. Nasza wiedzą, którą pobieraliśmy w szkole, w sposób raczej szczątkowy miała charakter praktyczny.
Raczej nie rozszerzała horyzontów myślowych ucznia, nastawiona była na opanowanie pamięciowe. Sytuacja zmieniła się dopiero w latach późniejszych choć, nie przeczę, już wówczas pojawiały się pierwsze jaskółki o ewentualnych zmianach podejścia do programu . Właśnie na tym tle dochodziło do antagonizmów między nauczycielami tzw. starej daty, a tymi, którzy przyszli tu uczyć dopiero po studiach. Ci drudzy mieli o wiele bardziej kreatywne pomysły, w jaki sposób można wykorzystać wiedzę zdobytą na lekcjach. Na przykład nauczyciel historii i wychowania obywatelskiego, podczas tłumaczenia nam czym jest władza sądownicza, zorganizował nam rozprawę sądową, której poziom decybeli i zbytnia swoboda wypowiedzi nie podobały się dyrektorowi oraz starszej kadrze. Wiedzę mieliśmy więc sprawnie i całościowo pakowaną do głowy ? przepraszam za kolokwializm ? a potem musieliśmy ową wiedzę zaliczyć na sprawdzianie, po czym zupełnie o niej zapomnieć.

Herbartowski intelektualizm
Antagonizmy, o których wspominam, dotyczyły również kontaktów nauczyciel ? uczeń. Do uczniów docierały pierwsze informacje o szkołach alternatywnych, w których można nosić długie włosy i kolorowe swetry i próbowali oni walczyć z przysłowiowymi wiatrakami. Często kończyło się to dla nich boleśnie ? nawet dyscyplinarnym postępowaniem.
Nauczyciele (zwłaszcza od matematyki, języka polskiego i przysposobienia obronnego) preferowali tradycyjny, herbartystyczny sposób nauczania. Niełatwo było uczyć się na lekcjach u nich, były one połączenie stresu, strachu i wmawianej sobie niewiedzy i poczucia bezwartościowości. Ten system, jak pisał Robert Dottrens, pedagog, cechował autorytaryzm, któremu dziecko musiało się bezwzględnie podporządkować, a także suchy herbartowski intelektualizm. Proces przyswajania wiedzy był realizowany zgodnie z koncepcją stopni formalnych, miał przechodzić przez stadia jasności, kojarzenia, systemu i metody ? jak zakładał Herbart.
A więc uczniom był przekazywany materiał, ze szczególnym naciskiem na rozwijanie umiejętności teoretycznych, np. w rozwiązywaniu określonego zadania za pomocą odpowiedniego wzoru, tylko tego, nie innego. Nauczyciel w takiej sytuacji wydawał polecenia, uczniowie mieli go słuchać, notować i na następnej lekcji odpowiadać niemalże z pamięci. Nauczyciel był więc czynnikiem procesu przekazywania uczniom wiadomości, dobierania treści. Celem wysiłków wychowawczych był tu nie tyle rozwój indywidualnych zdolności i zainteresowań, co raczej przekazywanie wiadomości. Uczniowie byli tylko odbiorcami. Cechami tego systemu wychowawczego był formalizm i rygoryzm. Aktywnością w szkole wykazywał się tylko nauczyciel, uczniowie byli biernym słuchaczami, nie tylko, gdy chodzi o lekcje, ale również w sytuacjach, gdy były na przykład organizowane święta szkoły czy też dyskoteki. To nauczyciele i dyrekcja autorytarnie narzucali termin, sposób organizacji, natomiast uczniowie musieli się tym decyzjom podporządkować. W szkole funkcjonował wprawdzie samorząd, ale służył on jedynie wymianie informacji w kontaktach nauczyciel ? uczeń, nie zaś współtworzeniu szkolnej rzeczywistości. Na takie sytuacje pojawiały się komentarze np. w Niemczech: Kiedy wszyscy milczą, a mówi tylko jedna osoba, mamy do czynienia z nauczaniem.

Deweyowski system
Przeciwieństwem tych nauczycieli był nasz historyk, który przejął nas w ostatnie klasie. Przyszedł od razu po studiach, wyjaśniał białe plamy historii, on nam pierwszy opowiedział na przykład o tym, co stało się 17 września 1939 roku z polskimi oficerami, skąd wziął się Katyń i Ostaszków. Nie spotkało się to oczywiście z aprobata dyrektora, który preferował poprzedni system, ale i ten pod skórą przeczuwał chyba ustrojowe zmiany, gdyż nie był już tak rygorystyczny i bezwzględny ideowo. Historyk ten zdecydowanie preferował system deweyowski. Nie trzymał się tradycyjnych ram na lekcji, nie zastraszał, nie wymagał wiedzy pamięciowej a jedynie dyskutował z nami, opowiadał i przez to zyskaliśmy wiedzę, która pozostała do dziś.
To my raczej dominowaliśmy na lekcjach, nie on. To my rozpoczynaliśmy dyskusję, my czuliśmy się animatorami zajęć. Nie było mowy o nudnych referatach i notatkach z nich, były za to klasowe konkursy wiedzy, łamigłówki, wycieczki w miejsca związane z historią naszego miasta. Jeśli chodzi o efekty dydaktyczne tego nauczyciela, najlepszym ich dowodem jest fakt, iż przed maturą połowa klasy zdeklarowała się, że rezygnuje ze zdawania matematyki na egzaminie na korzyść historii. Na jego lekcjach można było mieć osobowość, inwencję, własne myśli i opinie, samodzielność i wiarę we własne siły, o czym świadczyła ta właśnie nasza decyzja maturalna. Deweyowska teoria nauczania sprowadzała się do oparcia procesu nauczania na maksymalnym zbliżeniu szkoły i uczniów do życia. Uczenie się w tej teorii sprowadzało się nie do samych tylko książek, ale uczyła nas telewizja, opowieści i spotkania z interesującymi ludźmi.

Artystyczna współczesność
Natomiast nauczyciel plastyki prezentował zdecydowanie współczesną metodę wychowawczą. Jako artysta plastyk, był osobowością twórczą i sam w sobie już pobudzał nas do myślenia, kojarzenia, nie zaś kierowania się schematami. Uczył nas po prostu życia, i to życie uczył nas pokazywać środkami artystycznymi. Gdy mówił o potrzebie oddawania krwi, by uratować komuś życie, zadawał jako pracę stworzenie plakatu o tej tematyce.
Pamiętam, że jednym z plakatów, które zwróciły jego uwagę, był rysunek kropli krwi z naklejonym plastrem w kształcie krzyża. Mówił, że tak jak prosto można wykonać taki plakat, tak prosto należy traktować własne życie. Cechował się dużą intuicją, która pomogła mu choćby wówczas, gdy zmarła na nowotwór jego żona. Wiedział, że ta śmierć, mimo całego dramatyzmu, ma być czymś, co go wzmocni. Mówił nam o tym na lekcjach, my zaś słuchaliśmy go, malowaliśmy te nasze obrazy, wówczas pełne łez i cierpienia i zazdrościliśmy mu wewnętrznej siły. Samodoskonaliliśmy się i poznawaliśmy nie tylko sztukę, ale i życie, zrozumieliśmy też słowa Witkacego i Przybyszewskiego: sztuka dla sztuki.

Zakończenie
Po latach sytuacja stopniowo zmieniała się. Ostatnie lata mojej nauki w LO to już lata przemiany ustrojowej. Do szkoły weszła religia, niemile widziana przez komunistycznego w poglądach dyrektora szkoły, zmieniły się zasady matur, na których nie było obowiązku pisemnego egzaminy z matematyki, uczniowie mogli wybrać historię i biologię. Kiedy jednak opuszczaliśmy nasza szkołę, nauczyciele w niej pozostali i wiem, że większość z nich uczy do dziś. Wciąż reprezentują oni swoje metody wychowawcze i wiem, że mimo wszystko każdy z nich coś przekazuje, nieważne, czy jest herbartystą, deweyistą czy współczesnym.

Czy tekst był przydatny? Tak Nie
Przeczytaj podobne teksty
Opracowania powiązane z tekstem

Czas czytania: 14 minuty