Kiedy Igrzyska rozpoczęły się po znaku Cezara, otworzyłem klatkę i wypuściłem z niej lwy. Gdy podszedłem by upewnić się, że wszystkie wyszły z klatki, zauważyłem spokojnie leżącego przy bramie i jedzącego marchewkę lwa. Jak nakazują przepisy BHP nie zbliżając się dźgnąłem go dwa razy żerdzią w pośladek. Ni stąd, ni zowąd lew powiedział mi żebym się od niego odczepił. Nie miałem ochoty się z nim kłócić dlatego zacząłem go namawiać, ale drapieżnik nie miał zamiaru ruszyć się z miejsca i zjeść chrześcijan. Zapytałem go więc dlaczego właściwie nie chce wyjść. On mi na to, że jak chrześcijanie dojdą do władzy to rzymianie zrzucą całą winę na lwy i to one zostaną ukarane, zapewne śmiercią. Odpowiedziałem mu, że jego koledzy jednak skusili się na zjedzenie chrześcijan. Wtedy lew stwierdził, iż jego koledzy idą na byle co i że są prymitywni i są ciemnotą kolonialną. Poprosiłem tego lwa żeby jak chrześcijanie dojdą do władzy powiedział, że ja do niczego go nie namawiałem. On odpowiedział sentencjonalnie: „Dobro państwa niech będzie dla ciebie prawem najwyższym.” tyle że po łacinie aby dodać temu zdaniu większej powagi. Po tych słowach dalej zaczął jeść swoją marchewkę.