profil

Jak wpływa na wychowanie dziecka zaślepiona miłość rodziców – na przykładzie wybranych tekstów kultury oraz własnych obserwacji i przemyśleń?

poleca 85% 164 głosów

Treść Grafika
Filmy
Komentarze
William Szekspir

Rodzina - w ujęciu socjologicznym – jest podstawową grupą pierwotną złożoną z małżonków
i dzieci (także adoptowanych) oraz ogółu krewnych każdego z małżonków. Istotą rodziny są dwa rodzaje więzi społecznych: małżeńska i rodzicielska. Jest to grupa, która odgrywa szczególnie doniosłą rolę
w życiu społecznym, ponieważ spełnia funkcje prokreacyjne i socjalizacyjne. Zapewnia ciągłość biologiczną społeczeństwa. Zadanie socjalizacyjne rodziny polega na przekazywaniu dzieciom dziedzictwa kulturowego szerszych grup. Ważną rolę w rodzinie sprawują rodzice, którzy to zadanie spełniają. Wielu rodziców traktuje swoje dziecko jako „kontynuację samych siebie”, a więc chcą dla nich jak najlepiej, żeby dobrze się uczyły, miały powodzenie w życiu towarzyskim, żeby niczego im nie brakowało, żeby miały wszystko, czego oni nie mieli w dzieciństwie. Żeby na to wszystko sfinansować, trzeba więcej pracować, co wymaga poświęcenia więcej czasu, którego z kolei brakuje dla dzieci, a jeśli już jest to jest on poświęcany na odpoczynek. Żeby to zrekompensować kupuje się dzieciom prezenty, dostają one wszystko, co sobie zażyczą z wielką łatwością. Dzieci w takich okolicznościach łatwo się przyzwyczajają
do spełniania każdej ich zachcianki. Często zapominają, że to wszystko z miłości do nich i chcą ciągle więcej, i więcej. Miłość do rodziców przeradza się żądze pieniądza, w której opiekunowie są tylko źródłem pieniędzy. A gdy „źródło” odda całą swą wodę nie jest już potrzebne, dlatego niektóre wychowane zgodnie z tym schematem dzieci odwracają się od swych rodziców, gdy ci przestają je sponsorować. Zapominają, kto im dał życie, ubrał, wykształcił, dał wszystko, a to i tak dla nich za mało. Oczywiście
nie zawsze tak jest – nie zawsze, dochodzi
do sytuacji, kiedy przestają być szanowani, odwiedzani, a w ostateczności kochani. Ale jak
tu kochać za same pieniądze, bo na uczucia
nie starcza już czasu. Doprowadza do tego zaślepiona miłość, która podpowiada, że dzieciom wszystko należy „podać na tacy”, gotowe, że należy robić wszystko, byle ich nie stresować, by nie zaznały „ziarnka gorczycy”. Nie jest tak zawsze, ponieważ każdy człowiek jest inny, inaczej postępuje w danych sytuacjach, inaczej je przeżywa, inaczej kocha, czuje, posiada różną odporność psychiczną.
Jako przykład chciałbym tu przedstawić króla Leara – tytułowego bohatera dramatu Williama Szekspira „Król Lear” z 1606 roku.
Lear był tutaj królem Brytanii. Miał trzy córki -Gonerylę, Regonę i Kordelię, które bardzo kochał. Jako potężny władca posiadał wszystko, jeśli chodzi
o rzeczy materialne, o czym można było pomyśleć
w jego czasach. Jednak sprawowanie władzy zabierało mu dużo czasu przez ciągłe wyprawy wojenne, posiedzenia, zgromadzenia i tym podobne sprawy zawodowe. Nie mógł przez to znaleźć miejsca
w terminarzu dla dzieci. Dostawały one za to wszystko, wszystko – oprócz poświęcanego uczucia,
na które brakowało czasu. Ma skinięcie palcem dostawały, co tylko zapragnęły – suknie, błyskotki. Ojciec znosił ich wybryki i żądania, żeby załagodzić wyrzuty sumienia, z powodu zaniedbywania swych córek.
Gdy jego „z górą osiemdziesięcioletni” wiek męczy go, utrudniając panowanie, wpada na zaskakujący
i nieobliczalny pomysł, z których zresztą jest znany i postanawia podzielić królestwo między córki. Aby zachować właściwe proporcje nadania ziem, zwołuje radę królewską, przed którą córki mają przedstawić deklarację stopnia swej miłości do ojca. Goneryla
i Regana wygłaszają przemowy pełne pochlebstw
i banalnych wyrazów uczuć i szacunku, zaś najmłodsza Kordelia nie umie zamknąć swej miłości w ramy konwencjonalnego panegiryku. Ale czym jest miłość? Dla jednych jest to uczucie, którym pragną się dzielić z druga osoba, chcą dzielić z nią swoje radości, obawy... Dla drugich natomiast miłość jest to uczucie, którego nie są w stanie opisać. Gdy kochają, są przekonani o możliwości przeżycia czegoś wielkiego i niewyobrażalnego, niepowtarzalnego. Dzięki temu uczuciu są w stanie przenosić góry. A dla innych, to jest jeszcze coś innego. Lear nie był w stanie zrozumieć miłości córki, która nie umiała swego uczucia wyrazić. W starczym zacietrzewieniu daje wyraz podejrzeniom o brak uczuć Kordelii, wpada
w nierozumny gniew i wyrzeka się córki, dzieląc ziemię i władzę dwóm starszym. Po jej wyjeździe przebywa kolejno na dworze Goneryli i Regany,
które – zdobywszy upragnioną władzę i ziemię – traktują go lekceważącą i oschle. Przyzwyczajone tylko do brania, gdy ojciec nie ma już nic
do zaoferowania, nie zamierzają tolerować
jego popędliwych wybryków. Lear rozpoznaje własny błąd i już wie, że pod pięknymi słowami starszych córek nie kryła się prawdziwa miłość, i jaką krzywdę wyrządził Kordelii. Jedynie ona pośpieszy mu
z pomocą, ale przepłaci to życiem. Mamy tu przedstawiony przykład skutku, jaki wywiera zaślepiona miłość rodziców na wychowanie dzieci. Starsze córki Leara nie zostały obdarzone uczuciem miłości w dzieciństwie, bliskością, dlatego
nie potrafiły okazać go jak dorosły. Od małego miłość ich ojca do nich była okazywana, przez drogie przedmioty, do czego przywykły i celem ich życia stało się bogactwo, a nie szczęście, a w tym szczęście rodzinne.
Taką sytuację można też zaobserwować w rodzinie jednego z bohaterów „Stowarzyszenia umarłych poetów” N. H. Kleinbaum – Neila Perry. Jego rodzice byli tak zajęci pracą, że nie mieli zbyt wiele czasu dla niego, jednak bardzo go kochali i chcieli dla niego jak najlepiej. Nie chcieli, aby ich syn został aktorem, gdyż według niech, nie „wyżyłby” z niego. Pragnęli uchronić go przed porażkami i chociaż
na pewno chcieli, aby Neil był szczęśliwy, jednak
nie potrafili dać mu szansy, by przeżył życie
na własny sposób. Ten chłopak nie miał prawa do marzeń. Jego ojciec uważał, że wie lepiej od syna,
co jest dla niego dobre. Jego chęć spełnienia się
w upragnionym zawodzie – aktorstwie, była tak silna, że nie mógł znieść ograniczeń i zakazów ze strony ojca. Aby się od nich uwolnić popełnił samobójstwo. Uważał, że w życiu należy dążyć do szczęścia i jeśli on nie może tego robić, to uznał, że życie nie ma
dla niego sensu. Państwo Perry, dopiero po utracie syna, zrozumieli swój błąd, pędząc przez życie
z nastawieniem na „mieć”, a nie „być”, zatrzymali się na chwilę zastanowienia. Czy było warto? Na pewno nie! Gdyby dali mu spróbować zrealizować swe marzenia, na pewno by się to tragicznie
nie skończyło. Może Neil w zawodzie aktora nie miałby tyle pieniędzy, ile by miał robiąc karierę w zawodzie proponowanym przez ojca, ale na pewno by był o wiele szczęśliwszy. A o to chyba chodzi. Bo pieniądze mogą szczęściu pomóc, ale szczęścia na pewno nie dają.
W tym wypadku tak samo jak w „Królu Learze” zaślepiona miłość rodziców, która w tym wypadku przysłoniła widok na problemy i marzenia dziecka także zakończyła się tragicznie.
W podobnej do Leara sytuacji znalazł się Jan Jakub Goriot – tytułowy bohater realistycznej powieści „Ojciec Goriot” Honoriusza Balzaka.
Przed rewolucją był „prostym robotnikiem w handlu mąką, oszczędnym i dojść przedsiębiorczym, aby kupić interes swego pana, którego los uczynił ofiarą pierwszych rozruchów w 1789.” Interes ten okazał się „strzałem w dziesiątkę”, gdyż nieurodzaj doprowadził do olbrzymiego wzrostu cen zboża, dlatego szybko zarobił dużo pieniędzy. Gdy jego żona zmarła
po siedmiu latach pożycia małżeńskiego, całe jego uczucie skupiło się na córkach: Delfinie i Anastazji. Goriot dużo pracował, a dla córek nie miał za dużo czasu, jednak rekompensował im to, dając pieniądze i spełniając wszystkie materialne zachcianki. Ubóstwiał je i wychowywał jak księżniczki otaczając je zbytkiem i nie szczędząc dla nich pieniędzy. Mimo wielkiej miłości nie przekazał im wartości duchowych, znały tylko materialne. Dzięki jego fortunie „dobrze” powychodziły za mąż. Dostały się do wyższych sfer, tam gdzie prostemu, niewykształconemu i niemającemu nazwiska szlacheckiego człowiekowi wstęp był wzbroniony. Na początku mieszkał z nimi, jednak z czasem musiał się wyprowadzić od nich. Sam mówił, że się wyprowadził, aby nie przeszkadzać swoim ukochanym dzieciom. W rzeczywistości jednak został prawie siłą wypchnięty za drzwi. Musiał zmienić cel i sens swego życia, aby Delfina i Anastazja były zadowolone. Odwiedzał je po kryjomu - wchodził kuchennymi schodami, a one odwiedzały go tylko, gdy potrzebowały pieniędzy. Był przez nie upokarzany, jednak one nie podzielał tego zdania, a w zasadzie sam tego nie dostrzegał, ponieważ żył nie swoim życiem, a swoich córek. Był w nie zapatrzony do tego stopnia,
że miłość przysłoniła mu obraz na ich prawdziwą naturę – że one nie kochają jego, lecz jego pieniądze i majątek. Jego ślepa, namiętna, nienaturalna wprost miłość do dzieci, jego obsesja na tym tle
i bezgraniczne oddanie dla nich doprowadziły
do biedoty. Jemu to nie przeszkadzało, był chętny spełniać każdą ich zachciankę, nawet za cenę własnych największych wyrzeczeń, wyzbywając się stopniowo wszystkiego, co ma. Był gotowy na wszystko, byle tylko zapewnić szczęście swoim dzieciom. Uważał je za ideały, którymi nie były. Utrzymywał nawet kochanków córek, wykupywał ich weksle. Pieniądze, które miały zapewnić córkom szczęście, a jemu wdzięczność, zrobiły spustoszenie moralne w sercach obu córek. Ojciec Goriot jest niewątpliwie postacią tragiczną, jednak z własnej winy, ponieważ kiedy córki były małe on tylko im dawał, a nie wymagał. Obie dziewczyny miały już jako nastoletnie dziewczyny swoje własne powozy, co w środowisku drobnomieszczaństwa było zjawiskiem rzadkim, wręcz niespotykanym. Chorym wytworem umysłu Goriota było zaburzenie korelacji, między osobą rodzica, a dzieckiem, postawienie osoby dziecka na pierwszym planie, kiedy jego wnętrze duchowe jest jeszcze niewykształcone i niewłaściwe wychowanie prowadzi do utraty wszelkich uczuć. To,
że córki nie przyszły do umierającego ojca, jest wielką zniewagą w stosunku do niego. Obowiązkiem wręcz jest być na łożu śmierci ojca i wysłuchać ostatniej woli, która jest święta. Jednak wycisnąwszy z ojca ze wszystkich pieniędzy, nie widziały już żadnego celu w odwiedzaniu go. Ale tak jest często, że gdy człowiek opiera się wyłącznie na wartościach materialnych może czekać go rozczarowanie i klęska. Kordelia z „Króla Leara” nie postępowała w stosunku do ojca tak, jak jej siostry. Może dlatego, że była bardziej dojrzała i wykształcona psychicznie od nich. Charakter córek Goriota i Leara, ich sposób odnoszenia się do własnego ojca jest wynikiem długotrwałego procesu wychowywania w duchu materializmu. Brak w nich było uczuć, których później trudno było oczekiwać. Człowieka na życie należy wyposażyć w bagaż wartości duchowych. Tragizm króla Brytanii i „króla” makaronu jest wynikiem jego własnych działań i zgubnego wpływu społeczeństwa.
Jeszcze jednym ojcem, którego chcę przedstawić, który kochał swe dzieci ponad wszystko, Dawał im,
co tylko chciały, Jest to ojciec „syna marnotrawnego”, bohatera przypowieści o synie marnotrawnym. Pewnego dnia, wpada na taki pomysł jak Lear i postanawia podzielić swój majątek między swoich dwóch synów. Młodszy syn, jak dostał swoją dolę, opuszcza Dom rodzinny. Przedkłada własne sprawy nad obowiązek względem ojca, któremu wszystko zawdzięcza. Nie ma zamiaru pomagać ojcu, jak jego starszy brat, któremu pieniądze z podzielonego majątku nie uderzyły mu do głowy. Ojciec mógł temu zapobiec. Nie musiał dzielić majątku. Jednak jego ślepa ufność nie pozwoliła mu przewidzieć skutków. Syn marnotrawny, gdy wydał wszystkie pieniądze wrócił do domu, gdyż wiedział, że ojcowi ich nie brakuje. Nie znamy dalszych losów historii i nie wiemy czy się zreflektował, czy po jakimś czasie znów zagarniając pieniądze od ojca, bazując na jego ufności, znów odszedł od niego.
Jednak nie tylko ojcowie popełniają błędy wychowawcze wywołane ślepą miłością. Przykładem jest tu matka Aliny i Balladyny, tytułowej bohaterki tragedii Juliusza Słowackiego „Balladyna”. Po śmierci ich ojca samotnie wychowywała córki. Wiedząc,
że dziewczynki są pozbawione ojca, starała się,
aby nic im nie zabrakło. W jej wychowywaniu zabrakło uczuć. Może dlatego, że wychowywała je samotnie
i nie była w stanie poświęcić obu córkom tyle uczucia, ile by miały od obojga rodziców. Balladyna – piękna, wiejska dziewczyna o mrocznej urodzie
i silnym charakterze jako cel w życiu postawiła sobie bogactwo i władzę. Była ich tak żądna, że dla
ich zdobycia zdecydowała nie cofnąć się przed niczym. Żeby poślubić możnego Kirkora, porzuca wiejskiego zalotnika i zabija siostrę, z którą o niego rywalizowała. Gdy już jest panią na zamku nie chce mieć nic wspólnego ze soją przeszłością. Pogardliwie odtrąca dawnych sąsiadów ze wsi. Nie chce mieć
z dawnym życiem nic wspólnego i być z nim utożsamiana, więc matkę – wieśniaczkę usuwa z komnat do pokoiku na wieży. Mimo, że została przez nią wychowana, dostała od niej wszystko – życie,
nie znaczy dla swojej córki nic i jako dowód
na to wypiera się jej, a później wygania całkowicie
z zamku. Może to być skutkiem zbyt małego poświęcanego uczucia w połączeniu z wychowaniu
o wartości materialne. Ich rodzina była biedna,
więc na pewno matka chciała, aby ich córki miały lepszy los – były bogatsze. Balladyna zostaje ostatecznie za wszystkie zbrodnie – zostaje uderzona piorunem.
Przykład niewdzięczności dzieci za wszystkie dobrodziejstwa, jakie dostały od rodziców przedstawił ksiądz na wczorajszym rekolekcyjnym kazaniu
o rodzinie z czwórką dzieci – trzy dziewczyny i jeden chłopak. Była to rodzina dość zamożna. Ojciec Dał synowi wszystko, co tylko zapragnął. Wykształcił go, dał samochód, działkę. Ksiądz nie przedstawił szczegółów, jednak syn wyprowadził się z domu
i mieszkał na działce, a ojca wyzywał, jak zjawił się u niego na działce. Mimo, że detale nie są mi znane, wydaje mi się, że zaistniała tu sytuacja, jaką możemy zauważyć, między innymi w „Ojcu Goriot” czy „Królu Learze”. Syn był przyzwyczajony, żeby brać. Był wychowany w oparciu o dobra materialne,
więc nie potrafił okazać uczucia.
Podobnym kochającym ponad wszystko swe dzieci ojcem jest Bóg. Bóg stworzył nas wszystkich
i dla swych dzieci zrobił wszystko – stworzył dla niego cały świat, w którym żyje, niebo, ziemię, rośliny, zwierzęta, morza i oceany. Bóg stworzył człowieka, aby Pana Boga znał, czcił, kochał i służył Mu. Jednak, już pierwsi ludzie – Adam i Ewa okazali nieposłuszeństwo względem Pana Boga. Mieli w raju wszystko, a to dla nich było i tak za mało
i nie potrafili uszanować jednego zakazu.
W dzisiejszych czasach niewiele osób myśli o Bogu,
a jeśli już to nie oddaje należnej Mu czci. Ludzie najczęściej o Bogu przypominają sobie o Nim dopiero
w trudnych chwilach, zupełnie jak córki Goriota, które odwiedzały go tylko, gdy potrzebowały pieniędzy. Tak samo jest z nami – wszystkimi ludźmi. Bóg jest nam potrzebny tylko, żeby pomógł w trudnych chwilach, a jeśli nam nie pomorze potraktujemy Go, jak Delfina i Anastazja, gdy Goriot oddał im
już wszystkie pieniądze – nie będziemy chcieli
Go znać. Jednak Stwórca jest wszechmogący, a więc może zmienić postępowanie ludzi, jednak dał im wolną wolę. Jest też najmędrszy, a więc wie, co robi. Wie, że nie wszystkim ludziom, jak osiągną sukces, woda sodowa uderzy do głowy i że nie odwracają się
od swych dobroczyńców, którym wszystko zawdzięczają.
Wolna wola sprawia, że każdy człowiek jest inny i inaczej postępuje w okolicznościach, w jakich znaleźli się przez los. Jak już wspomniałem,
nie wszyscy się odwracają od rodziców, gdy ci ich
nie rozumieją. Niektórzy przeciw losowi się buntują, chcą go zmienić. Jako poparcie zobrazuje historię jednego z moich kolegów „z podwórka” – Łukasza. Łukasz jest jedynakiem, więc rodzice chcą dla niego jak najlepiej, jest ich „oczkiem w głowie”. Żeby zapewnić mu wszystko, żeby niczego mu nie brakowało muszą dużo pracować. Mają swój sklep w centrum miasta i handlują nawet w święta. Przez to nie mają
dla niego za dużo czasu. Ale za to ma wszystko,
co chce – komputer, „komórkę”, wieże, modne ubranie. Jedyne, czego mu brakuje to uczucie. Rozumie,
że pracują miedzy innymi dla niego, gdyż ciężko
w tych czasach o prace i nie mieliby co jeść,
ale wolałby, żeby więcej czasu z nim spędzali. Gdy są w domu, jak chce z nimi porozmawiać o problemach
lub o czymkolwiek innym, spławiają go, dając
do zrozumienia, że chcą odpocząć. Chłopak albo chcąc zwrócić na siebie uwagę, jako formę manifestacji, albo chcąc im zrobić na złość, najpierw zaczął palić papierosy. Miał wtedy 13 lat. Później przyszedł
po sylwestrze pijany do domu. Później okradł swojego kolegę, u którego był na tym właśnie sylwestrze,
ze sprzętu wartego ponad tysiąc złotych. Sprawa się nie wyjaśniła do dziś, a on, mimo że był podejrzany, nie zostało mu nic udowodnione. Jego rodzice tak są
w niego zapatrzeni, że nawet nie przeszło im przez myśl, że to mógł być on. Nawet jak mama poczuła
od niego papierosy uwierzyła mu, gdy mówił,
że nie palił. Jej zaślepienie przysłoniło jej fakty, w które zwątpiła po słowach syna. Ostatnio
do nałogowego palenia doszły Łukaszowi narkotyki, które bez problemu „wchłaniają” ciężko zarobione pieniądze rodziców. Z wzorowego ucznia, stał się
jak na razie uczniem średnim.. Łukasz jest teraz
w trzeciej klasie gimnazjum niedługo będzie szedł
do liceum. Czy się „weźmie w garść”? Czy
zreflektuje się i zmieni swe postępowanie? Czy rodzice zaczną się nim interesować i poświęcą
mu więcej uwagi? Pytania można mnożyć,
jednak co będzie dalej – nie wiem. Można się jedynie domyślać.
Rodzice powinni zrozumieć, że dziecko należy wyposażyć w bagaż uczuć. Że nie zrobi za nich tego szkoła czy Kościół. Że dziecku powinno się poświęcać więcej czasu, żeby pamiętali jak dorosną, komu zawdzięczają swoje życie, z kim spędzili dzieciństwo, że zawdzięczają wszystko rodzicom. Rodzicom, którzy zawsze podnieśli na duchu w potrzebie. A jeśli
w trudnych chwilach „pomagały” im narkotyki,
to nie będą ich szanowali. Dobra materialne
to nie wszystko, to nie powinien być cel życia. Najważniejsze jest szczęście, dlatego rodzice powinni wychowywać swe pociechy, żeby były szczęśliwe,
a nie żeby nie brakowało im dóbr materialnych.

Czy tekst był przydatny? Tak Nie
Opracowania powiązane z tekstem